„Podwójna świadomość”, to powieść, która łączy w sobie
elementy fantastyki naukowej z realnym życiem. Bohaterem
jest starszy człowiek który doznaje zawału serca
i traia do szpitala. W trakcie reanimacji doświadcza niezwykłych
doznań. Jest przekonany że nie żyje w dosłownym
tego słowa znaczeniu. Jednocześnie jego życie trwa
dalej, ale tylko jako jego świadomość, która została skopiowana
z jego mózgu i przeniesiona na specjalny nośnik.
Mark, mój bohater poznaje piękną kobietę, profesor Ann.
Ona wprowadza go w inny świat, świat życia w innej formie,
w postaci sztucznej świadomości. Razem przeżywają
różne przygody. Zwiedzają nie tylko szpitalne laboratorium
ale również miasto w którym dotychczas mieszkał
. Poznają też różne ciekawe miejsca w Stanach. Cały czas
prowadzą z sobą interesujące rozmowy o najnowszych
osiągnięciach w dziedzinie medycyny i nie tylko. Te dwa
światy opisane tutaj, przenikają się wzajemnie, sprawiając
wrażenie że to może dziać się naprawdę. Po pewnym
czasie bohatera tego opowiadania udaje się uratować.
Wraca on do realnego świata, ale czy na pewno?
Podwójna świadomość
ROZDZIAŁ I
Obudziłem się. Chciałem otworzyć oczy i nie mogłem.
Co jest? Przecież skoro już nie śpię mogę przecież wstać.
Niestety nie było to takie proste. Odkryłem że nie tylko
nic nie widzę ale w dodatku nie mogę się ruszać. Zaniepokoiło
mnie to, lecz pomyślałem że widocznie nie całkiem
się obudziłem. Spróbowałem ponownie. Nic z tego. Nie
mogłem wykonać żadnego ruchu. Co się dzieje? Zaniepokoiłem
się nie na żarty. Byłem świadomy ale bezwolny.
Jestem sparaliżowany pomyślałem. Wpadłem w panikę.
Chciałem natychmiast otworzyć oczy i wstać. Próbowa-
łem wszystkiego. Niestety bez efektu. Nie czułem nic. Żadnego
ruchu, żadnego bólu. Zacząłem panikować. Byłem
pewny że serce zaraz wyskoczy mi z piersi a ciśnienie rozsadzi
mi głowę. Nic się jednak nie wydarzyło. Powoli
uspokajałem się. Uświadomiłem sobie że wszystko co się
ze mną dzieje jest jakieś dziwne. Takiego uczucia jeszcze
nie doświadczyłem. Z jednej strony wydawało mi się, że
zaraz oszaleję ze strachu. Jednocześnie byłem jakoś dziwnie
spokojny. To było niesamowite uczucie. W miarę jak
się uspokajałem, czułem zadowolenie. To jakaś paranoja.
Nie mogę się ruszać, nic nie widzę a ja się cieszę. Z całą
pewnością zwariowałem. Tylko w ten sposób mogłem to
wytłumaczyć. Postanowiłem próbować wszystkiego, aby
chociaż otworzyć oczy i coś z tego zrozumieć. Niestety nic
z tego nie wyszło. Wysiłki które podejmowałem nie przy-7
nosiły efektu a ja czułem się dziwnie spokojny i zadowolony.
Postanowiłem przypomnieć sobie wszystko co dzia-
ło się wcześniej. Może w ten sposób znajdę wytłumaczenie
tego dziwnego stanu w którym się znalazłem. Wytęża-
łem wszystkie siły by móc przypomnieć sobie wszystko
co działo się w ostatnich godzinach. Nie szło mi to zbyt
dobrze. Obrazy wytworzone w mojej głowie były niewyraźne,
zamazane i wirowały tak jakby były pod „wpływem”.
Co się dzieje? Czyżbym był naćpany? Na pewno nie.
Przecież nie korzystam z tego rodzaju używek. Pijany?
Też niemożliwe. Po jednej lampce wina wypitej wieczorem
moje myśli nie mogły oszaleć. „Spokojnie człowieku”.
– Powiedziałem do siebie. To musi się jakoś wyjaśnić.
Może spróbuję zasnąć i obudzić się ponownie. A może ja
po prostu śpię i wszystko mi się śni? To by tłumaczyło
trudności z przypomnieniem sobie tego co działo się kilka
godzin wcześniej. Postanowiłem uspokoić myśli i zasnąć,
jeśli rzeczywiście nie śpię. Leżałem tak dość długo. Godzinę
a może dłużej. Nie byłem w stanie tego ocenić. Niestety
w dalszym ciągu nic się nie zmieniało. Ani nie zasnąłem
ani nie obudziłem się. To było coraz bardziej denerwują-
ce. Nie mogłem nic zrobić. Leżałem w całkowitym bezruchu
i całkowitej ciemności. Nie mogłem również racjonalnie
wytłumaczyć sobie tej sytuacji. Pozostawało mi tylko
czekać. Może rozwiązanie przyjdzie samo. Mając nadzieje
że tak się stanie, zatopiłem się w myślach. Czułem się wyjątkowo
dobrze. Właściwie przestało mi zależeć na wyja-
śnieniu tej tajemnicy. Nagle, jak grom z jasnego nieba dotarła
do mnie myśl. Ja umarłem, ja nie żyję. Przeraziłem
się i nie. Właściwie było mi to obojętne. Co jest do cholery.
Ja bredzę. Nikomu przecież nie jest obojętne czy żyje, czy
nie. To jakaś totalna paranoja. Chyba pogięło mnie zupeł-8
nie. Oczywiście nie jest mi to obojętne. Chcę żyć i to jak
najdłużej, bez względu na to jak to życie ma wyglądać. Nie
rozumiem więc dlaczego w mojej głowie rodzą się takie
myśli. Musiałem to koniecznie wyjaśnić. Podjąłem próbę.
Zmęczyło mnie to tak, że wydawało mi się że zasnąłem.
Albo znalazłem się w innym stanie psychoizycznym niż
dotąd. Nie udało mi się poruszyć ani cokolwiek zobaczyć.
Tymczasem mój mózg zaczął przekazywać mi obrazy
z przeszłości. Były jakby bardziej uporządkowane. Ta cią-
gła walka i ponawiane próby wyjaśnienia całej tej sytuacji
bardzo mnie wyczerpała. Jednocześnie czułem że za chwilę
tajemnica się wyjaśni. Pomyślałem sobie że spróbuje
dojść do prawdy okrężną drogą. Bezpośrednio podejmowane
próby jak dotąd nie przyniosły rezultatu. Zacząłem
przypominać sobie co w ostatnim czasie dowiedziałem
się na temat prowadzonych badań nad skopiowaniem
ludzkiego mózgu. Myślałem również o czym mówili ludzie
którzy przeżyli śmierć kliniczną i wrócili jak twierdzili
z innego, lepszego świata. Dotąd tego rodzaju informacje
traktowałem trochę jak „dziennikarskie kaczki”. Teraz
jednak kiedy zastanawiałem się nad moim stanem, poważnie
zacząłem myśleć o tym, czy nie ma tam ziarenka
prawdy. Tym bardziej, że opisywane w różnych publikacjach
i wywiadach odczucia tych ludzi, coraz bardziej zaczęły
pokrywać się z moimi. Jest tylko mała różnica. Oni
wrócili a ja jeszcze nie. Nic też nie wskazywało na to, by
w najbliższym czasie mogło się coś zmienić. Nie traciłem
jednak nadziei. Byłem bardzo spokojny. Chociaż wydawa-
ło mi się to nienormalne, zważywszy sytuację w jakiej się
znajdowałem. Niewiele jednak mogłem zrobić. Na nic
zdały się moje wcześniejsze wysiłki. Mimo wszystko w ca-
łej tej niezrozumiałej i nienormalnej sytuacji, najbardziej 9
potrzebowałem uzyskania jakiejkolwiek informacji, wyja-
śniającej chociaż w części to, co tutaj się dzieje. Pragnąłem
z całych sił zrobić coś, co pomogłoby mi przypomnieć sobie
wydarzenia sprzed kilku, czy kilkunastu godzin. Nagle
przesuwające się w mej głowie barwne obrazy zatrzyma-
ły się. Coś jakby zatrzeszczało i ujrzałem siebie w swojej
sypialni. Spałem. Sypialnia była co prawda jakby inna, łóż-
ko też, ale to była na pewno moja sypialnia. Na szafce stojącej
obok łóżka leżał pilot od telewizora i telefon. Nagle
obudziłem się. Usiadłem na łóżku. Przyłożyłem dłoń do
klatki piersiowej, tak jakby coś mnie zabolało. Patrzyłem
na siebie przypominając sobie że kiedyś doświadczyłem
już czegoś podobnego. W pamięci zachowały mi się niezbyt
miłe odczucia. Uświadomiłem sobie że przecież patrzę
na siebie, będąc jednocześnie gdzieś indziej. Nie odczuwałem
nic nieprzyjemnego. Bólu również. Czułem się
jakbym oglądał jakiś ilm a jednocześnie byłem przekonany
że postać na którą patrzę, to ja. Nie potraię tego racjonalnie
wytłumaczyć, ale tak było. Czekałem co będzie
działo się dalej. Ja lub jak kto woli postać której się przyglądałem
złapała telefon, wykręciła numer alarmowy
prosząc o pomoc. Wtedy izycznie czułem co się dzieje.
Ogarnął mnie wszech obezwładniający strach i rozdzierający
ból w klatce piersiowej. Zsunąłem się z łóżka i doczołgałem
do drzwi wejściowych. Zdołałem podnieść się
na kolana. Przekręciłem klucz i otworzyłem je. Osunąłem
się na podłogę i straciłem przytomność. Więcej nic nie pamiętam.
Ocknąłem się tutaj. Nie wiem nawet jak się tu
znalazłem i gdzie przede wszystkim jestem. Co to za pomieszczenie?
Pytań miałem wiele. Wiedziałem jednak że
na odpowiedź będę musiał jeszcze długo poczekać. Wła-
ściwie to nie wiedziałem, ale takie miałem przeczucie. Nie 10
wiem skąd to się brało ale byłem pewien, że wszystkiego
się dowiem. Nie wiedziałem jeszcze wtedy, czego tak naprawdę
się dowiem i czego doświadczę. Ale po kolei. Podsumowując.
Nie wiem gdzie się znajduję i dlaczego. Nic
nie widzę i nie czuję. Nie czuję nawet odrobiny lęku. To
jest takie dziwne uczucie że aż trudne do uwierzenia. Pró-
buję na wszystkie znane mi sposoby wytłumaczyć sobie
ten stan rzeczy. Na razie wszystkie moje wysiłki zdają się
psu na budę. Pocieszające jest to że niczego się nie boję.
Drażni mnie tylko to że nie mogę dowiedzieć się gdzie jestem.
Mogę tylko myśleć. Postanowiłem więc skorzystać
z tej możliwości w najlepszy sposób jaki mogę. Wróciłem
wiec znowu myślami do stanu sprzed kilku godzin. Przed
chwilą zdałem sobie sprawę z tego że tak naprawdę to nie
wiem jak długo tutaj jestem. Czy upłynęło kilka godzin,
dni czy miesięcy a może lat? Tak naprawdę nie wiem nic.
Nie mam żadnego punktu odniesienia. Dotychczas w życiu
starałem posługiwać się logiką. Wierzyłem że za pomocą
logicznego myślenia wiele spraw, niezrozumiałych
zdarzeń czy odczuć można wytłumaczyć. Tę zasadę postanowiłem
wykorzystać teraz. Musiałem w samotności dobrze
się przygotować. Nie mogłem popełnić żadnego błę-
du. Moje myślenie nie mogło obejmować zbyt dużo wątków.
Musiałem odnieść się tylko do tych najważniejszych.
Na razie postanowiłem skupić się tylko na odtworzeniu
zdarzeń, które miały miejsce bezpośrednio przed utratą
przeze mnie przytomności. Wiedziałem już że doznałem
zawału serca. Nie wiedziałem tylko kiedy miało to miejsce.
Niepokoiło mnie że w obrazach, które widziałem
wcześniej, moja sypialnia wyglądała jakoś inaczej. Dlaczego
łóżko było inne, węższe. Moje było dość szerokie. Tapety
również były w innym kolorze. Bardziej ciepłe, inne niż 11
te, które pamiętałem. Po głębszym zastanowieniu się doszedłem
jednak do wniosku, że z powodu jakiś niezrozumiałych
dla mnie wydarzeń wszystko wydawało mi się
być inne niż było w rzeczywistości. Te spostrzeżenia pozwoliły
mi wysnuć wniosek, że musiało się wiele wydarzyć
w moim życiu. Byłem przekonany że wkrótce wszystko
sobie przypomnę. Powiedziałem sobie, że odpocznę
i będę z nową energią starał się rozwikłać tę zagadkę. Nagle
zdałem sobie sprawę z tego, że przecież nie mam od
dawna żadnych odczuć. Nie czuję ani bólu, ani radości.
Smutku czy żalu. Nie odczuwam nic. Jestem jakby zawieszony
miedzy jawą i snem. Jestem jakby w innym wymiarze.
Nie wiem jak to nazwać. Jest to dziwny stan. Czy jest
on lepszy czy gorszy od tego, który dotychczas znałem?
Nie wiem. Mam nadzieję, że przyszłość pokaże. W tej
chwili miałem w głowie mętlik. Zacząłem intensywnie
myśleć o przeszłości. Coś zaczęło się dziać w moim mó-
zgu. Obrazy które dotychczas gościły w moich myślach
zaczęły się zmieniać. Nabrały wyraźniejszych barw i przestały
się ruszać. Teraz byłem pewien, że wkrótce przypomnę
sobie wszystko. No i miałem rację. Stopniowo pamięć
zaczęła mi wracać. Przypomniałem sobie że miałem problemy
z samotnością. Nie mogłem się z tym pogodzić. To
było straszne uczucie. Dotychczas nie zdawałem sobie
sprawy z tego jak samotność może dokuczać. To mało powiedziane.
To jest coś gorszego od choroby. Potrai wywrócić
całe dotychczasowe życie do góry nogami. Przypomniałem
sobie, że byłem już na skraju rozpaczy. Bardzo
źle czułem się w roli samotnego, starego człowieka. Od
dłuższego czasu usiłowałem to zmienić, ale nic z tego nie
wychodziło. Na poznanie znajomych tutaj nie mogłem liczyć.
Nie mogłem przecież po prostu podejść do kogoś na 12
ulicy i powiedzieć: „Cześć jestem bardzo samotny, chciał-
bym pogadać”. Wzięto by mnie za wariata. Mogłem szukać
szczęścia w kawiarniach. Albo na różnego rodzaju festynach,
których jest tutaj mnóstwo. Mogłem. Łatwo powiedzieć.
Biorąc pod uwagę moje inanse i ta możliwość pozostawała
w sferze marzeń. Znajomość z sąsiadami z klatki
schodowej ograniczała się tylko do zwykłego „dzień
dobry”. Nawiązanie dłuższej rozmowy nie było tu w zwyczaju.
Inna mentalność. Tutaj znajomości nawiązuje się
przeważnie w pracy. Ja niestety nie pracowałem. Więc
jakby z automatu skazany byłem na samotność. Pozostał
jeszcze internet. Tej możliwości chwyciłem się jak tonący
brzytwy. Przez kilka lat przeglądania różnych portali, poznałem
w sieci dziesiątki jeśli nie setki znajomych. Myślę
tu o kobietach. Szukałem bowiem partnerki, która wypeł-
niłaby tę pustkę i mogła cieszyć się ze mną resztką naszego
życia. Niestety nie znalazłem odpowiedniej kandydatki.
Później zrozumiałem że prawie wszystkie te kobiety
chciały poprawy swojej sytuacji materialnej. Tego niestety
nie mogłem im zapewnić. Było również kilka kobiet,
z którymi doskonale się rozumiałem. Niestety z powodu
ich sytuacji rodzinnych nie mogły opuścić bliskich i zamieszkać
ze mną. Szkoda. To wkurzało mnie najbardziej.
Nigdy nie sądziłem że tak wiele spraw w naszym życiu
może zależeć od pieniędzy. To było przerażające. Nigdy
wcześniej nie zastanawiałem się nad tym. Z natury rzeczy
jestem romantykiem i trochę, no może więcej niż trochę,
naiwnym człowiekiem. Sądziłem że wystarczy być w miarę
dobrym człowiekiem, aby znaleźć szczęście w życiu.
Naiwność w czystej postaci. Prawda? Tak ale póki co, nie
jestem w stanie zmienić nic lub prawie nic. Tak więc jestem
chyba rzeczywiście skazany na samotność. To mnie 13
naprawdę przeraża. Kobiety chyba są w stanie to zaakceptować.
Ja nie potraię. Próbując przypomnieć sobie przeszłość
zauważyłem, że pamiętam tylko część zdarzeń. To
było tak jakby zapisane na taśmie magnetofonowej wiadomości
w części zostały wymazane. Nie podobało mi się
to. Zacząłem zastanawiać się, co to mogło znaczyć. W mojej
głowie zaczęły rysować się pewne przypuszczenia. ale
były zbyt mgliste aby można było wysnuć z nich jakieś logiczne
wnioski. Musiałem uzbroić się w cierpliwość i czekać
co się wydarzy. Nie trwało to długo. Coś zaczęło zakłó-
cać moje myślenie. Wyraźnie słyszałem jakieś szumy
i trzaski. Chwilami wydawało mi się, że słyszę jakieś głosy.
Były niewyraźne ale byłem pewny, że ktoś jest obok
mnie. Chciałem krzyknąć, ale zdałem sobie sprawę że podobne
próby już przecież podejmowałem i jak dotąd bezskutecznie.
Ucieszyłem się, że coś zaczęło się zmieniać w
tej nienormalnej sytuacji. Nie mogłem się doczekać wyja-
śnienia wszystkiego. Nagle znowu usłyszałem jakieś szumy
i trzaski. Chwilami miałem wrażenie, jakby moje my-
ślenie ulegało zakłóceniu. Odniosłem dziwne odczucie
jakbym znajdował się gdzieś indziej. Jakby mój mózg znajdował
się poza moim ciałem. Zdumiało mnie to i trochę
zaniepokoiło. To odczucie bycia poza swoim ciałem było
tak silne, że prawie byłem pewien, że tak jest. Znowu usłyszałem
jakieś głosy. Próbowałem zrozumieć, co mówią te
osoby. Niestety na razie nic wyraźnego do mnie nie dotar-
ło. Ponieważ nie miałem nic konkretnego do roboty, przestałem
się tym przejmować. Bałem pewny, że prędzej czy
później dowiem się wszystkiego. W pewnym momencie
miałem wrażenie, że coś widzę. Zauważyłem, a właściwie
odczułem, że wokół mnie robi się jakby jaśniej. To na pewno
mi się nie śniło. Odczuwałem to bardzo mocno. Coś za-14
częło naprawdę się zmieniać. Do tego, od czasu do czasu,
dochodziły do mnie jakieś dźwięki. Byłem już pewny że
coś słyszę. Nagle poraził mnie okropny błysk. Tak jakby
piorun uderzył w pobliżu. Nie widziałem jeszcze nic, ale
powoli zacząłem rozróżniać zarysy jakiś kształtów. Najpierw
jakby za mgłą zobaczyłem pomieszczenie, a w nim
dużą ilość dziwnej aparatury. Były tam jakieś naczynia
w kształcie cylindrów. Część z nich ustawiona była pionowo,
część ułożona była poziomo na jakiś stołach. Niektóre
były przeźroczyste, inne wykonane chyba z jakiegoś metalu.
W tych przeźroczystych było coś, czego nie widzia-
łem wyraźnie. Wypełnione to było jakimś płynem. Wszystkie
te naczynia oplątane były różnymi rurkami i przewodami.
Obok stało mnóstwo różnych aparatów, przypominających
urządzenia wykorzystywane do różnych badań
medycznych. Miały klawiatury jak komputery i dużo róż-
nokolorowych lampek, które nieustannie mrugały. Wokół
kręcili się jacyś ludzie ubrani w białe kitle, które nosili lekarze
lub laboranci. Wymieniali między sobą jakieś uwagi,
przeglądali jakieś wyniki z tych, które nieustannie były
drukowane przez prawie wszystkie aparaty znajdujące
się w polu mojego widzenia. Ludzie ci szybko machali rę-
koma, jakby się kłócili. Niestety, mimo wysiłków czynionych
przeze mnie, niczego nie słyszałem. Nie wiem po raz
który zastanawiałem się, o co tutaj chodzi i gdzie ja jestem.
Chciałem coś powiedzieć, gdy nagle wszystko zniknęło.
Znowu wróciłem do punktu wyjścia. Ponieważ nic
nie widziałem i niczego nie słyszałem, miałem dużo czasu
na myślenie. Zastanowiło mnie jedno. Jeśli myślę logicznie,
to dlaczego nie potraię wytłumaczyć sobie co się tutaj
dzieje? Czegoś w tym wszystkim mi brakowało. Nie
wiedziałem tylko czego. Nagle doznałem olśnienia. Ja nie 15
odczuwam żadnych emocji. Myślę i tłumaczę sobie wszystko
czego doświadczam w taki sposób, jakbym oglądał jakiś
ilm. To było przerażające i dziwne zarazem. Miałem
świadomość tego, że to co tu się dzieje może budzić grozę,
a jednocześnie specjalnie tym się nie przejmowałem, ponieważ,
jak wcześniej stwierdziłem, nie odczuwam żadnych
emocji. Musiałem się zastanowić. Skoro jest tak jak
jest, to dlaczego tak jest? Miałem pewne podejrzenia ale
aby je potwierdzić, musiałem widzieć i słyszeć. Póki co,
ani jednego ani drugiego nie doświadczyłem. Nie miałem
innego wyjścia, jak uzbroić się w cierpliwość i czekać.
Przypomniałem sobie, że jakiś czas temu ukazało się dość
dużo informacji na temat kopiowania ludzkiego mózgu.
Ten temat bardzo mnie interesował. Pamiętam, że interesowały
się tym zagadnieniem również głowy największych
państw świata. Nie były to tylko doniesienia medialne,
mające na celu podniesienie oglądalności poszczególnych
stacji telewizyjnych, czy zwiększające czytelnictwo
poszczególnych wydawnictw. To musiał być poważny
problem. Nieśmiało zacząłem myśleć, że może jestem
uczestnikiem jakiegoś eksperymentu. Nie, to jest nieprawdopodobne.
Chociaż, jak dokładnie się temu przyjrzeć,
coś mogło być na rzeczy. Zastanowiło mnie to co widzia-
łem przed chwilą. To pomieszczenie pełne jakiś aparatów,
komputerów i dziwnych pojemników. Przypominało to jakieś
laboratorium. Podejrzenia te uprawdopodobniały
jeszcze moje doznania. Pozbawione one były przecież jakichkolwiek
odczuć czy emocji. Czyżby skopiowano mój
mózg? Ta myśl sparaliżowała mnie. Nie wiem dlaczego
tak pomyślałem. Przecież, jak już wcześniej stwierdziłem,
nie odczuwałem żadnych emocji. To stwierdzenie wypowiedziane
przed chwilą, pozwalało spojrzeć na ten pro-16
blem trochę inaczej, bardziej optymistycznie. Skoro myślę
„normalnie” to chyba nie jest zupełnie tak źle, jak myśla-
łem. Chyba nie jestem tylko kopią samego siebie. Ściślej
mówiąc – kopią swojego mózgu. Ale może tylko, na skutek
jakiś wydarzeń, choroby lub wypadku, część funkcji mojego
mózgu uległa uszkodzeniu. Takie myślenie trochę mnie
uspokoiło. Miałem tylko nadzieję, że te domniemane
uszkodzenia nie są zbyt rozległe i uda się je jakoś naprawić.
Na razie postanowiłem nie wracać do tego tematu.
Chciałem skoncentrować się na próbie znalezienia sposobu
na to, bym odzyskał zdolność słyszenia i widzenia. Muszę
przyznać, że obecny stan nie tylko był dla mnie niewygodny,
ale również bardzo mnie wkurzał. Trochę mnie te
rozmyślania zmęczyły. Miałem ochotę na małą drzemkę.
Chciałem zamknąć oczy, ale uświadomiłem sobie, że to
niemożliwe. Zatopiłem się wobec tego w swoich myślach
i zapadłem w rodzaj czegoś na kształt drzemki. Po jakimś
czasie, kiedy wydawało mi się, że odpocząłem, znowu zacząłem
się zastanawiać. Po chwili zapadłem w drzemkę
i tak na okrągło. Myślenie, drzemka i myślenie. Jak na razie
nic z tego nie wynikało. Nie posunąłem się ani o krok
do zrozumienia tego wszystkiego, co tu się dzieje. Nie
wiem, ile razy ten cykl się powtarzał, ale wreszcie znowu
usłyszałem jakieś szumy. Bardzo się z tego ucieszyłem
i z niecierpliwością czekałem na to, co niewątpliwie miało
się wydarzyć. Nagle wszystko stało się jasne i to w dosłownym
tego znaczeniu. Znowu ujrzałem to pomieszczenie
przypominające laboratorium. Wrócił mi również
słuch. Usłyszałem głos i zobaczyłem osobę, do której należał.
Była to kobieta po trzydziestce, bardzo ładna. Byłem
przekonany, że dawno nie widziałem nikogo, a kobiet
w szczególności, więc z tym większym zainteresowaniem 17
przyglądałem się jej postaci. Pięknej, muszę to stwierdzić,
postaci. Nie byłem pewien, co mnie bardziej interesuje.
Ona jako kobieta, czy jaką funkcję tutaj pełni. Tak bardzo
byłem nią zainteresowany, że nie zauważyłem kilku innych
postaci, które również znajdowały się w tym pomieszczeniu.
Wzdrygnąłem się więc, kiedy jedna z tych
postaci. Tych mężczyzn, bo pozostałe osoby przebywają-
ce w tym pomieszczeniu to byli mężczyźni, zwróciła się
do tej kobiety i zapytała:
– No i co pani o tym myśli pani profesor?
„Ocho”, pomyślałem sobie. Taka młoda, piękna a w dodatku
już profesor. Musi być naprawdę mądra.18
ROZDZIAŁ II
Oparła się o jedno z urządzeń i powiedziała.
– Panowie. Jak wiecie przyjechałam tutaj, aby nadzorować
prace badawcze nad nowymi teoriami dotyczą-
cymi ludzkiego mózgu. Początkowo miał to być tylko
nadzór polegający na sprawdzaniu pewnych pomysłów
i ich ewentualnego zastosowania w praktyce. Szczęśliwym
zbiegiem okoliczności stało się inaczej. Stworzyła
się możliwość sprawdzenia jednej z teorii w praktyce.
Teorii o kopiowaniu ludzkich mózgów. Teoria ta budziła
i nadal budzi wiele kontrowersji. Ogólnie rzecz ujmując,
główne jej tezy zakładają, że możliwe jest skopiowanie
mózgu na takim nośniku jak popularny pendrive. Oczywi-
ście w nieco zmodyikowanej formie. Samo skopiowanie
z punktu technicznego jest stosunkowo proste. Trudności
tkwią głównie w problemach etycznych i prawnych. Do
dzisiaj nikt nie miał pojęcia jak zachowa się skopiowany
mózg. Jeszcze większą zagadką jest to, co będzie się działo
z prawdziwym mózgiem i jakie będą ich wzajemne relacje.
Dzisiaj mamy historyczną szansę poznać odpowiedzi
na większość dręczących ludzi nauki pytań.
To, co usłyszałem dosłownie mnie zamurowało.
xxxxx
xxx
x
Coś jeszcze powiedziała, nie dosłyszałem, Po jej wyj-
ściu wszyscy zachowywali się na pozór normalnie. Wydawało
się, że każdy z uczestników tej narady czy raczej
zebrania zachowywał się normalnie. Część rozmawiała
z sobą, część zajmowała się wykonywaniem prac, które
już wcześniej robili. Wpatrywali się w ekrany przyrzą-
dów, czy dokonywali jakiś pomiarów. Niby wszystko było
w porządku, a jednak wydawało mi się to dziwne. „Coś
jest nie tak”, pomyślałem. Zdumiała mnie ich reakcja a raczej
jej brak na to czego dowiedzieli się od pani profesor
Ann. Nikt nie wyraził zdziwienia, nikt o nic nie zapytał ani
nikt niczemu się nie dziwił. To było zastanawiające. Gdybym
ja dowiedział się tego wszystkiego, moja reakcja by-
łaby zupełnie inna. Minął jakiś czas, gdy nagle otworzyły
się drzwi i weszła pani profesor Ann. Popatrzyła na mnie
i powiedziała.
– Wiem, że jesteś świadomy tego, co się tutaj dzieje.
Nie nadszedł jednak jeszcze czas, abyś mógł dowiedzieć
się czegoś więcej. Nie przyniosło by to zresztą korzyści
nikomu. To, że nie wiesz, może nam tylko pomóc. Na razie
wszystko musi zostać tak jak jest. Możesz obserwować
wszystkich, słuchać, co mówią i próbować wyciągać z tego
wnioski. Mogą one być nam bardzo pomocne. Myślę, że już
niedługo będziesz mógł porozumiewać się ze mną w mia-25
rę normalnie. Na razie myśl, myśl bardzo intensywnie
M-1. Do zobaczenia, powiedziała i wyszła z laboratorium.
Oniemiałem. Nie nazwała mnie po imieniu, nie wymieniła
też mojego nazwiska. Nazwała mnie M-1, jakbym był
jakąś maszyną a nie człowiekiem. Nagle coś jakby prąd
przeszło przez mój mózg. Ogarnęło mnie dziwne uczucie.
Coś na kształt przerażenia, ale odczucie tego było jakieś
inne. Czyżby moje przypuszczenia były trafne? Nie, nie
chcę jeszcze o tym myśleć. Nie wiem jeszcze wszystkiego.
Mogę więc dojść do fałszywych wniosków. Muszę wobec
tego poczekać. Musiałem się nad tym dokładnie zastanowić,
a przede wszystkim uporządkować wszystkie informacje
które do mnie docierały. Na początek zacząłem zastanawiać
się, co tak naprawdę wiem. Pamiętam niezbyt
wiele z mojej przeszłości. To fakt. Jednocześnie w miarę
upływu czasu coraz więcej informacji docierało do mnie.
Mam nadzieję, że za jakiś czas wszystko stanie się jasne.
Wszystko zrozumiem. Ważniejsze, jak mi się zdaje, jest to,
co dzieje się teraz wokół mnie. Znajduję się w jakimś laboratorium
i poddawany jestem jakimś eksperymentom.
Chociaż co do tego ostatniego przypuszczenia, nie mam
całkowitej pewności. Zdolność widzenia i słyszenia mam
ograniczoną. Wygląda to tak, jakby ktoś sterował tymi
zmysłami. Włączał je i wyłączał tylko na określony czas
i w zakresie tylko takim, jaki mu odpowiada. Jeśli chodzi
o możliwość porozumiewania się, to nie ma takiej możliwości.
Nie mogę sobie tego w żaden sposób wytłumaczyć.
Dlaczego, chociaż w ograniczonym zakresie, ale jednak
widzę i słyszę, a mówić nie mogę? Czyżby moje narządy
mowy uległy uszkodzeniu? A może jest inne wytłumaczenie,
którego nie znam. Jestem przekonany, że wszystkie
odpowiedzi zna pani profesor Ann. Tylko jak mam do niej 26
dotrzeć. W jaki sposób mam się z nią porozumieć. Jestem
całkowicie od niej zależny. Denerwowała mnie ta sytuacja.
Byłem przekonany, że bez jej pomocy nie rozwiążę tej zagadki.
Jednocześnie miałem przeczucie, że ona również
potrzebuje jakieś formy pomocy z mojej strony. To dawało
mi pewność, że niedługo nastąpi jakiś przełom i wreszcie
będę mógł dowiedzieć się, o co tu tak naprawdę chodzi.
Dlaczego nie czuję mojego ciała? Dlaczego nie mogę się
ruszać? I najważniejsza sprawa. Dlaczego nie odczuwam
żadnych emocji? Na wszystko co tutaj się dzieje, reaguję
dziwnym spokojem. Wygląda to tak, jakby nie dotyczyło
to mnie, a tak, jakbym oglądał jakiś ilm. Nie rozumiałem
tego i dlatego ciągle te pytania krążyły w mojej głowie.
No właśnie, pomyślałem „w głowie”, ale pomyślałem tak
chyba z przyzwyczajenia. Bo tak naprawdę te wszystkie
odczucia były jakieś inne niż wcześniej i tak naprawdę
nie byłem pewien, czy ja mam jeszcze głowę. Czy mam
jeszcze cokolwiek prócz świadomości, że w ogóle coś się
wokół dzieje. Doszedłem do przekonania, że sam tego
nie rozstrzygnę. Po jakimś czasie zacząłem znowu zastanawiać
się nad tą absurdalną i niewytłumaczalną sytuacją.
Spróbowałem jednak spojrzeć na to inaczej. Po tym
jak pani profesor nazwała mnie M-1, moje myśli powę-
drowały w inną stronę. Usiłowałem przypomnieć sobie
wszystko co wiedziałem o badaniach prowadzonych na
całym świecie dotyczących przedłużania ludzkiego życia
i produkcji narządów, które można by było wykorzystać
automatycznie do wymiany uszkodzonych, bez konieczności
transplantacji. Przypomniałem sobie, że zagadnienia
te bardzo mnie interesowały. Wiem, że siedziałem
godzinami przed komputerem, aby znaleźć jak najwięcej
informacji. Najbardziej interesowałem się badaniami nad 27
ludzkim mózgiem, możliwością kierowania nim na odległość,
a przede wszystkim możliwością jego skopiowania.
Gdyby to się udało, byłby to moim zdaniem wstęp do
nieśmiertelności. Początkowo bardzo dużo na ten temat
mówiono i pisano. Budziło to bardzo dużo kontrowersji
i emocji nie tylko wśród naukowców, ale również wśród
zwykłych ludzi. Po jakimś czasie informacje o tych badaniach
były coraz rzadsze. Zaczęto pisać, że nie przynosi to
spodziewanych efektów. Poza tym badanie tych zagadnień
jest wątpliwe pod względem etycznym. Nie można tego
również umiejscowić w ramach prawnych. To w zasadzie
wszystko, co o tych zagadnieniach wiedziałem. Z innych
spraw dotyczących bezpośrednio mnie zapamiętam tylko,
że miałem poważne problemy ze zdrowiem. Nie mogłem
przypomnieć sobie jednak, co tak naprawdę się wydarzy-
ło. Dlaczego tutaj traiłem, jak długo tu jestem i dlaczego.
Wiedziałem że sam nie znajdę odpowiedzi na te pytania.
Jedyna nadzieja w pani profesor Ann. Tylko ona może mi
pomóc. Tylko jak do niej dotrzeć?28
ROZDZIAŁ III
Przez dłuższy czas nic się nie działo. Po jakiś dwóch
może trzech dniach, przyszła do mnie profesor Ann. Była
jakaś smutna. Chciałem ją pocieszyć, ale nie wiedziałem
jak. Spojrzała na mnie i powiedziała.
– Wiem, że już domyślasz się, co tu się dzieje, ale wiesz
zbyt mało, aby to zrozumieć. Powiem tobie, że mamy poważne
kłopoty z kontynuowaniem naszego programu,
programu o którym już słyszałeś. Chodzi ogólnie o kontrolę
nad ludzkim mózgiem. Cały czas zastanawiam się, co
mam zrobić najpierw. Czy mam powiedzieć tobie wszystko,
czy tylko część. Dotychczas byłam prawie pewna, że
wystarczy uchylić tylko rąbka tajemnicy. Teraz wobec zaistnienia
nowych okoliczności nie jestem tego tak pewna.
Nie wiem jak byś zareagował na pełną wiedzę o wszystkich
już wykonanych, jak również planowanych eksperymentach.
Nie wiem również, czy ta wiedza przekazana
tobie pomogła by nam, czy może zaszkodziła. Postanowi-
łam wprowadzać cię w szczegóły stopniowo. Na początek
powiem, że planowanie przez nas podporządkowanie sobie
wybranych uczonych i za pomocą odpowiednich technik
zmuszenie ich do twórczego myślenia, nie powiodła
się. Wydawało nam się, że dysponujemy już odpowiednią
techniką, która pozwala na całkowitą akceptacją wybranych
osób, że można skłonić te osoby nie tylko do normalnej
pracy, ale przede wszystkim do pracy twórczej. Tylko
taka bowiem praca może być pomocna w realizacji nasze-29
go projektu. W tym miejscu muszę zapoznać cię z wynikami
badań prowadzonych jeszcze w ubiegłym wieku przez
niektórych uczonych. Mam tutaj przede wszystkim na
myśli doktora Rudolfa Heesa i doktora Delgado. Badania
tego ostatniego są szczególnie interesujące. Prowadził on
doświadczenia z wszczepianiem do ludzkiego mózgu implantów,
za pomocą których można by kierować zachowaniami
ludzi. Doświadczenia przeprowadzane na małpach,
dały bardzo ciekawe wyniki. Okazało się, że stymulując
implanty umieszczone w odpowiednich strukturach mó-
zgu, poszczególne części ciała wykonywały określone
czynności. Można było dość precyzyjnie nie tylko przewidzieć
te reakcje, ale również prawie całkowicie nad nimi
panować. Doktor Delgado zastosował tzw. „Chip biologiczny”.
Stymulacja tego chipu następowała drogą radiową.
Nie potrzebne były żadne kable. Z odległości kilku kilometrów
można było sterować tymi implantami. Doktor
Delgado zaczynał swoje badania w Hiszpanii w latach
sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Wywoływały one
ogromne zainteresowanie, ale również wiele kontrowersji.
Kiedy doktor Delgado postanowił zająć się w swoich
badaniach ludźmi a ściślej mówiąc ich mózgami, atmosfera
wytworzona w środowisku naukowców i nie tylko, nie
sprzyjała badaniom. Doktor Delgado wyjechał do USA,
gdzie kontynuował swoje badania. Towarzyszyło temu
ogromne zainteresowanie. Po jakimś czasie informacje
o jego pracach stawały się coraz bardziej lakoniczne, a następnie
przestały w ogóle się ukazywać. Kiedy zaczęły krą-
żyć pogłoski o jego współpracy z rządem Stanów Zjednoczonych
i uczestnictwie w najbardziej tajnych projektach,
Delgado wrócił do Hiszpanii i założył mały prywatny
ośrodek badawczy. Oicjalnie nie zajmował się już bada-30
niami nad ludzkim mózgiem. To nie było prawdą. Z uwagi
na doniosłość tych badań trzeba było stworzyć legendę
o wycofaniu się z tych badań. W rzeczywistości badania
prowadzone były nadal, z tą różnicą, że miały wsparcie
rządu i praktycznie nieokreślone środki inansowe. Oczywiście
otoczone to zostało największą tajemnicą. Badania
trwały a wyniki były bardzo obiecujące. W wielu przypadkach
udało się prawie całkowicie przejąć kontrolę nad
ludzkim mózgiem, a co za tym idzie, możliwość wpływania
na decyzję podejmowaną przez poszczególne osoby.
Początkowo wydawało się, że już nic nie stoi na przeszkodzie
do przejęcia kontroli nad praktycznie wszystkimi
ludźmi na całym świecie. Niestety po śmierci doktora Delgado,
okazało się że nie wszystko jest już takie oczywiste,
jak dotychczas się wydawało. Przez kilka lat w badaniach
tych nie zanotowano właściwie jakiegoś niezwykłego odkrycia.
Po pewnym czasie jeden z asystentów doktora
Delgado, poszukując materiałów do pracy doktorskiej,
natknął się w jego prywatnych zbiorach na ciekawe tezy
w sprawie kopiowania ludzkiego mózgu. Natychmiast powiadomił
o tym odpowiednie władze. Po kilku dniach wyjechał
do USA i rozpoczął pracę nad tezami, które sformu-
łował przed swoją śmiercią doktor Delgado. Po kilku latach
wytężonej pracy w super tajnym ośrodku badawczym,
naukowcy postanowili sprawdzić te teorie w praktyce.
Od tego momentu wszelkie informacje, dotyczące
prac nad tymi zagadnieniami, zostały utajnione. Mogę powiedzieć
ci tylko tyle, że prace te zostały przeniesione do
super tajnych ośrodków w Stanach. Zaczęto zdawać sobie
sprawę z tego, jaką wartość posiadają dotychczasowe do-
świadczenie i jakie są potencjalne możliwości ich zastosowania.
Rządy Stanów Zjednoczonych i nie tylko przezna-31
czyły gigantyczne kwoty na badania, w tym na budowę
specjalistycznych ośrodków badawczych. Nie udało się
niestety zupełnie odwrócić uwagi opinii społecznej od
tych badań. Nie udało się również utajnić wszystkiego. Temat
był tak interesujący, że mimo ogromnego wysiłku odpowiednich
służb, włożonego w ochronę tych prac przed
dostępem osób niepożądanych, część tych informacji
przeniknęła do wiadomości publicznej. Na szczęście
z uwagi na to, że część tych informacji wzajemnie się wykluczała,
ten przeciek nie był zagrożeniem dla naszego
projektu. Niestety i te cząstkowe i wzajemnie czasem wykluczające
się informacje spowodowały niespotykaną
dyskusję w środowiskach naukowych. Wielu naukowców
chciało jak najszybszego kontynuowania badań. Część
specjalistów była jednak przeciwna tym badaniom. Byli
jednak i tacy, którzy nie byli co prawda przeciwni, ale
wskazywali na wiele negatywnych skutków takich badań.
Wskazywali również na niebezpieczeństwo wymknięcia
się tych eksperymentów spod kontroli. Byli gotowi na
współpracę, ale pod pewnymi warunkami. Dostrzegali
wiele pozytywnych stron tych badań, jednak uważali, że
dopiero po ustanowieniu pewnych ram prawnych, w któ-
rych można zawrzeć te doświadczenia i rozwiązania problemów
etycznych, można badania kontynuować. Te dyskusje
w znacznym stopniu utrudniały prace nad badaniami
dotyczącymi głównie ludzkiego mózgu. Badania te
obejmowały tak wiele różnych zagadnień, że wymagały
współpracy większości naukowców z całego świata. Skala
tego przedsięwzięcia była tak ogromna, że w pewnym
momencie kierownictwo projektu uświadomiło sobie, że
jeśli nie namówi się do współpracy odpowiedniej liczby
specjalistów, nie uda się kontynuować badań. Zaczęto go-32
rączkowo poszukiwać rozwiązania. Początkowo zapraszano
tych niezdecydowanych na rozmowy indywidualne
do odpowiednich ośrodków badawczych. Próbowano
przekonać ich do projektu. Pokazywano dotychczasowe
wyniki badań nad zwierzętami. Pokazywano jak za pomocą
implantów wszczepionych w odpowiednie rejony mó-
zgu można wywoływać określone reakcje. Za pomocą fal
radiowych, można pozbawić zwierzęta np. agresji, lub ją
wywołać. Można również bez problemu sterować innymi
uczuciami. Jeśli chodzi o doświadczeniami ze zwierzętami
w zasadzie wśród naukowców panowała zgoda. Uwa-
żano, że badania generalnie trzeba kontynuować. Kiedy
jednak pokazano im część badań nad mózgiem ludzkim,
zgody nie było, mimo że z uwagi na bezpieczeństwo Stanów
Zjednoczonych, innym państwom uczestniczących
w tych badaniach i właściwie całej ludzkości, pokazano
im tylko niewielką część osiągniętych wyników. Temat ten
wywołał niespotykane emocje. Rozmowy z tymi specjalistami
trwały miesiącami a kompromisu nie osiągnięto.
Możliwość, że badania te trzeba będzie przerwać lub co
gorsza zakończyć, stawała się coraz bardziej realna. Trzeba
było znaleźć jakiś inny sposób, aby przekonać tę część
uczonych do zmiany swoich stanowisk i przystąpienia do
badań. Rozmowy zostały przerwane. Kierownictwo postanowiło,
że do czasu znalezienia sposobu na skłonienie
specjalistów do współpracy, cały wysiłek i większość funduszy
zostanie przeznaczona na zbudowanie super tajnych
laboratoriów z odpowiednim zapleczem nie tylko
badawczym, ale również z całą infrastrukturą niezbędną
do życia tysięcy ludzi. Tam zapewnione mają być warunki
nie tylko do pracy, ale również do nauki i wypoczynku.
Pracować tam, uczyć się i wypoczywać będą nie tylko pra-33
cownicy tych ośrodków, ale również ich rodziny. Poza tym
ośrodki te nie mogą być widoczne z zewnątrz. Będą niewykrywalne
nawet z kosmosu. Również nie będą niewykrywalne
przez żadną dostępną współczesnej nauce aparaturę.
Nikt niepowołany nie będzie w stanie niczego się
domyślić. Pozostał teraz do rozwiązania największy problem.
Co zrobić, aby wszyscy dobrowolnie zgodzili się
pracować i zamieszkać w takim ośrodku. Postanowiono
jeszcze raz dokładnie przeanalizować odnalezione przypadkiem
ostatnie zapiski doktora Delgado, czynione przed
jego śmiercią. W tym celu grupa naukowców udała się do
Hiszpanii, by przeszukać wszystkie miejsca, w których
doktor Delgado prowadził swoje badania. Chciano również
przeszukać wszystkie jego prywatne posiadłości.
Było to o tyle trudne, że od jakiegoś czasu temat badań
nad ludzkim mózgiem znów stał się tematem coraz większego
zainteresowania mediów. Mimo tych utrudnień
udało się w całkowitej tajemnicy zrealizować tą misję.
Znaleziono wiele interesujących materiałów, wcześniej
nikomu nieznanych. Po ich przewiezieniu do Stanów, zajęto
się dokładną analizą zawartego tam materiału. Zdobyto
cenne wskazówki, które dawały nadzieję, że nareszcie
prace nad projektem ruszą pełną parą i we właściwym
kierunku. Przez kilka lat zrobiono bardzo dużo na rzecz
naszego projektu. Ponieważ dotychczasowe doświadczenia,
początkowo bardzo obiecujące, w pewnym momencie
zostały zahamowane, nikt nie mógł znaleźć sposobu na
dokonanie znacznego przełomu w prowadzonych badaniach.
Teraz skoncentrowano się na sprawdzeniu pomysłów
doktora Delgado. Po wielu miesiącach intensywnych
prac opracowano sposób, który dawał duże szanse na
sprawdzenie w praktyce teoretycznych rozważań. Cały 34
program podzielono na kilka zagadnień, które były ściśle
powiązane z sobą. Teraz od naukowców będziemy wymagać
dzielenia się z wszystkimi osobami, pracującymi nad
Projektem nie tylko osiągniętymi wynikami, ale również
różnego rodzajami pomysłami które przyjdą im do głowy.
Nawet tymi najbardziej z pozoru absurdalnymi. Zobowią-
zano ich do uczestniczenia w codziennej naradzie, przypominającej
klasyczną „burzę mózgów”. Ten pomysł
wkrótce zaczął przynosić niezwykłe rezultaty.
xxxxx
xx
x
Trzeba było wszystko tak zorganizować, aby nie tylko najbliższe
rodziny nie zorientowały się, że dzieje się coś nienaturalnego.
Również naukowcy, przeciwni tego rodzaju
badaniom, nie mogli się niczego domyślać. Doświadczenia
przeprowadzone na zwierzętach pokazały, że za pomocą
stymulacji, można spowodować dowolne ich zachowania.
Kierownictwo doszło do wniosku, że takim samym prawom
muszą podlegać również ludzie. W tym momencie
zadzwoniła komórka profesor Ann. Chwilę rozmawiała
normalnie, później rozmowa przerodziła się w kłótnię.
Niestety nie udało mi się zrozumieć o czym rozmawiano.
Profesor Ann milczała dłuższą chwilę a później powiedziała,
że wszystko zaczyna się komplikować.
Chciałam dzisiaj opowiedzieć ci wszystko ponieważ ty
również jesteś ważnym elementem tego programu. Teraz
jednak muszę sobie jeszcze raz to wszystko przemyśleć.
Wiesz już dostatecznie dużo, więc może domyślisz się co
tutaj się dzieje. Może nie wszystkiego ale na tyle, że to
ułatwi mi moje zadanie. Teraz M-1 wybacz mi, ale będę
musiała zostawić cię samego. Nie martw się na zapas. Bę-
dziesz miał dużo czasu, aby w spokoju rozmyślać. Wrócę
za kilka dni, ale przecież dla ciebie nie ma to specjalnego
znaczenia. Twój czas biegnie trochę inaczej.
Popatrzyła mi w oczy i powiedziała:
– Nie martw się, będzie dobrze. Obiecuję, że dopilnuję
tego.
Uśmiechnęła się i wyszła.38
ROZDZIAŁ IV
Znowu zostałem sam. W dodatku wydawało mi się, że
zamiast być bliżej rozwiązania zagadki, wiedziałem coraz
mniej. Powiedziała, że wiem już dostatecznie dużo, abym
mógł to wszystko jakoś sobie poskładać. Ja tak nie uważa-
łem. Przecież właściwie to niewiele wiem. Mam tyle pytań,
ale jak mam otrzymać na nie odpowiedzi skoro nie
mogę mówić. Nie wiem dlaczego. Czy mam trwale uszkodzony
ośrodek mowy umiejscowiony w mózgu, czy jest to
tylko jakieś chwilowe zakłócenie jego funkcji. Musiałem
wymyśleć sposób, by porozumieć się z profesor Ann. Pomyślałem
sobie, że opierając się na tym czego dowiedzia-
łem się o możliwości wymuszania określonych zachowań
zwierząt głównie poprzez wpływanie na ich mózgi, moż-
na by spróbować to odwrócić. Skoro jak domyślałem się
prowadzone są też doświadczenia na ludziach, możliwe
będzie stymulowanie określonych obszarów ich mózgów
odpowiedzialnych za różne zmysły. Myślę tutaj o ośrodku
mowy. Oczywiście nie było, jak sądzę, takiej możliwości
w przypadku zwierząt, ale z ludźmi? Hm, ciekawe czy to
możliwe. Może już takie doświadczenia były przeprowadzane.
Bez porozumienia się z profesor Ann niczego się
nie dowiem. Pomyślałem sobie że może dobrym sposobem
będzie intensywne myślenie o niej. To nic innego jak
telepatia. Opisywano już od bardzo dawna sytuacje w któ-
rych ludzie potraili porozumieć się w niektórych sprawach
bez słów. Najciekawsze w tym było to, że odległość 39
w jakiej znajdowali się ci ludzie od siebie nie miała znaczenia.
Ponieważ nie miałem innego pomysłu, przestałem
zastanawiać się nad innymi sprawami. Skupiłem się wy-
łącznie na myśleniu o Ann. Właściwie to o możliwości porozumienia
się z nią w sposób normalny, czyli za pomocą
mowy. Minęło kilka dni. Profesor Ann nie było. Nie było
również innych pracowników tego laboratorium. Normalnie
każdego dnia przebywało tutaj wiele osób które coś
robiły przy zgromadzonych tu urządzeniach. To również
było zastanawiające. Nie zdążyłem zastanowić nad tym,
kiedy weszła profesor Ann.
– Nareszcie mam dobre wiadomości. Niedługo, może
nawet od jutra, będziesz mógł mówić. Chyba się cieszysz,
prawda? – Zapytała.
Oczywiście, co to w ogóle za pytanie. Teraz nareszcie
będę mógł normalnie porozumiewać się z otoczeniem.
Z radości chciało mi się krzyczeć, ale z wiadomych przyczyn
nie mogłem tego na razie zrobić. Ann chyba domy-
ślała się stanu, w którym znajdował się mój mózg, bo powiedziała:
– Spokojnie, jeszcze trochę cierpliwości. Teraz nasi
technicy wyłączą ci świadomość. Jest to konieczne aby
przywrócić ci zdolność mówienia. Nie martw się. To bę-
dzie tak jak narkoza. Za chwilę zaśniesz, a jak się obudzisz,
będziesz już mógł mówić.
Nie zdążyłem nawet ucieszyć się z tego co będzie czekać
mnie za chwilę, bo nagle wszystko odpłynęło. Zasnąłem.
Powoli zaczęła wracać mi świadomość. Zdałem
sobie sprawę, że dzieje się coś niezwykłego. Słyszałem
gwar wielu głosów. Wyczuwałem niezwykłe podniecenie
u osób zgromadzonych wokół mnie. Trochę mnie to zaniepokoiło.
Przypomniałem sobie co ostatnio powiedzia-40
ła profesor Ann. Pamiętam jak mnie to poruszyło. Targały
mną różne odczucia. Z jednej strony bardzo się cieszyłem,
że nareszcie zaczyna się coś zmieniać, ale z drugiej strony
byłem pełen obaw czy wszystko będzie przebiegać zgodnie
z założeniami. Nie miałem czasu na zastanawianie
się. Chciałem przekonać się jak najszybciej, czy zgodnie z
obietnicą profesor Ann będę mógł mówić. Znajdowałem
się w dziwnym stanie psychicznym. Powinienem odczuwać
zniecierpliwienie i podniecenie związane z poznaniem
wyników eksperymentu i to byłoby normalne. Ale
ja tego tak nie odczuwałem. Czułem się tak jakbym przyglądał
się wszystkiemu co tutaj się dzieje z boku. Tak jakbym
oglądał ilm. Nie miałem jednak wyboru i po prostu
otworzyłem oczy. Zobaczyłem wiele osób które pochylały
się nade mną. Nagle zaległa cisza. Wszyscy wpatrywali się
we mnie z uwagą i milczeli. Profesor Ann także. Po chwili,
która wydawała mi się wiecznością, ona uśmiechnęła się
i powiedziała:
– Wydaje się, że nasz eksperyment powiódł się, ale
dopiero za chwilę będziemy mieli pewność. Masz teraz
okazję aby sprawdzić to osobiście. Jestem przekonana, że
masz wiele pytań na które dotychczas nie mogłeś znaleźć
odpowiedzi. Teraz jest ten historyczny moment. Więc pytaj.
Tak długo przygotowywałem się na tą chwilę. Teraz
jednak nie mogłem sobie nic przypomnieć. W głowie
miałem zupełną pustkę. Milczałem i tylko patrzyłem na
zdziwione miny wszystkich zgromadzonych wokół mnie.
Nie wiem jak długo to trwało. Zebrałem się wreszcie na
odwagę i zapytałem:
– Co się stało? 41
Mój głos zabrzmiał jakoś tak dziwnie. Zupełnie nie
przypominał tego który znałem. Moje pytanie spowodowało
nagły wybuch radości u wszystkich. Krzyczeli i śmiali
się na przemian. Przytulali się wzajemnie i poklepywali
po plecach. Niektórzy, co było dziwne, całowali się. Pani
profesor Ann nawet się popłakała. Nic z tego nie rozumia-
łem. Było w tym coś tak niezwykłego, że zapytałem, co się
stało. Po dłuższej chwili wszyscy się uspokoili. Profesor
Ann powiedziała:
– Myślę, że mamy okazję do świętowania. Zapraszam
wszystkich do naszej sali obrad. Tam wszystko jeszcze raz
omówimy. Ja przyjdę za chwilę. Jestem coś winna naszemu,
jakby to powiedzieć, pacjentowi? Nie mogę znaleźć
odpowiedniego określenia więc niech tak zostanie. Może
być pacjentem. Przecież w istocie tak jest. Uczestniczy
w eksperymencie, prawda?
– Tak oczywiście – powiedział ktoś.
xxxxx
xxx
x
– W takim razie do czego ja jestem tobie potrzebny?
– Zapytałem.
Ann uśmiechnęła się i powiedziała:
– Od ciebie muszę zacząć. Jak cię przekonam, to z twoją
pomocą uda mi się przekonać pozostałych. Prawda? 50
– Nie wiem, to nie jest takie proste, jak ci się wydaje
– odpowiedziałem – ale możesz próbować. Posłuchaj Ann.
Ostatnio zbyt często bombardujesz mnie coraz większymi
dawkami informacji. Wywołują one u mnie takie stany
emocjonalne, że wbrew temu co sugerujesz, obawiam się,
że mogę dostać kolejnego zawału.
– No widzisz – powiedziała. – Potwierdza to tylko to,
o czym mówiłam wcześniej. Nie mamy pełnej kontroli
nad twoim mózgiem. Celem naszych badań nie jest przejęcie
całkowitej kontroli nad ludźmi, lecz takiego wpływania
na ich zachowania, by wyeliminować ich najgorsze
cechy. To na razie tyle w tym temacie. Zbyt dużo masz do
przemyślenia. Później, gdy wypracujesz sobie swój własny
pogląd na te sprawy, porozmawiamy o szczegółach.
Myślę, że jesteś już dzisiaj dość zmęczony, więc proponuję
odpoczynek. Uśmiechnęła się i wyszła z pomieszczenia.
Po chwili jednak wróciła.
– Posłuchaj mnie jeszcze chwilę. Mam dla ciebie propozycję.
Pomyśl jak można by rozwiązać problem z twoim
przemieszczaniem się.
– Co ty mówisz – powiedziałem. – Ja mam wymyślać
jakieś rozwiązania? Przecież nie mam o tym zielonego pojęcia.
– Poczekaj, nie denerwuj się. Nie o to mi chodziło.
Chciałam tylko, abyś pomyślał w jaki sposób mógłbyś poruszać
się po wszystkich pomieszczeniach. Szczegóły jak
to rozwiązać należą oczywiście do naszych specjalistów.
Chodzi tylko o pomysł. Ty jesteś spoza tego środowiska,
więc na wiele spraw patrzysz inaczej. To, jak wiesz, w wielu
przypadkach daje doskonałe rezultaty.
– Oczywiście – powiedziałem. W tej sprawie nie musisz
mnie przekonywać. 51
– Widzisz – powiedziała Ann. – Rozwiązanie tego problemu
bardzo by ułatwiło nam pracę. Teraz praktycznie
jesteś związany z jednym pomieszczeniem. Twoja świadomość
jest zamknięta w urządzeniu wyposażonym w ekran
i kamerę. Twoje możliwości poruszania się ograniczają się
do kilku metrów. Myślmy o skonstruowaniu jakiegoś wózka,
za pomocą którego można by całe to urządzenie wraz
z zawartą tam twoją świadomością w miarę łatwo przemieszczać.
Jest to najbardziej prawdopodobny kierunek
w którym nasi specjaliści spodziewają się znaleźć rozwią-
zanie. Nie do końca mnie to przekonuje, powiedziała Ann.
Nie mam jednak żadnego innego pomysłu. Pomyślałam
więc o tobie. Jeśli wymyślisz coś sensownego, w nagrodę
mogę zgodzić się na nazywanie cię jakimś imieniem. Co ty
na to? Teraz naprawdę muszę już iść. Myśl intensywnie. Ja
muszę wyjechać do naszego głównego ośrodka w Stanach.
Muszę zdać dokładną relację ze wszystkiego, co tutaj się
wydarzyło. Kierownictwo musi podjąć jakieś decyzje. Jak
wiesz, sprawa jest bardzo ważna. Stworzyła się również
możliwość kontynuowania badań na niespotykaną dotąd
skalę. Przypuszczam że zajmie mi to kilka dni lub nawet
tygodni. Uzbrój się w cierpliwość i myśl o szukaniu rozwiązania
problemu. – Uśmiechnęła się tak jakoś ciepło,
powiedziała „jestem dobrej myśli” i wyszła.
Zostałem sam. W mojej głowie coś się kłębiło. Moje
myśli biegały jak szalone. Nawet ucieszyłem się z tego,
że Ann nie będzie przez dłuższy czas. Będę mógł sobie to
wszystko jakoś poukładać. A miałem co. Dowiedziałem
się przecież przed chwilą, że ja to nie ja. Ja w istocie nie
żyję, a to co czuję i co myślę to nie ja tylko jakaś kopia.
Co to ma do diabła znaczyć. Przecież to czysta paranoja.
Ale jak głębiej zastanowić się nad tym, to ma to sens. Nie 52
bardzo traia mi to do przekonania, ale tak rzeczywiście
jest. Dobrze, że nie odczuwam emocji, bo to mogło by się
dla mnie źle skończyć. Mimo wszystko potrzebowałem
czasu, aby wszystko sobie dokładnie poukładać. Wychodząc
z pomieszczenia Ann nie wyłączyła mnie, to znaczy
nie wyłączyła urządzenia, które umożliwiało mi kontakt
z otoczeniem. Pomyślałem, że to dobrze. Będę mógł porozmawiać
z zatrudnionymi tutaj pracownikami i może
dowiem się czegoś więcej niż powiedziała mi Ann. Niestety
myliłem się. Zanim pomyślałem do którego z pracowników
mam się zwrócić i o co zapytać, jeden z nich podszedł
do mnie i wyłączył urządzenie. Znowu nic nie widziałem
i nie słyszałem. Szkoda. Nawiązanie kontaktu z innymi
pracownikami laboratorium, bardzo jak sądzę pomogło
by mi w zrozumieniu przynajmniej części z tego, co tutaj
się dzieje. Profesor Ann nie mówiła mi przecież wszystkiego.
Może po prostu jeszcze nie zdążyła lub, z uwagi na
skomplikowanie tematu, nie zdążyła po prostu wyjaśnić
mi wszystkiego. Muszę jak zwykle poczekać cierpliwie aż
raczy mi cokolwiek powiedzieć. Denerwowało mnie to, że
nie mogę porozmawiać z tymi ludźmi, którzy kręcili się
wokół mnie. Dużo obiecywałem sobie po tych rozmowach.
Trudno. Muszę wykorzystać ten czas, który pozostał mi
do powrotu Ann w inny sposób. Postanowiłem skupić się
na tym, o czym ona mówiła. Chodzi o znalezienie sposobu
na w miarę swobodne przemieszczanie aparatury, w któ-
rej znajdowałem się. Bliższe prawdy będzie określenie
„w której zamknięta jest moja świadomość”. Myślę jednak,
że terminologia nie ma tutaj zbyt wielkiego znaczenia,
więc nie będę zawracać sobie tym głowy. Wydawało
mi się, że rozwiązanie tego problemu nie powinno być
trudne dla takich specjalistów, którzy tu pracowali. Skoro 53
jednak oni nie mogli sobie z tym poradzić, to jakie ja mam
szanse? Następne zagadnienie które mnie zdumiało. Skoro
jednak Ann poprosiła mnie o pomoc, to chyba nie bez
powodu. Może rzeczywiście spojrzenie kogoś spoza kręgu
naukowców mogło by przynieść lepsze rezultaty. W pewnej
chwili pomyślałem sobie że może ona po prostu mnie
wkręca lub chce, żebym miał zajęcie w czasie, kiedy jej nie
będzie. Po zastanowieniu się doszedłem do wniosku, że
jej prośba była zupełnie poważna. Ten problem dotyczył
przede wszystkim mnie, więc musiałem zabrać się do pracy.
Przez kilka następnych dni moje myśli zajęte były wy-
łącznie tylko tym problemem. Starałem się tylko skupić na
znalezieniu rozwiązania. Z początku myślałem o umieszczeniu
nośnika z moją świadomością w telefonie komórkowym
lub innym podobnym urządzeniu. Myślałem
również o jakimś małym pojeździe sterowanym zdalnie,
który mógłby dość swobodnie poruszać się po wszystkich
pomieszczeniach. To mogło być jakieś rozwiązanie, ale
chyba nie tak do końca. Profesor Ann chodziło o coś wię-
cej. Uświadomiłem sobie że skoro tacy wybitni specjaliści
nie mogli poradzić sobie z tym zagadnieniem, to ja mam
to rozwiązać? Nie, to nie mogło się udać. Niestety nic innego
nie mogłem wymyślić. Czułem że zbliża się chwila,
kiedy Ann znowu pojawi się w laboratorium. Cieszyłem
się na ten moment ale z drugiej strony czułem, że Ann bę-
dzie zawiedziona. Wydawało mi się, że bardzo liczyła na
mnie. A ja? Starałem się bardzo, niestety z marnymi rezultatami.
Postanowiłem jeszcze intensywniej poszukiwać
rozwiązania. Ostatecznie chciałem poprosić Ann o moż-
liwość rozmowy z tymi specjalistami, którzy zajmowali
się tym zagadnieniem. Może wymiana naszych pomysłów 54
spowoduje, że ktoś rozwiąże ten problem. Może. Jednak
obawiałem się spotkania z Ann. Przez kolejne dni nic się
nie wydarzyło. Ann nie było, a ja nic nowego nie mogłem
wymyśleć. Z niecierpliwością czekałem, kiedy wreszcie
wróci Ann i będę mógł z nią porozmawiać. Obawiałem się
tego spotkania a zwłaszcza jej reakcji, kiedy dowie się, że
nic sensownego nie wymyśliłem. Cóż, nie miałem wyjścia.
Nie mogłem przecież tak po prostu wyjść sobie z tego pomieszczenia
i nie zawracać sobie głowy czymkolwiek. Co
ja bredzę. Przecież nie mogłem zrobić nic. Dosłownie nic.
Byłem przecież całkowicie zależny od Ann. To ona decydowała
co i kiedy mi powie. W tej sytuacji musiałem się
z tym pogodzić. Kiedy to wreszcie do mnie dotarło, uspokoiłem
się i z niecierpliwością oczekiwałem jej powrotu.
Niestety nie nastąpiło to tak szybko, jakbym sobie tego
życzył. Były momenty kiedy odczuwałem lekki niepokój.
Po głowie chodziły mi myśli, że może Ann nie wróci. Może
jej szefostwo zrezygnowało z prowadzenia dalszych badań.
To nie było przyjemne. Nie pomagało mi również w
myśleniu o problemie który miałem rozwiązać lub, mó-
wiąc precyzyjnie, miałem spróbować znaleźć sposób na
jego rozwiązanie. Po kilku tygodniach takich rozterek,
nadszedł wreszcie dzień, kiedy nagle coś zaczęło dziać się
wokół mnie. Podobnie jak poprzednio najpierw usłysza-
łem jakieś szumy i trzaski, później błyski i nagle odzyska-
łem zdolność widzenia i słyszenia. Pierwszą osobą którą
ujrzałem była oczywiście Ann. Patrzyła na mnie i uśmiechała
się.
– Witaj – powiedziała. – Jak przeżyłeś tak długi czas
w zupełnej ciemności i ciszy?
– Witaj Ann – odpowiedziałem. – Bardzo się cieszę, że
znowu mogę cię widzieć. Czy możesz mi powiedzieć, jak 55
się sprawy mają. Co załatwiłaś? Czy badania będą kontynuowane
i co postanowiono w mojej sprawie?
– Nie denerwuj się – odparła. Wszystko jest w jak najlepszym
porządku. Dopiero teraz badania będą prowadzone
z pełnym rozmachem. Mamy wolną rękę i dużo
pieniędzy na doświadczenia. Ale, ale. Nie masz mi przypadkiem
czegoś do powiedzenia? O ile pamiętam coś mi
obiecałeś. Słucham więc.
Tego najbardziej się obawiałem. Co mam jej odpowiedzieć?
Przecież niczego nie wymyśliłem. Zastanawiałem
się jak mam jej to powiedzieć.
– Posłuchaj Ann. Miałem rzeczywiście dużo czasu na
myślenie. Starałem się wykorzystać go najlepiej jak mogłem.
Niestety wszystkie moje pomysły krążyły wokół
tego, co dotychczas wymyślili twoi specjaliści. Na usprawiedliwienie
mam to, że moje szanse na wymyślenie czegoś
oryginalnego wobec wiedzy i doświadczenia tych specjalistów
były od początku prawie zerowe. Przepraszam,
że zawiodłem, ale naprawdę nie miałem prawie żadnych
szans.
– Szkoda – odpowiedziała Ann. Bardzo liczyłam na ciebie.
Wiesz, że to jest bardzo ważny element tych doświadczeń.
Mówiąc to nachyliła się nade mną. Jej piersi oparły się
o ekran, który umożliwiał mi widzenie. To spowodowało,
że nagle przypomniałem sobie, jak ważną istotą jest kobieta.
Jakie może budzić emocje. Jakie wzbudza pożądanie.
Nagle te odczucia wróciły. Poczułem się tak, jakbym miał
znowu ciało. Fizycznie czułem każdy nerw, każde drżenie
całego ciała. Czułem jak fala ogromnego pożądania ogarniała
mnie całego. To było niesamowite. Przecież ja nie
miałem ciała. Byłem tylko kopią mojego mózgu. Jak więc 56
mogłem doświadczać takich odczuć? Nie, to niemożliwe.
Pewnie mi się to śni. Zamknąłem oczy i byłem przekonany
że jak je otworzę wszystko wróci do normy. Nie będę
mieć żadnych tego typu odczuć. Jednak myliłem się. Kiedy
je otworzyłem, zobaczyłem cudowne piersi Ann rozdzielone
roweczkiem który wyginał się, kiedy przyciskała je
do ekranu. Dodatkowo jej piersi tak cudownie falowały
w takt wypowiadanych słów. Nie rozumiałem nic z tego
co ona mówiła. Odczuwałem tylko ogromną przyjemność.
Wiedziałem że dzieje się coś, czego nikt nie przewidział.
Kopia reagowała na bodźce erotyczne. To była bardzo miła
niespodzianka. Postanowiłem niczym się nie zdradzić. To
odczucie było tak przyjemne że nie chciałbym aby ktokolwiek
mógłby mnie tego pozbawić. Moja wyobraźnia zaczęła
pracować na najwyższych obrotach. Podsuwała mi
różne sytuacje które mogłyby wywołać u mnie jeszcze
przyjemniejsze doznania. Nagle doznałem olśnienia. Wymyśliłem
sposób na swobodne przemieszczanie się mojej
świadomości. Jednocześnie rozwiązanie to mogłoby zapewnić
mi doznawanie ogromnej przyjemności. Mimo, że
nie słyszałem tego co mówiła Ann, przerwałem jej.
– Posłuchaj mnie uważnie – powiedziałem. Obiecałaś,
że będziesz mówić do mnie po imieniu, prawda?
– No tak – odparła lekko zdziwiona. Tak mówiłam, ale
o ile dobrze pamiętam miałeś spełnić pewien warunek.
– Rzeczywiście – powiedziałem. Wydaje się, że znalazłem
rozwiązanie.
– No, no, zaczyna robić się ciekawie. Jeśli to prawda,
będę do ciebie mówić Mark. Podoba ci się?
– Tak – powiedziałem. – Wolałbym co prawda Marek
lub Markus, ale niech będzie. Lepsze to niż M-1. Zanim
wyjawię ci, co wymyśliłem, powiedz mi jak wielka jest ko-57
pia mojego mózgu. Myślę o rozmiarach nośnika na którym
skopiowana wszystkie dane zawarte w moim mózgu. Nie
jest to duża powierzchnia odparła. Karta pamięci twojego
mózgu ma około czterech centymetrów kwadratowych
powierzchni. Powiedz mi jeszcze, czy można to jeszcze
zmniejszyć i do jakich rozmiarów. Interesuje mnie również
jakie wymiary może mieć kamera przez którą mógł-
bym widzieć.
– Wiem na pewno – powiedziała Ann – że kartę pamięci
można zmniejszyć do około jednego centymetra kwadratowego
a kamera może mieć rozmiary główki od szpilki.
Czy to cię zadawala?
– Nie znam jeszcze szczegółów twojego pomysłu ale
czuję że jesteś na dobrej drodze.
W tej chwili zadzwonił telefon. Ann odebrała. Chwilę
rozmawiała, potem serdecznie się do mnie uśmiechnęła
i powiedziała.
– Wybacz, ale muszę pilnie zająć się przygotowaniami
koniecznymi do kontynuowania badań. Postaram się
wrócić jak najszybciej, bo mam ci dużo do wyjaśnienia. Ty
tymczasem myśl o szczegółach twojego pomysłu Mark.
Widząc moje zdziwienie, powiedziała.
– To tak awansem. Czuję, że twój pomysł wypali.
xxxxx
xxx
x
ROZDZIAŁ V
Kiedy odzyskałem zdolność patrzenia, przed ekranem
ukazała się Ann.
– Witaj – powiedziała. – Mam nadzieję, że dobrze wykorzystałeś
ten czas, który spędzałeś sam ze sobą.
– Myślę że tak, odpowiedziałem.
– No to słucham – powiedziała i jak zwykle obdarzyła
mnie swoim cudownym uśmiechem.
– Wiesz, pomyślałem sobie, że najlepiej byłoby gdybym
mógł przemieszczać się razem z tobą.
Zdziwiła się.
– Czy ty myślisz, że ja będę nosić z sobą jakieś urządzenia
z tobą w środku? Czy to ma być ten cudowny pomysł?
Chyba sobie kpisz. Jeśli tak, to bardzo mnie rozczarowa-
łeś.
– Poczekaj nie gorączkuj się – powiedziałem. – Nie da-
łaś mi czasu żeby wszystko wytłumaczyć. W pewnym sensie
masz rację. Mój pomysł rzeczywiście polega na tym,
abyś mnie nosiła, ale nie całe urządzenie w takiej formie
jak to dzisiaj wygląda.
– Nie rozumiem zupełnie do czego zmierzasz, odparła.
– Mam cię nosić, czy nie?
– Nie przerywaj, zaraz wszystko zrozumiesz.
Pomyślałem, że skoro nośnik, na którym skopiowano
wszystkie dane z mojego mózgu, można zmieścić na jednym
centymetrze kwadratowym, to nic nie stoi na prze-60
szkodzie, żeby umieścić go w jakimś gustownym wisiorku
i zawiesić na twojej szyi.
Ann popatrzyła na mnie uważnie, otworzyła usta, jakby
chciała coś powiedzieć, ale po chwili je zamknęła. Popatrzyła
jeszcze raz na mnie i powiedziała:
– Wiesz, ty masz rację. To może się udać. Co ja mówię,
to na pewno jest najlepsze rozwiązanie. Dlaczego dotąd
nikt na to nie wpadł? Teraz kiedy wiem, jak to ma wyglą-
dać, wydaje się to takie proste. Nie do wiary. Mark jesteś
wielki. Już biegnę z tym do naszych specjalistów. Myślę że
będzie im wstyd że sami na to nie wpadli i bardzo szybko
zrobią taki wisiorek.
– Ann poczekaj chwilę, chcę jeszcze coś powiedzieć.
Wydaje mi się że jestem jedyną kopią którą dysponujesz
Prawda?
– Tak – odpowiedziała. Tutaj dysponuję tylko jedną.
Jeszcze jedna jest w naszym głównym ośrodku badawczym
w Stanach.
– No właśnie – powiedziałem. Do pracy nad wisiorkiem
dobrze by było zrobić jeszcze jedną kopię, tak na wszelki
wypadek. Tym bardziej, że jak się domyślam, na tej kopii
w Stanach nie ma zapisów z bieżących zdarzeń.
– Masz rację – odpowiedziała. Zaraz się tym zajmę.
A tak przy okazji, skoro masz takie doskonałe wyczucie
sytuacji może pomyślisz w jaki sposób rejestrować bieżą-
ce zdarzenia na kilku kopiach jednocześnie.
– Pomyślę – powiedziałem. – Teraz biegnij do swoich
„uczonych”. Sam jestem ciekaw, co z tego wyniknie.
Ann szybko wyszła z laboratorium. Tym razem nikt
mnie nie wyłączył. Mogłem swobodnie obserwować pracujących
tutaj ludzi i podsłuchiwać ich rozmowy. Było to
jakieś urozmaicenie w moim dziwnym życiu. Dowiedzia-61
łem się wielu ciekawych rzeczy. Uzupełniały one rozmowy
z Ann. Ona nie mówiła mi wszystkiego lub jeszcze nie
zdążyła. Z tego co mówili ci pracownicy zatrudnieni w laboratorium
wynikało, że ich praca polega na utrzymywaniu
mojego ciała w stanie wegetatywnym. Oni pilnowali
aby do mojego ciała ciągle dostarczane były odpowiednie
substancje odżywcze. Dowiedziałem się również że niektórzy
naukowcy pracują nad, ogólnie mówiąc, odmłodzeniem
mojego ciała. Następnym etapem ma być ożywienie
mojego mózgu. Ponieważ dotychczas nie udało się
tego zrobić, skupiono się na znalezieniu sposobu odmłodzenia
poszczególnych organów a końcowym efektem ma
być doprowadzenie do odmłodzenia całego ciała. Mówili,
że prace te są bardzo zaawansowane i jest duża szansa
by zakończyły się pełnym sukcesem. Największym problemem
ma być przywrócenie mojego mózgu do pełnej
sprawności. Poprzednie próby niestety nie powiodły się.
Teraz jednak, jak mówiła profesor Ann na ostatniej odprawie
pracowników, jest duża szansa by osiągnąć w tym
względzie pełny sukces. Te podsłuchane wiadomości bardzo
poprawiły mi humor. Teraz wiedziałem więcej i były
to wiadomości optymistyczne. Musiałem porozmawiać
z Ann o szczegółach, ale zacząłem wierzyć że powrót do
pełnej sprawności izycznej i umysłowej będzie wkrótce
możliwy. Nie zdążyłem poważnie pomyśleć o tym, co
usłyszałem, kiedy do laboratorium weszła Ann. Wygląda-
ła ślicznie. Mając w pamięci ostatnie doznania, patrzyłem
teraz na Ann przede wszystkim pod kątem erotycznym.
Przyznam że nie mogłem skupić się na czym innym. Ann
jakby wyczuła mój stan umysłu, bo spojrzała na mnie tak
jakby chciała powiedzieć: „Zachowujesz się jak zakochany
nastolatek, kiedy my mamy dużo ważniejszych spraw 62
do omówienia”. Nie powiedziała tego głośno, ale ja wiedziałem
swoje. Uspokoiłem moje myśli i skupiłem się na
słuchaniu Ann. Ona jak zwykle obdarzyła mnie swoim
cudownym uśmiechem, na widok którego przeszły mnie
ciarki z podniecenia. Nie potraiłem tak naprawdę zapanować
nad tym. Wiedziałem jednak, że muszę się opanować.
Myślenie tylko przez pryzmat erotyki nie może prowadzić
do niczego dobrego. Ann tymczasem powiedziała,
że wisiorek jest już na ukończeniu. Przybiegła tylko na
chwilkę, aby zapytać jakiego koloru ma być oczko. Zatkało
mnie to zupełnie. Co za znaczenie ma kolor. Dla mnie nie
miało to żadnego znaczenia, ale Ann była przecież kobietą,
więc dla niej było to najważniejsze. Powiedziałem, że
najładniej wyglądałby wisiorek na jej szyi w kolorze zielonym,
turkusowym lub w kolorze bursztynu.
– No to jaki ma być? Trójkolorowy? – Spytała.
– Popełniłem błąd. Powinienem być bardziej precyzyjny.
Jesteś bardzo piękną kobietą, więc najładniej wygląda-
łaś by z wisiorkiem w kolorze bursztynu.
– Tak myślisz? Zapytała, a możesz mi powiedzieć dlaczego?
Mogę odpowiedziałem. Masz niezwykłą urodę
a kolor bursztynu też jest wyjątkowy. Myślę, że taki wła-
śnie byłby najodpowiedniejszy.
– Hm, może masz rację – powiedziała. – Muszę to jeszcze
przemyśleć.
Obróciła się na pięcie, prawie wybiegła z laboratorium
i tyle ją widziałem. Niczego się nie dowiedziałem. Zdaje
się, że nie tylko ja myślę nie o tym co trzeba, tylko że każ-
de z nas z innego powodu. Westchnąłem i zająłem się słuchaniem
tego, o czym mówili laboranci.
Wróciła szybciej, niż myślałem. Jej twarz jaśniała takim
blaskiem, że żarówki w laboratorium stały się zbędne. Jej 63
oczy śmiały się a ona mówiła i mówiła tylko o jednym.
Jak piękny będzie ten wisiorek i co ma na siebie założyć.
Bluzkę czy sukienkę i w jakim kolorze. Pomyślałem sobie
że żyję już tyle lat a kobiety ciągle mnie zaskakują. Może
to i dobrze. W innym przypadku życie mogło by być nudne.
Po tych wszystkich achach i ochach wyrażonych przez
Ann, musiałem jej przerwać.
– Czy przypadkiem nie miałaś mi opowiedzieć czegoś o
tym projekcie w którym mam uczestniczyć?
Nie była zachwycona. Powiedziała:
– Tak, oczywiście. Mogę zacząć teraz ale chyba lepiej
będzie kiedy wisiorek będzie gotowy i będę go mogła za-
łożyć. Widząc moje zdziwione spojrzenie dodała. Przecież
to był twój pomysł, prawda? Poza tym będziesz mógł nie
tylko słuchać ale i oglądać to wszystko, o czym będę mó-
wić.
– No tak, masz rację, ale musisz mnie zrozumieć. Zbyt
mało wiem. Obiecałaś wszystko mi wyjaśnić, tymczasem
wszystko tak jakoś się ślimaczy. Chciałbym jak najszybciej
poznać więcej szczegółów. Wtedy mój udział w Projekcie
nie będzie wymagać wyjaśniania mi wszystkiego na poszczególnych
etapach doświadczeń.
– Tak, to rzeczywiście ułatwi nam pracę ale i tak niektóre
rzeczy będziesz mógł poznać dopiero w trakcie realizacji
Projektu. Teraz muszę wyjść w ważnej sprawie.
„No tak kobieta”, pomyślałem. To coś ważnego, to oczywiście
wisiorek. W jej stanie ducha i tak nie mogłem wiele
zrobić. Nic też nie mogło odwieść Ann od osobistego nadzorowania
prac nad wisiorkiem. Zacząłem słuchać tego,
co mówią pracownicy laboratorium. Ich rozmowy dotyczyły
wyłącznie wykonywanych aktualnie czynności. Postanowiłem
więc zdrzemnąć się do powrotu Ann. Tak też 64
zrobiłem. Kiedy obudziłem się, Ann stała przed ekranem
i wymachiwała wisiorkiem. Nie zdążyłem nic powiedzieć
kiedy zaczęła mnie zasypywać potokiem słów. Zrozumia-
łem tylko, że jest on śliczny, bardzo jej się podoba i co teraz
ma na siebie włożyć. Nic z tego nie rozumiałem. Nie
miałem pojęcia, jak taki wisiorek mógł wywołać u niej takie
emocje. Musiałem jakoś to przerwać.
– Ann posłuchaj – powiedziałem tak głośno jak tylko
potraiłem. – Co ty wyprawiasz? Przecież ta błyskotka
miała służyć jako urządzenie z którym miałem się swobodnie
przemieszczać, a nie jak jakiś bibelot. Twarz Ann
znieruchomiała. Zaniemówiła i zatrzepotała swoimi długimi
rzęsami. Nagle w laboratorium zrobiło się bardzo cicho.
Wszyscy obecni tutaj też umilkli i spoglądali w naszą
stronę. Ann odzyskała głos, spojrzała na mnie i powiedziała:
– O cholera, zupełnie o tym zapomniałam, ale mam nadzieję,
że mnie rozumiesz. Prawda? Przecież ten wisiorek
jest taki piękny.
– Nie, nie rozumiem twojego zachowania – powiedzia-
łem. – Skup się raczej na tym co najważniejsze. Masz przecież
niezwykle ważne zadania do wykonania.
– Masz rację – powiedziała. – Nie wiem co mnie opęta-
ło. Biegnę do naszych specjalistów zapytać, kiedy możliwe
będzie przeniesienie twojej świadomości do tego wisiorka.
Jak wrócę, porozmawiamy spokojnie o wszystkim.
– Spokojnie – powiedziałem na głos, kiedy ona wyszła.
Ja jestem spokojny. Jej chyba zaproponuję herbatkę z
melisy. Po tym wszystkim nie byłem w stanie myśleć o
niczym więcej. Zbyt dużo działo się wokół tego wisiorka.
Byłem ciekawy, co z tego wyniknie. Czekałem na Ann. 65
Wróciła zupełnie odmieniona. Uspokoiła się i wyglądało
na to, że wszystko wróciło na swoje normalne tory.
– Mark wybacz, trochę mnie poniosło. Jestem kobietą
i biżuteria jest dla mnie bardzo ważna. Wiem, że nie powinnam
się tak zachowywać, szczególnie w obliczu tak
ważnych zadań które mam do zrealizowania, ale już jest
wszystko w porządku. Teraz zajmę się wyjaśnianiem tobie
szczegółów naszego projektu i roli, jaką w nim masz
odegrać. Wcześniej jednak powiem ci, że najpóźniej za jakieś
trzy, cztery dni przeniesiemy twoją świadomość do
wisiorka. Trochę boję się tego momentu, ponieważ poprzednie
próby nie powiodły się. Teraz jednak sytuacja
jest inna, więc mam nadzieję, że wszystko się uda.
– Czy możesz mi powiedzieć jak to będzie wyglądać od
strony technicznej? – zapytałem.
– Wszystkich szczegółów z przyczyn oczywistych nie
mogę ci zdradzić, ale trochę tak. Mówiąc wprost, twoja
świadomość na jakiś czas zostanie wyłączona. Zgodnie
z twoją sugestią zrobimy kilka kopii wszystkiego, co zostało
zapisane w twoim mózgu. Później specjalnie skonstruowany
nośnik danych zostanie zamontowany w wisiorku.
Tak to będzie wyglądało w skrócie. Jak widzisz
Mark z twojej perspektywy nie będzie to zbyt skomplikowane.
– Niby tak – powiedziałem – a jak coś pójdzie źle?
– No to będziemy mieli problem – powiedziała. Mam
jednak nadzieję, że żadnych niespodzianek nie będzie.
Dziesiątki naszych specjalistów dokonywało różnych symulacji
i wszystko wskazuje na to, że powinno się udać.
– Też mam taką nadzieję – powiedziałem. Mimo, że
funkcjonuję tylko jako świadomość zamknięta w określonej
powierzchni nośnika danych, to i tak jestem zadowo-66
lony z takiego stanu i nie chciałbym, aby coś mogłoby się
w tej mierze zmienić na gorsze.
– Będzie dobrze – powiedziała Ann i dodała – teraz
zdradzę ci więcej szczegółów naszego projektu.
– Jak wiesz, główną przeszkodą w badaniach są trudności
ze znalezieniem sposobu wpływania na zachowania
ludzkiego mózgu. Jeśli chodzi o proste czynności, jeste-
śmy w stanie je kontrolować. Te bardziej skomplikowane
jak na przykład związane z uczuciami miłości, litości czy
nienawiści nie poddają się próbom wpływania na nie. Mo-
żemy co prawda częściowo wymusić podejmowanie decyzji
w tych obszarach, ale tylko w bardzo ograniczonym
zakresie. Poza tym nigdy tak do końca nie jesteśmy pewni,
czy decyzje takie nie będą zmieniane w trakcie ich realizacji.
Tutaj widzę miejsce dla ciebie. Chciałabym sprawdzić
przy twojej pomocy, czy i w jakim stopniu możliwe będzie
wpływanie na decyzje o bardziej złożonej formie. O tym
jednak będziemy rozmawiać w trakcie realizacji poszczególnych
zadań, w zależności od zaistniałych sytuacji. Być
może nie będzie to w ogóle możliwe. Jesteś przecież tylko
kopią.
– Przepraszam powiedziała. Wiem że możesz czuć się
urażonym, ale taka jest prawda i ty o ty wiesz.
– Tak wiem i już zaczynam się do tego przyzwyczajać.
Chciałbym to zmienić ale wiem, że nie będzie to łatwe.
– Tak – powiedziała Ann. Wspominałam ci już wcze-
śniej, że pracujemy nad tym i bez twojej pomocy nie będzie
możliwe sprawdzenie naszych teoretycznych założeń.
– Jeśli nie będę chciał brać w tym udziału, to co? – przerwałem
jej.
Zaśmiała się bardzo głośno. 67
– Tego, że będziesz chciał, akurat jestem pewna. Przecież
tobie najbardziej zależy, by wrócić do swojego ciała.
Nam też, więc cel mamy wspólny. Prawda?
– Masz rację, tak tylko zapytałem. Wiesz przecież, że
nie mam w tej mierze większych marzeń, jak powrót do
swojego ciała.
– Oczywiście, że wiem, dlatego nie martwię się tym.
– Ann powiedz mi jeszcze jak to jest z tą kontrolą decyzji
podejmowanych przez mózgi innych ludzi. O ile wiem
już mnisi buddyjscy wiele wieków temu potraili zmusić
swoje mózgi do określonych zachowań. Panowali nad bó-
lem i swoim układem immunologicznym. Te swoje umiejętności
wykorzystują przecież nadal. Dzisiaj cała armia
naukowców dysponująca najnowocześniejszym sprzętem
i nieograniczonymi praktycznie środkami inansowymi
nie może sobie z tym poradzić? Przyznam że nie bardzo
rozumiem dlaczego.
– Widzisz – powiedziała Ann – to o czym mówisz jest
prawdą, ale tylko w części. Naukowcy osiągnęli znaczny
postęp w tej dziedzinie. Korzystając z doświadczeń tych
mnichów, o których wspomniałeś, czy osiągnięć współ-
czesnej medycyny zrobili w tej dziedzinie znaczne postę-
py. Potraimy już zmusić, czy raczej nakłonić innych ludzi
do określonych zadań. Można na przykład „oszukać”
mózg w taki sposób, aby będąc przekonany, że otrzymuje
on właściwe dane, podejmował decyzje zgodne z oczekiwaniami
tego, kto chciał osiągnąć określone cele.
– Jak to możliwe? – zapytałem.
Ludzie przecież myślą i nie bardzo wierzę, by łatwo
można by ich oszukać.
– Mylisz się bardzo – powiedziała. 68
– Przypomnij sobie, co z widzami w cyrku robią choćby
iluzjoniści.
– No tak, ale to jest tylko zabawa, a ty mówisz mi o takim
opanowaniu mózgów, by ludzie nie mieli wpływu na
swoje decyzje.
– No właśnie. Dochodzimy chyba do sedna problemu
– powiedziała. – Wspominałam, że duża część naukowców,
kiedy zorientowali się do czego to wszystko może
doprowadzić, nie chce dalej uczestniczyć w tych badaniach.
Problem z nimi polega na tym, że zbyt dużo wiedzą
o projekcie. Wiedza o tych badaniach nie może pod żadnym
pozorem wydostać się poza nasz ośrodek badawczy.
Wyobraź sobie, co by się mogło stać, gdyby dostała się ona
w ręce niezrównoważonych osób. Nie możemy do tego
dopuścić. Nie możemy również kontynuować tych badań
w takim stopniu jak było to wcześniej zaplanowane. Jak
widzisz sprawa jest poważna. Znaleźliśmy się w ślepym
zaułku. Nie możemy zrezygnować z pracy tych naukowców
i nie możemy też zrezygnować z tych badań. Wszyscy
którzy mają świadomość doniosłości tych badań, szukają
gorączkowo rozwiązania. Mówię ci to dlatego, ponieważ
jesteś teraz najważniejszym obiektem naszych badań. Być
może wpadniesz na jakiś pomysł, który pomoże nam kontynuować
te badania.
– Dlaczego ja? – zapytałem.
– Jest wiele powodów – odpowiedziała. – Nie mogę ci
mówić o wszystkich szczegółach, ale prócz tych, które
przytaczałam wcześniej, mogę zdradzić ci, że dzięki skopiowaniu
twojego mózgu teraz mam dostęp do twoich poglądów
i myśli.
– Naprawdę wiesz o wszystkich moich myślach – spytałem?
69
– Tak właśnie jest. Możemy kontrolować wszystkie
twoje myśli.
– Nie jestem tego taki pewny – powiedziałem.
Pomyślałem w tym momencie o moich erotycznych
przeżyciach. Pomyślałem, że albo ona wiedziała o wszystkim
i tylko udawała że o niczym nie ma pojęcia, albo nie
wszystkie sfery mojego umysłu podlegały kontroli.
Ann spojrzała na mnie z uwagą i spytała.
– O czym ty mówisz? Czy jest coś o czym nie wiem?
– Nie, nie wierzę. Jestem pewna, że wiem o wszystkim,
o czym ty myślisz. Ale jeśli jest choć ziarenko prawdy
w tym, co powiedziałeś przed chwilą, muszę to dokładnie
sprawdzić. Myślałam, że nasze teoretyczne założenia
sprawdzają się w stu procentach przerwała moje rozmy-
ślania Ann. Jeśli jest inaczej, to czeka nas jeszcze długa
droga do osiągnięcia celu. Dlaczego nic nie mówisz, może
tylko mnie podpuszczasz? Może masz mi coś za złe i chcesz
mnie ukarać dokładając mi dodatkowej pracy przy sprawdzaniu
jeszcze raz wszystkich wyników badań.
Nic jednak nie powiedziałem. Byłem zbyt zszokowany
tym, co usłyszałem. Zaczęło docierać do mnie, dlaczego
było tyle wątpliwości wokół tych badań. Trudno pogodzić
się z tym, że wszystkie myśli będą stale pod kontrolą innych.
To mogłoby zabić w ludziach ich człowieczeństwo
i wszystkie cechy właściwe tylko jednemu gatunkowi
w całym wszechświecie. Musiałem się nad tym zastanowić
i sprawdzić, czy rzeczywiście są jakieś sfery moich
myśli, których nie można kontrolować. Ponieważ nie odzywałem
się, Ann powiedziała:
– Ty nie żartowałeś, coś wiesz. Powiesz mi co wiesz,
czy mam sama to sprawdzić. 70
– Nic nie wiem – powiedziałem. – Możesz sprawdzać
skoro masz takie możliwości.
– Sprawdzę natychmiast. Jest to zbyt poważna sprawa,
aby nie sprawdzać wiele razy każdej wątpliwości.
To mówiąc, wyszła. Po tym, co usłyszałem, czułem się
zupełnie rozbity. Dotychczas byłem całkowicie przekonany,
że prace nad tym Projektem powinny być kontynuowane.
Nie miałem co do tego żadnych wątpliwości. Dziwiłem
się nawet, że tylu ludzi ma takie wątpliwości. Po
tym jednak co teraz powiedziała mi Ann, musiałem sobie
jeszcze raz wszystko przemyśleć. Z jednej strony możliwość
wpływania czy mówiąc precyzyjniej kierowania
ludzkim mózgiem otwierała nieograniczone możliwości
w różnych dziedzinach życia. Jeśli badania potwierdzi-
łyby przypuszczenia niektórych naukowców, że to nasz
mózg, a nie my sami, dokonuje wyborów co do podejmowania
decyzji, to możliwość dowolnego wpływania na te
decyzje mogłaby nie dopuścić do wielu nieszczęść. Wielu
naukowców twierdzi też że to nasz mózg leczy nasze ciało
a nie leki, więc i w medycynie wiele można by zmienić. Ta
rozmowa dała mi dużo do myślenia. Zasiała również wiele
wątpliwości w mojej świadomości których wcześniej nie
miałem. Dotychczas byłem bezgranicznym entuzjastą takich
badań. Być może spowodowane to było moją osobistą
sytuacją, w jakiej się znajdowałem. Przecież bez tych
badań nie mógłbym wrócić do swojego ciała i mówiąc
wprost nie istniał bym. Po prostu bym nie żył. Być może
nie byłem obiektywny. Nawet na pewno. W ocenie moralnej
projektu na pewno kierowałem się własnym interesem
i może dlatego nie zastanawiałem się nad etycznymi
aspektami tych zagadnień. Teraz jednak po rozmowie z
Ann, zacząłem się nad tym wszystkim zastanawiać. Po-71
trzebowałem więcej czasu aby przekonać siebie samego
że uczestniczyć czynnie w tym projekcie postępuję wła-
ściwie. Zastanawiałem się również nad tym co powiedzia-
ła Ann o kontroli moich myśli. Wydawało mi się, że jednak
ja mam rację. Ona nie w pełni mogła kontrolować pracę
mojego mózgu. Nie wiem tylko, czy tak jest w istocie, czy
można inaczej można kontrolować prawdziwy mózg a
inaczej jego kopię. Ja przecież byłem tylko kopią swojego
mózgu. Musiałem wymyślić sposób na sprawdzenie
tego. To na pewno pomogłoby rozstrzygnąć wiele wątpliwości
dotyczących aspektów moralnych tych badań.
Cały czas biłem się z myślami i jak na razie nie przyniosło
to żadnego efektu. Ann nie pokazywała się od dłuższego
czasu. Normalnie byłbym tym zaniepokojony. Teraz jednak
miałem poważniejsze sprawy do przemyślenia. Starałem
się przypomnieć sobie wszystko, co wiem na ten
temat. Uporządkowałem wszystkie wiadomości i punkt
po punkcie poddawałem dokładnej analizie. Zastanawia-
łem się, co jest ważniejsze. Osiągnięcie ogromnych korzy-
ści których spodziewano się w przypadku pozytywnych
efektów przeprowadzonych doświadczeń, czy strat tym
spowodowanych. Co prawda ani konkretnych strat ani
wszystkich korzyści nikt nie był w stanie określić. To dodatkowo
komplikowało możliwość obiektywnej oceny. Po
długich rozważaniach i męczących rozmyślaniach dokonałem
bilansu korzyści i strat. Doszedłem do wniosku, że
w żadnym przypadku nie da się zatrzymać postępu w nauce.
Trzeba więc kontynuować badania. Skupić należy się
jednak na znalezieniu takich sposobów zabezpieczenia
tajemnic związanych z projektem aby nic nie dostało się
w niepowołane ręce. Uspokoiłem się i postanowiłem pomyśleć
w jaki sposób można by przekonać wszystkich za-72
trudnionych w pracach nad projektem do słuszności tych
badań. Miałem nadzieję, że wkrótce wpadnę na pomysł,
jak to zrobić. Miałem już zarysy pomysłu ale wymagało
to jeszcze przemyślenia. Przede wszystkim nie mogłem
zdradzić Ann żadnych szczegółów.73
ROZDZIAŁ VI
Upłynęło dość długo czasu, zanim mogłem porozmawiać
z Ann. Nie zmarnowałem tego czasu. Wiedząc już,
co nieco o Projekcie, byłem pewny, że nic złego mnie
nie spotka. Mówiąc „mnie” ciągle myślałem o sobie jako
o człowieku a nie jego kopii. Byłem bowiem przekonany,
że prędzej czy później powrócę do swojego ciała i uda się
uruchomić mój mózg. Wiedziałem, że jest to tylko kwestią
czasu. Pytanie tylko, jak długo mogło to potrwać? Tego
niestety nie wiedział nikt. Widząc jednak zaangażowanie
Ann i pozostałych specjalistów, wiedziałem, że zrobią oni
wszystko, by nie trwało to długo. Miałem co prawda niewielkie
obawy czy wszystko uda się w pełni i czy będę takim
samym człowiekiem jak przed zawałem. Wierzyłem
jednak w Ann. Bardzo mi się podobała jako kobieta, a ja
pięknym kobietom wierzyłem bez zastrzeżeń. Ktoś może
powiedzieć, że jest to z mojej strony skrajna naiwność, ale
taki byłem i nic nie jest w stanie tego zmienić. Chyba tylko
Ann mogłaby coś pomajstrować w moim mózgu, ale wtedy
musiałbym przed nią przyznać się do mojej naiwności.
Tego jednak nie chciałem. Dotychczas nie spotkało mnie
nic specjalnie złego ze strony kobiet i chciałbym, aby tak
zostało. Majstrowanie w moim mózgu w tym obszarze mogłoby
się skończyć nieciekawie. Tak więc postanowiłem
nie poruszać tego tematu w rozmowach z Ann. Miałem
również pewien pomysł jak skłonić sceptycznych w sprawie
Projektu do pełnego zaangażowania się w badania. 74
Nie chciałem jednak wszystkiego zdradzać od razu. Był to
również pewnego rodzaju test sprawdzający, czy rzeczywiście
Ann jak twierdziła mogła kontrolować moje myśli.
Miałem co do tego duże wątpliwości, dlatego chciałem ją
po prostu sprawdzić. Wiedziałem, jak zależy jej na Projekcie.
Jeśli więc będzie wiedzieć o czym myślę, zacznie natychmiast
realizować mój pomysł. Jeśli jednak w najbliż-
szym czasie nic nie będzie się działo, to będzie znaczyć że
po prostu blefowała. Tak czy inaczej, muszę poczekać aż
moja świadomość zostanie przeniesiona do wisiorka. Ann
mówiła, że będzie to wkrótce, najwyżej za kilka dni. Jednak
w mojej ocenie minął już przynajmniej tydzień a Ann nie
pokazywała się. Trochę mnie to denerwowało, ale tłumaczyłem
sobie zwłokę jakimiś problemami technicznymi
związanymi z umieszczeniem mojej świadomości w tym
wisiorku. Minęło jeszcze kilka dni, kiedy poczułem znane
mi wibracje połączone z błyskami i różnymi szumami. By-
łem pewny że zaraz odzyskam zdolność porozumiewania
się z otoczeniem i miałem rację. Po kilku chwilach zobaczyłem
przed sobą uśmiechniętą twarz Ann. Był to jeden
z najpiękniejszych widoków jakie doświadczyłem w życiu.
A Ann? Była coraz piękniejsza. Swoją drogą, jak ona
to robiła? Może korzystała z prowadzonych tu eksperymentów.
Może tradycyjne gabinety kosmetyczne zamieni-
ła na laboratorium. Może. Ale cóż to ma do rzeczy. Ważny
jest efekt a ten był porażający. Znowu poczułem ogromne
pożądanie. Przez chwilę zapomniałem, że nie mam cia-
ła tylko świadomość i chciałem natychmiast, nie bacząc
na nic, posiąść ją choćby na oczach wszystkich. Tak silne
było to pragnienie. Nigdy dotychczas nie doświadczyłem
czegoś podobnego. Nie widziałem, dlaczego tak się dzieje.
Czy ktoś coś majstrował w moim mózgu, czy podczas 75
kopiowania została nadmiernie pobudzona moja strefa
erogenna. Kwestia ta nie była dla mnie ważna, czułem bowiem,
że zbliża się orgazm. Tak się stało. W jednej chwili
wszystko zawirowało i gdzieś odpłynęło. Ogarnęło mnie
takie błogie uczucie jakiego nigdy jeszcze nie doznałem.
Przez dłuższą chwilę nie byłem zdolny do myślenia i postrzegania
czegokolwiek. Po chwili, kiedy fala niespotykanej
przyjemności zaczęła opadać, dostrzegłem przed sobą
jakiś ruch. Zobaczyłem zaniepokojoną twarz Ann i innych
osób wpatrujących się w ekran za którym się znajdowa-
łem. Ann dopytywała się ciągle co się stało. Nikt nie mógł
odpowiedzieć na to pytanie. Kilka osób stukało w klawiatury
komputerów i w różne przyciski próbując przywrócić
możliwość komunikacji ze mną. Kiedy odzyskałem pełną
świadomość, uśmiałem się serdecznie. Uświadomiłem sobie,
że nikt poza mną nie wiedział co się stało. Otrzyma-
łem dowód, że sfera erogenna nie podlega żadnej kontroli.
Było mi to bardzo na rękę. Ucieszyłem się jak dziecko, że
w pewnym stopniu wprowadziłem w błąd takich specjalistów.
W następnej chwili pomyślałem natychmiast o Ann
i zaczynałem wyobrażać sobie różne sytuacje erotyczne.
Domyślałem się, że ona nie jest świadoma, że uczestniczy
w moich fantazjach seksualnych. Zastanawiałem się, czy
w każdej sytuacji wymyślonej przeze mnie, Ann nie bę-
dzie niczego świadoma. Miałem nadzieję sprawdzić to w
najbliższym czasie. Teraz jednak musiałem wrócić do rzeczywistości.
Zebrałem się w sobie i powiedziałem.
– Witaj Ann, co się dzieje? Dlaczego dzisiaj tak długo
trwa przywracanie mojej świadomości do możliwości
normalnej komunikacji.
– No, nareszcie – powiedziała. – Bałam się, że coś uległo
awarii. Wydaje się jednak, że sytuacja jest opanowana. 76
Bardzo się cieszę Mark. Mam dla ciebie bardzo dobre wie-
ści. Za chwilę co prawda znowu będziemy musieli wyłą-
czyć twoją świadomość, ale mam nadzieję, że będzie to już
ostatni raz. Nasi specjaliści wszystko dokładnie sprawdzili.
Zaraz zaczną przenosić twoją świadomość do tego oto
wisiorka.
xxxxx
xxx
x
To mówiąc, wcisnął
do jej ręki szklaneczkę wina. – To jest czarodziejski płyn.
O nic nie pytaj. Wypij do dna, a później porywam cię do
tańca.
Ann dosłownie zamurowało. Jednak nie wiedząc dlaczego,
spełniła jego polecenie. Poczuła jakby ktoś uderzył
ją w głowę. Po chwili jednak odczucie to minęło. Całe napięcie
nagle odpłynęło. Chciała jak najszybciej zapomnieć
o wszystkich problemach związanych z pracą. Nagle poczuła
ogromną ochotę na tańce. Nie protestowała więc
kiedy nieznajomy poprowadził ją na parkiet. Dalej nie było
już tak dobrze. Nie pamiętała nic, co się z nią działo. Obudziła
się w tanim motelu poza miastem. Miała ogromnego
kaca. Wygrzebała się z pościeli i weszła pod prysznic. Usi-
łowała przypomnieć sobie, skąd wzięła się w tym pokoju.
Nie pamiętała również czy była tutaj sama, czy był jeszcze
ktoś. Nie mogła niestety nic sobie przypomnieć. W pewnym
momencie ogarnęła ją panika. Nie wiedziała nawet
jak się nazywa. Tego było już za wiele. Ubrała się szybko.
Zauważyła że jej sukienka nie była pierwszej świeżości. W
dodatku była poplamiona. Chciała jak najszybciej wszystko
wyjaśnić. Musiała dowiedzieć się przede wszystkim
kim jest. Zaczęła przeszukiwać pokój ale nie znalazła nic
co pomogło by jej przypomnieć sobie cokolwiek. Na stoliku
obok łóżka zauważyła złożoną kartkę papieru. Szybko
ją rozwinęła. Przeczytała. „Byłaś cudowna, ale na mnie już
czas. Zapłać w recepcji. Zabrałem ci trochę kasy. Chyba mi
się należało? W końcu napracowałem się przez ostatnie
trzy dni i noce. Pa. Może kiedyś wpadniesz jeszcze na łyk
tego czarodziejskiego napoju?” Cały świat zawirował. Z jej
głowy odpłynęła chyba cała krew. Tysiące myśli przelaty-88
wały przez jej głowę. O co tu chodzi? Jakie trzy dni, co ja
tutaj robiłam i z kim? Pora to natychmiast wyjaśnić. Szybko
udała się w kierunku widocznej w oddali recepcji. Kiedy
tam szła zauważyła, że kilka osób z personelu dziwnie
jakoś na nią spogląda. Usłyszała również, jak ktoś mówił
że od dawna nie wiedzieli takiego cyrku jaki odstawiła ta
spod trójki. Nagle uświadomiła sobie, że to ona była w pokoju
numer trzy. Przestraszyła się nie na żarty. Nie wiedziała
jak dowiedzieć się co się tutaj stało. Na szczęście
zanim cokolwiek powiedziała, jakiś człowiek zagrodził jej
drogę i powiedział:
– Jestem właścicielem tego motelu, proszę do mojego
biura.
Nie wróżyło to niczego dobrego, ale Ann nie miała wyj-
ścia. Posłusznie poszła za właścicielem do jego biura.
– Proszę pani, nie będę oceniać pani zachowania
w ostatnich dniach, bo nie taka jest moja rola. Proszę mi
tylko zapłacić za pobyt i wyrządzone szkody. Prawdę mó-
wiąc, nie chciałbym więcej gościć pani u nas.
Ann zamurowało. Czuła, że wydarzyło się coś, czego
z pewnością musiała by się wstydzić, gdyby wiedziała, co
zrobiła. Nie zapytała więc o wydarzenia minionych dni.
Spojrzała tylko na właściciela.
– Aha – powiedział. Pani rzeczy osobiste są w tym sej-
ie. Zachowała pani na szczęście tyle rozsądku, że posłuchała
pani rad mojego personelu, by tak zrobić. Nie wiem
co by się stało, gdyby ten typek, który ogołocił panią z ca-
łej gotówki, dobrał się do pani torebki. Miał wielką ochotę
na pani biżuterię a szczególnie na ten piękny wisiorek.
Na szczęście posłuchała pani naszej recepcjonistki, która
prawie siłą nie dopuściła do tego, aby ten typ z którym
pani przyszła ograbił panią ze wszystkiego. Strasznie się 89
awanturował. Dopiero groźba wezwania policji trochę go
uspokoiła. To, co usłyszała Ann prawie zwaliło ją z nóg.
Wykrztusiła tylko:
– Ja nic nie pamiętam.
– Nie dziwię się – wtrącił właściciel. – Po takiej ilości
alkoholu i jak przypuszczam również narkotyków nikt
niczego by nie pamiętał. W głowie Ann huczało. To, co
usłyszała było tak niedorzeczne, że nie mogła w to uwierzyć.
Nigdy wcześniej nie uczestniczyła w żadnym zdarzeniu
gdzie mogłaby stracić kontrolę nad tym co robi. Nie
chciała w to uwierzyć. Przecież w jej wypadku coś takiego
było niemożliwe. Po tym jednak, co usłyszała, zaczęła
mieć wątpliwości. Czuła się bardzo źle i zaczęło ogarniać
ją uczucie coraz większego wstydu. Nie wiedziała jeszcze,
co tak naprawdę się wydarzyło. Chciała wszystko wyja-
śnić, ale coś mówiło jej aby z tym jeszcze trochę poczekać.
Zamiast więc wypytać o wszystko właściciela motelu, powiedziała:
– Oczywiście zapłacę panu za wszystko. Proszę tylko
otworzyć ten sejf.
– Jak to? – Zapytał. Przecież to pani użyła własnego
kodu.
– O cholera – powiedziała Ann. – Niczego nie mogę sobie
przypomnieć. Proszę pana. Wracam teraz do pokoju.
Jak tylko przypomnę sobie kombinację szyfru, przyjdę do
pana i ureguluję należność.
Kierownik nie był zadowolony z takiego obrotu sprawy.
– Oby nastąpiło to szybko. W przeciwnym razie zawiadamiam
policję. Ma pani czas do wieczora.
– Dobrze – powiedziała Ann i poszła do swojego pokoju.
Później usiadła na łóżku i usiłowała sobie cokolwiek 90
przypomnieć. Jej próby nie przyniosły rezultatu. Wyczerpana
położyła się na łóżku i usnęła. Obudziło ją głośne
pukanie do drzwi. Zerwała się półprzytomna. Otworzyła
drzwi. W progu stał właściciel.
– No i co? – Zapytał. Przypomniała sobie pani cokolwiek?
Możemy otworzyć ten sejf?
Ann nie wiedziała, czego chce ten człowiek. Była zupeł-
nie oszołomiona. Powoli jednak docierało do niej, co się
dzieje. Zaczęła przypominać sobie jakieś cyfry. Nie wiedziała
co oznaczają ale domyśliła się, że jest to kombinacja
której użyła zamykając sejf.
– Idziemy – powiedziała i wspólnie z kierownikiem
udała się do jego biura. Sejf otworzyła bez trudu. Wyjęła
z niego swoją torebkę. Sprawdziła zawartość. Wśród wielu
rzeczy był tam telefon komórkowy portfel, karta bankomatowa
i jej osobista biżuteria. Nie chciała rozmawiać
z nikim. Zapytała tylko gdzie jest najbliższy bankomat.
– Pójdziemy razem – powiedział kierownik.
– Dobrze chodźmy – powiedziała Ann.
Kiedy kierownik wymienił kwotę, jakiej spodziewa się
od niej otrzymać, po raz drugi dzisiejszego dnia ugięły
się pod nią nogi. W pierwszej chwili chciała zaprotestować
ale zrezygnowała przypominając sobie zapowiedź
kierownika o ewentualnym powiadomieniu policji. Wypłaciła
żądaną kwotę i udała się do pobliskiej restauracji.
Założyła wisiorek. Dzięki temu mogłem znowu widzieć
i słyszeć wszystko. Zamówiła mocną kawę i zatopiła się
w myślach. Była zupełnie skołowana. Nie mogła uwierzyć,
że to co usłyszała mogło być prawdą. To było wbrew jej
zasadom. Nigdy nie zachowałaby się wbrew określonym
przez nią samą przekonaniom. Nigdy nie przekroczyłaby
granicy między dobrem a złem. Co się więc stało. Ogarnę-91
ło ją przerażenie. Umysł podsuwał jej tylko jedno wytłumaczenie.
„Tabletka gwałtu”. Miało to sens . Tylko po co?
Przecież dobrowolnie poszła do tego lokalu. Dość wyraźnie
dawała do zrozumienia, że nie ma nic przeciwko małemu
romansikowi. O co więc tu chodzi? Czyżby jej „adorator”
chciał ją tylko okraść? Czy jego postępowanie miało inne
podłoże? Jeśli chodziło tylko o kradzież, to pal licho. Stać
ją było na stratę takiej kwoty. W końcu zarabiała tak dużo,
że mogła pozwolić sobie na odrobinę szaleństwa, choćby
było by to „trochę” sprzeczne z jej zasadami moralnymi.
Nagle zaniepokoiła się. Jeśli jednak jest inaczej? Jeśli celem
tego typa nie był zwykły podryw i kradzież, to mogą
z tego wyniknąć niezłe kłopoty. „Muszę to sprawdzić zanim
opowiem o tym moim szefom”, powiedziała do siebie.
Takiej rozmowy chciała uniknąć za wszelką cenę. Dopiła
kawę i udała się do Laboratorium. Całe szczęście, że mając
nielimitowany czas pracy nie musiała się praktycznie
nikomu tłumaczyć. Należała do ścisłego kierownictwa.
Była wielokrotnie sprawdzana. Miała status pracownika
z uprawnieniami dostępu do największych tajemnic, więc
korzystała z dużej swobody poruszania się. Praktycznie
po całym świecie. Nikt nie sprawdzał jej kontaktów w życiu
prywatnym. Jeśli jednak to ostatnie wydarzenie było
zaplanowane przez konkurencję, mogła mieć poważne
kłopoty. Nie chciała jednak podnosić jeszcze alarmu. Postanowiła
jak najszybciej skontaktować się z szefem służb
specjalnych i opowiedzieć mu o wszystkim. Była pewna,
że wszystko zostanie w tajemnicy. Ten człowiek nie tylko
był jej przyjacielem, ale miał wobec niej duży dług
wdzięczności. Wyjęła telefon i zadzwoniła do niego. Tim,
bo tak miał na imię, bardzo się ucieszył że zadzwoniła
do niego. Miał nadzieję, że Ann zaprosi go na spotkanie 92
a może nawet na coś więcej. Oczami wyobraźni widział
już romantyczną kolację w dobrym lokalu a później?...
Ann szybko jednak wyprowadziła go z błędu. Kiedy powiedziała
mu tyle ile mogła przez telefon, zaklął brzydko
i powiedział, że wygląda to poważnie i wobec tego muszą
natychmiast się spotkać. Zaproponował małą kawiarenkę
na obrzeżach miasta.
– Będę za pół godziny – powiedział.
– Ja też – odpowiedziała Ann.
Na ustalone spotkanie postanowiła udać się pieszo. Po
około dwudziestu minutach dotarła na miejsce. Tima jeszcze
nie było. Zamówiła kawę i koniak. Była w strasznym
stanie psychicznym. Nie dość, że niczego nie pamiętała,
to jeszcze reakcja Tima na jej wiadomość uświadomiła jej
powagę sytuacji. Normalnie nie nadużywała alkoholu, ale
teraz musiała się napić. Szybko opróżniła zawartość kieliszka.
– No, no nie poznaję cię. Musiało cię coś nieźle wkurzyć
– powiedział Tim, który właśnie przyszedł.
– Witaj – odpowiedziała.
– Wybacz, ale zupełnie straciłam głowę. Nie wiem co
robić. Niewiele pamiętam z ostatnich dni i czuję się podle.
Boję się czy nie zrobiłam czegoś strasznego. Tim musisz
mi pomóc. Inaczej chyba zwariuję.
– Spokojnie Ann. Wiesz jak mi zależy na twojej przyjaź-
ni. Zrobię wszystko, aby wyjaśnić tą niewiarygodną sytuację.
Później wypytał ją dokładnie o wszystko. Opowiedziała
mu dokładnie, co działo się przez kilka poprzednich dni.
Oczywiście tylko to, co zapamiętała. Słuchał jej bardzo
uważnie. Czasami dopytywał o jakieś szczegóły. Chwilę
milczał. Po czym powiedział. 93
– Rzeczywiście nie wygląda to dobrze, ale nie możemy
zakładać najgorszego. Jest w tej historii kilka punktów
które wskazują na to, że to był przypadek. Nikt nie
mógł przecież przewidzieć, że nagle wbrew swoim zasadom
udasz się do nieznanego lokalu, by się upić. To niedorzeczne.
Teraz uspokój się. Postaraj przypomnieć sobie
jeszcze coś a ja uruchomię swoje kontakty, aby dowiedzieć
się prawdy. Prawdę mówiąc oboje wiemy, że jeśli była to
tabletka gwałtu, szanse na to że cokolwiek sobie przypomnisz
są zerowe. Jeśli byłaś obiektem napaści seksualnej
i kradzieży nie będzie tak źle. Wiem, wiem jak to brzmi.
Nie martw się jednak na zapas, powiedział widząc reakcję
Ann. Miałem na myśli że łatwiej będzie ci pogodzić się
z tym, jeśli nie będziesz świadoma tego co się wydarzyło.
– No tak – powiedziała Ann – jest to jakieś pocieszenie.
– Tim, a jeśli to konkurencja? – krzyknęła. Wiesz co
wtedy się stanie? Będę skończona nie tylko zawodowo,
ale będzie mi grozić odpowiedzialność karna.
Puściły jej nerwy. Skryła twarz w dłoniach i rozpłakała
się. Powtarzała:
– Co ja zrobiłam, co ze mną będzie. Co będzie z badaniami.
Ja tego nie przeżyję.
Tim przytulił ją mocno.
– Uspokój się. Wszystko będzie dobrze. Ja wszystko
sprawdzę. Teraz pójdziemy do mnie. Weźmiesz gorący
prysznic. Zadzwonisz do irmy, że nie będzie cię kilka dni.
Później pójdziesz do łóżka. Musisz wypocząć i odespać te
ostatnie dni. Przypuszczam, że dostałaś potężną porcję
jakiegoś narkotyku i przez kilka dni nie zmrużyłaś oka.
Wstań teraz. Zwiozę cię do domu.
xxxxx
xxx
x
ROZDZIAŁ VII
Spała do następnego rana. Kiedy obudziła się, wyglą-
dała na wypoczętą. Zapytałem natychmiast jak się czuje.
Chwilę myślała i powiedziała:
– Wiesz, chyba prawie dobrze. Nie mogę sobie wszystkiego
sobie przypomnieć, ale po rozmowie z Timem jestem
prawie pewna, że nie stało się najgorsze.
– Co masz na myśli?
– To, że nie zdradziłam żadnej tajemnicy związanej
z wykonywaniem mojej pracy.
– A reszta?
– No cóż, za błędy trzeba płacić. Prawda? – spytała.
Nie chciałem jej dobijać, choć moje zdanie w sprawie
ostatnich wydarzeń było inne. Powiedziałem tylko:
– Ann nie przejmuj się. Na pewno Tim wszystkiego się
dowie.
– Z pewnością, mruknęła. A tak swoją drogą to bardzo
przyzwoity człowiek. Poza tym zaczyna mi się podobać.
– Ej, powiedziałem. Nie za szybko? Dopiero co miałaś
niemiłą przygodę, a już myślisz o nowej.
Ann usiadła na łóżku i powiedziała.
– Próbuję poradzić sobie z tą sytuacją jak tylko potra-
ię. Jestem z tym zupełnie sama. Nie mogę nikomu się
zwierzyć. Przecież wiesz. Mam tylko ciebie i Tima. Komuś
muszę zaufać. Wybrałam Tima. Nie miałam wyboru. Jeśli
dodatkowo on mi się podoba, to co w tym złego? Nie oceniaj
mnie tak surowo Mark i nie krytykuj. Wystarczająco 96
zostałam ukarana za mój brak odpowiedzialności. Nie
wiadomo zresztą, jak to się w ogóle skończy więc skończmy
ten temat.
– Masz rację Ann. Przepraszam. Nie chciałem aby to tak
zabrzmiało. Chciałbym ci pomóc, tylko nie wiem jak.
– Wiem, wiem. Ja też nie jestem w pełni sobą. Wybacz
mi i nie mówmy już o tym dobrze?
– Dobrze, ale nie uciekniemy od tego tematu – powiedziałem.
Obiecuję jednak, że nie będę cię krytykować.
Może być?
– Tak oczywiście, może. Co mam teraz zrobić? Jak my-
ślisz?
– Zadzwoń do Tima – odparłem. – Może już dowiedział
się czegoś.
Ann wzięła telefon do ręki i wykręciła jego numer. Długo
nikt nie odbierał. Nie było połączenia. Po chwili otrzymała
wiadomość sms.
„Nie jest tak źle. Nie martw się. On chciał cię tylko wykorzystać
i okraść. Muszę go odnaleźć i zniechęcić do
krzywdzenia kobiet. Jestem na jego tropie. Myślę że odnajdę
go w ciągu dwóch dni. Pozdrawiam, Tim.”
Po przeczytaniu tego tekstu, Ann podskoczyła na łóż-
ku.
– Mark, jak się cieszę. Wiedziałam, że nie zdradziłam
żadnych tajemnic, zresztą jakoś sobie poradzę.
– Gdyby nie moje, delikatnie mówiąc, niestosowne zachowanie,
byłabym szczęśliwa.
– No właśnie – powiedziałem. Chciałem jeszcze coś dodać,
ale usłyszałem jej głos.
– Mark, Mark daruj sobie. Zrobiło mi się głupio. Przecież
przed chwilą obiecałem, że nie będę jej krytykować.97
– Wybacz mi Ann. Ja naprawdę nie chciałem ci dokuczyć.
Tyle ostatnio się wydarzyło. Martwiłem się o ciebie.
Zniknęłaś na kilka dni. Nie dawałaś znaku życia. Kiedy
odnalazłaś się, ucieszyłem się bardzo, ale nie ukrywam,
byłem również trochę zły. Stąd to wszystko. Postaram się
opanować.
– Dobrze już dobrze. Nie gniewam się – odparła. – Rozumiem.
Przecież to ja jestem winna temu całemu zamieszaniu.
Myślę, że jak Tim przyjdzie i wyjaśni nam wszystko,
to inaczej będziemy patrzeć na tę całą sytuację.
– Masz rację. Musimy czekać na Tima. A co z pracą?
Kiedy tam pójdziesz? – spytałem.
– Myślę że zdecyduję dopiero jak Tim wróci. Teraz nie
czuję się na siłach.
– W takim razie wykorzystajmy ten czas na odpoczynek.
Może po prostu wybierzemy się do parku.
– To dobry pomysł – stwierdziła Ann. – Znam tutaj kilka
miejsc w których można doskonale odpocząć. Jutro
tam się wybierzemy.
Jak obiecała, tak zrobiła. Z samego rana oświadczyła,
że na razie nie myśli o przeszłości. Teraz chce się zrelaksować
i wobec tego zabiera mnie do parku. Myślałem, że to
będzie taki zwyczajny park. Tymczasem Ann zaskoczyła
mnie zupełnie. Ten park przypominał raczej jakiś zaczarowany
ogród. Pełno było w nim cudownie kolorowych
kwiatów, jakich nigdy dotąd nie widziałem. Do tego pełno
egzotycznych drzew i krzewów o niespotykanych kształ-
tach. Wokół roznosiła się cudowna woń. Nie widziałem
jeszcze czegoś tak pięknego i nie czułem takich zapachów.
Do tego zewsząd słychać było świergot ptaków i odgłosy
zwierząt.
– Co to jest? – Spytałem. 98
– To jest jedno z moich ulubionych miejsc odpoczynku.
Tutaj rosną kwiaty, drzewa i krzewy z różnych zakątków
świata. Poza tym jest tutaj taki jakby mini ogród zoologiczny.
– Niebywałe. – Odezwałem się. – To wszystko znajduje
się przecież w środku dużego miasta.
– Ano tak.
– Dlaczego wobec tego nic o tym nie wiedziałem?
– Po prostu dlatego Mark, że nie wychodzisz na spacery.
Nie interesujesz się tym, co znajduje się w twoim
najbliższym otoczeniu. Siedzisz zbyt dużo w domu. Stąd
biorą się twoje kłopoty ze zdrowiem.
Dotarło do mnie że Ann ma całkowitą rację. Zrobiło mi
się głupio. Nie chodziło już o moje zdrowie. Każdy przeciętny
człowiek powienien wiedzieć nie tylko, co ciekawego
znajduje się w jego najbliższym otoczeniu, ale również
w miejscowości w której mieszka. Ja praktycznie nie wiedziałem
prawie nic. Postanowiłem to zmienić, jak tylko
odzyskam swoje ciało. Tymczasem chciałem przy pomocy
Ann dowiedzieć się jak najwięcej o moim mieście. Zapyta-
łem ją, czy moglibyśmy częściej wychodzić na takie spacery
i czy pokaże mi inne ciekawe rzeczy. Byłem pewny,
że chętnie się zgodzi. Tymczasem ona powiedziała, że nie
będzie to takie proste.
– Wiesz przecież Mark, że ja pracuję i to ciężko – powiedziała.
– Teraz wytworzyła się taka sytuacja, że musiałam
coś z sobą zrobić. Nie mogę jeszcze wrócić do normalnych
obowiązków, więc wybrałam właśnie taki sposób na przeczekanie.
Korzystaj więc z tego jak najwięcej. Kiedy wrócę
do pracy, takich okazji nie będzie zbyt wiele. Mam jednak
nadzieję, że te nasze wspólne spacery obudzą w tobie 99
ciekawość do poznawania nieznanych ci dotąd tajemnic
związanych z twoim miastem.
Ann miała rację. Muszę zmienić swoje nastawienie do
życia. Tymczasem nie chcę tracić czasu.
– Chodźmy więc.
Muszę przyznać, że były to jedne z najpiękniejszych
momentów mojego życia. Okazało się, że Ann nie tylko
dużo wiedziała, ale również potraiła w ciekawy sposób
podzielić się tą wiedzą. Przez następnych kilka dni chodziliśmy
na kilkugodzinne spacery. Zauważyłem, że dla Ann
były one również bardzo ważne. Wyciszyła się zupełnie.
Wydawało mi się, że zupełnie zapomniała o przykrych
przeżyciach z ostatnich dni. To dobrze. Musiała odciąć się
od nich i nabrać nowych sił do pracy. Czekały ją bowiem
nowe wyzwania.
Po kilku dniach, niespodziewanie zjawił się Tim. Przyniósł
piękny bukiet kwiatów. Wręczając go Ann, powiedział:
– Moja droga, skończyły się twoje kłopoty. Wiem, że
w twojej pamięci przeżycia ostatnich dni zostaną jeszcze
długo. Myślę jednak, że poradzisz sobie z tym. Jeśli pozwolisz,
chętnie ci w tym pomogę.
Twarz Ann rozjaśnił najpiękniejszy uśmiech jaki dotychczas
widziałem. Dotarło do mnie, że nie był to tylko
uśmiech zadowolenia, ale coś więcej. Ten uśmiech przeznaczony
był tylko dla Tima. Poczułem coś jakby ukłucie
w sercu. Nie miałem przecież ciała więc nie mogłem niczego
odczuwać. Jednak czułem. Zdałem sobie sprawę z tego,
że byłem po prostu zazdrosny. A to ukłucie? Sądzę że był
to znany w medycynie ból fantomowy. Zdarza się to dość
często, kiedy po amputacji np. kończyny pacjenci w dalszym
ciągu ją czują. Zastanowiło mnie jednak to, że ja to 100
odczuwam. Przecież ja byłem tylko kopią mojego mózgu.
Czyżby kopia potraiła samodzielnie myśleć? Muszę opowiedzieć
o tym Ann. Teraz jednak nie mogłem tego zrobić.
Po pierwsze byłem ciekawy co ma do powiedzenia Tim
a po drugie Ann była w takim stanie psychicznego podniecenia
że z pewnością nie mogłaby skupić się na tym,
co bym do niej mówił. Postanowiłem odłożyć rozmowę
na później. Ann zaparzyła kawę postawiła na stole ciasto
i butelkę czerwonego wina. Poprosiła Tima by usiadł na
kanapie i opowiedział jej wszystko co udało mu się dowiedzieć.
– Jak wiesz mam swoje metody, by znaleźć każdego
w każdym zakątku świata. Uruchomiłem wszystkie procedury.
Przyznam, że zrobiłem to trochę wbrew zasadom,
ale chodziło przecież o ciebie, Ann.
Zamilkł na chwilę. Wydawało mi się, że jego głos jakby
trochę zadrżał, a twarz jakby pociemniała. Może mi się
tylko tak wydawało. Może. Natomiast jeśli chodzi o Ann
to nie mogłem się mylić. Jej piękna twarz pokryła się rumieńcem,
a głos wyraźnie zadrżał, kiedy powiedziała:
– Wiem Tim, ale teraz proszę zacznij już opowiadać.
– Dobrze – odpowiedział. – Już po dwóch dniach namierzyłem
go w jednej z knajp kilkaset kilometrów od motelu
w którym był z tobą. Zaczęliśmy obserwację i zbieranie
informacji.
– My? – zapytała Ann. – Myślałam, że tylko ty wiesz
o tym, co się stało.
– Bez obaw, Ann. Mam kilku zaufanych ludzi, którzy
winni mi są przysługę. Ich dyskrecji jestem pewny. Zresztą
sam nic bym nie zdziałał.
– Trochę mnie uspokoiłeś – powiedziała Ann. – Opowiadaj,
co wydarzyło się później. 101
– Obserwacja trwała kilka dni. Okazało się, że to zwykły
oszust, wykorzystujący i okradający kobiety. Nie byłaś
niestety jedyną kobietą, która wpadła w jego sidła. Jest
on doskonałym psychologiem i znawcą kobiecej duszy.
Potrai się doskonale wczuć w rolę pocieszyciela. Kobiety
natychmiast czują się przy nim bezpieczne i poddają
się jego woli. To jest bezlitosny drań. Nie waha się przed
użyciem wszystkich środków, aby osiągnąć swój cel. Do
tego jeszcze zawsze wykorzystuje tabletki gwałtu. Chce
jak najszybciej okraść swe oiary. Kiedy dopnie swego, natychmiast
przenosi się w inne miejsce i zaczyna całą grę
od początku. Jest to ohydny typ. Niebezpieczny i bardzo
skuteczny w tym co robi. Ponadto jest bardzo sprytny.
Jego działalność mogła nigdy nie zostać odkryta. Miał jednak
pecha. Skrzywdził ciebie i traił na mnie. Przysięgłem
sobie, że go dorwę i poniesie zasłużoną karę.
– Co ty mówisz, Tim? Nie możesz z tym iść na policję.
Kiedy ta sprawa wyjdzie na jaw, będę skończona.
– Ann to nie tak – powiedział. – To oczywiste, że wszystko
musi pozostać w tajemnicy i pozostanie. Ten typ został
już ukarany.
Widząc przestrach na twarzy Ann, Tim powiedział.
– Nie nie, to nie to o czym myślisz. Uspokój się. On żyje
i mam nadzieję, że jeszcze bardzo długo będzie na tym
świecie. Musi bowiem odpokutować za krzywdy jakie
wyrządził kobietom. Uwierz mi, że on naprawi wszystko.
Przynajmniej jeśli chodzi o pieniądze, które ukradł swoim
oiarom. Sprawdź swoje konto. Masz na nim wszystko, co
ci ukradł plus rekompensatę za doznane krzywdy.
Ann natychmiast to sprawdziła przez internet. Jej twarz
wyrażała zdumienie. 102
– Dziękuję, ale ja nie chcę niczego więcej prócz tego, co
on mi ukradł.
– Ann nie rozumiem cię, ani większości kobiet. Przecież
zostałaś w podstępny sposób wykorzystana. Wybacz,
ale muszę powiedzieć to wprost. Zostałaś zgwałcona.
I co? Dobrze się z tym czujesz? Ten drań nie ma być
ukarany? Normalnie powinien zgnić w więzieniu. Jednak
w tej szczególnej sytuacji nie jest możliwe postawienie go
przed sądem. Musiałem wymyślić inny sposób, żeby go
ukarać. Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że mu wybaczasz
i zgadzasz się na to, aby dalej krzywdził inne kobiety. Ann
nie wierzę, że tak możesz myśleć.
– Nie, nie – powiedziała. – Oczywiście musi on ponieść
karę ale pomyślałam sobie co z pozostałymi oiarami.
Mnie zwrócił pieniądze a innym?
– Nie martw się – powiedział Tim. O wszystkim pomy-
ślałem. Okazało się że ten drań na tej swojej „działalności”
dorobił się sporego majątku. Do tego ma on niezwykły talent
do interesów. Zainwestował w kilka przedsięwzięć
i pomnożył wielokrotnie pieniądze uzyskane z tego ohydnego
procederu. Wyobraź sobie, że mimo posiadania wielomilionowego
majątku nie zrezygnował z wykorzystywania
kobiet. Ten człowiek nie zasługuje na litość. Chyba
zgodzisz się ze mną. Prawda?
– Po tym co usłyszałem, tak. Zasługuje na karę. Tylko
co można mu zrobić, kiedy nie chcemy postawić go przed
sądem.
– No właśnie. Jak myślisz, co było by najgorszą karą dla
tego drania?
– Noo, nie bardzo wiem.
– Ale ja tak. Otóż moja droga Ann. Taką karą jest pozbawienie
go całego majątku. 103
– No tak, ale jak to zrobisz? – spytała. Nie chcesz chyba
zabrać mu go siłą. Było by to przecież przestępstwo.
– Oczywiście, masz rację. Wyobraź sobie jednak, że on
zgodził się dobrowolnie wynagrodzić wyrządzone krzywdy
wszystkim oiarom a to, co pozostanie anonimowo
przekazać na cele charytatywne.
– Niemożliwe – powiedziała Ann. – Jak tego dokonałeś?
Przecież nikt dobrowolnie nie rezygnuje z takiego bogactwa.
– Rzeczywiście, dobrowolnie raczej nie. Trochę pomogliśmy
mu zrozumieć to czego się dopuścił. Nie chcę mówić
o szczegółach, ale po jego pobycie w naszych specjalnych
pomieszczeniach, w których przesłuchujemy różnych
przestępców, ten drań zgodził się na wszystko. Wiedział,
że gdyby nie dotrzymał tego do czego się zobowiązał, jego
życie stałoby się koszmarem. Jestem pewny, że nie będzie
nic kombinować. Jest w głębokiej depresji i niech tak zostanie.
Ważne, że wszystkie jego oiary otrzymają zadość-
uczynienie. Pomoże im to chociaż w części zrekompensować
cierpienia jakich doznały.
– Przekonałeś mnie, Tim. Nie będę więcej poruszać tego
tematu. Wydaje mi się że otrzymał wystarczającą karę.
– Też tak myślę, powiedział Tim. Teraz kiedy wszystko
już wiesz należy nam się trochę relaksu.
– Tak Tim – powiedziała Ann. – Jeśli możesz zrobić
sobie mały urlop, to może wybralibyśmy się do jakiegoś
uroczego zakątka, jak najdalej od tego miejsca, w którym
teraz jesteśmy.
Twarz Tima drgnęła. Widać było, że bardzo się ucieszył.
104
– Dobrze – powiedział. – Wpadnę na chwilę do mojego
biura, załatwię najpilniejsze sprawy, poproszę o kilka dni
urlopu i zaraz wracam. Zawahał się chwilkę i dokończył.
– Do ciebie Ann.
Ona po raz drugi dzisiaj zarumieniła się.
– Załatw wszystko. Ja zastanowię się, gdzie mogliby-
śmy pojechać.
Tim wyszedł, a Ann zajęła się sprawdzaniem, co mają
do zaoferowania biura podróży. Najwyraźniej znalazła
coś odpowiedniego, bo jej twarz zajaśniała uśmiechem.
Spojrzała na mnie i powiedziała:
– Chyba znalazłam to, o czym zawsze marzyłam. Mam
nadzieję że spędzę, najszczęśliwsze dni mojego życia.
– No to ja też się cieszę. Nareszcie będę mógł zobaczyć
coś innego niż ściany Laboratorium.
Ann ponownie spojrzała na mnie.
– Chyba nie myślisz, że zabiorę cię ze mną. Co to to nie.
Nie będziesz miał tej przyjemności aby nas podglądać.
– Szkoda – powiedziałem.
Szczerze mówiąc miałem ogromną ochotę zobaczyć
Ann w łóżku z Timem. Skoro jednak nic z tego nie wyjdzie,
zapytałem Ann, co będzie ze mną.
– Jak tylko wróci Tim zaprowadzę cię do Laboratorium
i zamontuję twoją świadomość w poprzednim urządzeniu.
Będziesz mógł tam przyglądać się pracom nad przywróceniem
twojego ciała do normalności.
Nie bardzo mi to odpowiadało, ale pomyślałem sobie,
że nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Spodziewałem
się usłyszeć wiele ciekawych rzeczy. Po chwili
wrócił Tim. Kiedy Ann powiedziała mu, gdzie chciałaby
pojechać, bez wahania zgodził się. 105
– Wobec tego załatw wszystkie formalności związane
z wyjazdem – powiedziała Ann. – Ja mam jeszcze kilka
spraw do załatwienia.
Po chwili wraz ze mną wyszła z pomieszczenia. Udaliśmy
się do Laboratorium, które tak dobrze znałem
i w którym tak długo zastanawiałem się, co się stało i co
ja tu robię. Ann przekazała wisiorek kierownikowi. Poprosiła
o zamontowanie go w poprzednim urządzeniu.
Poprosiła również, aby niczego przede mną nie ukrywali
i w razie potrzeby odpowiadali na wszystkie zadawane
przeze mnie pytania. Ann pożegnała się ze mną i wyszła.
Powiedziała jeszcze, że zobaczymy się tak szybko jak to
tylko będzie możliwe.
– Mam nadzieję, że nie będziesz się tu nudzić – dodała
i wyszła.
Technicy zajęli się montowaniem wisiorka do urządzenia.
Po chwili straciłem świadomość. Kiedy ją odzyskałem,
zobaczyłem twarz szefa tego Laboratorium. Zapytał, czy
wszystko w porządku i czy mam jakieś pytania. Odpowiedziałem,
że wydaje mi się, że wszystko jest w najlepszym
porządku.
– Jak będę potrzebować jakiś wyjaśnień to zapytam.
Teraz chciałbym po prostu obserwować co tutaj się robi.
– Dobrze – odpowiedział kierownik. – Ja wracam do
moich obowiązków – i zajął się sprawdzaniem jakiś wydruków.
Przez kilka następnych dni słuchałem, o czym mówili
zatrudnieni tutaj naukowcy i technicy. Z uwagą przyglą-
dałem się też wszystkiemu, co tutaj robiono. W zasadzie
nie było to nic ciekawego. Coś tam przeglądano w otrzymywanych
wydrukach, coś robiono przy różnego typu
urządzeniach. Po jakimś czasie stało się to dla mnie tak 106
nudne, że przestałem się tym interesować. Z niecierpliwością
czekałem na powrót Ann. Jednak kiedy szef tego
Laboratorium zapytał mnie czy mam jakieś pytania. Odpowiedziałem,
że tak. Zapytałem, czy może mi powiedzieć,
kiedy podejmą próbę pobudzenia mojego mózgu i
połączenia go z moim ciałem.
– Właściwie wszystko mamy już dokładnie przemyślane
– odpowiedział. – Musimy jeszcze przeprowadzić kilka
specjalistycznych testów. Jeśli zakończą się pozytywnie,
podejmiemy próbę przywrócenia cię do życia. Kiedy to
jednak nastąpi, nie wiem. Czekamy na decyzję centrali.
Kierownik, jak się okazało, nic konkretnego nie wiedział,
więc wypytywanie go nie miało najmniejszego sensu. Pozostało
mi czekanie na powrót Ann. Postanowiłem po-
święcić ten czas na dopracowanie pomysłu jak przekonać
niektórych uczonych do kontynuowania pracy nad Projektem.
Po kilku dniach Ann wróciła.
– Cześć – powiedziała do mnie. – Zaraz wyswobodzą
cię z tego starego sprzętu i wtedy porozmawiamy. Teraz
muszę porozmawiać z szefem tego Laboratorium. Tobą
zajmą się technicy.
Tak jak poprzednio na jakiś czas straciłem świadomość.
Kiedy ją odzyskałem, byłem już na swoim miejscu,
czyli w wisiorku zawieszonym na szyi Ann.
– Wróciłam troszkę później niż planowałam – powiedziała.
– Wcale się nie dziwię. Musiało być wam tam bardzo
dobrze skoro przedłużyłaś urlop.
– No niezupełnie. Na urlopie, cudownym zresztą, by-
łam tylko dwa dni. Wezwano mnie w trybie pilnym do
centrali. Tim też musiał gdzieś wyjechać. Jak więc widzisz 107
Mark, nie było tak dobrze jak ja oczekiwałam i jak ty sobie
wyobrażałeś.
– Fakt – powiedziałem. – Niezbyt dobrze to wyszło. No
dobrze, ale co dalej. Są jakieś nowe ustalenie w sprawie
próby przywrócenia mnie do normalnego życia?
– No właśnie – powiedziała. – W nauce dokonano nowych
odkryć. Powstały nowe teorie. Jak to wpłynie na
Projekt jeszcze nie wiem. Na razie wydałam polecenie
przygotowania wszystkiego do próby połączenie twojego
mózgu z ciałem. Na razie to wszystko. Kazałem być w gotowości
i czekać. My natomiast jutro wylatujemy do Stanów.
Konkretnie do Strefy 51. Więcej sama nie wiem.
– Hm, zapowiada się ciekawie – powiedziałem. Pewne
jest tylko to, że nic nie wiemy na pewno.
– To prawda – odpowiedziała Ann. Mam nadzieję, że
jutro coś się wyjaśni.
Nagle zadzwonił telefon. Ann odebrała i jej twarz poja-
śniała. Pojawił się na niej ten cudowny uśmiech, który już
nie raz widziałem. Idziemy do mojego pokoju. Przyjechał
Tim. Kiedy zamknęły się za nami drzwi jej pokoju ktoś
zapukał. Ann otworzyła. Na progu stał Tim z ogromnym
bukietem czerwonych róż. Zanim Ann cokolwiek zrobiła,
Tim powiedział:
– Kochanie, zabieram cię dzisiaj na romantyczną kolację.
Z twarzy Ann zniknął uśmiech.
– Co się stało? – Spytał Tim.
– Niestety nici z naszej kolacji. Jeszcze dzisiaj wylatuję
do Stanów. – Uprzedzając jego pytanie odpowiedziała.
– Niestety nie wiem na jak długo.
– A to pech. Kiedy spotkałem wreszcie kobietę mojego
życia, ona musi wyjechać.108
– To rzeczywiście niesprawiedliwie – odpowiedziała.
– Niestety nie można nic z tym zrobić.
– Szkoda, ale możemy chociaż wykorzystać te parę godzin
jak najlepiej.
– Obawiam się, że nie mamy czasu – powiedziała Ann.
– Muszę przygotować masę materiałów na spotkanie
z kierownictwem.
– Jak pech to pech – powiedział Tim i dodał – a może?
– Kochanie ani o tym nie myśl – odparła. – Naprawdę
nie mam czasu.
Tim popatrzył na Ann takim wzrokiem i zrobił przy
tym taką minę, że gdybym ja był kobietą, na pewno bym
mu uległ. Ann również nie mogła oprzeć się urokowi
Tima. Wciągnęła go do pokoju i zaczęła namiętnie całować.
Mówiła tylko „kochany kocham cię, kocham”. Tim nie
pozostawał jej dłużny. Zaczęli wzajemnie się rozbierać. Po
chwili stracili kontrolę nad tym, co robią. W końcu pozbyli
się ubrań i wylądowali w łóżku.
Działo się to tak szybko, że Ann zapomniała mnie „wy-
łączyć”. Dzięki temu mogłem wszystko widzieć i słyszeć.
Nie chciałem podglądać, ale mimo woli stałem się uczestnikiem
ich miłosnych poczynań. Po chwili ja również zacząłem
zatracać się w tym wszystkim. W miarę jak oni
się kochali, ja również zacząłem odczuwać podniecenie.
Z upływem czasu moje doznania stawały się coraz silniejsze.
Gdybym miał ciało, nic nie powstrzymało by mnie
przed spełnieniem. Te odczucia były tak realne, że nie mogłem
uwierzyć, że nie mając ciała mogłem doświadczać
czegoś tak pięknego. Po chwili Ann i Tim osiągnęli szczyty
rozkoszy. Ja również. Później odpoczywali jeszcze przez
kilka minut. Ich twarze jaśniały szczęściem. Prawie jednocześnie
powiedzieli: 109
– Szkoda, że to już koniec.
Obydwoje chcieli aby te chwile trwały wiecznie. Niestety
dopadła ich rzeczywistość. Z ogromną niechęcią
podnieśli się z łóżka i zaczęli ubierać. Zapewniali się
o wzajemnej miłości. Niestety musieli zająć się swoimi
zawodowymi obowiązkami. Zdobyli się jeszcze na jeden
namiętny pocałunek i Tim wyszedł. Poprosił tylko, aby
Ann dała mu znać jak długo jej nie będzie.
– Kochanie – odpowiedziała. – Wiem co czujesz, bo ja
czuję to samo. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby sta-
ło się to jak najszybciej.
– Wiem – odparł i wyszedł.
Po jego wyjściu Ann długo jeszcze siedziała na łóżku.
– To niesprawiedliwe – powiedziała.
Po jej policzkach popłynęły łzy. Chciałem ją jakoś pocieszyć
ale nie wiedziałem jak. Powiedziałem tylko:
– Nie martw się. Wszystko jakoś się ułoży.
Ann podskoczyła na łóżku. W jej oczach widziałem
przestrach.
– To ty wszystko widziałeś?
– Tak – powiedziałem. – Zapomniałaś mnie wyłączyć,
ale nie martw się. To było piękne. Dawno nie widziałem
takiej miłości. Tak kochających się ludzi.
Ann spojrzała na mnie smutno. Zorientowałem się, że
głupio to zabrzmiało. Nie wiedziałem jak z tego wybrnąć.
Powiedziałem tylko:
– Ann ja miałem na myśli wyłącznie więź duchową. Je-
śli odebrałaś to inaczej, przepraszam.
– Nie ma o czym mówić. Stało się. Zapomniałam. Ale
właściwie dlaczego mam się wstydzić miłości. Tego że kogoś
tak mocno kocham? Czy to coś złego? 110
– Nie Ann, to nic złego. To jest właśnie piękne i to chcia-
łem tylko powiedzieć. Cieszę się, że tak to odebrałeś. Przez
taki sposób myślenia stałeś się mi bardzo bliskim.
– Dziękuję Ann. Jesteś bardzo mądrą kobietą. Jeśli jednak
mamy wieczorem wylecieć do Stanów, chyba musisz
się pospieszyć.
– Masz rację. Zabieram się do pracy.
W kilka godzin Ann uporała się ze wszystkim i helikopterem
ratunkowym wystartowaliśmy z lądowiska zlokalizowanego
na dachu szpitala. Polecieliśmy do jakieś bazy
wojskowej. Tam czekał już na nas ogromny samolot. Po
wejściu na pokład zobaczyłem, że jest tam jakieś laboratorium,
w którym pracowało kilkanaście osób. W przedniej
części samolotu było kilkanaście foteli, takich jak w normalnym
samolocie. Prawie wszystkie miejsca były zajęte.
Okazało się, że Ann znała wszystkich. Po kilku chwilach
zapuszczono silniki i samolot wystartował do Europy.111
ROZDZIAŁ VIII
Lot przebiegał spokojnie, bez jakichkolwiek zakłóceń.
Ann rozmawiała ze swoimi znajomymi. Byłem bardzo
ciekawy tych rozmów. Szybko jednak znudziłem się. Z początku
wszyscy wszystkich pytali o pracę, o rodzinę i takie
tam. Było również trochę wspomnień. Po naukowcach
spodziewałem się czegoś innego. Okazało się jednak, że
wszyscy ludzie niezależnie od tego czym się zajmują, rozmawiają
zawsze o tym samym. Przynajmniej na początku.
Kiedy wszyscy zaspokoili już swoją ciekawość, zaczęto
rozmawiać o sprawach zawodowych. Ponieważ niewiele
z tego rozumiałem, oddałem się temu, co ostatnio robiłem
najczęściej czyli rozmyślaniu o mojej sytuacji. Po kilku godzinach
wylądowaliśmy w Stanach. Była to jedna z baz sił
powietrznych USA. Wykorzystałem chwilę, kiedy wokół
nas nie było nikogo i zapytałem Ann gdzie jesteśmy i jak
długo tu zostaniemy. Ann odpowiedziała że nie orientuje
się zupełnie. Wie tylko tyle że będzie uczestniczyć w jakiś
tajnych rozmowach. Ucieszyłem się bo miałem nadzieję,
że wreszcie będę miał dostęp do informacji z pierwszej
ręki. Niestety srodze się zawiodłem. Ann, jakby odgadując
moje myśli powiedziała:
– Przykro mi Mark, ale muszę cię wyłączyć i zostawić
w pokoju, w którym będziemy mieszkać. Nikt poza ścisłym
gronem osób zaproszonych, nie może uczestniczyć w tych
rozmowach. Ciebie niestety nie ma na tej liście. Nie martw
się jednak. Tak szybko, jak to będzie możliwe, połączę się 112
z tobą. Nie wiem kiedy to nastąpi. Czy te rozmowy będą
trwać kilka dni, czy tygodni. Nie wiem też, kiedy udamy
się do naszego ośrodka badawczego, który jak wiesz jest
głównym celem naszej podróży.
To mówiąc wyłączyła mnie, nie dając mi żadnej szansy
na zadanie jakiegokolwiek pytania. Trochę mnie to wkurzyło,
ale nie mogłem w żaden sposób zmienić tej sytuacji.
Pozostało mi prawie jak zawsze, tylko czekać. Tak też zrobiłem.
Miałem znowu dużo czasu na rozmyślania. Zastanawiałem
się, jak długo będę musiał czekać na możliwość
rozmowy z Ann. Nie byłem zadowolony z takiego obrotu
sprawy. Przecież wiedziałem już dostatecznie dużo na
temat tego, nad czym tutaj się pracuje. Po co więc te tajemnice.
Chyba, że Ann mówiła mi rzeczy, o których nie
powinna mi mówić. O czymś co stanowiło tajemnicę. Jeśli
tak było, to dlaczego postąpiła wbrew zasadom i wprowadzała
mnie prawie we wszystkie zagadnienia? Oczywiście
tylko na takim poziomie, żebym mógł to zrozumieć. Jak by
nie było, złamała zasady. Gdyby to się wydało, na pewno
poniosłaby surowe konsekwencje. A może miała w tym jakiś
cel? Często bowiem ciekawa była moich opinii w wielu
sprawach o których rozmawialiśmy. Miałem wrażenie, że
czasem podejmowała decyzje pod wpływem moich sugestii.
Może w swojej pracy chciała wykorzystać opinię kogoś
z zewnątrz? Związanego co prawda z badaniami, ale
nie wywodzącego się ze środowiska naukowego. Może.
Ale w końcu jest to sprawa Ann. Ja chętnie jej pomogę, je-
śli moje uwagi na coś się przydadzą. Zastanawiałem się
również nad tym, dlaczego Ann przestała nagle interesować
się tym, jak przekonać niektórych naukowców do
Projektu. Z pewnością ma to jakiś związek z badaniami
o których mi wspominała. Miałem nadzieję, że wszystkie-113
go się dowiem, jak tylko będziemy mogli normalnie rozmawiać.
Po jakimś czasie Ann włączyła mnie. Ale zanim
zdążyłem o cokolwiek zapytać, ona powiedziała:
– Posłuchaj Mark. Teraz idę na rozmowy. Nie wiem kiedy
wrócę. Musisz zostać sam. Nie mogę zabrać cię z sobą.
Nie możesz być również włączony. Nie wiem kiedy wrócę.
Uzbrój się w cierpliwość.
Jak zwykle zostałem sam. Jej nieobecność przedłużała
się. Po jakiś trzech tygodniach wróciła. Włączyła mnie i
powiedziała:
– Zaraz wylatujemy do naszego ośrodka w Streie 51.
Ponieważ lecimy z wieloma naukowcami których nie
znam, znowu muszę cię wyłączyć. W naszym ośrodku kiedy
wszystko się uspokoi, porozmawiamy.
Po dotarciu na miejsce Ann rzeczywiście mnie włączy-
ła i powiedziała:
– Nie powinnam tego robić, ale nie wyłączę cię. Zawieszę
wisiorek tak, abyś mógł obserwować wszystko co
dzieje się za oknami. Uchylę je również abyś mógł też coś
słyszeć. Obserwuj wszystko dokładnie. Mnie nie będzie
przez kilka, a może nawet kilkanaście dni. Jak wrócę, porozmawiamy.
Mam nadzieję, że będzie to ciekawa rozmowa.
Sama też nie wiem co usłyszę na spotkaniu z szefostwem.
Na razie wiem tylko tyle, że mają to być jakieś rewelacyjne
wiadomości. To tyle co chciałem ci powiedzieć.
– Obserwuj wszystko dokładnie – powiedziała jeszcze
raz .
Dodała „do zobaczenia” i wyszła z pokoju. Zastanawiałem
się dlaczego Ann tak bardzo zależało na tym,
abym dokładnie obserwował to, co działo się za oknem.
Ale skoro tak jej na tym zależało, z uwagą zacząłem obserwację.
Nic specjalnego nie zauważyłem. Ludzie poru-114
szali się normalnie. Chodzili pieszo, jeździli na rowerach,
korzystali z komunikacji miejskiej czy taksówek. Ulice i
budynki również niczym nie różniły się od tego co obserwowałem
dotychczas. Nie miałem pojęcia, o co chodziło
Ann. Po kilku godzinach przyglądania się temu, co działo
się za oknem miałem już dość i oddałem się mojemu ulubionemu
zajęciu, czyli rozmyślaniu. Analizowałem po raz
kolejny wszystko, co dotyczyło mojej sytuacji. Mojej roli
jaką miałem, czy już odgrywałem w tym eksperymencie.
Jednak rozmowa z Ann nie dawała mi spokoju. Jeszcze
raz postanowiłem obserwować widok za oknem. Tym razem
jednak postanowiłem przyglądać się wszystkiemu ze
wzmożoną uwagą. W pewnej chwili zaczęło docierać do
mnie że rzeczywiście jest coś dziwnego w tym pozornie
normalnym widoku. Wytężyłem uwagę. Zadawałem sobie
pytanie. Co tutaj jest nie tak? I nagle zobaczyłem: Wszyscy
ludzie nosili okulary. Niektórzy ciemne, niektórzy normalne,
ale wszyscy byli w okularach. To rzeczywiście było
niezwykłe. Po co im te okulary. Nie było specjalnie ostrego
słońca. Nie widziałem również jakiegoś dymu, czy innych
zanieczyszczeń powietrza. Tylko takie zjawiska mogłoby
uzasadniać konieczność noszenia okularów. Tymczasem
tutaj wszystko było w porządku. Przejrzystość powietrza
też była doskonała. Nie potraiłem znaleźć wytłumaczenia,
dlaczego wszyscy nosili okulary. Poza tym zauważy-
łem, że wszystko, cały ruch był bardzo uporządkowany.
Nie widać było żadnego chaosu. Wyglądało to tak jakby
wszystko odbywało się dokładnie według jakiegoś planu.
To rzeczywiście było dziwnie. Nigdzie dotąd nie spotka-
łem się z czym takim. Pomyślałem sobie, że Ann znała
odpowiedź. Chciała tylko sprawdzić, czy ja to zauważę.
Zauważyłem i miałem nadzieję, że kiedy wróci wszyst-115
ko mi wyjaśni. Po jakimś czasie wróciła. Bez specjalnych
wstępów zapytała, co zauważyłem. Opowiedziałem jej
o wszystkim. Ann zapytała czy to wszystko co zauważy-
łem. Odpowiedziałem że tak. Popatrzyła na mnie i powiedziała:
– W takim razie muszę zabrać cię na wycieczkę po tym
mieście. Obiecałaś mi opowiedzieć o wszystkim, czego się
dowiedziałaś – zwróciłem się do niej.
– Tak, oczywiście – odparła. Niczego nie będą przed
tobą ukrywać. Wcześniej jednak muszę cię wprowadzić
w temat. Dlatego będziemy zwiedzać miasto.
– Czy to pomoże mi lepiej zrozumieć to, o czym chcesz
mi opowiedzieć?
– Tak – odpowiedziała. – To, czego ja się dowiedziałam,
jest tak nieprawdopodobne, że nawet ja mimo mojego naukowego
przygotowania miałam trudności ze zrozumieniem
wszystkiego.
„Zapowiada się ciekawie”, pomyślałem.
– Wobec tego chodźmy już. Chciałbym jak najszybciej
poznać te rewelacje o których wspomniałaś.
– Mark to rzeczywiście są rewelacje. Całe dotychczasowe
myślenie o wielu sprawach dotyczących naszego
życia, wywracają do góry nogami. Zaraz zresztą sam się
o tym przekonasz.
– Wobec tego nie przedłużajmy naszej rozmowy
i chodźmy na tą wycieczkę po mieście – powiedziałem.
Ann założyła wisiorek na szyję i wyszliśmy na zewnątrz
budynku. Początkowo chodziliśmy ulicami i obserwowali-
śmy wszystko, co działo się wokół. Ann nie odzywała się.
Spoglądała na mnie i obserwowała jak reaguję na otaczającą
mnie rzeczywistość. Widocznie niczego specjalnego
nie zauważyła, bo zapytała: 116
– Mark naprawdę nic poza tym, co mi powiedziałeś nie
zauważyłeś? Nic co związane jest atmosferą?
– Nic, odpowiedziałem.
– Trochę jestem zaskoczona. Zobacz, tutaj jest bardzo
przyjemnie. Temperatura nie jest ani za wysoka, ani za niska.
Nie ma również wiatru.
Teraz, kiedy mówiła o tym Ann, dotarło to do mnie. Ja
byłem skupiony na szukaniu jakiś anomalii w zachowaniach
ludzi. Nie zwracałem uwagi na stan pogody. Rzeczywiście,
powiedziałem, ale co w tym dziwnego. Jest
przecież wiele miejsc na świecie w których jest podobny
klimat.
– To prawda – odparła. – Ale czy przypominasz sobie,
jak mówiłam ci że nasz ośrodek jest niewidoczny z zewnątrz?
– Oczywiście, pamiętam, ale to miasto na pewno jest
widoczne. Nie widzę tutaj niczego, co mogłoby maskować
budynki, czy inne urządzenia.
– I tu się mylisz. Tego miasta nie widać nawet z kosmosu.
Jest ono przykryte specjalną kopułą. Wykorzystano tutaj
pewne własności pola elektromagnetycznego. Działa
to w taki sposób, że z zewnątrz docierają tutaj odpowiednio
przeiltrowane promienie słoneczne, deszcze i wiatry.
Dodatkowo można tym wszystkim dowolnie sterować.
– Czy chcesz mi powiedzieć, że w każdej chwili moż-
na osiągnąć dowolną temperaturę, wywołać wiatr czy
deszcz? – Spytałem.
– Tak właśnie jest. Ponadto nic, co dzieje się w tym
mieście, nie przenika na zewnątrz. Po prostu niczego nie
widać i na razie nie można tego wykryć żadną dostępną
techniką. 117
– O kurcze, jestem całkowicie zaskoczony – odpowiedziałem.
Ann uśmiechnęła się.
– Zapewniam, że jeszcze nie raz zaskoczę cię i to w jeszcze
większym stopniu niż teraz.
Byłem oszołomiony. Myślałem, że taka technologia jest
dostępna tylko w powieściach fantastyczno-naukowych.
Tymczasem oglądam wytwory tej technologii na żywo.
Coś niebywałego, ale to dzieje się naprawdę. Ciekawe jakie
niespodzianki jeszcze mnie czekają.
– Teraz będziemy korzystać z publicznej komunikacji.
To mówiąc wyciągnęła z torebki okulary i założyła je.
Potem podeszliśmy do czegoś, co przypominało windę.
Wyjechaliśmy na niewielką platformę, przypominającą
peron na dworcu kolejowym. Z tą różnicą, że zamiast szyn
było tu coś co przypominało jedną bardzo szeroką szynę.
– Teraz pojedziemy do muzeum techniki.
Prawie natychmiast zatrzymał się obok nas pojazd wyglądający
jak normalny autobus. Wsiedliśmy. W środku
wszystko wyglądało normalnie. Jedyną różnicą było to że
nie było tutaj kierowcy. Chciałem o to zapytać Ann ale było
tutaj kilka osób więc się wstrzymałem. Po kilku minutach
ten pojazd zatrzymał się. Wysiedliśmy. Ann uprzedzając
moje pytania, powiedziała:
– Chciałam najpierw pokazać ci osiągnięcia, jakie dokonała
ludzkość w różnych dziedzinach życia. Dlatego zaczynamy
od zwiedzania miasta. Tutaj w praktyce testuje
się najnowsze osiągnięcia naukowe. Zwiedzimy również
muzeum techniki. Tam zobaczysz dokonania całej ludzkości
od zarania ich życia. Dopiero później opowiem ci
o wszystkim czego dowiedziałam się w ciągu ostatniego
miesiąca. 118
– Szkoda – odparłem. Myślałem że dowiem się czegoś
ważnego znacznie wcześniej.
– Taki miałam zamiar – powiedziała Ann.
Doszłam jednak do wniosku, że łatwiej będzie mi wyja-
śniać pewne zagadnienia, kiedy najpierw pokażę ci to, co
zrobiono w tym Ośrodku.
– Chyba masz rację, Ann. – Chodźmy zatem do tego muzeum.
Po wyjściu z pojazdu i skorzystaniu z windy stanęliśmy
na chodniku. Przed nami w odległości około stu metrów
zobaczyłem kilkupiętrowy budynek na którym widniał
duży napis „Muzeum Techniki”.
– No to idziemy – powiedziałem.
– Raczej zostaniemy tam, jakby to powiedzieć, dostarczeni
– powiedziała Ann.
W tym momencie chodnik pod nami poruszył się. Bardzo
szybko dostaliśmy się w pobliże wejścia do budynku.
– Jak to się dzieje? – Zapytałem.
Ann wyjaśniła mi, że wszystko jest sterowane myślami.
– Jak to? – Zdziwiłem się.
– Już wyjaśniam. Okulary są wyposażone w ekrany któ-
re pokazują obrazy wygenerowane przez nasze mózgi.
– Zaraz – powiedziałem. Możesz jaśniej?
– Tak, oczywiście. Okulary działają na takiej zasadzie.
Jeśli pomyślisz na przykład, że chcesz pojechać autobusem
do określonego miejsca, na ekranie otrzymujesz pełną informację.
Gdzie jest to miejsce, jak tam dojechać i w jakim
czasie. Następnie podjeżdża autobus i bezpiecznie zawozi
cię tam dokąd chciałeś. Tego zresztą przed chwilą sam do-
świadczyłeś.
– Rzeczywiście, ale nie wiem, jak to dokładnie działa. 119
– Nie będę cię wprowadzać w szczegóły techniczne
– powiedziała Ann.
– Powiem tylko tyle, że działa to na podobnej zasadzie,
jak monitoring miejski. Jest tylko bardziej nowoczesny.
Zrozumiałeś?
– Tak, oczywiście. Na razie tak. Jak będzie później, kiedy
zobaczę inne nowinki techniczne, nie wiem.
– Spokojnie – powiedziała Ann. – Krok po kroku zapoznam
cię ze wszystkim. Jestem pewna, że nie będziesz
miał trudności ze zrozumieniem, jak działają wszystkie
urządzenia. Większość funkcjonuje w świecie który znasz,
tylko w trochę nowszych wersjach.
Weszliśmy do budynku muzeum. Zwiedzanie rozpoczęliśmy
od parteru. Tam znajdowały się eksponaty, obrazujące
życie pierwszych ludzi. W sposób bardzo jasny
i zrozumiały dla wszystkich byliśmy oprowadzani po poszczególnych
salach. Informacje o tym, co aktualnie oglą-
daliśmy były podawane w dwojaki sposób. Można było
usłyszeć wszystko w specjalnych słuchawkach lub obejrzeć
w tych okularach, które nosiła Ann. Ja też mogłem
trochę skorzystać z tej formy przekazu. Ann na chwilę
zdjęła swoje okulary i przybliżyła je do wisiorka. Dzięki
temu mogłem przekonać się co można było zrobić korzystając
z takich okularów. Bardzo mi się to podobało, więc
natychmiast poprosiłem Ann by załatwiła mi u swoich
techników podobne urządzenie. Odparła, że zastanowi
się. Trochę się zdziwiłem, ale zapytałem:
– Dlaczego się wahasz?
– Nie waham się co do pomysłu – odparła.
– Najpierw opowiem ci wszystko. Dopiero potem zdecydujemy
wspólnie jakie urządzenie można będzie zamontować
w wisiorku. Być może nie będzie w ogóle takiej 120
potrzeby. Powiedziałam już, że jak dowiesz się wszystkiego,
to zdecydujemy.
Westchnąłem tylko. Ann miała rację. Za mało jeszcze
wiem. Teraz skupiłem się na oglądaniu eksponatów. W
ciągu kilku godzin poznałem całą historię ludzkości. To
były fascynujące doznania. Duże wrażenie zrobiły na mnie
eksponaty z XIX wieku. Wieku pary i elektryczności. Wtedy
przekonałem się do czego zdolny jest ludzki mózg. Co
człowiek może przy jego pomocy zdziałać. Jeszcze bardziej
byłem zafascynowany osiągnięciami ludzkości z ostatnich
kilkudziesięciu lat. Oglądanie muzeum było dla mnie najlepszą
nauką historii, w jakiej uczestniczyłem. Zwiedzanie
muzeum zakończyliśmy na ostatnim piętrze budynku.
Było tam również wyjście na taras, z którego można było
oglądać panoramę miasta. Muszę przyznać, że widok był
piękny. W pewnej chwili Ann powiedziała:
– Jes tem już bardzo zmęczona. Skończmy zwiedzanie.
Padam z nóg. Ostatnie dni bardzo wyczerpały mnie psychicznie.
Dzisiejsza wycieczka również izycznie.
– Masz rację – powiedziałem. – Ja również mam dosyć
wrażeń. Co prawda nie odczuwam izycznego zmęczenia
z wiadomych powodów, ale psychicznie nie czuję się najlepiej.
Wracajmy więc do naszego pokoju.
Wyszliśmy z muzeum i tak jak poprzednio skorzystali-
śmy z komunikacji miejskiej. Po powrocie chciałem zadać
Ann kilka pytań. Jednak gdy spojrzałem na nią i zobaczy-
łem jak jest zmęczona, zrezygnowałem. Postanowiłem porozmawiać
z nią jutro. Nazajutrz Ann obudziła się bardzo
późno. Widać było jeszcze na jej twarzy ślady zmęczenia.
Nie było ono jednak już tak duże jak wczoraj. Przyszło mi
do głowy, aby przełożyć zwiedzanie miasta o jeden dzień,
ale kiedy powiedziałem o tym Ann, ona zaprotestowała. 121
– Nie, dzisiaj będziemy kontynuować zwiedzanie. Zaraz
napiję się mocnej kawy. Ona postawi mnie na nogi.
– Jak chcesz – odparłem. – Chciałem jeszcze zadać ci
jedno pytanie przed wyjściem.
– Dobrze pytaj.
– Ann, wczoraj powiedziałaś, że nad tym miastem znajduje
się specjalna zasłona w kształcie kopuły, która cał-
kowicie ukrywa przed światem wszystko, co znajduje się
pod nią. Czy mogłabyś powiedzieć mi coś więcej?
– Tak oczywiście – powiedziała Ann. – Powiem ci tyle,
ile sama wiem. Ja też nie wiem wszystkiego.
Widząc moją zdziwioną minę dodała:
– Nie dziw się Mark. Nie znam wszystkich szczegółów.
Nie jestem specjalistką w tej dziedzinie.
– Tak, oczywiście. Nie powinienem być zdziwiony. Ale
po tych informacjach, które mi przekazywałaś dotychczas,
wydawało mi się, że ty wiesz po prostu wszystko. Jest to
oczywiście niedorzeczne. Nikt nie może znać się na wszystkim.
Przebywając jednak tak długo z tobą i rozmawiając
o różnych sprawach, w pewnym momencie uznałem cię
za osobę wszechwiedzącą. Na wszystkie moje pytania potraiłaś
wyczerpująco odpowiedzieć. Wiem oczywiście, że
nie możesz wiedzieć wszystkiego. Niemniej twoja wiedza
jest imponująca. Podziwiam cię za to. Za każdym razem
rozmowa z tobą robi na mnie ogromne wrażenie.
– Dziękuję Mark, że tak mnie cenisz. Ale wracając do
twojego pytania. Rzeczywiście wszystko, co jest pod tą
kopułą jest niewidoczne i nikt na świecie nie domyśla się
niczego.
– W takim razie powiedz mi, jak dowieziono tutaj tyle
sprzętu i materiałów potrzebnych do zbudowania tego
wszystkiego. Przecież od zawsze ta kopuła nie istniała.122
– Dobre pytanie, Mark. Podoba mi się to. Zaczynasz
ponownie myśleć logicznie. Wczoraj, kiedy zwiedzaliśmy
miasto miałam wrażenie jakbym rozmawiała z innym
Markiem. Nie byłeś sobą. Reagowałeś jakoś inaczej. Zaczynałam
się w pewnym momencie bać, że utraciłeś zdolność
logicznego myślenia. Ale dzisiaj widzę że wszystko
wraca do normy.
– Masz rację Ann. Wczoraj spodziewałem się, że dowiem
się od ciebie czegoś zupełnie innego. Mówiłaś o rewolucji
w nauce. Tymczasem zaprowadziłaś mnie do muzeum
techniki. Myślałem ciągle dlaczego zwlekasz z przekazaniem
mi najnowszych informacji. Dlatego może nie
poświęcałem zbyt wiele uwagi temu, co działo się wokół
mnie.
– W porządku Mark, powiedziała. Wracając do tej kopuły.
Jak wiesz w stanie Newada gdzie znajduje się Strefa
51 ciągnie się pasmo dość dużych gór. Po ich zachodniej
stronie usytuowane są normalne miasta. Po wschodniej
natomiast stronie jest rozległa pustynia. Od dziesiątków
lat pod tymi górami drążono niezliczone korytarze i pomieszczenia
w których były usytuowane nie tylko różne
laboratoria ale również całe zakłady przemysłowe. Wej-
ścia do tych tuneli były doskonale zamaskowane. Dopóki
agenci różnych służb pozyskiwali informacje o interesują-
cych ich obiektach tradycyjnymi metodami, tajemnica mogła
być zachowana. Kiedy jednak do szeroko pojmowanego
szpiegostwa zaczęto wprowadzać elektronikę, zachowanie
tajemnicy stawało się coraz trudniejsze. Dlatego
natychmiast podjęto badania nad nowymi technologiami.
Po pewnym czasie udało się znaleźć sposób na ukrywanie
wszystkich obiektów. Był to rodzaj czapki niewidki. To
jest właśnie nasza kopuła. Nie wszystko jednak jest tutaj 123
doskonałe. Gdyby na przykład jakiś samolot lub pojazd
chciał opuścić miasto i znalazł się poza zasięgiem kopuły,
byłby natychmiast zarejestrowany przez satelity. Dla każ-
dego stałoby się jasne, że jeśli nagle jakiś obiekt pojawia
się na ekranach radarów, to nie wziął się znikąd. Musiał
mieć jakieś miejsce gdzie dotychczas przebywał. Jeśli był
to samolot to musiał wystartować z jakiegoś lotniska. Tajemnicy
nie dało by się długo utrzymać. Dlatego z tego
miasta nie można się wydostać inaczej niż pod górami. Z
tego co wiem trwają intensywne prace nad znalezieniem
innego rozwiązania. Małe obiekty wydostawały się już
poza kopułę i żadne urządzenia tego nie zarejestrowały.
Jest więc nadzieja na to, że zostanie niedługo wynaleziona
taka przenośna czapka niewidka. Być może korzystać z
niej będą mogli wszyscy.
– To bardzo interesujące, o czym mówisz. Zastanawiam
się tylko, po co każdemu z nas taka osłona. Czas jednak
pokaże. Jak wiadomo, wiele wynalazków znalazło zastosowanie
w czymś zupełnie innym niż w tym do czego je
wymyślono.
– Masz rację, Mark. Ale teraz chodźmy już. Jest późno
a ja chciałam pokazać tobie jeszcze parę interesujących
rzeczy.
– Masz rację, chodźmy.
Kiedy znaleźliśmy się na zewnątrz budynku, Ann powiedziała.
– Dzisiaj skorzystamy z taksówki.
Włożyła okulary i prawie natychmiast taksówka zatrzymała
się obok nas. Drzwi otworzyły się automatycznie.
Tym razem przyglądałem się wszystkiemu bardzo uważ-
nie. Taksówka wyglądała normalnie. Kierowca uśmiechnął
się do Ann pytając, gdzie chciałaby jechać i czy ma ja-124
kieś specjalne życzenia. Ann odpowiedziała, że jeszcze nie
wie i żeby jechał w kierunku centrum miasta. Wszystko
wyglądało normalnie. Nic nie odbiegało niczym od tego
do czego byłem przyzwyczajony. Ann jakby odczytując
moje myśli powiedziała do kierowcy:
– Dziękuję panu. Może pan zatrzymać się i wysiąść. Dalej
chcę jechać sama.
– Oczywiście proszę pani – odparł. – Jak pani sobie życzy.
Po chwili taksówka zatrzymała się na skraju jezdni
i kierowca wysiadł.
– Co teraz? – zapytałem. – Dalej pójdziemy pieszo, czy
przyjedzie inny kierowca? Czy zrobił on coś, że nie chcia-
łaś z nim jechać?
– Nie, nie o to chodzi. Teraz będziemy podróżować
sami.
– Jak to – zdziwiłem się. – Chcesz sama prowadzić?
– Nie, Mark. Posłużę się okularami. Wydam odpowiednie
polecenia komputerowi, w który wyposażona jest ta
taksówka i ona zawiezie nas tam gdzie chcemy.
– Zaskakujesz mnie coraz bardziej Ann.
Ona uśmiechnęła się i powiedziała.
– Za chwilę zobaczysz coś z pogranicza magii.
– Jestem bardzo ciekawy – odparłem.
– Uważaj więc – powiedziała Ann.
Prawie natychmiast taksówka zaczęła nabierać ogromnej
szybkości. Gdybym miał ciało zacząłbym się naprawdę
bać. Pędziliśmy, jak mi się wydawało, ponad 200 km na
godzinę.
– Czy to nie za szybko? Ann. Nie. Teraz będzie najważ-
niejsze. Nasza taksówka zbliżała się do betonowego muru, 125
który znajdował się na końcu ulicy, po której jechaliśmy.
Krzyknąłem.
– Hamuj, zrób coś. Przecież zaraz się rozbijemy.
Ann wybuchnęła śmiechem. Nie zdążyła nic powiedzieć,
gdy nasza taksówka wjechała na pełnej szybkości
w tą ścianę. Spodziewałem się najgorszego. Tymczasem
nic się nie wydarzyło. Wyglądało to tak, jakbym oglądał
jakiś ilm. W dodatku w zwolnionym tempie.
Nic się nie stało. Taksówka po prostu zatrzymała się.
Byłem w szoku. Jak to się stało? Przecież powinniśmy się
rozbić, a Ann nie miała prawa tego przeżyć. Tymczasem
nie działo się nic. Nie poczułem żadnego uderzenia. Nie
wypadła żadna szyba. Taksówka nie była uszkodzona. Nie
miała najmniejszej rysy. Nie mogłem tego zrozumieć. Ann
po chwili powiedziała:
– Widzisz, to co oglądasz jest jednym z największych
osiągnięć w zakresie bezpieczeństwa w komunikacji. Wykorzystano
tutaj zjawisko jakie występuje podczas zbliżania
do siebie dwóch magnesów o jednakowych biegunach.
Pamiętasz to na pewno ze szkoły. Prawda?
– Oczywiście, że pamiętam. Magnesy w takim przypadku
odpychały się.
– No właśnie. Tutaj jest podobnie. Każdy pojazd ma
zamontowane takie urządzenie, które w sytuacjach zagrożenia
wytwarza specjalne poduszki o właściwościach
magnesów. Wewnątrz pojazdu powstaje pole elekromagnetyczne,
coś w rodzaju poduszki powietrznej której
działanie jest ci doskonale znane. Z tą jednak różnicą, że
ona chroni przed jakimikolwiek urazami ludzi i jakimikolwiek
uszkodzeniami wszystkich obiektów wokół pojazdu,
który ma zamontowane odpowiednie urządzenie. 126
Ann, czy to chroni wszystkich i wszystko? Zawsze i ze
stuporocentową skutecznością?
– Tak – odpowiedziała krótko.
– W takim razie czegoś tu nie rozumiem. Dlaczego nie
wdrożono tego jeszcze do masowej produkcji? Przecież
można by uratować życie milionom ludzi. Można by również
zapobiec miliardowym stratom materialnym powsta-
łym wskutek wypadów komunikacyjnych.
– Mark, masz zupełną rację. Zdajesz sobie jednak sprawę
z tego, że nie wystarczy wymyślić coś genialnego. Dzisiejszym
światem nie rządzą wynalazcy, tylko politycy.
Dopóki nie będzie woli politycznej z ich strony i nie zobaczą
korzyści dla siebie, najlepsze wynalazki wylądują
w koszu na śmieci. Czasem zdarza się, że znajdzie się jakiś
mądrzejszy polityk i pozwoli kontynuować badania.
Tak stało się z wieloma wynalazkami. Ktoś zadecydował
o powstaniu takiego ośrodka, jak nasz. Ktoś dał pieniądze
na badania i dzięki temu można tutaj coś wymyślać lub
udoskonalać. Niestety, ci sami politycy z sobie tylko wiadomych
powodów trzymają wszystko w tajemnicy. Wiele
wynalazków zamiast służyć ludziom, kończy swój żywot
w ośrodkach badawczych. To smutne Mark. Sam wiesz, że
w tej chwili nic na razie nie można z tym zrobić. Jedyna
nadzieja w tym, że ktoś wymyśli jakiś system który wymknie
się spod kontroli polityków. Ale kiedy to nastąpi
i czy w ogóle, tego nie wie nikt. Mam jednak nadzieję, że
znając mentalność naukowców, ich upór i determinację
w dążeniu do wyznaczonych celów niedługo może się to
zmienić.
– To rzeczywiście smutne. Uświadomiłem sobie
wszystkie te absurdy rządzące naszym światem dopiero
teraz, kiedy zaczęłaś o tym mówić. Podziwiam jednak 127
tych naukowców. Oni mają przecież świadomość, że duża
część ich wynalazków nigdy nie będzie mogła być zastosowana
w praktyce. Są na łasce polityków i urzędników.
Mimo wszystkich przeciwności, pracują dalej. Zasługują
na wielki szacunek.
– Wiem o tym Mark i cieszę się, że tak patrzysz na naszą
pracę – powiedziała Ann. – Mark czy masz już dość
wrażeń na dzisiaj, czy chcesz jeszcze coś zobaczyć?
– Wiesz Ann, rzeczywiście mam już dość. Chyba, że
masz mi jeszcze coś niezwykłego do pokazania. Wtedy
jeszcze znajdę w sobie chęć do oglądania.
– Właściwie to, prawdę mówiąc, niewiele mogłabym ci
pokazać. Zastosowanie najnowszych wynalazków w praktyce
już widziałeś. To o czym wiedziałeś oglądałeś też w
muzeum techniki. Jeśli nie masz ochoty na dalsze zwiedzanie,
wracamy do naszego mieszkania.
– Dobrze Ann, wracajmy.
W drogę powrotną wybraliśmy się autobusem. Ani ja,
ani Ann nie mieliśmy ochoty na rozmowę. Byliśmy pogrą-
żeni we własnych myślach. Kiedy przyszliśmy do pokoju,
Ann powiedziała:
– Jesteśmy dzisiaj bardzo podekscytowani naszą rozmową
i tym, czego byliśmy uczestnikami. Myślę że rozmowę
o tym, czego dowiedziałam się na spotkaniu z szefostwem,
przełożymy na jutro. Co o tym myślisz, Mark?
Mimo, że byłem bardzo ciekawy tego, co obiecała powiedzieć
mi Ann, w duchu przyznałem jej rację. Powiedziałem:
– Masz rację. Spokojnie mogę poczekać do jutra. Dzisiaj
doznałem zbyt wielu mocnych wrażeń. Ponieważ spodziewam
się, że czekają mnie podobne lub jeszcze większe, 128
najlepiej będzie, jeśli porozmawiamy jutro. Muszę jakoś
przygotować się do tego.
– Masz rację, Mark. Ja też potrzebuję wyciszenia. Najlepiej
będzie, jak każde z nas znajdzie sobie na to własny
sposób. Ja idę po prostu spać a ciebie, byś się nie rozpraszał,
po prostu wyłączę. Zgadzasz się?
Uznałem, że tak będzie najlepiej i powiedziałem „tak”.
Za chwilę Ann wyłączyła mnie i zostałem sam na sam z
moimi myślami. Następnego dnia, gdy tylko Ann mnie
włączyła, zauważyłem że nie była taka jak zwykle. Wyglą-
dała na przygnębioną.
– Co się dzieje, Ann? – Zapytałem.
– Właściwie to nic, ale jestem jeszcze pod wrażeniem
tego wczorajszego dnia. Naszej przygody z wjechaniem
na pełnej szybkości w betonowy mur i późniejszych naszych
rozmów.
xxxxx
xxx
x
– Powiem ci tylko tyle Mark, że w świetle tego, czego
dowiedziałam się na rozmowach z szefostwem, nasz cel
będziemy mogli osiągnąć w zupełnie inny sposób.
– Więc po co tak się wysilałem, żeby znaleźć jakiś sposób,
kiedy teraz mówisz, że istnieje inny?
– Wybacz Mark. Kiedy prosiłam cię o pomoc nie wiedziałam,
że istnieje inna metoda aby kontynuować nasze
badania. I to jest między innymi jeden z problemów, nad
którym muszę się zastanowić, kiedy będę rozmawiać z tobą.
Jak już mówiłam, potrzebuję jeszcze troszkę czasu.
Kolejne dni spędzaliśmy na zwiedzaniu miasta. Nie
poruszaliśmy tematu sprzed dwóch dni, ale byłem pewny,
że oboje o tym myślimy. Ann zabierała mnie w różne
ciekawe miejsca. Miałem okazję zapoznać się z różnymi
ciekawymi rozwiązaniami technicznymi, których nigdzie
indziej nie widziałem. Ann mówiła, że wiele z nich traia
do powszechnego użytku, jak na przykład nawigacja samochodowa.
– Warunkiem, by tak się stało, jest stworzenie czegoś
nowocześniejszego. To miasto jest poligonem, na którym
testuje się różne wynalazki. Szkoda tylko, że najnowszy,
zabezpieczający ludzkie życie podczas katastrof komunikacyjnych,
jakoś nie może wydostać się poza to miasto. 130
– Tak, westchnęła Ann. Mnie to też męczy ale jak już ci
wspomniałam niedługo może się to zmienić. Chociaż niedługo
jest pojęciem względnym i w praktyce może oznaczać
wiele lat. Niestety ani ja, ani moi współpracownicy
naprawdę nic nie możemy na to poradzić – powiedziała
Ann. Potem dodała:
– Skoro na razie wszystko musi zostać tak jak jest, spró-
bujmy o tym zapomnieć. Wykorzystajmy te dwa dni na
podziwianie, jak różne wynalazki sprawdzają się w praktyce.
Tak właśnie zrobiliśmy. Korzystaliśmy z komunikacji
miejskiej, taksówek i rowerów. Spacerowaliśmy i oglą-
daliśmy różne ciekawe miejsca. Mówię ciągle „my”, a tak
naprawdę oznacza to Ann. Ona bowiem uczestniczy-
ła izycznie w tym wszystkim. Ona tylko nosiła mnie na
swoich piersiach. Ja przecież nie miałem ciała. Istniałem
tylko jako moja świadomość zamknięta w wisiorku zawieszonym
na jej szyi. W istocie jednak uczestniczyłem
we wszystkim co robiła Ann. Dlatego często mówię „my”.
Kiedy zwiedzaliśmy jeden z przepięknych ogrodów botanicznych
zauważyłem, że na różne jego części pada deszcz
w różnym czasie. Poprosiłem Ann o wyjaśnienie. Wszystkim
steruje komputer umieszczony w swoistym sztabie
dowodzenia.
– Jeśli interesuje cię to, pójdziemy tam.
– Dobrze – powiedziałem. Chciałbym to zobaczyć.
Po chwili dotarliśmy do budynku, w którym znajdowa-
ło się centrum zarządzania całym miastem. Ann weszła do
środka i poprosiła jednego z pracowników o pokazanie, jak
kieruje się wszystkimi urządzeniami w tym mieście. Pokaz
ten wywarł na mnie duże wrażenie. Byłem świadkiem jak
sprawnie działa cała komunikacja. Wszystkie działania 131
poszczególnych służb były doskonale ze sobą zgrane. Nic
nie działo się bez wiedzy tego centrum. Nad wszystkim
czuwał tylko jeden komputer. Trochę mnie to zdziwiło, ale
usłyszałem wyjaśnienie, że komputer ten dysponuje taką
mocą jak milion komputerów będących w powszechnym
użyciu. To robiło wrażenie. Najbardziej jednak zdumiało
mnie sterowanie pogodą. Okazało się, że można dowolnie
ustalać pożądaną temperaturę. Tworzyć chmury czy wywoływać
deszcz na dowolnych obszarach. Wszystko, co
tutaj widziałem było zupełnie dla mnie nowe. Czułem się
tak, jakbym przeniósł się w przyszłość. Oglądałem urzą-
dzenia jakich nie widzieli jeszcze normalni ludzie. Mam tu
na myśli ludzi żyjących aktualnie w normalnych miastach
i wsiach. Korzystających ze znanych wszystkim urządzeń.
Tutaj wszystko wyprzedzało swój czas. Widocznie tak już
musiało być. Chciałbym tylko, żeby te wszystkie nowinki
techniczne funkcjonujące już w tym mieście wydostały
się poza tą okrywającą wszystko kopułę i jak powiedział
wieszcz, dostały się pod strzechy. Byłem pewny, że to się
kiedyś stanie. Takie jest bowiem prawo postępu. Ja chciał-
bym tylko, aby stało się to jak najszybciej. Pod koniec
drugiego dnia miałem już dość oglądania czegokolwiek.
Byłem przekonany, że Ann też. Kiedy więc zaproponowa-
łem powrót do naszego pokoju ona zgodziła się natychmiast.
Po powrocie, ponieważ było już dość późno uzgodniliśmy,
że Ann zacznie opowiadać mi jutro o wszystkim
czego dowiedziała się na tych wszystkich spotkaniach i
konferencjach. Ann poszła spać. Ja również odpoczywa-
łem, oddając się rozmyślaniom. Nie mogłem doczekać się
następnego dnia. Czułem, że rozmowa z Ann zmieni mój
sposób myślenia na zawsze. Rano kiedy Ann wypiła już 132
swoją poranną kawę i usiadła na swoim ulubionym krzesełku,
zaczęliśmy rozmowę. Dokładniej zaczęła Ann.
– Mark, zastanawiałam się bardzo długo nad tym, od
czego mam zacząć. Niestety muszę przyznać, że w dalszym
ciągu nie wiem tego. Postanowiłam jednak zacząć
od okularów, które noszą wszyscy mieszkańcy w mieście.
Później zobaczymy. Jak sobie przypominasz mówiłam ci,
że przy pomocy tych okularów można uzyskać wiele informacji
dotyczących wszystkiego, co znajduje się w tym
mieście.
– Pamiętam – powiedziałem.
– Pamiętasz również, że działają one podobnie jak
funkcjonuje monitoring. Teraz wyobraź sobie, że posiadasz
takie okulary, które przekazują ci wiadomości z ca-
łego świata.
– Jak to możliwe? – Spytałem. Przecież dostęp do tego
można uzyskać tylko za pomocą internetu.
– No właśnie, Mark. Niektórzy uczeni pracują już nad
tego typu urządzeniami spełniającymi funkcje internetu,
a jednocześnie różniłyby się one znacznie od znanych
wszystkim komputerów. Powiem więcej. Osiągnięto już
znaczące sukcesy. Widziałam nie tylko okulary, ale również
soczewki nakładane bezpośrednio na gałki oczne.
Naukowcy zapewniają, że już w tej chwili mogą one speł-
niać wymagania dotyczące standardowych komputerów.
Oczywiście nie wszystko jest takie proste. Pozostaje jeszcze
do rozwiązania trochę problemów, jak na przykład zasilanie
czy odpowiednia prędkość.
– No to jeszcze będziemy musieli trochę poczekać na
znalezienie rozwiązania – powiedziałem.
– Nie wydaje mi się, Mark. Wiem, że już buduje się super
komputer, który będzie w stanie zapewnić wszystkie 133
techniczne wymogi tych miniaturowych osobistych komputerów.
– Możesz powiedzieć coś więcej? – Spytałem.
– Wrócimy później do tego tematu. Okazało się bowiem,
że prowadzone są pewne prace nad innym wykorzystaniem
superkomputera. Najpierw chcę opowiedzieć
ci o innych odkryciach i przeprowadzanych doświadczeniach.
Jeśli uważasz, że przekazywanie mi informacji
w częściach jest lepsze niż opowiedzenie wszystkiego
o czym wiesz od razu, to mam nadzieję, że przemyślałaś
to dobrze. Słucham więc dalej.
– No więc słuchaj, Mark. Opowiem ci teraz, jak można
wpływać na decyzję poszczególnych osób w taki sposób,
żeby myśleli, że podjęte przez nich działanie było ich suwerenną
decyzją.
– Nie wiem, czy słyszałeś coś nowego na temat badań
nad ludzkim mózgiem.
– Niestety nie. Wiesz przecież, że ostatnio jedynym źró-
dłem informacji o świecie zewnętrznym jesteś ty.
– Oczywiście. Co ja wygaduję.
– Wybacz Mark, to z przepracowania.
– Myślę Ann, że nie tylko. Ostatnio dużo działo się
w twoim życiu. Zarówno w prywatnym jak i zawodowym.
– Ja nie mam do ciebie żadnych pretensji. Czekam tylko
niecierpliwie na dalsze informacje.
– Dobrze, już mówię. Od kilku miesięcy nasz Ośrodek
otrzymuje informacje o tym, że coraz więcej naukowców
na całym świecie pracuje nad próbami sterowania ludzkim
mózgiem. Kilku ma ciekawe osiągnięcia. W badaniach
posłużono się naszymi dwoma zmysłami. Zmysłem powonienia
i słuchu. Przeprowadzono takie doświadczenie. 134
Uczestników poddanych badaniom usypiano. Następnie
dawano im do wąchania przyjemne zapachy na przykład
słodyczy. Następnie z głośników puszczano dźwięki o niskiej
częstotliwości. Po chwili uczestnikom dawano do
wąchania zapachy kojarzące się z niemiłymi przeżyciami
na przykład zapach gnijącego mięsa i puszczano z gło-
śników muzykę o wysokiej częstotliwości. Po wybudzeniu
uczestników, poddano ich kolejnemu doświadczeniu.
Przynoszono im pachnące ciasta, które oni bardzo lubili
i puszczano jednocześnie z głośników dźwięki o wysokiej
częstotliwości. Po ich wybudzeniu doświadczenie kontynuowano,
z tym jednak, że zamieniono częstotliwość
dźwięku. Kiedy uczestnicy doświadczenia widzieli ciasto,
słyszeli dźwięki o wysokiej częstotliwości i odwrotnie.
Wszyscy którzy lubili ciasto natychmiast odwracali głowy
z odrazą, mimo że wcześniej reagowali inaczej. Podobnie
było kiedy podano im gnijące mięso i puszczono z głośników
dźwięki o niskiej częstotliwości. Nikt poddany tym
doświadczeniom nie odwracał się od tego dania. Wszystkim
kojarzyło się to z miłymi odczuciami. To doświadczenie
wykazało, jak w łatwy sposób można zmieniać bodź-
ce docierające do mózgu. Przeprowadzono również inne
doświadczenie. Uczestnikom pokazywano polityka, który
prezentował swój program wyborczy. Jednocześnie z gło-
śników puszczano dźwięki o niskiej częstotliwości. Następnie
pokazano polityka którego program nikomu się
nie podobał. Przy tej prezentacji puszczano z głośników
dźwięki o wysokiej częstotliwości. Tej grupie uczestników
której podobał się pierwszy program i którzy deklarowali
chęć poparcia go zaproponowano, aby jeszcze raz wysłuchali
tego polityka. Tym razem z głośników wydobywa-
ły się dźwięki o wysokiej częstotliwości. Okazało się że 135
tym razem nikomu nie podobał się ten program i nikt nie
udzielił by mu swojego poparcia. Druga grupa zareagowa-
ła podobnie. To doświadczenie jeszcze wyraźniej pokazywały
że stosując odpowiednie metody można wpływać na
podejmowanie decyzji przez innych.
– To niewiarygodne – powiedziałem.
– Tak – potwierdziła Ann. – Teraz rozumiesz, że w świetle
tego co usłyszałeś, mój brak zainteresowania przekonywaniem
niektórych uczonych do naszego Projektu jest
uzasadniony. Otwierają się nowe perspektywy pozwalające
osiągnąć cel. W dodatku metody te są tańsze i prostsze.
– O czym ty mówisz, Ann? Pomyślałaś o konsekwencjach
zastosowania tych metod?
– O co ci chodzi, Mark? Mówiąc szczerze nie zastanawiałam
się zbytnio nad tym. Nie widzę jakichś negatywnych
skutków.
– Chyba żartujesz, Ann. Ja widzę i zaraz powiem ci
o nich. Czy pomyślałaś, co może się wydarzyć, jeśli ktoś
zechce dla swoich celów wykorzystać na przykład spo-
łeczność jakiegoś miasta. Jeśli spowoduje, że ci ludzie
będą głosować za różnymi uchwałami korzystnymi tylko
dla określonej grupy. W dodatku będą przekonani, że
działają w dobrej sprawie. Czy możesz sobie wyobrazić,
że w taki sposób można manipulować wszystkimi ludźmi
w całych państwach? Wyobraź sobie, że te społeczności
głosowałyby w ostateczności nad podporządkowaniem
się określonym grupom biznesowym czy politycznym.
To byłaby nowoczesna forma niewolnictwa. Ci ludzie nie
byliby niczego świadomi. Idąc dalej, wyobraź sobie, że
można by zmusić do określonych działań społeczności 136
wszystkich państw. O innych konsekwencjach nie chcę
nawet myśleć.
Kiedy to mówiłem, widziałem odbicie twarzy Ann w lustrze.
Jej oczy stawały się coraz większe. Jej twarz przybierała
na przemian kolory czerwieni i bieli. Zorientowałem
się, że dotarło do niej jakie niebezpieczeństwa kryją się
za pozornie wspaniałymi odkryciami. Ann siedziała przez
dłuższą chwilę jak sparaliżowana. Wreszcie wyksztusiła.
– Ja chciałam tylko przekonać kilkunastu uczonych do
naszego Projektu. Nie myślałam jakie zagrożenia mogą
nieść z sobą te odkrycia. Mark proszę cię, wymyśl jakiś
sposób, aby temu zapobiec.
– Wymyśl, łatwo powiedzieć. Tylko jak? Przecież mleko
już się rozlało. Sama powiedziałaś, że wasz Ośrodek już
o tych doświadczeniach wie. Skoro tak, to myślę, że wkrótce
przejmie nad nimi kontrolę i jak znam życie będziecie
ze zdwojoną energią prowadzić dalsze badania.
– Masz rację Mark. Tego nie da się odwrócić. Oboje wiemy,
że praw postępu nie da się powstrzymać. Co można
zrobić w takiej sytuacji? Czy wszyscy mamy na własne
życzenie działać wbrew własnym interesom? Stać się dobrowolnie
niewolnikami? Mark, jestem sparaliżowana ze
strachu jak o tym pomyślę. Dlaczego wcześniej nie spojrzałam
na te doświadczenia z innej perspektywy. Może
udało by się je zatrzymać. Nie dać pieniędzy lub chociaż
ograniczyć zakres badań.
– Ann pomyśl. Przed chwilą powiedziałaś, że postępu
nie da się powstrzymać.
– Więc co, Mark? – Czeka nas życie bez przyszłości,
życie podporządkowane jakimś grupom polityków dbających
tylko o zaspokojenie swoich własnych potrzeb?
Zniknie całkowicie wolność w sensie rozwoju intelektu-137
alnego, w dosłownym tego słowa znaczeniu? Mark ty zawsze
patrzyłeś na wiele spraw z boku, stałeś całe życie
obok różnych wydarzeń. Dzięki temu inaczej postrzegałeś
różne wydarzenia.
– To prawda Ann – powiedziałem. – Teraz sprawa jest
znacznie poważniejsza. Wydaje mi się jednak, że jedyną
nadzieją na zmiany będzie rozsądek polityczny. Dopóki
badania te nie zostały jeszcze skończone, trzeba uświadomić
politykom, jakie niebezpieczeństwa niosą te badania.
Trzeba ich namówić do stworzenia takich systemów zabezpieczeń,
aby nikt nieuprawniony nie mógł skorzystać
z tych metod. Muszą być stworzone odpowiednie procedury
podlegające międzynarodowej kontroli. Trzeba
stworzyć instytucję na wzór ONZ ale z zupełnie innymi
uprawnieniami. To jednak mogą zrobić tylko politycy i to
politycy rozsądni i odpowiedzialni.
– Masz rację – powiedziała Ann. – Ja natychmiast umó-
wię się na rozmowę ze ścisłym kierownictwem naszego
ośrodka badawczego. Tylko oni mają odpowiednie kontakty
z politykami na najwyższych szczeblach władzy.
Muszę uświadomić im zagrożenia i przekonać do podjęcia
działań.
To mówiąc zerwała się z krzesła. Trzaskając drzwiami
wybiegła z pokoju.
Nie było jej dwa dni. Ja w czasie jej nieobecności miałem
dużo czasu by jeszcze raz gruntownie przemyśleć to co
usłyszałem od Ann. Obawiałem się, że opowie mi jeszcze
wiele podobnych historii. Mówiąc szczerze, byłem przerażony
tymi informacjami. Kiedy uświadomiłem sobie do
czego mogą być wykorzystane wyniki tych doświadczeń,
dreszcze przechodziły mi po plecach. Nie miałem pojęcia,
że tak szybko naukowcy dokonują nowych odkryć. Myślę, 138
że również wielu ludzi ze szczytów władzy nie miało o tym
pojęcia. Miałem nadzieję, że jeszcze nie jest za późno aby
objąć kontrolą wszystkie badania naukowe. Trzymałem
kciuki za Ann. Ona musiała przekonać kogo trzeba, że to
ostatni dzwonek żeby coś w tym kierunku zrobić. Kiedy
więc Ann wróciła, natychmiast zapytałem ją o wyniki jej
rozmów z kierownictwem.
– Poczekaj Mark, daj mi chwilę abym mogła odpocząć.
Chcę wziąć gorącą kąpiel. Potem wszystko ci opowiem.
Chociaż byłem bardzo ciekawy wszystkiego, rozumia-
łem Ann. Jej też należał się odpoczynek. Czekałem więc
cierpliwie. Po godzinie Ann wyszła z łazieniki i powiedziała:
– Wiesz Mark, jest szansa, że wszystko dobrze się skoń-
czy. Kiedy opowiedziałam szefostwu o zagrożeniach, jakie
mogą przynieść te badania, zawrzało jak w ulu. Kilkana-
ście osób pełniących w naszym Ośrodku najwyższe funkcje,
zaczęło dzwonić do czołowych polityków najważniejszych
państw świata, prosząc ich by zjawili się jak najszybciej
w naszym ośrodku. Kiedy wyjaśniono im w skrócie
o co chodzi, prawie wszyscy zjawili się w ciągu kilkunastu
godzin. Ja nie uczestniczyłam w tych rozmowach. Nadano
im klauzulę najwyższej tajności. Oczywiście na samym
początku byłam tam obecna. Musiałam zapoznać wszystkich
ze sprawą. Później szefostwo uznało, że skoro powiedziałam
wszystko, co wiedziałam, moja obecność nie była
tam konieczna. W razie potrzeby mam być dostępna pod
telefonem. Mogłam zatem wrócić do mojego mieszkania.
Teraz możemy kontynuować naszą rozmowę. Wiedziałam
Mark, że twoja pomoc będzie nieodzowna. Nie pomyliłam
się. Teraz wiem, że w przyszłości muszę częściej rozmawiać
z tobą o mojej pracy. 139
– Cieszę się Ann, że masz takie zaufanie do mnie i że
mogłem się na coś przydać.
– Ale nie mówmy już więcej o tym – przerwała mi Ann.
– Wróćmy do tego, co wiem o różnych badaniach, przeprowadzanych
w różnych ośrodkach na świecie. Przypomniała
mi się jedna rozmowa z uczonymi z Izraela. Oni
pracowali również nad udoskonaloną wersją okularów,
których zastosowanie miałeś okazję poznać. Początkowo
nie bardzo wierzyłam w to, co mi opowiadano. Jeden
uczonych twierdził, że za pomocą tych okularów można
nie tylko korzystać z internetu ale również odczytywać
myśli każdego, z kim się rozmawia. Ponieważ słyszałam
to podczas jakiegoś bankietu, nie bardzo w to wierzyłam.
Myślałam, że mój rozmówca za wiele wypił i ponosi go
fantazja. Teraz jednak zastanawiam się, czy nie mówił on
prawdy. Gdyby to się potwierdziło, to nie jestem w stanie
nawet wyobrazić sobie, jak moglibyśmy funkcjonować
w tym świecie.
– Wiesz Ann, czasami wydaje mi się, że to wszystko
nie dzieje się naprawdę. Jeśli jednak to się potwierdzi, to
albo doprowadzi to świat do katastrofy, albo będzie początkiem
narodzin nowej super inteligencji. Trudno mi
to zrozumieć. Muszę sobie to wszystko jakoś poukładać.
Posłuchaj Ann. Czy ty rozmawiałaś o tym z kimś z kierownictwa
ośrodka?
Ann prawie krzyknęła:
– Cholera nie. Przecież dopiero przed chwilą przypomniałam
sobie tą rozmowę.
– To na co czekasz – powiedziałem. – Biegnij jak najszybciej
do siedziby kierownictwa i zrób wszystko, by
poinformować o tym szefa. Sama wiesz, jakie to ważne. 140
Musisz mu wszystko opowiedzieć, dopóki są u nas jeszcze
tak ważni politycy.
Ann natychmiast wybiegła z pokoju.
– Jasny gwint – powiedziałem do siebie. – Co się tutaj
wyprawia. Każda następna wiadomość od Ann jest waż-
niejsza od poprzedniej i każda może zapowiadać jakąś
katastrofę.
Po kilku godzinach Ann wróciła. Była trochę zmęczona
i jakby odmieniona.
– Udało mi się porozmawiać z szefem – powiedziała.
– Nic nie wiedział o tych badaniach prowadzonych w Izraelu.
Wykonał kilka telefonów. Poprosił abym wyszła i zaczekała
w sekretariacie. Czekałam kilka godzin. Wreszcie
poprosił mnie bym weszła. Chwilę siedział w milczeniu.
Później powiedział: „To, o czym mi powiedziałaś jest niezwykle
ważne. Przeprowadziłem kilka bardzo ważnych
rozmów. Ustaliliśmy, że przejmujemy całkowitą kontrolę
nad tymi badaniami. Wszyscy, którzy pracowali przy tych
badaniach zostali już przewiezieni do naszej najbliższej
bazy w Izraelu. Jak tylko będzie to możliwe zostaną przewiezieni
do naszego Ośrodka tu w Stanach. Cały sprzęt
i dokumenty również. Wszystko zostanie objęte klauzulą
najwyższej tajności. Nikt oprócz mnie i ciebie z naszego
Ośrodka nic nie wie. Ty na razie nie będziesz brała udzia-
łu w tych badaniach. Najpierw musimy dowiedzieć się,
co tak naprawdę wiedzą Izraelczycy. Proponuję, abyś dokończyła
badania które prowadzisz nad podwójną świadomością.
Jak będziesz potrzeba, wezwiemy cię.” Powiedział
jeszcze tylko tyle, że daje mi trzy miesiące na dokoń-
czenie moich badań i mam całkowicie wolną rękę w tym
względzie. Tak więc wygląda na to, że niedługo wrócimy
do szpitala w twoim mieście w Europie. Wykonam jesz-141
cze parę telefonów. Zorientuję się na jakim etapie są prace
w Laboratorium i możemy lecieć.
Zdziwiłem się. Nie spodziewałem się takiego obrotu
sprawy. Zdałem sobie jednak sprawę z tego, jak waż-
ne były te informacje o ostatnich badaniach. Cieszyłem
się również, że potraktowano je serio. Trochę było mi
smutno z tego powodu, że niedługo opuszczę ten Ośrodek.
Przyzwyczaiłem się już do warunków, w których tu
przebywałem. Z początku złościło mnie to, że Ann nie zabierała
mnie wszędzie z sobą. Zapewniła mi jednak dobre
warunki przebywania tutaj. Wychodząc poza nasz pokój
wieszała swój wisiorek w takim miejscu, że zawsze mogłem
obserwować to co dzieje się na zewnątrz. Jednocześnie
mogłem oglądać telewizję. Dzięki temu zawsze
wiedziałem co dzieje się na świecie. Poza tym Ann umoż-
liwiła mi zwiedzanie miasta i zapoznała mnie z różnymi
zastosowaniami najnowszych wynalazków. Całość dopeł-
niały ciekawe rozmowy które prowadziliśmy wieczorami.
Teraz miało się to zmienić. Byłem trochę niespokojny, bo
nie wiedziałem co czeka mnie w szpitalu. Czy zaplanowane
działania przyniosą oczekiwany efekt. Znałem jednak
Ann. Miałem do niej całkowite zaufanie. Postanowiłem że
nie będę się martwić na zapas i przestałem o tym myśleć.
Ann zaczęła załatwiać sprawy związane z naszym wyjazdem.
Ciągle gdzieś dzwoniła lub wychodziła. Dla mnie nie
miała zupełnie czasu. Kiedy wieczorami chciałem z nią
porozmawiać, była tak zmęczona, że nie miałem sumienia
by namawiać ją na długie rozmowy. Kiedyś wróciła bardzo
wcześnie. Powiedziała:
– Załatwiłam wszystko. Teraz mamy czas, aby na spokojnie
porozmawiać o tym, co może wydarzyć się w szpitalu
podczas przywracania cię do życia. Rozmawiałam 142
z kierownikiem zespołu, który będzie zajmować się tym
procesem. Mówiąc szczerze nie wiem nawet jak nazwać
ten proces. Nie jest to typowa operacja a raczej coś co tylko
w części ją przypomina. Główne czynności przygotowujące
twoje ciało do takiego zabiegu zostały już właściwie
zakończone. Pozostało tylko przygotowanie twojego
mózgu do przejęcia świadomości, w której ty żyjesz. To
jest największa niewiadoma. Nikt nie wie, czy to się uda.
Czekam jeszcze na wyniki odpowiednich testów. Jeśli
będą pozytywne, natychmiast wylatujemy.
– A jeśli nie będą takie, jakich się spodziewasz to co?
– Spytałem.
– Mówiąc szczerze to nie wiem, odpowiedziała Ann.
Jeśli mimo wszystko podejmę decyzję o próbie wykonania
zabiegu czy operacji przeniesienia twojej, jak wiesz
sztucznie stworzonej świadomości do twojego prawdziwego
mózgu, nie wiem jakie będą rezultaty. Mogę tylko
spekulować. Dotychczas funkcjonowałeś bardzo dobrze
bez ciała. Wiem, że nawet byłeś z tego zadowolony. Myślę,
że w razie niepowodzenia naszych zamierzeń mógłbyś
dalej tak funkcjonować jak dotychczas, prawda Mark?
– No, nie wiem – odpowiedziałem. – Powiedziałem, co
prawda, że taki stan rzeczy zadawala mnie. Ale mówiłem
tak będąc przekonany że jest to sytuacja przejściowa i niedługo
będę funkcjonować tak jak przed zawałem. Będę,
że tak się wyrażę, kompletny. To znaczy, że będę posiadał
mózg i ciało w jednym kawałku. Nie bardzo mogę wyobrazić
sobie życia na dłuższą metę tak jak jest teraz.
– Mark – powiedziała Ann. – Taki scenariusz przyjmuję
jako ostateczność. Mam nadzieję, że wszystko skończy
się dobrze. Nie martw się więc na zapas. Wiesz Ann, że
mam do ciebie pełne zaufanie, więc postaram się myśleć 143
pozytywnie. I o to mi chodziło Mark. Do czasu wyjazdu
możemy trochę pofantazjować w związku z ostatnimi odkryciami
naukowymi. Muszę ci powiedzieć, że bardzo lubię
rozmawiać z tobą na te tematy. Bardzo często twoje
uwagi powodują u mnie inne spojrzenie na pewne sprawy.
Inspirują mnie do szukania rozwiązań w obszarach
które dotychczas nie brałam pod uwagę. Cieszy mnie, że
mogę ci choć trochę pomóc ci w twoich badaniach. Jeśli
więc masz ochotę na rozmowę, zrób sobie kawę i zaczynajmy.
Na początek powiedz mi, co wiesz o budowie tego
nowego super komputera.
– Dlaczego tak cię to interesuje? – Mark. Tak sobie my-
ślę, że w świetle tego co już wiem będzie on miał kluczowe
znaczenie w dalszych badaniach nad ludzkim mózgiem.
– Czuję Mark, że już zaczynasz tworzyć nowe teorie.
Chętnie je usłyszę. Ale wracając do twojego pytania to
muszę ci powiedzieć, że ten super komputer ma być wykorzystany
do budowy indywidualnej sieci internetowej.
Właśnie poprzez te okulary każdy z nas na całym świecie
będzie mógł korzystać z inernetu za pomocą tych okularów.
W dodatku niepotrzebne będą do tego żadne inne
urządzenia. Korzystać z internetu będzie można tylko
za pomocą naszych myśli. Prawda, że to otwiera całkiem
nowy etap w zdobywaniu informacji?
xxxxx
xxx
x
Trudno sobie wyobrazić, że ktoś mógł to sobie
po prostu wymyśleć. Z dużym prawdopodobieństwem
można założyć, że ten kto wykonał te rysunki, musiał widzieć
te postacie. Nie byli to ludzie którzy żyli w tym czasie
na Ziemi. Więc kto? Wiele innych poszlak przemawia
za tym, że byli to Obcy. To oni mogli stworzyć inteligentną
rasę. Dokonano tego w laboratorium które opisano póź-
niej w Biblii jako Raj. Równie dobrze mogło być zupełnie
inaczej. Teorii na ten temat istnieje kilka. Póki co nikt nie
potrai przedstawić dowodów na prawdziwość którejś
z nich. Dla mnie ważniejsze jest w tej chwili co innego. Zakładając,
że zostaliśmy stworzeni przez Obcych, dlaczego
jesteśmy tak niedoskonali? Myślę, że prace nad nami nie
zostały dokończone. Coś musiało się wydarzyć. Może ta
obca cywilizacja nagle wyginęła. Może przyczyniło się do
tego jakieś promieniowanie kosmiczne. Może wybuchła
jakaś epidemia. Może w końcu musieli nagle opuścić ziemię
i nie dokończyli dzieła. Może dopiero teraz na drodze
przemian ewolucyjnych, ludzkość będzie zdolna do dokonania
takich odkryć by znaleźć odpowiedzi na te odwieczne
pytania. Może jednak jest inaczej. Budując taki gigantyczny
komputer stworzymy nowe życie. Zupełnie inne od
tego które znamy. Może w tym życiu nie potrzebne będzie
nam ciało? Może będziemy tylko świadomością? Przecież
o tym mówią również przekazy religijne. Pomyśl Ann.
Przecież ty nie rozmawiasz ze mną jak z żywym człowiekiem.
Stworzyłaś kopię mojej świadomości. Twierdzisz że 153
to tylko kopia niezdolna do samodzielnego myślenia bez
udziału żywego mózgu. A jeśli się mylisz? Jeśli jest to zalą-
żek jakieś nowej formy życia. Co o tym myślisz, Ann?
W tym momencie Ann wstała z krzesła. Widziałem ją
w lustrze. Jej twarz była kredowo biała. Chciała coś powiedzieć
ale jej wargi tylko lekko się poruszały. Z gardła
nie wydobył się żaden dźwięk. Trwało to dobrych kilka
minut. Wreszcie przemówiła.
– Mark przestań. Nie zadawaj tylu pytań. Wystarczy, że
ja nie znam odpowiedzi na jedno podstawowe. Tymczasem
ty zadajesz nowe. Zmuszasz mnie do podjęcia takiego
wysiłku intelektualnego któremu nie jestem w stanie podołać.
Strasznie namieszałeś mi w głowie. Przypominam
ci, że jestem naukowcem. Muszę opierać się na dowodach
i badaniach. Tymczasem ty Mark karmisz mnie ciągle jakimiś
teoriami. Nie mogę ich zweryikować. Nie dajesz mi
żadnych dowodów.
– Wiem Ann. Ja w przeciwieństwie do ciebie nie jestem
naukowcem, o czym oboje doskonale wiemy. Ja staram
się tylko zadawać pytania i próbuję jakoś logicznie je wytłumaczyć.
Poza tym to ty Ann masz znaleźć dowody na
prawdziwość lub nie poruszanych tu tematów. Ja chcę cię
tylko zainspirować. Sama zresztą mówiłaś, że lubisz słuchać
mojego fantazjowania. Czasami dostrzegasz rzeczy,
których wcześniej nie zauważałaś. Więc do roboty Ann. Ja
jeszcze trochę pomyślę.
– Dobrze – powiedziała Ann. Muszę sobie to wszystko
poukładać – i wyszła.
Takie rozmowy prowadziliśmy ostatnio bardzo czę-
sto. Czekaliśmy na wiadomości ze szpitala a ściślej z Laboratorium
tam usytuowanego o stanie przygotowań do
eksperymentu. Tutaj Ann pozałatwiała wszystkie swoje 154
zawodowe sprawy, więc mieliśmy dużo czasu na rozmowy.
Ja przebywałem przeważnie w naszym pokoju. Miasto
zwiedziliśmy już wcześniej a tego, co chciałem zobaczyć
Ann nie mogła mi pokazać. Chciałem przyjrzeć się temu
wszystkiemu co robiono w tutejszym Laboratorium. Niestety
było to ściśle tajne. Musiałem zadowolić się tym,
co powiedziała mi Ann. Rozumiałem to i byłem jej za to
wdzięczny. Poza rozmowami z nią nie miałem nic do roboty.
Nudziłem się bardzo i z niecierpliwością czekałem
na decyzję o wylocie do Europy. Chciałem jeszcze dowiedzieć
się czegoś więcej o tym gigantycznym komputerze,
którego budowa miała rozpocząć się wkrótce. Dręczyły
mnie pytania, do czego naukowcy chcą wykorzystać tak
potężną moc tego komputera. Ann musiała dowiedzieć
się czegoś więcej. Kiedy wróciła, natychmiast poprosiłem
ją aby zrobiła wszystko żeby dowiedzieć się jak najwięcej
o tym gigantycznym komputerze. Początkowo nie bardzo
chciała nawet o tym rozmawiać. Powiedziała że o wszystkim
czego się dowiedziała już mi powiedziała. Więcej chyba
nie uda się wyciągnąć od jej znajomych pracujących
przy planach nad stworzeniem tego komputera. Ja jednak
nie odpuszczałem. Widząc moją determinację, Ann dała
się przekonać i powiedziała że spróbuje jeszcze raz.
– Nie wiem czy w ogóle czegoś się dowiem i jak dużo
czasu będę musiała temu poświęcić – powiedziała.
– Wiem Ann, ale musisz spróbować i musisz się pospieszyć.
Użyj wszystkich znanych ci sposobów. Wiesz, że lada
dzień wyjeżdżamy stąd. Pamiętaj, że również tobie zależy
by dowiedzieć się co tutaj się szykuje. Jak wiesz oicjalnie
niczego ci nie powiedziano. Przecież ty też pracujesz na
rzecz Projektu. Lepiej by było wiedzieć coś więcej. Wiedziałaś,
czego możesz się spodziewać. Kiedy pojedziemy 155
do Europy realizować ten nasz eksperyment, możesz zostać
odsunięta od prac nad Projektem.
– Dlaczego? – zapytała Ann.
– Dlatego, odpowiedziałem że jak mi się wydaje, te nowe
odkrycia i plany budowy tego gigantycznego komputera
oraz wielka tajemnica z tym związana mogą ograniczyć
prace nad Projektem. Może powstać zupełnie nowa koncepcja.
Twoja zaś rola w badaniach może zostać zupełnie
zmarginalizowana.
Ann popatrzyła na mnie i powiedziała:
– Wydaje mi się, że jak zwykle masz chyba rację. Zaraz
biorę się do pracy. Mam nadzieję że wreszcie dowiem się
jakiś konkretów. Wrócę najszybciej jak to będzie możliwe.
Wyszła trzaskając drzwiami i tyle ją widziałem. Kiedy
wróciła była jakaś nieswoja. Nie powiedziała nawet cześć.
Podeszła do okna i przez dłuższą chwilą patrzyła, co dzieje
się za oknem. Byłem jednak pewny, że nic nie widzia-
ła. Jej myśli zajęte były czymś innym. Domyślałem się że
dowiedziała się czegoś ważnego. Mimo, że byłem bardzo
ciekawy czego, nie chciałem pytać. Postanowiłem poczekać
aż sama mi powie. Po jakimś czasie Ann odeszła od
okna, zaparzyła sobie kawy i usiadła na krześle. Wzięła
wisiorek do ręki i powiedziała:
– Mark, miałeś rzeczywiście rację twierdząc, że planowana
budowa tego gigantycznego komputera jest najważ-
niejszą sprawą w jaką zaangażowany jest nasz Ośrodek.
To czego dowiedziałam się dosłownie mnie poraziło. Wyobraź
sobie, że ci naukowcy z Izraela którzy są teraz w naszym
ośrodku, opracowali sposób na odczytywanie ludzkich
myśli. Początkowo myślałam że moi koledzy żartują
sobie ze mnie. Po chwili jednak zrozumiałam, że mówią 156
śmiertelnie poważnie. W tym momencie przerwałem jej
i zapytałem:
– Powiedz mi, jak to się stało, że dotychczas nikt nic
nie chciał ci powiedzieć, a teraz nagle dowiadujesz się
wszystkiego co jest okryte tak ścisłą tajemnicą.
– Też mnie to z początku zdziwiło – powiedziała. – Kiedy
jednak dowiedziałam się wszystkiego, zrozumiałam
jakie to ma znaczenie. Moi koledzy też byli przerażeni,
dlatego musieli podzielić się tymi wiadomościami z kimś
do kogo mieli zaufanie. Ponieważ ja również pracuję nad
wieloma zagadnieniami dotyczących mózgu a w dodatku
sama zaczęłam ich wypytywać, doszli do wniosku że mogą
nieformalnie dopuścić mnie do tych tajemnic. Wyobraź
sobie Mark, że powstała koncepcja, aby przy pomocy tego
giganta zbudować coś co wykorzystywało by inteligencję
wszystkich ludzi na ziemi. Dlatego potrzebna jest do tych
badań tak duża moc obliczeniowa.
To bardzo ciekawe, Ann. Powiedz mi jednak, co oni
jeszcze wymyślili.
– Niestety z tego, co wiem jeszcze nic – powiedziała
Ann. Na razie są to wstępne badania. Ale jak sam się domyślasz
będzie to z całą pewnością najdonioślejsze odkrycie
w historii ludzkości.
– Tak masz rację, Ann. Tak sobie myślę że to co mówi-
łem o nowej formie życia może szybko się ziścić. Wydaje
mi się że jedna z teorii o naszym powstaniu niedługo
zostanie potwierdzona. Twoje badania nad kopiowaniem
ludzkich mózgów przyczyniły się na pewno do podjęcia
tych badań przez naukowców z Izraela. Dobrze się stało
że ktoś zdecydował żeby umieścić ich w tym Ośrodku w
Stanach w Streie 51. Boję się nawet pomyśleć co by się
stało, gdyby wyniki ich badań dostały się w niepowołane 157
ręce. Tutaj przynajmniej jest gwarancja że są one objęte
nadzorem najwyższych władz tego kraju.
– Tak Mark – powiedziała Ann. Mieliśmy chyba dużo
szczęścia. Powiedz mi tylko co o tym myślisz? W jakim
kierunku mogą zmierzać te badania?
– Myślę Ann, że jesteśmy jako ludzkość już tylko o krok
od stworzenia nowej formy inteligencji zdolnej nie tylko
decydować o wszystkich problemach całego świata, ale
być może również o całym Wszechświecie.
Ann przerwała mi.
– Nie za bardzo wybiegasz wprzód? Przecież tak naprawdę
niewiele jeszcze wiemy.
– To prawda – powiedziałem. – Wiemy jednak dostatecznie
dużo w oparciu o nasze doświadczenia, by móc
przewidzieć co może się wydarzyć.
– Przyznaję Mark, że ja nie nadążam za twoim rozumowaniem.
Powiedz mi co z ludźmi? Jak będzie wyglądać ich
życie, skoro ktoś będzie znał wszystkie ich myśli? Ktoś bę-
dzie mógł przewidzieć wszystkie ich reakcje. Jak to sobie
wyobrażasz?
– Dziwię ci się trochę Ann, że pytasz mnie o to. Przecież
nie kto inny jak ty stworzyłaś mnie w formie zaprzeczającej
prawom natury. Przecież ja funkcjonuję tylko jako
świadomość. Do życia nie potrzebuję ani ciała ani pożywienia.
Nie wiem, co utrzymuje moją świadomość przy
życiu. Ty chyba też nie, prawda? Twierdzisz że istnieję
dzięki temu że mój mózg żyje. A może jest inaczej? Może
nieświadomie stworzyłaś nową formę życia, której istnienie
zależy teraz od jakiś nieznanej nam energii.
– Jak zwykle Mark, możesz mieć rację. Często sama się
nad tym zastanawiałam. To jest możliwe. Trudno jednak
wyobrazić sobie, abyśmy wszyscy mogli funkcjonować tyl-158
ko jako świadomość. Czym lub kim bylibyśmy. Zlepkiem
poszczególnych świadomości pojedynczych ludzi czy też
jednolitą świadomością. Czy podejmowalibyśmy decyzje
wspólnie, czy ta jedna wielka świadomość podejmowała
by decyzje sama bez uwzględniania myśli pozostałych.
Potraisz mi na odpowiedzieć Mark?
– Mam jeszcze jedno pytanie, po co to wszystko? Przecież
ten świat istnieje. Może trzeba go tylko trochę poprawić.
Masz trochę racji Ann, ale może moje rozumowanie
też nie jest pozbawione sensu. Oboje wiemy, że nasza
planeta kiedyś przestanie istnieć i co wtedy? Nie muszę
nikogo przekonywać, że wszyscy wtedy zginiemy. Nie wydaje
ci się logiczne, że może Obcy, chcąc uratować nasz
gatunek, wyposażyli nas w inteligencję. Właśnie taką,
która mogłaby stworzyć warunki do przetrwania naszego
gatunku niezależnie od tego, czy będzie istnieć nasza
planeta, czy też nie. Może chodzi tutaj o naszą nieśmiertelność.
Byłoby to możliwe tylko wtedy, kiedy funkcjonowalibyśmy
jako świadomość. Mam nadzieję Ann, że bę-
dziesz w przyszłości pracować nad tymi zagadnieniami
i znajdziesz odpowiedzi na wszystkie pytania. Teraz tego
nie rozstrzygniemy. Pofantazjowaliśmy trochę i wystarczy.
Naszym najbliższym zadaniem jest przeprowadzenie
eksperymentu z moim udziałem.
– Tak masz rację Mark. Z tego wszystkiego zapomnia-
łam ci powiedzieć, że jutro wylatujemy do Europy. Następnego
dnia wsiedliśmy do niewielkiego wojskowego
odrzutowca i przed wieczorem wystartowaliśmy.159
ROZDZIAŁ IX
Niestety zaraz po wejściu na pokład samolotu, Ann
wyłączyła mnie. Szkoda, bo byłem ciekawy o czym będą
rozmawiać pasażerowie. Domyślałem się że wiedzą
o ostatnich odkryciach i rozmowa będzie toczyć się wokół
tych zagadnień. Niestety nie mogłem tego sprawdzić.
Widocznie Ann miała ważny powód by mnie wyłączyć.
Mogłem tylko cierpliwie czekać. Miałem nadzieję, że niedługo.
Próbowałem myśleć o tym, co ostatnio poruszali-
śmy w naszych rozmowach z Ann. Nie mogłem jednak się
skupić. Moje myśli krążyły wokół eksperymentu, którego
uczestnikiem miałem stać się niebawem. Jak przewidywałem
po kilku godzinach Ann włączyła mnie i mogliśmy
znowu rozmawiać. Zapytałem dlaczego to zrobiła, skoro
wiedziała jak bardzo interesowałem się ostatnimi odkryciami
naukowymi. Chciałem wysłuchać opinii innych naukowców
na ten temat.
– Wiem Mark. Przepraszam, ale otrzymaliśmy wszyscy
bezwzględne polecenie wyłączenia wszystkich urządzeń
elektronicznych.
– Nie gniewam się – powiedziałem. – Miałem tylko nadzieję
na poznanie zdania fachowców na temat ostatnich
odkryć. Wiesz przecież Mark, że ja wszystko ci przekazuję,
więc na pewno niczego nowego nie usłyszałbyś.
– Masz rację Ann, ale byłem po prostu ciekawy. Teraz
natomiast ciekawi mnie, gdzie jesteśmy. 160
– Wylądowaliśmy w bazie wojskowej koło Frankfurtu
w Niemczech, powiedziała Ann. Z tego co wiem jutro oko-
ło południa polecimy do naszego laboratorium w Mannheim.
Nazajutrz, tak jak przewidziała Ann, weszliśmy na pokład
helikoptera i polecieliśmy do naszego Laboratorium.
Towarzyszyło nam kilku naukowców. Podróż trwała kilkanaście
minut więc nie rozmawiano o konkretnych sprawach.
Właściwie nie były to nawet rozmowy, tylko wymiana
zdań na temat tego, co widać z okien helikoptera.
Wkrótce wylądowaliśmy na dachu szpitala w Mannheim.
Windą zjechaliśmy na najniższe piętro. Następnie pieszo
udaliśmy się do Laboratorium. Droga do niego prowadzi-
ła długim korytarzem usytuowanym pod rzeką rozdzielającą
dwa kompleksy szpitali. Teraz zrozumiałem, dlaczego
nie wiedziałem o istnieniu Laboratorium. Wejście do
niego było doskonale ukryte. Nikt z osób niewtajemniczonych
nie domyślał się nawet jego istnienia. Naukowcy zatrudnieni
w nim mogli spokojnie wykonywać swoją pracę.
Prawdopodobieństwo, że ktoś zacznie się czegoś domy-
ślać było znikome. Większość z zatrudnionych w szpitalu
osób nie miała o niczym pojęcia. W tych warunkach moż-
na było przeprowadzać różne eksperymenty bez obawy,
że zostaną one odkryte. Kiedy znalazłem się w tym
korytarzu poczułem się bardzo dziwnie. Uświadomiłem
sobie, jakie znaczenie będzie miał wynik tego eksperymentu,
w którym będę uczestniczył. Świadomość tego,
że coś pójdzie nie tak, wywoływała u mnie stan podobny
do strachu. Wcześniej mówiłem, że nie doświadczam tego
rodzaju doznań. Teraz jednak odczuwałem coś na kształt
obawy czy może nawet strachu. Nie mogłem dokładnie
tego sprecyzować. W każdym razie nie było to miłe odczu-161
cie. Nie miałem jednak żadnego wyboru. Trzeba było zaryzykować.
Nikt nie był pewny wyniku. Nikt też nie miał
pojęcia co stanie się z moją świadomością, kiedy próby jej
połączenia z moim prawdziwym mózgiem nie powiodą
się. Po wejściu do Laboratorium, do Ann podszedł jego
kierownik i poprosił ją do przejścia do niewielkiej salki
obok. W środku znajdował się dość duży stół za którym
siedziało kilka osób. Pod ścianami umieszczone były duże
monitory. Kierownik powiedział:
– Witam wszystkich. Nie muszę nikogo przedstawiać.
Znacie się państwo od dawna. Tylko niektórzy z was nie
widzieli w jaki sposób rozwiązana została sprawa poruszania
się i komunikacji świadomości pana Marka. Wła-
ściwie mam ogromny problem z tym, jak mam o tym mó-
wić. Z jednej strony jest to świadomość żywego człowieka
a z drugiej jest to kopia mózgu osoby która znajduje się
w śpiączce farmakologicznej. Przyznam również, że dokonania
obecnej tutaj profesor Ann są zdumiewające. Z tego
co wiem, stworzyła ona takie warunki w których ta kopia
zachowywała się jak żywy człowiek. Jako naukowiec nie
do końca rozumiem jak to się dzieje, ale muszę przyjąć, że
tak jest. Może pani profesor wie coś więcej. Będę wdzięczny
jeśli podzieli się pani z nami swoją wiedzą.
– Niestety panowie – powiedziała Ann. Sama tego do
końca nie rozumiem. Spędziłam z Markiem, bo tak nazwałam
świadomość, którą udało mi się skopiować, bardzo
dużo czasu. Prowadziliśmy rozmowy na różne tematy
i nie zauważyłam, abym rozmawiała z czymś sztucznie
wytworzonym. Jestem przekonana, że rozmawiałam ze
świadomością żywego człowieka. Przyznam, że nie wiem
dlaczego tak się działo. Mam nadzieję, że podobnie jak panowie,
dowiem się czegoś więcej kiedy uda nam się po-162
łączyć tę świadomość, zapisaną na specjalnym nośniku
z mózgiem tego człowieka w śpiączce.
– Tak więc niczego ponad to, co już wiemy nie dowiedzieliśmy
się – powiedział kierownik Laboratorium. W takim
razie – kontynuował – musimy omówić szczegóły planowanego
eksperymentu.
Teraz każdy z zgromadzonych tutaj specjalistów przedstawiał
proponowane działania ze swojej dziedziny. Wypowiadali
się elektronicy, specjaliści od przeszczepów
mózgu, anestezjolodzy i wielu innych zajmujących się róż-
nymi dziedzinami nauki. Przyznam się że o wielu specjalizacjach
nigdy nie słyszałem. Trudno się dziwić, przecież
nie byłem naukowcem. Dyskusja nad poszczególnymi propozycjami
była bardzo gorąca. Spierano się o każdy szczegół.
O wielu z poruszanych tu zagadnień naukowych nie
miałem zielonego pojęcia. Miałem nadzieję, że Ann wytłumaczy
mi to później. Ona sama z początku tylko z uwagą
słuchała tego, co mieli do powiedzenia zgromadzeni tu
specjaliści. Później sama aktywnie włączyła się do dyskusji.
Jako naukowiec miała tutaj dużo do powiedzenia.
Dyskusja zakończyła się po kilku godzinach właściwie
niczym. Okazało się, że było tyle problemów do rozwią-
zania, że wypracowanie jednego stanowiska nie było takie
proste. Poza tym każdy z biorących udział w tym eksperymencie
odczuwał ogromną presję. Wszyscy zdawali
sobie sprawę jak ważny mają problem do rozwiązania.
Tutaj nie można było pozwolić sobie na skróty. Powodzenie
tego eksperymentu miało ogromny wpływ na rozwój
intelektualny całej ludzkości. Otwierały się nowe możliwości
technologiczne w różnych dziedzinach nauki. Rysowały
się nowe możliwości zastosowania nowoczesnych
technologii, na przykład w medycynie, transporcie czy ko-163
smologii. To pozwoliłoby dokonać w ciągu kilku lat takiego
skoku technologicznego w rozwoju gatunku ludzkiego,
czego nie udało się przeprowadzić przez setki tysięcy lat.
Tego nie można było z niczym porównać. Gdyby jednak
ten eksperyment nie powiódł się, ludzkość pogrążyła by
się w intelektualnym i technologicznym marazmie. Nawet
mnie trudno było wyobrazić sobie ten ponury scenariusz.
Na szczęście w zespole pracującym nad przygotowaniem
eksperymentu nie było żadnego pesymisty. Wszyscy nie
wyobrażali sobie aby mogło spotkać ich niepowodzenie.
Po przeprowadzeniu tysięcy symulacji komputerowych
prawdopodobieństwo niepowodzenia praktycznie sprowadzało
się do zera. Istniało jednak pewne ryzyko, ale
nikt nawet o tym nie myślał. Spory, które wywoływały tyle
emocji, dotyczyły wyłącznie wypracowania najlepszego
sposobu przeprowadzenia eksperymentu. Jednak jak
wiadomo „diabeł tkwi w szczegółach”, dlatego wypracowanie
kompromisu zadawalającego wszystkich było takie
trudne. Jednak po zakończeniu dzisiejszej dyskusji, wszyscy
udawali się na odpoczynek w dobrych nastrojach. Byli
przekonani, że prędzej czy później wypracują najlepszy
sposób przeprowadzenia eksperymentu. Przed samym
zakończeniem dyskusji, kierownik Laboratorium odpowiedzialny
jednocześnie za przebieg tych działań, poprosił
naukowców o odrzucenie niepotrzebnych emocji.
Zaapelował do nich, by jeszcze raz na chłodno przeanalizowali
wszystko bardzo dokładnie i na następnym zebraniu
dyskutowali wyłącznie na poziomie merytorycznym.
Sprawa jest zbyt poważna by włączać do niej emocje. Po
powrocie do naszego pokoju Ann powiedziała mi, że jest
dobrej myśli jeśli chodzi o połączenie czy raczej przeniesienie
mojej świadomości zamkniętej w wisiorku, do mo-164
jego prawdziwego mózgu. Ja miałem jeszcze wątpliwości
dotyczące funkcjonowania mojego ciała. Zapytałem więc
Ann, czy może coś więcej powiedzieć mi na ten temat.
– Tak, zaraz postaram się opowiedzieć ci o wszystkim
czego się dowiedziałam. Przygotowania do przeniesienia
twojej świadomości zaczęły się już kilka miesięcy wcze-
śniej. Długo zastanawiano się co zrobić, by po udanym
połączeniu twoje ciało mogłoby od razu normalnie funkcjonować.
To był rzeczywiście duży problem. Jak wiesz
twoje ciało było co prawda zaopatrywane we wszystkie
niezbędne do jego funkcjonowania składniki odżywcze,
ale nie bardzo wiedziano co zrobić, by twoje mięśnie pracowały
normalnie. Po okresie dłuższego unieruchomienia
powrót do pełnej sprawności wymaga odpowiednio
długiego czasu. Opracowano więc metodę, która pozwalała
prowadzić rehabilitację jeszcze wtedy kiedy ciało jest
w stanie śpiączki. Twoje ciało było cały czas poddawane
takiej rehabilitacji. Przeprowadzone ostatnio testy wykazały,
że wszystkie mięśnie w twoim ciele pracują normalnie.
Z punktu widzenia izycznego nic nie stało na przeszkodzie,
by zacząć eksperyment.
– Czyli jak dobrze zrozumiałem, chcesz mi powiedzieć
Ann, że po pomyślnym zakończeniu eksperymentu, po
prostu wstanę i będę mógł normalnie funkcjonować.
– Tak, Mark. Właśnie tak to w skrócie będzie wyglądać.
Oczywiście jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli. Nie
martw się jednak na zapas. Wykonano wiele testów i żaden
nie wskazywał na jakieś nieprawidłowości. Jak więc
widzisz zrobiono wszystko, aby ten eksperyment się powiódł.
– Wiesz dobrze Ann, że ja zawsze byłem przekonany
o jego pomyślności. Jednak jak każdemu, gdzieś tam z tyłu 165
głowy czają się pytania w rodzaju, a jak coś pójdzie nie
tak?
– No wiesz Mark – powiedziała Ann. – Nie dawaj mi
powodów bym zmieniła zdanie na twój temat. O tym już
wielokrotnie rozmawialiśmy i wydawało mi się, że nie
miałeś żadnych wątpliwości, prawda?
– Tak masz rację – powiedziałem. Ja tylko tak...
– Dobrze już, dobrze – przerwała mi Ann. Nie wracajmy
do tego. Teraz skup się na pozytywnym myśleniu nad
tym co cię czeka. Chciałam jeszcze opowiedzieć ci trochę
o tym na czym będzie polegać ten eksperyment. W najbliższym
czasie wisiorek z twoją świadomością trai do
Laboratorium. Tam twoja świadomość poddana zostanie
testom. Później karta pamięci z twoją świadomością
trai do odpowiedniego urządzenia. Tam zostanie odpowiednio
sformatowana na potrzeby eksperymentu. Nie
chcę mówić tu o szczegółach bo sama prawdę mówiąc
też wszystkiego nie wiem. To należy do ekipy z tutejszego
Laboratorium. Wiem tylko tyle, że odpowiednio sformatowana
karta zostanie czasowo wszczepiona do twojego
mózgu. Następnie za pomocą odpowiednio przygotowanych
programów komputerowych nastąpi proces przekazywania
twojej świadomości z karty pamięci do twojego
mózgu. Następnie zostaniesz wybudzony i rozpoczniesz,
mam nadzieję, normalne życie.
– Ann, kiedy o tym opowiadasz wszystko wydaje się takie
łatwe i proste. Aż trudno uwierzyć, że w te przygotowania
zaangażowanych było dziesiątki naukowców z ca-
łego świata.
– Tak masz rację Mark. To tylko pozornie tak wygląda.
W rzeczywistości pracowano nad skopiowaniem ludzkiego
mózgu bardzo dużo specjalistów z różnych dziedzin. 166
Rezultaty ich prac delikatnie mówiąc nie były rewelacyjne.
Dopiero dzięki tobie nastąpił przełom w tych badanych
i wszystko ruszyło szybko naprzód.
– Jak to dzięki mnie – powiedziałem.
– Tak Mark. Dzięki tobie i szczęśliwemu zbiegowi okoliczności.
Gdybyś w odpowiednim czasie nie dostał zawa-
łu serca i gdyby mnie i mojego zespołu nie było w tym
właśnie szpitalu, pewnie badania trwały by jeszcze bardzo
długo.
– Nie bardzo rozumiem. Dlaczego mój zawał był taki
ważny? Przecież codziennie tysiące ludzi doznaje zawału
serca.
– To prawda, Mark. Jednak wtedy sytuacja była inna.
Mówiłam ci, że twoja reanimacja nie powiodła się i ja ze
swoim zespołem próbowałam przywrócić cię do życia. Nie
zupełnie się to udało. Jednak w tracie prób przywrócenia
cię do życia wykonywaliśmy szereg badań których nie
mogliśmy wykonać w naszym Laboratorium w Stanach.
Okazało się, że twój organizm reaguje inaczej niż inne,
które badaliśmy. Nieskrępowani ograniczeniami prawnymi
obowiązującymi nas w Stanach, postanowiliśmy
sprawdzić wszystkie teoretyczne rozwiązania w praktyce.
Wykorzystaliśmy do tego ciebie a dokładnie mówiąc
twoje ciało. Jak sam wiesz udało nam się skopiować twoją
świadomość. Nie tylko skopiować ale przede wszystkim
nawiązać z nią kontakt. Ku naszemu zdumieniu, mogli-
śmy rozmawiać z nią jak z żywym człowiekiem. To było
coś niesamowitego. Dotychczas nigdy nie udało nam się
coś takiego. To dosłownie nas uskrzydliło. Wszyscy pracowali
na najwyższych obrotach. Dokonano w tej dziedzinie
wielu odkryć. Pojawiły się nowe teorie i sprawdzano ich
zastosowania w praktyce. Ja natomiast miałam za zadanie 167
prowadzenie rozmów z tobą. Szybko zorientowałam się,
że posiadasz dość dużą wiedzę i możesz być bardzo przydatny
w naszych badaniach. Twoje spostrzeżenia bardzo
nam pomogły. Moi przełożeni zdecydowali abym wtajemniczyła
cię we wszystkie zagadnienia nad którymi pracujemy.
Oczywiście musiałam tobie to przedstawić w sposób
zrozumiały dla osoby nie mającej dogłębnej wiedzy
z matematyki, izyki czy innych nauk ścisłych. Okazało się,
że ty wszystko w lot pojmowałeś. Byłeś dla nas tak bardzo
przydatnym jako doradca, patrzący z boku na różne
zagadnienie, że szefostwo mojego Ośrodka badawczego
postanowiło na stałe nawiązać współpracę z tobą.
– Bardzo się z tego cieszę – przerwałem. – Wiesz przecież
jak bardzo interesuję się tymi zagadnieniami.
– Tak wiem Mark, ja też się cieszę. Jest tylko jeszcze jeden
problem, który wymaga wyjaśnienia. Okazało się że
tylko jedna z kopii twojej świadomości posiada zdolność
do samodzielnego myślenia. Pozostałe zachowują się tak,
jak płyty CD. Można wszystko odtwarzać, natomiast komunikacja
z nimi nie jest możliwa. Tego niestety nikt nie
potraił zrozumieć ani tym bardziej wyjaśnić. Początkowo
miałeś być naszym współpracownikiem i jednocześnie
przedmiotem badań jako kopia twojej świadomości. Teraz
jednak podjęto decyzję, aby przekazać twoją świadomość
z karty pamięci zamontowanej w wisiorku do twojego
prawdziwego mózgu. Dopiero od wyników tego eksperymentu
zależeć będzie decyzja o twoim dalszym losie, jeśli
chodzi o współpracę z naszym Ośrodkiem.
– Nie można w takim razie odłożyć tej próby? – zapytałem.
– Może należałoby się skupić nad rozwiązaniem
problemu z pozostałymi kopiami. Mówiąc szczerze tak
bardzo nie spieszy mi się powrót do mojego starego ciała 168
z jego wszystkimi wadami, bólami lękami i innymi dolegliwościami.
Przyzwyczaiłem się już do życia poza ciałem.
Istnienie tylko w formie świadomości bardzo mi się podoba.
Przypuszczam, że w tym stanie istnienia jest jeszcze
wiele do odkrycia. Na pewno znajdzie się wiele form
uprzyjemniania sobie takiego życia.
– Z pewnością masz rację Mark – powiedziała Ann. – Ja
też miałam taką nadzieję. Niestety na ostatniej naradzie
w naszym ośrodku szefowie podjęli inną decyzję. W świetle
tych ostatnich odkryć w świecie nauki zdecydowali, że
priorytet mają badania dotyczące najnowszych odkryć.
Dobrze, że zgodzili się na eksperyment z przekazaniem
twojej świadomości do twojego prawdziwego mózgu. Był
taki moment, że obawiałam się o losy eksperymentu. Jestem
z tobą Mark bardzo związana emocjonalnie i nie wyobrażałam
sobie, by schowali kartę pamięci z twoją świadomością
do jakiegoś schowka z napisem „badania zakończone”.
Zaprzepaszczono by efekt ciężkiej pracy wielu
ludzi. Na szczęście przeważył rozsądek i eksperyment
niedługo się zacznie. Jeszcze jedno Mark. Po zapoznaniu
się jeszcze raz bardzo dokładnie ze wszystkimi planami
dotyczących eksperymentu, mogę przedstawić tobie najbardziej
prawdopodobny jego przebieg. Jestem pewna, że
wszystko odbędzie się dokładnie z planem.
– Czy możesz przybliżyć mi szczegóły? – Przerwałem.
– Oczywiście, powiedziała Ann. Technicznie będzie wyglądało
to najkrócej mówiąc tak.
Karta pamięci z twoją świadomością po odpowiedniej
przeróbce zostanie wszczepiona do twojego prawdziwego
mózgu. Później za pomocą odpowiedniego programu
komputerowego wszystkie dane z karty będą przekazywane
do twojego mózgu. Po zakończeniu tego zabiegu 169
poddany zostaniesz odpowiednim testom. Jeśli wypadną
pozytywnie, zostaniesz wybudzony. Tak to w skrócie bę-
dzie wyglądać.
– Chyba żartujesz sobie ze mnie – powiedziałem. – Tyle
mi mówiłaś o ogromie pracy włożonej w ten eksperyment
a teraz, pstryk i wszystko działa?
– Mark, czemu się dziwisz. Przecież jest to końcowy
etap wielomiesięcznych przygotowań. Wygląda pozornie
na prostą operację ale, uwierz mi, jest to efekt pracy największych
umysłów w tej dziedzinie na świecie. Zresztą
nie będę tłumaczyć tobie wszystkich szczegółów technicznych.
Przypuszczam zresztą, że trochę się ze mną droczysz.
Przecież nie możesz tego nie rozumieć.
– Przepraszam Ann. Oczywiście masz rację. Potraię to
zrozumieć. To wynik mojego zniecierpliwienia. Chciałbym
jak najszybciej mieć to wszystko już za sobą. Jeszcze tylko
dwa pytania, Ann. Czy będę świadomy tego, co dzieje się
ze mną podczas eksperymentu?
– Niestety Mark, tego też nie wiemy. Mam nadzieję, że
nie będziesz nic odczuwał. Prawdopodobnie świadomość
odzyskasz dopiero po wybudzeniu cię ze śpiączki.
– No to niewiele mi twoje wyjaśnienia pomogły. Wiem
na pewno, że nic nie wiem na pewno. Muszę się z tym pogodzić,
prawda?
– Tak, tak to wygląda Mark. Mogę ci jedynie obiecać,
że będę trzymać kciuki za ciebie. Liczę bardzo na naszą
dalszą współpracę. Teraz musisz poczeka,ć aż wszystko
będzie gotowe do przeprowadzenia eksperymentu. Zastawiam
cię w rękach najlepszych specjalistów.
– Ann, jeszcze moje drugie pytanie. Wspominałaś mi
kiedyś, że naukowcy pracują nad odmłodzeniem mojego
ciała. Czy udało im się tego dokonać? 170
– Rzeczywiście Mark, zapomniałam opowiedzieć ci
o tym. Ja skupiam się głównie na badaniach z mojej dziedziny,
dlatego czasem coś mi umyka. Sprawy wyglądają
tak: Początkowo pracowano nad odmłodzeniem całego
twojego ciała. Niestety później kierownictwo doszło do
wniosku, że do przeprowadzenia eksperymentu wystarczy
tylko sprawne serce. Inne narządy miałeś w porządku.
Oczywiście próbowałam namawiać ich do zmiany decyzji
ale nie udało mi się. Powiedziano mi że należy głównie
skupić się na zagadnieniach związanych z funkcjonowaniem
świadomości ludzkiej. Początkowo nawet powstał
pomysł żeby wstrzymać się na jakiś czas z przeprowadzeniem
eksperymentu z twoim udziałem. Na szczęście udało
mi się ich odwieść od tego planu. Nie udało mi się jednak
przekonać ich, żeby dokończyć prace związane z odmładzaniem
całego ciała. W sumie możesz być zadowolony.
Masz nowe serce, które zostało wyhodowane z twoich komórek
macierzystych. To poprzednie schorowane zostało
w naturalny sposób wchłonięte przez twój organizm. Znając
realia, w jakich prowadzi się badania naukowe wiem,
że prędzej czy później wraca się do wstrzymanych badań.
Mam więc nadzieję, że w twoim przypadku też tak będzie.
Kiedyś otrzymasz nowe ciało. Jestem ciekawa jak ty bę-
dziesz to oceniać. Która forma życia będzie według ciebie
lepsza. Tradycyjna w normalnym młodym ciele, czy istnienie
bez ciała, tylko jako świadomość. Jestem przekonana,
że twoje uwagi będą bardzo pomocne w badaniach nad
którymi w najbliższym czasie będą pracować naukowcy.
Chyba już powiedziałam ci wszystko, co miałam do powiedzenia
. Do zobaczenia zatem wkrótce – powiedziała
i wyszła z Laboratorium. 171
Nie minęło nawet pół godziny, kiedy Ann wróciła. Zdziwiłem
się bardzo i natychmiast zapytałem co się stało. Popatrzyła
na mnie tak jakoś smutno i powiedziała:
– Dowiedziałam się przed chwilą, że niezależnie od wyników
eksperymentu, ja wracam do Stanów. Będę zajmować
się badaniami nad sztuczną świadomością. Nie wiem
kiedy wrócę do moich badań nad kopiowaniem prawdziwej
świadomości. Mam tylko nadzieję, że moi szefowie
nie zrezygnują z tych badań. Było by mi naprawdę przykro
gdybym musiała zrezygnować z kontaktów z tobą.
Zatkało mnie zupełnie. Nie mogłem wykrztusić żadnego
słowa. Po chwili jednak zapytałem:
– Co w takim razie ze mną? Nie będzie eksperymentu?
– Nie, nie Mark. Eksperyment będzie przeprowadzony.
Być może tylko nasz kontakt zostanie na jakiś czas zawieszony.
Uwierz mi, że gdyby tak się stało, zrobię wszystko
abym mogła w dalszym ciągu współpracować z tobą. Na
razie nie wszystko jest jeszcze przesądzone. Musimy być
dobrej myśli. Obiecuję, że znajdę sposób, aby skontaktować
się z tobą. Niestety musimy się teraz pożegnać. Zosta-
łam w trybie pilnym wezwana do naszego Ośrodka. Mam
jednak nadzieję, że zdążę na zakończenie tego eksperymentu
i zobaczę cię w komplecie z twoim ciałem. Gdyby
jednak zatrzymano mnie dłużej, zrobię jak już mówiłam
wszystko co w mojej mocy, aby spotkać się z tobą. Teraz
jednak muszę już iść. Trzymaj się i do zobaczenia Mark.
Wyszła z Laboratorium trzymając kciuk prawej dłoni
uniesiony do góry. Uśmiechała się tym swoim magicznym
uśmiechem. Był to jednak trochę inny uśmiech. Trochę
smutny a po policzkach Ann spływały powoli łzy. Kiedy
zamknęły się za nią drzwi mnie również zrobiło się bardzo
smutno. Pomyślałem sobie nawet przez chwilę, że 172
chętnie zrezygnował bym z tego eksperymentu. Chciałem
być z Ann. Ciało nie było mi do niczego potrzebne. Istnienie
w takiej formie jak ostatnio coraz bardziej mi odpowiadało.
Brakowało mi tylko rozmów z Ann. Chciałem porozmawiać
o tym z kierownikiem Laboratorium. Nie zdą-
żyłem niestety. Jeden z naukowców wziął wisiorek z moją
świadomością do ręki. Skierował się do pomieszczenia w
którym leżało moje ciało. Było przygotowane do zabiegu.
Leżało na stole operacyjnym podłączone do wielu rurek i
przewodów. Ten naukowiec powiedział:
– Teraz zajmiemy się twoją świadomością. Podłączymy
ją do odpowiedniego programu komputerowego. Później
twoja karta pamięci zostanie wszczepiona w odpowiednie
miejsce w twoim mózgu i przystąpimy do przekazywania
jej zawartości do twojego mózgu. To potrwa kilka dni, ale
ty nie będziesz tego świadomy. Wiem że Ann powiedziała
ci jak to się będzie odbywać, prawda?
Chciałem, żeby zawołał kierownika, ale kiedy tylko powiedziałem
tak, ten naukowiec powiedział.
– No to zaczynamy.
W tym samym momencie wszystko odpłynęło. Zapadłem
w nicość.173
EPILOG
Powoli coś zaczęło do mnie docierać. Początkowo jakieś
szmery i niewyraźne głosy. Ucieszyłem się, że eksperyment
się udał. Byłem jednak jeszcze tak bardzo słaby, że
nie mogłem nawet otworzyć oczu. Chciało mi się spać. Nie
miałem siły by walczyć z tym. Poddałem się i zasnąłem.
Po jakimś czasie zacząłem się budzić. Słyszałem wyraźnie
kilka głosów.
Próbowałem otworzyć oczy i ku mojej ogromnej rado-
ści,udało się. Zobaczyłem kilka twarzy pochylających się
nad moją głową. Jedna z nich uśmiechnęła się do mnie
i zapytała:
– Jak się pan czuje?
Chciałem odpowiedzieć, że dobrze, ale mi nie wyszło.
Z mojego gardła wydobywały się tylko jakieś niezrozumiałe
dźwięki. Kiwnąłem tylko głową. Twarz przede mną
chyba zrozumiała. Odsunęła się trochę. Zobaczyłem postać
mężczyzny w lekarskim kitlu.
– No chyba nam się udało. Mam wrażenie, że udało nam
się go całkowicie wybudzić ze śpiączki.
Następnie zwrócił się do mnie:
– Nazywam się Kraft. Jestem tutaj ordynatorem. Będzie
mnie pan oglądał przez kilka dni, jak zresztą i pozostałe
osoby z mojego zespołu. Wiem, że jest pan bardzo osłabiony.
Powrót do pełni zdrowia zajmie trochę czasu. Mam
jednak nadzieję, że wszystko jest w najlepszym porządku. 174
Będzie pan poddawany różnym testom i rehabilitacji. My-
ślę, że za kilka tygodni wróci pan w pełni sił do domu.
Chciałem o coś zapytać ale nie mogłem wyartykułować
żadnego słowa. Ordynator powiedział:
– Wiem, że ma pan wiele pytań. To normalne, ale musimy
jeszcze trochę poczekać. Na początek proszę dwa razy
skinąć głową na znak, że wszystko o czym mówiłem było
dla pana zrozumiałe i że wie pan gdzie się znajduje.
Skinąłem dwa razy głową. Ordynator był bardzo zadowolony.
Byłem pewny, że wszystko się uda. Do mnie powiedział:
– Teraz dostanie pan kilka leków w kroplówce. Głównie
są to leki wzmacniające. Powinien pan teraz odpocząć.
Jutro rano spotkamy się. W międzyczasie ustalę sposób
postępowania z panem. Sposób najbardziej korzystny dla
pana zdrowia. Teraz proponuję żeby pan po prostu pró-
bował zasnąć. Zdaję sobie sprawę z tego że po tak długo
trwającej śpiączce farmakologicznej, proponowanie panu
snu brzmi niedorzecznie. Jest jednak różnica między tą
śpiączka w której znajdował się pan dotychczas a snem
który panu proponuję. Proszę więc skorzystać z mojej
propozycji i dużo spać. Z każdą minutą nabierać będzie
pan coraz więcej sił.
– Do zobaczenia jutro – powiedział i wyszedł.
W sali zostały tylko pielęgniarki. Uśmiechały się do
mnie i przystąpiły do swoich obowiązków. Podłączały
kroplówki, zmieniły pościel i ciągle mówiły, że już wszystko
będzie dobrze i mam się niczym nie przejmować. To
było bardzo miłe uczucie. Dawno niczego podobnego nie
doświadczyłem. Byłem przekonany, że operacja przekazywania
danych z karty pamięci do mojego mózgu powiodła
się. Zastanawiałam się tylko dlaczego nie widzę Ann 175
i innych znanych mi już naukowców z Laboratorium. Zorientowałem
się też, że jestem również w innym pomieszczeniu.
Nie zaniepokoiło mnie to zbytnio. Pomyślałem że
może Ann nie przyleciała jeszcze ze Stanów a przeniesiono
mnie do innej sali dlatego, że były tu lepsze warunki
do tego, abym szybciej odzyskał pełnię sił. Zresztą jutro
będzie czas na zadawanie pytań. Po chwili pełen radości
że operacja powiodła się i nadziei na normalne życie zasnąłem.
Nazajutrz obudziłem się wypoczęty i w świetnym nastroju.
Chciałem jak najszybciej dowiedzieć się czy eksperyment
powiódł się. Czy nie było jakieś komplikacji i kiedy
zobaczę Ann. W sali w której leżałem były tylko dwie
pielęgniarki zajęte swoimi obowiązkami. Obserwowałem
je przez chwilę. Wszystko co robiły wykonywały bardzo
sprawnie. Postanowiłem trochę z nimi porozmawiać.
Miałem nadzieję, że powiedzą mi nieco więcej niż lekarze.
Nie wiedziałem od czego zacząć. Na początek poprosiłem
o coś do picia. Obydwie były bardzo zaskoczone. Jedna
z nich powiedziała:
– Bardzo cieszy nas, że zaczął pan mówić. Zwykle po
wybudzeniu ze śpiączki pacjenci pierwsze słowa wypowiadają
dopiero po kilku dniach. Panu udało się to po
kilku godzinach. Co do picia o które pan prosił, muszę
zapytać lekarza. Płyny dostaje pan w kroplówce więc nie
wiem, czy może pan normalnie pić.
– Już idę po lekarza – powiedziała i wyszła.
Druga pielęgniarka uśmiechnęła się i stwierdziła:
– Zrobił pan wszystkim dużą niespodziankę. Myślę, że
oni się ucieszą.
Postanowiłem jeszcze zapytać ją, czy wie dlaczego
znajduję się na tej sali a nie w Laboratorium i czy widziała 176
panią profesor Ann. Popatrzyła na mnie z lekkim zdziwieniem.
– Nic mi nie wiadomo o jakimś Laboratorium. To jest
oddział intensywnej terapii. O żadnej profesor Ann też
nic nie słyszałam. Zresztą zaraz będzie obchód lekarski to
będzie mógł pan zapytać o wszystko naszego ordynatora,
profesora Krafta.
Zdziwiła mnie jej odpowiedź ale pomyślałem, że może
musiała tak mi odpowiedzieć. Lekarze z reguły nie lubią
kiedy się ich wyręcza. Na wszystkie pytania dotyczące leczenia
zawsze chcą odpowiadać sami. Czekałem więc na
lekarski obchód. Po kilku chwilach do sali weszło kilkana-
ście osób z ordynatorem na czele.
– Widzę, że jest pan w doskonałej formie – powiedział.
– Cieszę się bardzo, ponieważ z tego co mam napisane
w pana karcie choroby stan pana zdrowia nie był najlepszy.
Powiem więcej. Szanse na przeżycie po tak rozległym
zawale miał pan praktycznie zerowe. Dobrze się stało że
lekarze zdecydowali się spróbować zupełnie nowej metody
leczenia. Jak widać udało się. Całą noc, kiedy pan spał
poddawano pana różnym testom. Wypadły zaskakująco
dobrze. Jeśli rehabilitacja przebiegnie równie sprawnie,
za kilka dni wypiszemy pana do domu. Bardzo się cieszę,
że tak szybko wraca pan do zdrowia. Będzie pan sławny.
– Dlaczego spytałem?
– Dlatego, że jest pan pierwszym pacjentem, który
praktycznie bez szans na przeżycie, nagle dochodzi do
zdrowia i to w jakim tempie.
– Myślę, że jest to zasługa zespołu pani profesor Ann
– powiedziałem. – Jeśli już o tym mówimy, czy wie pan
kiedy będę mógł się z nią zobaczyć? Czy wróciła już ze 177
Stanów i czy operacja przekazywania mojej świadomości
przebiegła bez zakłóceń?
Nagle zrobiło się zupełnie cicho. Wszyscy obecni w sali
patrzyli na mnie jakoś tak dziwnie. Ordynator zapytał
mnie, o czym mówię. Powtórzyłem wszystko jeszcze raz.
Tym razem jego twarz przybrała surowy wygląd. Zwrócił
się do swoich asystentów. Musimy przeprowadzić dodatkowe
testy. Proszę włączyć do nich neurologa i psychiatrę.
– Jakiego psychiatrę, przecież nie zwariowałem. Wiem
co mówię. Proszę skontaktować się z profesor Ann a jeśli
nie wróciła jeszcze ze Stanów to z kierownikiem Laboratorium
zajmującym się między innymi zagadnieniami kopiowaniem
ludzkiej świadomości. On wszystko wyjaśni.
O ile wiem, Laboratorium to mieści się w jednym z budynków
usytuowanych na terenie Kliniki Uniwersyteckiej naprzeciw
tego szpitala. Można się tam dostać korytarzem
z najniższego poziomu tego budynku. Potrzebna jest tylko
specjalna karta otwierająca drzwi do tego korytarza.
Ordynator coś powiedział do pielęgniarki, a ona
wstrzyknęła do mojej kroplówki jakiś płyn. Do mnie zaś
powiedział:
– Musimy jeszcze raz wszystko sprawdzić. Możliwe, że
doszło u pana do niewielkich zaburzeń spowodowanych
chwilowym niedotlenieniem mózgu. Proszę się jednak
nie martwić się na zapas. Mam nadzieję, że szybko sobie
z tym poradzimy. Wrócimy do tego tematu jak będziemy
wiedzieć coś więcej. Na razie będzie pan poddawany rehabilitacji.
Pana mięśnie zbyt długo nie były używane.
Niech pan przykłada się do ćwiczeń.
Usłyszałem jeszcze jak mówił do swoich asystentów, że
to bardzo dziwny przypadek. Nie przejąłem się tym. Dziw-178
ny czy nie, ja wiedziałem swoje. Czekałem na Ann. Kiedy
ona zjawi się, wszystko wyjaśni i jeśli jest tak jak mówił
ordynator, wkrótce wrócę do domu. Miałem również nadzieję
na współpracę z Ann. Ciekawy byłem jej reakcji na
mój widok. Przecież ona mnie jeszcze nie widziała.
Na drugi dzień miałem wizytę neurologa. Poprosił mnie
abym opowiedział mu wszystko to, co mówiłem ordynatorowi.
Opowiedziałem oczywiście wszystko. Poprosiłem
jeszcze, aby pomógł mi skontaktować się z Ann. Neurolog
powiedział, że pracuje tutaj od niedawna i obawia się, że
nie będzie mi mógł pomóc, ale spróbuje. Dodał jeszcze, że
teraz przejdę szereg testów i badań. Na początek opukał
małym młoteczkiem różne części mojego ciała. Następnie
powiedział jednej z pielęgniarek żeby zawiozła mnie na
badania do pracowni tomograicznej. Tam poddawano
mnie różnego rodzaju badaniom. Przeszedłem nie tylko
badanie tomograiczne całego ciała ale również wykonano
mi rezonans magnetyczny. Później neurolog podłączał
mnie do wielu innych urządzeń i wykonywał jakieś badania.
Po zakończeniu wszystkich powiedział że na razie
nie widzi niczego niepokojącego. Podda jeszcze dokładnej
analizie wszystkie wyniki i jutro przyjdzie do mnie.
Następnego dnia po południu przyszedł do sali w której
leżałem. Ja przed chwilą skończyłem kolejną serię ćwiczeń
rehabilitacyjnych i byłem bardzo zmęczony. Neurolog
powiedział, że moja kondycja wyraźnie poprawia się i
że to bardzo dobrze wróży. Mam szansę na szybki powrót
do zdrowia tym bardziej, że wszystkie wykonane wczoraj
badania i testy wypadły bardzo dobrze. Ze strony neurologicznej
nie wykazały żadnych odchyleń od normy i jego
rola na tym się kończy. Pożegnał się ze mnę, życzył szybkiego
powrotu do zdrowia i wyszedł. 179
Nic z tego nie rozumiałem. Dlaczego nikt nie chce mnie
słuchać ,kiedy opowiadam o Laboratorium, badaniach
nad świadomością i o profesor Ann. Postanowiłem jeszcze
raz porozmawiać z ordynatorem. Kiedy powiadomi-
łem lekarza dyżurnego, że chcę rozmawiać z ordynatorem,
powiedział, że nie będzie go przez kilka dni. Jest na
jakimś sympozjum, ale jeśli mam jakąś prośbę postara się
ją spełnić. Wahałem się chwilę, ale postanowiłem również
temu lekarzowi opowiedzieć o tym, o czym mówiłem ordynatorowi
i neurologowi. Poprosiłem również, żeby dowiedział
się co dzieje się z Ann. Lekarz obiecał zająć się
tym. Jeszcze tego samego wieczora przyszedł do mnie.
Powiedział, że naprawdę chciał mi pomóc, ale nikt nie
słyszał o Laboratorium, badaniach, czy o profesor Ann.
Powiedział, że jest mu bardzo przykro, że nie mógł mi pomóc
ale dodał, że rozmawiał jeszcze z neurologiem. Oboje
doszli do wniosku, że cierpię na jakieś zaburzenia spowodowane
prawdopodobnie niedotlenieniem mózgu, które
wystąpiło podczas ratowania mojego życia po przebytym
zawale serca. Ponieważ dotychczasowe badania niczego
niepokojącego nie wykazały, postanowili poprosić o konsultacje
psychiatrę. Zapytał mnie, czy wyrażam zgodę na
badania psychiatryczne. Natychmiast chciałem zaprzeczyć.
Nie byłem wariatem. Wiem, co ostatnio przeżywa-
łem. Po chwili jednak doszedłem do wniosku, że właściwie
czemu nie. Psychiatra jest jedyną osobą, która potrai
słuchać. Może więc pomoże mi odszukać Ann i nareszcie
cała ta historia wyjaśni się. Tym bardziej, że cały personel
zajmujący się mną jakoś dziwnie zaczął na mnie patrzeć.
Powiedziałem więc, że zgadzam się. Lekarz stwierdził, że
spodziewał się takiej decyzji. Uzgodnił, że psychiatra spotka
się ze ma w przyszłym tygodniu. Podziękowałem mu, 180
wyrażając nadzieję, że może do tego czasu odnajdzie się
Ann i cała rozmowa z psychiatrą stanie się niepotrzebna.
– Może i tak – odpowiedział. Na razie jednak proszę się
skupić na ćwiczeniach.
Obiecałem, że tak będzie. Przez następne kilka dni
ćwiczyłem jak oszalały. Rehabilitanci wręcz siłą usiłowali
mnie powstrzymać od wykonywania ćwiczeń z taką intensywnością.
Nie bardzo chciałem ich słuchać, bo czu-
łem że z każdą godziną przybywa mi sił. Praktycznie nie
musiałem korzystać już z wózka. Potraiłem samodzielnie
chodzić korytarzem przez kilkanaście minut.
Po tygodniu zjawił się ordynator. Był zdumiony tym jakie
poczyniłem postępy. Obejrzał moją historię choroby,
wypytał o kilka rzeczy i stwierdził, że być może za kilka
dni wypisze mnie do domu. Ucieszyłem się bardzo, ale
tym bardziej chciałem dowiedzieć się, co stało się z Ann.
Zapytałem więc ponownie o to ordynatora.
– Niestety, ja wszystko co wiedziałem na ten temat już
panu przekazałem. Mogę tylko opowiedzieć jeszcze panu,
jaki przebieg miała historia pana choroby w naszym szpitalu.
Z karty informacyjnej wynika że doznał pan rozległego
zawału serca. Próba pana reanimacji nie przynosiła
spodziewanych rezultatów. Kiedy tutejsi lekarze chcieli
już zrezygnować, wtedy zupełnie przypadkowo zjawiło się
na sali kilku profesorów wraz ze studentami Kliniki Uniwersyteckiej
usytuowanej obok naszego szpitala. Chcieli
oni pokazać studentom jak w praktyce wygląda ratowanie
pacjenta po zawale serca. Kiedy zorientowali się jak poważna
jest sytuacja i że zastosowane dotychczas metody
leczenia raczej nie pomogą, zdecydowali o przewiezieniu
pana do Kliniki. Zrobiono to w ostatniej chwili. Tam po
zastosowaniu zupełnie nowatorskiej metody, naprawio-181
no panu serce i wszystko wydawało się być w porządku.
Niestety z niewiadomych powodów nie można było pana
wybudzić ze śpiączki farmakologicznej. Wie pan o tym że
w poważniejszych zabiegach stosuje się taki sposób postępowania,
żeby jak najmniej obciążać organizm.
– Tak wiem – odpowiedziałem, jest to powszechnie
znana metoda.
– No właśnie – powiedział ordynator. – Jednak coś poszło
nie tak, bo przez kilka tygodni nie można było pana
wybudzić. Zdecydowano więc że wróci pan znowu do
naszego szpitala. Oddział którym kieruję specjalizuje się
w wybudzaniu pacjentów ze śpiączki i późniejszej ich
rehabilitacji. Jak pan widzi udało się pana wybudzić. To
wszystko co wiem w pana sprawie.
Ja nie dawałem jednak za wygraną i dalej domagałem
się odszukania Ann. Zapytałem jeszcze, jak wobec tego
wytłumaczy mi dlaczego przeprowadzono operację na
moim mózgu. Ordynator spojrzał na mnie i powiedział.
– Spodziewałem się takiego pytania dlatego przyniosłem
pana zdjęcia z tomograii i rezonansu magnetycznego
pana mózgu. Nigdzie nie ma śladu po przeprowadzeniu
operacji na mózgu. Nie muszę chyba panu tłumaczyć,
że otwarcie czaszki zostawiłoby ślady.
– Tak ma pan rację, ale mam dalej wątpliwości. Powiedział
pan, że przybywałem w Klinice kilka tygodni. To
prawda, ale nie rozumiem jaki to ma związek?
– Już mówię.
– Proszę mi tylko powiedzieć jak długo przebywam na
pana oddziale?
–Zaraz spojrzę tylko do karty. Dokładnie szesnaście tygodni.
182
– No właśnie. Kilka tygodni w klinice i kilkanaście tutaj.
Razem kilka miesięcy, prawda?
– No tak, ale dalej nie rozumiem – powiedział ordynator.
– W takim razie proszę mi powiedzieć po jak długim
czasie od otwarcia czaszki mogły zniknąć ślady po jej
otwieraniu?
Ordynator spojrzał na mnie i powiedział:
– Teoretycznie po kilku, może kilkunastu tygodniach.
Ale to niedorzeczne, po pierwsze nie ma tutaj jakiegoś tajnego
Laboratorium, a po drugie nikt nie słyszał o tajemniczej
profesor Ann.
– Ja jednak panie ordynatorze będę upierał się przy
swoim. Mam nadzieję, że wkrótce będę mógł tego dowieść.
– Niech pan próbuje. Ja jednak obstawiam że są to jakieś
zaburzenia, których przyczyną było krótkotrwałe
niedotlenienie mózgu.
– No dobrze panie ordynatorze. Widzę że nie przekonam
pana. Wie pan zapewnem, że zgodziłem się na badania
psychiatryczne. Jestem przekonany, że one pomogą
wszystko wyjaśnić.
– Wiem o tych badaniach, powiedział ordynator. Nie
mam nic przeciwko nim. Myślę jednak że nie potwierdzą
one pana wersji, ale życzę powodzenia. Spotkamy się po
badaniach. Chciałbym zapoznać się z ich wynikami. Ostatnie
dni były dla pana bardzo wyczerpujące, więc niech pan
zwolni trochę tempo. Proszę pamiętać, że nie jest pan już
pierwszej młodości i należałoby się oszczędzać. Choć prywatnie
muszę przyznać, że bardzo mi pan zaimponował.
Rzadko zdarza się, nawet wśród młodych ludzi by z taką
zaciętością i zapałem podchodzili do ćwiczeń. Jednak jako 183
lekarz, zalecam umiar. Widzimy się za parę dni. Powodzenia
– powiedział i wyszedł.
Psychiatra przyszedł następnego dnia przed południem.
Byłem już po ćwiczeniach. Leżałem na łóżku i odpoczywałem.
Psychiatra podszedł do mnie przedstawił
się i zapytał czy możemy porozmawiać. Powiedziałem że
tak i że jestem zadowolony z tego, że chce poświęcić mi
trochę czasu. Spodziewałem się, że nasza rozmowa bę-
dzie dotyczyć mojego wypytywania o Ann. Myliłem się.
Rozmawialiśmy właściwie o wszystkim tylko nie o Ann.
Ten psychiatra wydawał mi się bardzo sympatyczny. Chyba
nawet go polubiłem. Rozmowa z nim sprawiała mi
ogromną przyjemność. Poczułem że po raz pierwszy ktoś
traktował mnie poważnie. Kiedy już chciałem zadać mu
pytania dotyczące Laboratorium, Ann i całej tej niezrozumiałej
dla mnie sytuacji, lekarz powiedział:
– Myślę, że na dzisiaj powinniśmy zakończyć. Przyjdę
do pana pojutrze. – Pożegnał się i poszedł.
Ta rozmowa utwierdziła mnie w przekonaniu, że nie
wymyśliłem sobie tego wszystkiego. Tutaj musiało być
Laboratorium. Ann też istniała. Następnego dnia miałem
przerwę w rehabilitacji, więc chodziłem sobie po szpitalnych
korytarzach. Czasami wyglądałem przez okno. Na
zewnątrz przyroda budziła się do życia. Kwitły wszystkie
drzewa, a ptaki jak zwykle na wiosnę zachowywały się
bardzo głośno. Pomyślałem, że czas najwyższy poprosić
ordynatora o zgodę na spacery po przyległym do szpitala
parku. W pewnym momencie zobaczyłem przez okno
znajomą postać. Serce zaczęło mi walić jak oszalałe. Nie
mogłem się mylić. To była Ann. Naprawdę to była ona. Zauważyła
mnie i uśmiechnęła się tylko tak, jak ona to potraiła.
Byłem bardzo szczęśliwy. Byłem przekonany, że 184
ona przyjechała do mnie a może nawet po mnie. Oczyma
wyobraźni widziałem się znowu w ośrodku badawczym
w Stanach. Tym razem już w innej roli. W komplecie z moim
ciałem i jako współpracownik Ann. Nie mogłem się doczekać
kiedy Ann wejdzie do budynku szpitala i będziemy
mogli się poznać. Mam na myśli, że to Ann będzie mogła
poznać mnie w całej okazałości. Ja przecież wiedziałem
jak ona wygląda. Ann znała tylko moją świadomość. Ale
skoro uśmiechała się do mnie to znaczy, że mnie rozpoznała.
Nie mogłem na razie bez zgody ordynatora opuszczać
oddziału szpitalnego, więc z nieukrywaną niecierpliwością
czekałem na Ann. Tymczasem ku mojemu ogromnemu
zaskoczeniu, Ann pomachała mi ręką, wsiadła do
samochodu i odjechała. Nie mogłem tego zrozumieć. Poczułem
ogromne rozczarowanie i żal. Po głowie chodziła
mi tylko jedna myśl. Co się stało, dlaczego ona odjechała.
Wróciłem do sali. Musiałem źle wyglądać, bo pielęgniarka
natychmiast zadzwoniła po lekarza a mnie kazała po-
łożyć się do łóżka. Lekarz zbadał mnie i powiedział, że
przestrzegał mnie przed niekorzystnymi skutkami zbyt
forsownych ćwiczeń.
– Panie doktorze – powiedziałem – to nie z powodu
ćwiczeń. Ja przed chwilą przez okno zobaczyłem profesor
Ann. Proszę mi uwierzyć, ona naprawdę istnieje. Lekarz
spojrzał na mnie i zapytał.
– W takim razie gdzie jest teraz ta pani profesor?
– No właśnie, ona wsiadła do samochodu i odjechała.
Przyznam, że tego zupełnie nie rozumiem.
– Panie Marku – powiedział lekarz. – Proszę mi wybaczyć
ale sądzę, że to się panu tylko tak wydawało. Myślę,
że to jednak z przemęczenia.
Zwracając się do pielęgniarki powiedział: 185
– Proszę zwiększyć panu dawkę leku uspokajającego.
Proszę teraz wypoczywać. Ja muszę porozmawiać o tym
z ordynatorem.
Wiedziałem, że go nie przekonam. Ja wiem co widzia-
łem. Dziwiłem się tylko dlaczego ona odjechała. Gdy tak
rozmyślałem do sali weszła jedna z pielęgniarek i wrę-
czyła mi list. Ten list ktoś zostawił dla pana na portierni
powiedziała. List? Zdziwiłem się. Od kogo? Przecież ja nie
mam tutaj żadnych znajomych. Nie chciało mi się czytać
tego co tam było. Byłem bardzo wyczerpany ostatnimi
wydarzeniami. Po chwili jednak otworzyłem go. Już po
pierwsze przeczytane słowa poderwały mnie na równe
nogi. Krzyknąłem. Dostałem wiadomość od Ann. Na kartce
papieru było tylko kilka słów. „Przepraszam Mark. Jeszcze
nie teraz. Uzbrój się w cierpliwość. Ann”. Niżej widniał
dopisek. „Te zdania zaraz znikną. Odezwę się. Pa”. Na mój
krzyk do sali wbiegły pielęgniarki.
– Co się stało? Dlaczego pan krzyczy? Dostałem list od
Ann. Proszę, same zobaczcie – i podałem im ten list.
Pielęgniarki patrzyła to na podany im list, to na mnie.
Przecież tutaj nic nie ma.
– Jak to nie ma? – Zdziwiłem się. – Przecież czytałem.
Proszę mi to oddać.
List był pusty. Nie było na nim nic napisane. Wtedy
przypomniałem sobie ten dopisek. Zrozumiałem że Ann
napisała to atramentem sympatycznym, który po kilkunastu
sekundach spowodował, że wszystko co tam było,
zniknęło.
– Rzeczywiście nic tam nie ma. Przepraszam, chyba coś
mi się przewidziało wykrztusiłem. Położę się.
– Tak będzie najlepiej – powiedziała pielęgniarka. 186
Miałem dość wrażeń na dzisiaj. Chciałem porozmawiać
z psychiatrą, ale on będzie dopiero jutro. Nie miałem wyj-
ścia. Musiałem zaczekać. Jednego byłem jednak pewny.
Nic mi się nie przewidziało. Ann istniała i musiałem przekonać
o tym psychiatrę.
Na obchodzie lekarskim następnego dnia, ordynator
słowem nie zdradził się, że wie coś o wydarzeniach z poprzedniego
dnia. Po rutynowych pytaniach i przejrzeniu
mojej karty choroby powiedział:
– Wie pan, rzadko zdarza się by pacjenci z takim zapa-
łem podchodzili do ćwiczeń tak jak pan. Cieszy mnie to.
Jak tak dalej pójdzie za kilka dni wypiszę pana do domu.
Nie za bardzo ucieszyłem się z tej informacji. Ordynator
też to zauważył. Chciał nawet coś powiedzieć ale zrezygnował.
Byłem mu za to wdzięczny. Nie miałem ochoty
wyjaśniać dlaczego perspektywa pójścia do domu niezbyt
mnie cieszy. Rzeczywiście nie spieszyło mi się. Tutaj mogłem
porozmawiać sobie z pacjentami i personelem. Mogłem
ich pocieszać i wspierać w cięższych chwilach. Tu
czułem się potrzebny. Nie byłem sam. A w domu? W domu
nie miałem z kim porozmawiać. Nie miałem znajomych.
Czasami ktoś odezwał się do mnie na Skypie. Rzadko jakiś
telefon. Poza tym nic. Jedynie cisza, cisza i jeszcze raz
cisza. Ale nie taka która przynosi ukojenie. Ona jest taka
dziwna, niespokojna, nieprzyjazna. Formalnie mam dwie
córki. W rzeczywistości jednak wyrzuciły mnie one ze
swego życia. Nie chcą utrzymywać ze mną żadnych kontaktów.
Nie rozumiem tego. Wielokrotnie próbowałem
dowiedzieć się dlaczego. No i nic. Niczego się nie dowiedziałem.
Jest to dla mnie niezrozumiałe. Takie odrzucenie
bardzo boli. Tym bardziej że nie znam powodów takiej ich
postawy wobec mnie. Chcąc znaleźć wytłumaczenie tego, 187
przeanalizowałem moje życie w ostatnich kilku latach
bardzo dokładnie. Dzień po dniu. Nie znalazłem nic, co
uzasadniałoby takie zachowanie się moich córek wobec
mnie. Dotychczas nasze wzajemne relacje były bardzo dobre.
Dlatego nie mogę tego zrozumieć i dlatego tak to boli.
Podobno można wybaczyć każdą zbrodnię. Ja nic złego
nie zrobiłem, więc dlaczego? Jak widać miałem powody
dla których chciałem być w szpitalu jak najdłużej. Dzisiaj
jeszcze bardziej niż zwykle przykładałem się do ćwiczeń.
Rehabilitanci byli bardzo zadowoleni z postępów które
zrobiłem. Powiedzieli, że najprawdopodobniej nie będę
już potrzebować ich pomocy. Skonsultują to jeszcze z ordynatorem
ale sądzą, że zleci mi on tylko kilka ćwiczeń
które będę mógł wykonywać w domu. Do tego codzienne
spacery i to powinno wystarczyć.
Następnego dnia ordynator potwierdził przewidywania
rehabilitantów. Powiedział że jutro a najpóźniej pojutrze
pójdę do domu. Stan mojego zdrowia, jeśli chodzi
o sprawy związane z układem krążenia jest dobry. Natomiast,
jeśli chodzi o mój stan psychiczny, nie ma jeszcze
opinii psychiatrycznej. Niezależnie jednak od jej wyniku
jutro lub pojutrze będę mógł wyjść do domu. Czekałem
teraz tylko na psychiatrę. Przyszedł do mnie późnym popołudniem.
Usiadł obok mojego łóżka i powiedział, że
chce jeszcze przeprowadzić kilka testów a później będziemy
mogli porozmawiać o wszystkich moich problemach.
Zgodziłem się. Nie wiem dlaczego, ale poczułem do niego
dużą sympatię. Psychiatra, jakby odgadując moje my-
śli powiedział, że lepiej będzie się nam rozmawiać, kiedy
będziemy mówić sobie po imieniu. Po chwili usłyszałem,
„jestem Artur”. Podobało mi się to jego imię. Pasowało do
niego. Zaczęliśmy testy. Trwały one kilka godzin. Po ich 188
ukończeniu byłem bardzo zmęczony. Artur przejrzał je
uważnie i stwierdził że nie widzi w nich nic co mogło by
wskazywać na jakiekolwiek zaburzenia psychiczne. Ponieważ
zrobiło się już dość późno Artur powiedział, że
sprawdzi jeszcze raz wyniki wszystkich badań jakie mi
wykonano i przyjdzie porozmawiać ze mną po południu.
Pożegnał się i wyszedł.
Ponieważ wszystkie zalecone mi ćwiczenia wykonałem,
następny dzień miałem wolny. Postanowiłem poświęcić
go na spacery po przyszpitalnym parku. Sprawiało mi to
wielką przyjemność. Nie wiedziałem kiedy ostatnio spacerowałem.
Jak długo byłem w szpitalu? Kilka miesięcy,
jak twierdził ordynator, czy znacznie dłużej. Tak czy inaczej
przebywanie na powietrzu sprawiało mi dużą frajdę.
Chłonąłem jak gąbka wszystkie zapachy i dźwięki które
do mnie docierały.
Po południu dołączył do mnie psychiatra. Usiadł na
ławce i powiedział:
– Przeanalizowałem wszystkie wyniki twoich badań
i potwierdziła się moja wczorajsza diagnoza. Jesteś zupeł-
nie zdrowy, Marku. Ale jest jeszcze jedna sprawa.
– Chodźmy więc do mojej sali – zaproponowałem.
– Nie sądzę by to był dobry pomysł – powiedział Artur.
– Zostańmy tutaj. Nie chcę, żeby ktoś usłyszał naszą rozmowę.
– Dlaczego – zapytałem.
– Z jednej prostej przyczyny. Ja tobie wierzę.
– Naprawdę? – spytałem. – A co z dowodami? Ja nie potraię
ich przedstawić. Ty Arturze też miałeś wątpliwości,
prawda? Skąd więc to przekonanie, że to co mówiłem nie
jest wytworem mojej wyobraźni spowodowanej niedotlenieniem
mózgu. 189
– No właśnie. Nabrałem przekonania, że coś może być
na rzeczy kiedy dowiedziałem się o liście. Ten list istniał
naprawdę. Widziało go kilka osób. Co prawda w środku
była czysta kartka ale mogło być tak jak mówiłeś. Można
było coś tam napisać atramentem sympatycznym. Jak powszechnie
wiadomo pismo tak napisane, znika po kilkunastu
sekundach. Poza tym przypomniałem sobie z jakim
przekonaniem mówiłeś o swoich przeżyciach. Podałeś
tyle szczegółów, że trudno mi było uwierzyć, że wszystko
można było wymyślić. Postanowiłem porozmawiać z osobami
z kierownictwa szpitala które mogły w tej sprawie
coś wiedzieć. I jak myślisz Marku, czego się dowiedzia-
łem?
– Myślę że niczego istotnego – odparłem.
– Masz rację, ale tylko częściową. Rzeczywiście wszyscy
albo zaprzeczali albo unikali odpowiedzi na zadawane
im pytania o Laboratorium i o badania jakie są tam wykonywane.
Dotarłem również do planów budynku szpitala.
Nie jestem architektem ale coś mi tam nie pasowało. Szyb
windy kończył się w piwnicy, ale pod nim widniały zarysy
jakiś urządzeń sięgających wiele metrów niżej. Skoro
budynek kończy się na poziomie piwnicy, w jakim celu na
planach umieszcza się jakieś konstrukcje. Te wątpliwo-
ści przekonały mnie, że mówiłeś prawdę. Ponieważ mnie
również zależy na tym, żeby wyjaśnić sprawę do końca,
będę bacznie przyglądał się wszystkiemu co tutaj się dzieje.
To tyle co miałem ci do powiedzenia. Oicjalną opinię,
w której napisałem, że pod względem psychicznym jesteś
zupełnie zdrowy, przekazałem ordynatorowi. Dodałem
też, że twoje przeżycia których rzekomo doznałeś być
może są efektem krótkotrwałego niedotlenienia. Mam
ci jeszcze do przekazania, że jutro wychodzisz do domu. 190
Mam nadzieję, że będziemy ze sobą w kontakcie. Może
razem znajdziemy dowody na poparcie twoich opowieści
o istnieniu w tym szpitalu tajnego laboratorium.
Pożegnaliśmy się serdecznie i wróciłem na oddział.
Następnego dnia wyszedłem do domu. W skrzynce na listy
nie było prawie nic. Jakieś reklamy i dwa listy. Jeden
z administracji osiedla o terminie przeglądu ogrzewania
i drugi z opieki socjalnej. Proszono w nim o pilny kontakt
z urzędem. Po wejściu do mieszania bardzo się zdziwiłem.
Mieszkanie było posprzątane i wywietrzone. Zastanawia-
łem się, kto to mógł zrobić. Czyżby moja córka? Serce zabiło
mi szybciej. To byłby dopiero miła niespodzianka.
Niestety po telefonie do opieki socjalnej sprawa się wyjaśniła.
To oni opiekowali się moim mieszkaniem. C`est
la vie jak mówią Francuzi. Tymczasem moje życie powoli
wracało do normy. Kontakty z Arturem miały charakter
bardzo koleżeński. Spotykaliśmy się dość często. Czasami
nawet zdarzyło nam się wypić jedno czy dwa piwa
w jakimś ogródku piwnym. Poza tym nic w moim życiu
nie zmieniło się. Zacząłem poważnie zastanawiać się nad
tym, czy rzeczywiście te moje przeżycia nie były w rzeczywistości
tylko wytworem mojej wyobraźni. Artur też
coraz rzadziej poruszał ten temat. Jednak po kilku miesią-
cach znalazłem w skrzynce na korespondencję list. Kiedy
przyjrzałem się dokładniej, ręce mi zadrżały. Na znaczkach
widniała pieczątka USA. Prawie wbiegłem na schody
i wpadłem do mojego mieszkania. Ze zdenerwowania nie
mogłem normalnie otworzyć tego listu, więc go rozerwa-
łem. W środku była kartka pocztowa ze zdjęciem jakiegoś
pojazdu lądującego na skalistej pustyni. Kartka opatrzona
była napisem. „Lądowanie UFO w Streie 51”. Był
jeszcze dopisek. „Mark, jeszcze trochę cierpliwości. Nie-191
długo się spotkamy, Ann.” Ciśnienie mojej krwi bardzo mi
podskoczyło. Bałem się, że rozerwie mi głowę. Serce biło
jak oszalałe. Zrobiło mi się słabo. Nie przejmowałem się
tym. Po głowie tłukła mi się tylko jedna myśl. Miałem rację,
nie zwariowałem i niczego sobie nie wymyśliłem. Ann
istnieje i wszystko wydarzyło się naprawdę. Teraz mam
na to dowód. Nawet jeśli tak jak poprzednio napis zniknie,
pozostanie koperta i kartka z USA. To jest niepodważalny
dowód. W tym momencie poczułem w klatce piersiowej
potworny ból. Ból, który już znałem. Pomyślałem „tylko
nie to”. To nie może jeszcze raz się wydarzyć. To nie jest
przecież Dzień świstaka. Niestety ból nie ustępował. Do-
łączył jeszcze strach ściskający moje gardło. Podniosłem
telefon i wezwałem pomoc. Resztkami sił dowlokłem się
do drzwi i otworzyłem je. Tracąc przytomność dostrzegłem
w mojej ręce ten list. Nie mogłem go zgubić. Usłyszałem
jeszcze sygnał nadjeżdżającej karetki pogotowia
i poczułem jak wszystko wokół gdzieś się zapada. Otoczy-
ła mnie ciemność. Odchodziłem zapadając się w nicość.
Odszedłem, umarłem... Ale czy na pewno?
Mannheim 01.03.2014 Skumar
„Podwójna świadomość”, to powieść, która łączy w sobie
elementy fantastyki naukowej z realnym życiem. Bohaterem
jest starszy człowiek który doznaje zawału serca
i traia do szpitala. W trakcie reanimacji doświadcza niezwykłych
doznań. Jest przekonany że nie żyje w dosłownym
tego słowa znaczeniu. Jednocześnie jego życie trwa
dalej, ale tylko jako jego świadomość, która została skopiowana
z jego mózgu i przeniesiona na specjalny nośnik.
Mark, mój bohater poznaje piękną kobietę, profesor Ann.
Ona wprowadza go w inny świat, świat życia w innej formie,
w postaci sztucznej świadomości. Razem przeżywają
różne przygody. Zwiedzają nie tylko szpitalne laboratorium
ale również miasto w którym dotychczas mieszkał
. Poznają też różne ciekawe miejsca w Stanach. Cały czas
prowadzą z sobą interesujące rozmowy o najnowszych
osiągnięciach w dziedzinie medycyny i nie tylko. Te dwa
światy opisane tutaj, przenikają się wzajemnie, sprawiając
wrażenie że to może dziać się naprawdę. Po pewnym
czasie bohatera tego opowiadania udaje się uratować.
Wraca on do realnego świata, ale czy na pewno?
Podwójna świadomość
07.04.20136
ROZDZIAŁ I
Obudziłem się. Chciałem otworzyć oczy i nie mogłem.
Co jest? Przecież skoro już nie śpię mogę przecież wstać.
Niestety nie było to takie proste. Odkryłem że nie tylko
nic nie widzę ale w dodatku nie mogę się ruszać. Zaniepokoiło
mnie to, lecz pomyślałem że widocznie nie całkiem
się obudziłem. Spróbowałem ponownie. Nic z tego. Nie
mogłem wykonać żadnego ruchu. Co się dzieje? Zaniepokoiłem
się nie na żarty. Byłem świadomy ale bezwolny.
Jestem sparaliżowany pomyślałem. Wpadłem w panikę.
Chciałem natychmiast otworzyć oczy i wstać. Próbowa-
łem wszystkiego. Niestety bez efektu. Nie czułem nic. Żadnego
ruchu, żadnego bólu. Zacząłem panikować. Byłem
pewny że serce zaraz wyskoczy mi z piersi a ciśnienie rozsadzi
mi głowę. Nic się jednak nie wydarzyło. Powoli
uspokajałem się. Uświadomiłem sobie że wszystko co się
ze mną dzieje jest jakieś dziwne. Takiego uczucia jeszcze
nie doświadczyłem. Z jednej strony wydawało mi się, że
zaraz oszaleję ze strachu. Jednocześnie byłem jakoś dziwnie
spokojny. To było niesamowite uczucie. W miarę jak
się uspokajałem, czułem zadowolenie. To jakaś paranoja.
Nie mogę się ruszać, nic nie widzę a ja się cieszę. Z całą
pewnością zwariowałem. Tylko w ten sposób mogłem to
wytłumaczyć. Postanowiłem próbować wszystkiego, aby
chociaż otworzyć oczy i coś z tego zrozumieć. Niestety nic
z tego nie wyszło. Wysiłki które podejmowałem nie przy-7
nosiły efektu a ja czułem się dziwnie spokojny i zadowolony.
Postanowiłem przypomnieć sobie wszystko co dzia-
ło się wcześniej. Może w ten sposób znajdę wytłumaczenie
tego dziwnego stanu w którym się znalazłem. Wytęża-
łem wszystkie siły by móc przypomnieć sobie wszystko
co działo się w ostatnich godzinach. Nie szło mi to zbyt
dobrze. Obrazy wytworzone w mojej głowie były niewyraźne,
zamazane i wirowały tak jakby były pod „wpływem”.
Co się dzieje? Czyżbym był naćpany? Na pewno nie.
Przecież nie korzystam z tego rodzaju używek. Pijany?
Też niemożliwe. Po jednej lampce wina wypitej wieczorem
moje myśli nie mogły oszaleć. „Spokojnie człowieku”.
– Powiedziałem do siebie. To musi się jakoś wyjaśnić.
Może spróbuję zasnąć i obudzić się ponownie. A może ja
po prostu śpię i wszystko mi się śni? To by tłumaczyło
trudności z przypomnieniem sobie tego co działo się kilka
godzin wcześniej. Postanowiłem uspokoić myśli i zasnąć,
jeśli rzeczywiście nie śpię. Leżałem tak dość długo. Godzinę
a może dłużej. Nie byłem w stanie tego ocenić. Niestety
w dalszym ciągu nic się nie zmieniało. Ani nie zasnąłem
ani nie obudziłem się. To było coraz bardziej denerwują-
ce. Nie mogłem nic zrobić. Leżałem w całkowitym bezruchu
i całkowitej ciemności. Nie mogłem również racjonalnie
wytłumaczyć sobie tej sytuacji. Pozostawało mi tylko
czekać. Może rozwiązanie przyjdzie samo. Mając nadzieje
że tak się stanie, zatopiłem się w myślach. Czułem się wyjątkowo
dobrze. Właściwie przestało mi zależeć na wyja-
śnieniu tej tajemnicy. Nagle, jak grom z jasnego nieba dotarła
do mnie myśl. Ja umarłem, ja nie żyję. Przeraziłem
się i nie. Właściwie było mi to obojętne. Co jest do cholery.
Ja bredzę. Nikomu przecież nie jest obojętne czy żyje, czy
nie. To jakaś totalna paranoja. Chyba pogięło mnie zupeł-8
nie. Oczywiście nie jest mi to obojętne. Chcę żyć i to jak
najdłużej, bez względu na to jak to życie ma wyglądać. Nie
rozumiem więc dlaczego w mojej głowie rodzą się takie
myśli. Musiałem to koniecznie wyjaśnić. Podjąłem próbę.
Zmęczyło mnie to tak, że wydawało mi się że zasnąłem.
Albo znalazłem się w innym stanie psychofizycznym niż
dotąd. Nie udało mi się poruszyć ani cokolwiek zobaczyć.
Tymczasem mój mózg zaczął przekazywać mi obrazy
z przeszłości. Były jakby bardziej uporządkowane. Ta cią-
gła walka i ponawiane próby wyjaśnienia całej tej sytuacji
bardzo mnie wyczerpała. Jednocześnie czułem że za chwilę
tajemnica się wyjaśni. Pomyślałem sobie że spróbuje
dojść do prawdy okrężną drogą. Bezpośrednio podejmowane
próby jak dotąd nie przyniosły rezultatu. Zacząłem
przypominać sobie co w ostatnim czasie dowiedziałem
się na temat prowadzonych badań nad skopiowaniem
ludzkiego mózgu. Myślałem również o czym mówili ludzie
którzy przeżyli śmierć kliniczną i wrócili jak twierdzili
z innego, lepszego świata. Dotąd tego rodzaju informacje
traktowałem trochę jak „dziennikarskie kaczki”. Teraz
jednak kiedy zastanawiałem się nad moim stanem, poważnie
zacząłem myśleć o tym, czy nie ma tam ziarenka
prawdy. Tym bardziej, że opisywane w różnych publikacjach
i wywiadach odczucia tych ludzi, coraz bardziej zaczęły
pokrywać się z moimi. Jest tylko mała różnica. Oni
wrócili a ja jeszcze nie. Nic też nie wskazywało na to, by
w najbliższym czasie mogło się coś zmienić. Nie traciłem
jednak nadziei. Byłem bardzo spokojny. Chociaż wydawa-
ło mi się to nienormalne, zważywszy sytuację w jakiej się
znajdowałem. Niewiele jednak mogłem zrobić. Na nic
zdały się moje wcześniejsze wysiłki. Mimo wszystko w ca-
łej tej niezrozumiałej i nienormalnej sytuacji, najbardziej 9
potrzebowałem uzyskania jakiejkolwiek informacji, wyja-
śniającej chociaż w części to, co tutaj się dzieje. Pragnąłem
z całych sił zrobić coś, co pomogłoby mi przypomnieć sobie
wydarzenia sprzed kilku, czy kilkunastu godzin. Nagle
przesuwające się w mej głowie barwne obrazy zatrzyma-
ły się. Coś jakby zatrzeszczało i ujrzałem siebie w swojej
sypialni. Spałem. Sypialnia była co prawda jakby inna, łóż-
ko też, ale to była na pewno moja sypialnia. Na szafce stojącej
obok łóżka leżał pilot od telewizora i telefon. Nagle
obudziłem się. Usiadłem na łóżku. Przyłożyłem dłoń do
klatki piersiowej, tak jakby coś mnie zabolało. Patrzyłem
na siebie przypominając sobie że kiedyś doświadczyłem
już czegoś podobnego. W pamięci zachowały mi się niezbyt
miłe odczucia. Uświadomiłem sobie że przecież patrzę
na siebie, będąc jednocześnie gdzieś indziej. Nie odczuwałem
nic nieprzyjemnego. Bólu również. Czułem się
jakbym oglądał jakiś film a jednocześnie byłem przekonany
że postać na którą patrzę, to ja. Nie potrafię tego racjonalnie
wytłumaczyć, ale tak było. Czekałem co będzie
działo się dalej. Ja lub jak kto woli postać której się przyglądałem
złapała telefon, wykręciła numer alarmowy
prosząc o pomoc. Wtedy fizycznie czułem co się dzieje.
Ogarnął mnie wszech obezwładniający strach i rozdzierający
ból w klatce piersiowej. Zsunąłem się z łóżka i doczołgałem
do drzwi wejściowych. Zdołałem podnieść się
na kolana. Przekręciłem klucz i otworzyłem je. Osunąłem
się na podłogę i straciłem przytomność. Więcej nic nie pamiętam.
Ocknąłem się tutaj. Nie wiem nawet jak się tu
znalazłem i gdzie przede wszystkim jestem. Co to za pomieszczenie?
Pytań miałem wiele. Wiedziałem jednak że
na odpowiedź będę musiał jeszcze długo poczekać. Wła-
ściwie to nie wiedziałem, ale takie miałem przeczucie. Nie 10
wiem skąd to się brało ale byłem pewien, że wszystkiego
się dowiem. Nie wiedziałem jeszcze wtedy, czego tak naprawdę
się dowiem i czego doświadczę. Ale po kolei. Podsumowując.
Nie wiem gdzie się znajduję i dlaczego. Nic
nie widzę i nie czuję. Nie czuję nawet odrobiny lęku. To
jest takie dziwne uczucie że aż trudne do uwierzenia. Pró-
buję na wszystkie znane mi sposoby wytłumaczyć sobie
ten stan rzeczy. Na razie wszystkie moje wysiłki zdają się
psu na budę. Pocieszające jest to że niczego się nie boję.
Drażni mnie tylko to że nie mogę dowiedzieć się gdzie jestem.
Mogę tylko myśleć. Postanowiłem więc skorzystać
z tej możliwości w najlepszy sposób jaki mogę. Wróciłem
wiec znowu myślami do stanu sprzed kilku godzin. Przed
chwilą zdałem sobie sprawę z tego że tak naprawdę to nie
wiem jak długo tutaj jestem. Czy upłynęło kilka godzin,
dni czy miesięcy a może lat? Tak naprawdę nie wiem nic.
Nie mam żadnego punktu odniesienia. Dotychczas w życiu
starałem posługiwać się logiką. Wierzyłem że za pomocą
logicznego myślenia wiele spraw, niezrozumiałych
zdarzeń czy odczuć można wytłumaczyć. Tę zasadę postanowiłem
wykorzystać teraz. Musiałem w samotności dobrze
się przygotować. Nie mogłem popełnić żadnego błę-
du. Moje myślenie nie mogło obejmować zbyt dużo wątków.
Musiałem odnieść się tylko do tych najważniejszych.
Na razie postanowiłem skupić się tylko na odtworzeniu
zdarzeń, które miały miejsce bezpośrednio przed utratą
przeze mnie przytomności. Wiedziałem już że doznałem
zawału serca. Nie wiedziałem tylko kiedy miało to miejsce.
Niepokoiło mnie że w obrazach, które widziałem
wcześniej, moja sypialnia wyglądała jakoś inaczej. Dlaczego
łóżko było inne, węższe. Moje było dość szerokie. Tapety
również były w innym kolorze. Bardziej ciepłe, inne niż 11
te, które pamiętałem. Po głębszym zastanowieniu się doszedłem
jednak do wniosku, że z powodu jakiś niezrozumiałych
dla mnie wydarzeń wszystko wydawało mi się
być inne niż było w rzeczywistości. Te spostrzeżenia pozwoliły
mi wysnuć wniosek, że musiało się wiele wydarzyć
w moim życiu. Byłem przekonany że wkrótce wszystko
sobie przypomnę. Powiedziałem sobie, że odpocznę
i będę z nową energią starał się rozwikłać tę zagadkę. Nagle
zdałem sobie sprawę z tego, że przecież nie mam od
dawna żadnych odczuć. Nie czuję ani bólu, ani radości.
Smutku czy żalu. Nie odczuwam nic. Jestem jakby zawieszony
miedzy jawą i snem. Jestem jakby w innym wymiarze.
Nie wiem jak to nazwać. Jest to dziwny stan. Czy jest
on lepszy czy gorszy od tego, który dotychczas znałem?
Nie wiem. Mam nadzieję, że przyszłość pokaże. W tej
chwili miałem w głowie mętlik. Zacząłem intensywnie
myśleć o przeszłości. Coś zaczęło się dziać w moim mó-
zgu. Obrazy które dotychczas gościły w moich myślach
zaczęły się zmieniać. Nabrały wyraźniejszych barw i przestały
się ruszać. Teraz byłem pewien, że wkrótce przypomnę
sobie wszystko. No i miałem rację. Stopniowo pamięć
zaczęła mi wracać. Przypomniałem sobie że miałem problemy
z samotnością. Nie mogłem się z tym pogodzić. To
było straszne uczucie. Dotychczas nie zdawałem sobie
sprawy z tego jak samotność może dokuczać. To mało powiedziane.
To jest coś gorszego od choroby. Potrafi wywrócić
całe dotychczasowe życie do góry nogami. Przypomniałem
sobie, że byłem już na skraju rozpaczy. Bardzo
źle czułem się w roli samotnego, starego człowieka. Od
dłuższego czasu usiłowałem to zmienić, ale nic z tego nie
wychodziło. Na poznanie znajomych tutaj nie mogłem liczyć.
Nie mogłem przecież po prostu podejść do kogoś na 12
ulicy i powiedzieć: „Cześć jestem bardzo samotny, chciał-
bym pogadać”. Wzięto by mnie za wariata. Mogłem szukać
szczęścia w kawiarniach. Albo na różnego rodzaju festynach,
których jest tutaj mnóstwo. Mogłem. Łatwo powiedzieć.
Biorąc pod uwagę moje finanse i ta możliwość pozostawała
w sferze marzeń. Znajomość z sąsiadami z klatki
schodowej ograniczała się tylko do zwykłego „dzień
dobry”. Nawiązanie dłuższej rozmowy nie było tu w zwyczaju.
Inna mentalność. Tutaj znajomości nawiązuje się
przeważnie w pracy. Ja niestety nie pracowałem. Więc
jakby z automatu skazany byłem na samotność. Pozostał
jeszcze internet. Tej możliwości chwyciłem się jak tonący
brzytwy. Przez kilka lat przeglądania różnych portali, poznałem
w sieci dziesiątki jeśli nie setki znajomych. Myślę
tu o kobietach. Szukałem bowiem partnerki, która wypeł-
niłaby tę pustkę i mogła cieszyć się ze mną resztką naszego
życia. Niestety nie znalazłem odpowiedniej kandydatki.
Później zrozumiałem że prawie wszystkie te kobiety
chciały poprawy swojej sytuacji materialnej. Tego niestety
nie mogłem im zapewnić. Było również kilka kobiet,
z którymi doskonale się rozumiałem. Niestety z powodu
ich sytuacji rodzinnych nie mogły opuścić bliskich i zamieszkać
ze mną. Szkoda. To wkurzało mnie najbardziej.
Nigdy nie sądziłem że tak wiele spraw w naszym życiu
może zależeć od pieniędzy. To było przerażające. Nigdy
wcześniej nie zastanawiałem się nad tym. Z natury rzeczy
jestem romantykiem i trochę, no może więcej niż trochę,
naiwnym człowiekiem. Sądziłem że wystarczy być w miarę
dobrym człowiekiem, aby znaleźć szczęście w życiu.
Naiwność w czystej postaci. Prawda? Tak ale póki co, nie
jestem w stanie zmienić nic lub prawie nic. Tak więc jestem
chyba rzeczywiście skazany na samotność. To mnie 13
naprawdę przeraża. Kobiety chyba są w stanie to zaakceptować.
Ja nie potraię. Próbując przypomnieć sobie przeszłość
zauważyłem, że pamiętam tylko część zdarzeń. To
było tak jakby zapisane na taśmie magnetofonowej wiadomości
w części zostały wymazane. Nie podobało mi się
to. Zacząłem zastanawiać się, co to mogło znaczyć. W mojej
głowie zaczęły rysować się pewne przypuszczenia. ale
były zbyt mgliste aby można było wysnuć z nich jakieś logiczne
wnioski. Musiałem uzbroić się w cierpliwość i czekać
co się wydarzy. Nie trwało to długo. Coś zaczęło zakłó-
cać moje myślenie. Wyraźnie słyszałem jakieś szumy
i trzaski. Chwilami wydawało mi się, że słyszę jakieś głosy.
Były niewyraźne ale byłem pewny, że ktoś jest obok
mnie. Chciałem krzyknąć, ale zdałem sobie sprawę że podobne
próby już przecież podejmowałem i jak dotąd bezskutecznie.
Ucieszyłem się, że coś zaczęło się zmieniać w
tej nienormalnej sytuacji. Nie mogłem się doczekać wyja-
śnienia wszystkiego. Nagle znowu usłyszałem jakieś szumy
i trzaski. Chwilami miałem wrażenie, jakby moje my-
ślenie ulegało zakłóceniu. Odniosłem dziwne odczucie
jakbym znajdował się gdzieś indziej. Jakby mój mózg znajdował
się poza moim ciałem. Zdumiało mnie to i trochę
zaniepokoiło. To odczucie bycia poza swoim ciałem było
tak silne, że prawie byłem pewien, że tak jest. Znowu usłyszałem
jakieś głosy. Próbowałem zrozumieć, co mówią te
osoby. Niestety na razie nic wyraźnego do mnie nie dotar-
ło. Ponieważ nie miałem nic konkretnego do roboty, przestałem
się tym przejmować. Bałem pewny, że prędzej czy
później dowiem się wszystkiego. W pewnym momencie
miałem wrażenie, że coś widzę. Zauważyłem, a właściwie
odczułem, że wokół mnie robi się jakby jaśniej. To na pewno
mi się nie śniło. Odczuwałem to bardzo mocno. Coś za-14
częło naprawdę się zmieniać. Do tego, od czasu do czasu,
dochodziły do mnie jakieś dźwięki. Byłem już pewny że
coś słyszę. Nagle poraził mnie okropny błysk. Tak jakby
piorun uderzył w pobliżu. Nie widziałem jeszcze nic, ale
powoli zacząłem rozróżniać zarysy jakiś kształtów. Najpierw
jakby za mgłą zobaczyłem pomieszczenie, a w nim
dużą ilość dziwnej aparatury. Były tam jakieś naczynia
w kształcie cylindrów. Część z nich ustawiona była pionowo,
część ułożona była poziomo na jakiś stołach. Niektóre
były przeźroczyste, inne wykonane chyba z jakiegoś metalu.
W tych przeźroczystych było coś, czego nie widzia-
łem wyraźnie. Wypełnione to było jakimś płynem. Wszystkie
te naczynia oplątane były różnymi rurkami i przewodami.
Obok stało mnóstwo różnych aparatów, przypominających
urządzenia wykorzystywane do różnych badań
medycznych. Miały klawiatury jak komputery i dużo róż-
nokolorowych lampek, które nieustannie mrugały. Wokół
kręcili się jacyś ludzie ubrani w białe kitle, które nosili lekarze
lub laboranci. Wymieniali między sobą jakieś uwagi,
przeglądali jakieś wyniki z tych, które nieustannie były
drukowane przez prawie wszystkie aparaty znajdujące
się w polu mojego widzenia. Ludzie ci szybko machali rę-
koma, jakby się kłócili. Niestety, mimo wysiłków czynionych
przeze mnie, niczego nie słyszałem. Nie wiem po raz
który zastanawiałem się, o co tutaj chodzi i gdzie ja jestem.
Chciałem coś powiedzieć, gdy nagle wszystko zniknęło.
Znowu wróciłem do punktu wyjścia. Ponieważ nic
nie widziałem i niczego nie słyszałem, miałem dużo czasu
na myślenie. Zastanowiło mnie jedno. Jeśli myślę logicznie,
to dlaczego nie potraię wytłumaczyć sobie co się tutaj
dzieje? Czegoś w tym wszystkim mi brakowało. Nie
wiedziałem tylko czego. Nagle doznałem olśnienia. Ja nie 15
odczuwam żadnych emocji. Myślę i tłumaczę sobie wszystko
czego doświadczam w taki sposób, jakbym oglądał jakiś
ilm. To było przerażające i dziwne zarazem. Miałem
świadomość tego, że to co tu się dzieje może budzić grozę,
a jednocześnie specjalnie tym się nie przejmowałem, ponieważ,
jak wcześniej stwierdziłem, nie odczuwam żadnych
emocji. Musiałem się zastanowić. Skoro jest tak jak
jest, to dlaczego tak jest? Miałem pewne podejrzenia ale
aby je potwierdzić, musiałem widzieć i słyszeć. Póki co,
ani jednego ani drugiego nie doświadczyłem. Nie miałem
innego wyjścia, jak uzbroić się w cierpliwość i czekać.
Przypomniałem sobie, że jakiś czas temu ukazało się dość
dużo informacji na temat kopiowania ludzkiego mózgu.
Ten temat bardzo mnie interesował. Pamiętam, że interesowały
się tym zagadnieniem również głowy największych
państw świata. Nie były to tylko doniesienia medialne,
mające na celu podniesienie oglądalności poszczególnych
stacji telewizyjnych, czy zwiększające czytelnictwo
poszczególnych wydawnictw. To musiał być poważny
problem. Nieśmiało zacząłem myśleć, że może jestem
uczestnikiem jakiegoś eksperymentu. Nie, to jest nieprawdopodobne.
Chociaż, jak dokładnie się temu przyjrzeć,
coś mogło być na rzeczy. Zastanowiło mnie to co widzia-
łem przed chwilą. To pomieszczenie pełne jakiś aparatów,
komputerów i dziwnych pojemników. Przypominało to jakieś
laboratorium. Podejrzenia te uprawdopodobniały
jeszcze moje doznania. Pozbawione one były przecież jakichkolwiek
odczuć czy emocji. Czyżby skopiowano mój
mózg? Ta myśl sparaliżowała mnie. Nie wiem dlaczego
tak pomyślałem. Przecież, jak już wcześniej stwierdziłem,
nie odczuwałem żadnych emocji. To stwierdzenie wypowiedziane
przed chwilą, pozwalało spojrzeć na ten pro-16
blem trochę inaczej, bardziej optymistycznie. Skoro myślę
„normalnie” to chyba nie jest zupełnie tak źle, jak myśla-
łem. Chyba nie jestem tylko kopią samego siebie. Ściślej
mówiąc – kopią swojego mózgu. Ale może tylko, na skutek
jakiś wydarzeń, choroby lub wypadku, część funkcji mojego
mózgu uległa uszkodzeniu. Takie myślenie trochę mnie
uspokoiło. Miałem tylko nadzieję, że te domniemane
uszkodzenia nie są zbyt rozległe i uda się je jakoś naprawić.
Na razie postanowiłem nie wracać do tego tematu.
Chciałem skoncentrować się na próbie znalezienia sposobu
na to, bym odzyskał zdolność słyszenia i widzenia. Muszę
przyznać, że obecny stan nie tylko był dla mnie niewygodny,
ale również bardzo mnie wkurzał. Trochę mnie te
rozmyślania zmęczyły. Miałem ochotę na małą drzemkę.
Chciałem zamknąć oczy, ale uświadomiłem sobie, że to
niemożliwe. Zatopiłem się wobec tego w swoich myślach
i zapadłem w rodzaj czegoś na kształt drzemki. Po jakimś
czasie, kiedy wydawało mi się, że odpocząłem, znowu zacząłem
się zastanawiać. Po chwili zapadłem w drzemkę
i tak na okrągło. Myślenie, drzemka i myślenie. Jak na razie
nic z tego nie wynikało. Nie posunąłem się ani o krok
do zrozumienia tego wszystkiego, co tu się dzieje. Nie
wiem, ile razy ten cykl się powtarzał, ale wreszcie znowu
usłyszałem jakieś szumy. Bardzo się z tego ucieszyłem
i z niecierpliwością czekałem na to, co niewątpliwie miało
się wydarzyć. Nagle wszystko stało się jasne i to w dosłownym
tego znaczeniu. Znowu ujrzałem to pomieszczenie
przypominające laboratorium. Wrócił mi również
słuch. Usłyszałem głos i zobaczyłem osobę, do której należał.
Była to kobieta po trzydziestce, bardzo ładna. Byłem
przekonany, że dawno nie widziałem nikogo, a kobiet
w szczególności, więc z tym większym zainteresowaniem 17
przyglądałem się jej postaci. Pięknej, muszę to stwierdzić,
postaci. Nie byłem pewien, co mnie bardziej interesuje.
Ona jako kobieta, czy jaką funkcję tutaj pełni. Tak bardzo
byłem nią zainteresowany, że nie zauważyłem kilku innych
postaci, które również znajdowały się w tym pomieszczeniu.
Wzdrygnąłem się więc, kiedy jedna z tych
postaci. Tych mężczyzn, bo pozostałe osoby przebywają-
ce w tym pomieszczeniu to byli mężczyźni, zwróciła się
do tej kobiety i zapytała:
– No i co pani o tym myśli pani profesor?
„Ocho”, pomyślałem sobie. Taka młoda, piękna a w dodatku
już profesor. Musi być naprawdę mądra.18
ROZDZIAŁ II
Oparła się o jedno z urządzeń i powiedziała.
– Panowie. Jak wiecie przyjechałam tutaj, aby nadzorować
prace badawcze nad nowymi teoriami dotyczą-
cymi ludzkiego mózgu. Początkowo miał to być tylko
nadzór polegający na sprawdzaniu pewnych pomysłów
i ich ewentualnego zastosowania w praktyce. Szczęśliwym
zbiegiem okoliczności stało się inaczej. Stworzyła
się możliwość sprawdzenia jednej z teorii w praktyce.
Teorii o kopiowaniu ludzkich mózgów. Teoria ta budziła
i nadal budzi wiele kontrowersji. Ogólnie rzecz ujmując,
główne jej tezy zakładają, że możliwe jest skopiowanie
mózgu na takim nośniku jak popularny pendrive. Oczywi-
ście w nieco zmodyikowanej formie. Samo skopiowanie
z punktu technicznego jest stosunkowo proste. Trudności
tkwią głównie w problemach etycznych i prawnych. Do
dzisiaj nikt nie miał pojęcia jak zachowa się skopiowany
mózg. Jeszcze większą zagadką jest to, co będzie się działo
z prawdziwym mózgiem i jakie będą ich wzajemne relacje.
Dzisiaj mamy historyczną szansę poznać odpowiedzi
na większość dręczących ludzi nauki pytań.
To, co usłyszałem dosłownie mnie zamurowało. Powiedziałbym
więcej, odjęło mi mowę. Takiego obrotu sprawy
nie oczekiwałem. Myślałem o różnych rozwiązaniach, ale
nie spodziewałem się tego, co usłyszałem. Byłem w totalnym
szoku. Nie wiedziałem jeszcze wszystkiego a coraz
więcej pytań rodziło się w mojej głowie. Na szczęście nie 19
musiałem sobie łamać głowy poszukując samemu odpowiedzi.
Profesor Ann, jak przed chwilą przedstawiła się,
zaczęła mówić dalej. Zaczerpnęła duży łyk powietrza
i rozpoczęła od swojego ulubionego zwrotu „panowie”:
– Jak już wszyscy wiecie lub domyślacie się, pracujemy
wszyscy nad niezwykle ważnym dla całej ludzkości
projektem. Nazwaliśmy go M-projekt. Nie wiecie jednak
wszystkiego. Jestem więc tutaj aby wyjaśnić wam wszystko.
No może nie od razu i nie do końca. Zapewniam was
jednak że w odpowiednim czasie wszystko stanie się dla
was jasne. Na razie muszę uświadomić wam, że od pracy
nas wszystkich zależy powodzenie tego niezwykłego eksperymentu.
Nie ukrywam, że praca ta będzie wymagała
bezwzględnego podporządkowania jej wszystkich dotychczasowych
aspektów waszego życia.
– Zaraz, zaraz, a co w pani przypadku? – Odezwał się
ktoś z głębi tego jakby laboratorium. – Jak dobrze zrozumiałem,
to my mamy poświęcić wszystko dla projektu,
którego założeń tak do końca nie znamy, a pani nie?
–To nie tak – odpowiedziała. – Zagadnienia które muszę
tu poruszyć są tak skomplikowane, że wymagają naprawdę
dużo czasu, bym je mogła właściwie wam przekazać
i dużo cierpliwości z panów strony, aby w pełni je
zrozumieć. Odpowiadając na pana pytanie: Ja oczywiście
również poświęcić muszę wszystko. Robię to już zresztą
od dość dawna. Różnica między nami polega na tym, że
ja wiem o M-projekcie wszystko, panowie jeszcze nie. Być
może niektórzy z was nigdy nie dowiedzą się wszystkiego
ale to zależy wyłącznie od waszej pracy, zaangażowania
i osiąganych wyników. Teraz chciałam poddać panów ma-
łemu testowi. Odpowiedzcie mi na kilka pytań: Czy wiecie,
że zostaliście specjalnie wybrani do tego projektu? 20
Czy pamiętacie, jak tutaj trailiście? Czy wiecie chociaż,
gdzie dotychczas pracowaliście?
Po tych pytaniach wśród zgromadzonych zapanowało
poruszenie. Chwilę trwała zupełna cisza. Kiedy wydawa-
ło się, że ktoś wreszcie odezwie się, pani profesor powiedziała.
– No właśnie. Tego się spodziewałam. Nie wiecie nic, bo
nic nie pamiętacie. Zostaliście nie tylko specjalnie wybrani
do prac nad tym projektem, ale jednocześnie od dawna
w nim uczestniczycie. Jesteście nieustannie poddawani
pewnym doświadczeniom.
W pomieszczeniu zawrzało jak w ulu.
– Jak tak można, co pani sobie myśli?
– Nie jesteśmy niewolnikami. Nie można nami manipulować,
a tym bardziej wykorzystywać do pracy nad czymś,
o czym nie mamy pojęcia, czemu ma to służyć.
Wszyscy przekrzykiwali się wzajemnie. Zadawali pytania
a właściwie krzyczeli, tak że oprócz słów „skandal”,
„protestujemy”, nic sensownego nie można było usłyszeć.
– Panowie, panowie, proszę o spokój – powiedziała
profesor Ann. – Takimi metodami do niczego nie dojdziemy.
Wy niczego nie dowiecie się a kiedy ja stracę cierpliwość,
nie będę mała ochoty na wyjaśnienia. Proponuję
panom krótką przerwę, a później wrócimy do tematu. Teraz
zapraszam na kawę.
Powoli emocje opadły. Wszyscy opuścili pomieszczenie
i udali się jak mniemam na kawę. Szkoda, że tak to się
skończyło. To przedstawienie, którego byłem świadkiem,
było bardzo ciekawe. Zaczęło mi się tutaj podobać, mimo
tego, że jak dotąd niewiele z tego rozumiałem. Jednego
byłem pewien. Zapowiadał się bardzo interesujący ciąg
dalszy i z pewnością ja w nim musiałem odegrać ważną 21
rolę. Po jakimś czasie wszyscy wrócili. Usiedli na krzesłach,
których kilka znajdowało się wokół tych różnych
aparatów. Pani Ann stała oparta o jeden ze zgromadzonych
tu aparatów. Przyglądała się chwilę zgromadzonym
i powiedziała:
– Spodziewałam się pytań z panów strony, ale tak gwał-
towna reakcja trochę mnie zaskoczyła. Jak sami widzicie,
w nauce nic nie jest pewne. Możliwe są różne, czasem
nieprzewidziane, reakcje. Dlatego tutaj jesteście, by swoją
pracą wyeliminować ryzyko powstania nieprzewidzianych
sytuacji. Postaram się możliwie jasno określić wasze
zdania, jak również wyjaśnić wszystkie wątpliwości zwią-
zane z waszym pobytem tutaj. Tak więc panowie, zacznę
od tego, dlaczego nic nie pamiętacie. Otóż jak wspomnia-
łam byliście i nadal w pewnym stopniu jesteście poddawani
eksperymentom naukowym. Jest to konieczne, aby
można było w pełni wykorzystać waszą wiedzę, doświadczenie
i umiejętności z różnych dziedzin medycyny. Na
przykład z genetyki, neurochirurgii czy neurobiologii. Są
również wśród was wybitni specjaliści z innych dziedzin.
Dodam tylko, że przy tym projekcie od kilku lat pracuje
kilkuset naukowców z całego świata. Wy, panowie, jesteście
elitą elit, więc nie wątpię w sukces tego przedsię-
wzięcia. Niestety, ze względów bezpieczeństwa szefostwo
tego projektu musiało zastosować wobec was szczególne
metody, tak aby nikt niepowołany nie mógł mieć dostępu
do wyników badań. Wyobraźcie sobie panowie, co mogłoby
się stać, gdyby jacyś terroryści mieli możliwość wykorzystywania
ludzi do swoich celów, mogąc w pełni kontrolować
ich mózgi. Dotychczas wszyscy jak tu jesteście,
byliście pewni, że nie jest to możliwe i pewnie nigdy nie
będzie. Otóż mylicie się. Stanie się to szybciej, niż wam się 22
zdaje. Mało tego, wy będziecie w dużej mierze tego twórcami.
Zresztą to już w pewnym sensie się dzieje. Ponownie.
Teraz i z tego miejsca w imieniu szefostwa tego projektu
i swoim chcę was przeprosić, że bez waszej zgody
poddaliśmy was pewnym eksperymentom. Uwierzcie, że
to było konieczne. Choć ingerowało to w najgłębsze sfery
waszego życia, było to niezbędne. Byliście i nadal jesteście
poddawani działaniu pewnego rodzaju hipnozy. Nie mogę
zdradzić wam wszystkich szczegółów, ale ogólnie polega
to na tym, że pewne obszary waszych mózgów zastały
czasowo wyłączone lub raczej wyparte z waszej świadomości.
Oczywiście, wszystkie dotychczas nabyte wiadomości
i umiejętności nadal są zachowane. Zdolności do
kreatywnej działalności również. Chwilowo tylko wasza
świadomość została wyłączona. Nie wszystko jeszcze jest
jasne, dlatego potrzebna jest wasza pomoc. Mam nadzieję,
że rozumiecie nasze postępowanie. Przy tak kontrowersyjnych
opiniach naukowców na temat podjęcia badań
nad ludzkim mózgiem, a w konsekwencji przejęcia kontroli
nad nim, namówienie odpowiedniej liczby badaczy
do podjęcia się tego zadania było niemożliwe. Oczywiście
zawsze znajdą się ludzie, którzy dla zaspokojenia swoich
chorych planów gotowi są na wszystko. Nie o to nam jednak
chodzi. Nasz plan realizowany jest praktycznie przez
wszystkie postępowe państwa świata przestrzegające zasad
demokratycznych. Projekt z uwagi na jego charakter
wymaga szczególnej ochrony i zastosowania specjalnych
sposobów, tak aby nikt niepowołany nie mógł skorzystać
z jego wyników. Niestety, jak okazało się w praktyce, nie
wszystkie nasze założenia sprawdziły się tak, jak zakładaliśmy.
Nie sprawdziły się przewidywania, że poddanie panów
pewnego rodzaju hipnozie pozwoli pracować wam 23
z pełnym zaangażowaniem nad projektem. Okazało się, że
wasza kreatywność w poszukiwaniu najlepszych rozwią-
zań nie przyniosła oczekiwanych wyników. Udało nam się
co prawda kierować waszymi poczynaniami, wpływać na
sposób waszego myślenia. czy zapominania o przeszłości.
Zadbaliśmy również o stworzenie odpowiednich legend
uprawdopodobniających wasze zniknięcie. Nie muszę
teraz opowiadać wam o tym, bo niedługo i tak niektóre
funkcje waszych mózgów zostaną przywrócone i przypomnicie
sobie prawie wszystko. Mówię prawie, ponieważ
dopóki nie będziemy mieli pewności, że projekt będzie
bezpieczny. Niestety wszystkiego sobie nie przypomnicie.
Nie wszystko również będziecie pamiętać. Przepraszam,
ale tak będzie lepiej dla wszystkich. Uwierzcie mi, że nie
było i nie ma innej możliwości, aby ten projekt doprowadzić
do końca. Myśleliśmy co prawda żeby przywrócić
wam pamięć w całości i sprowadzić tutaj wasze rodziny.
Niestety nie jest to jeszcze możliwe. Mówię z wami panowie
tak szczerze, ponieważ poznaliśmy tajemnicę jak
dokładnie kierować waszymi umysłami w sferze życia
osobistego. W każdej sekundzie możemy spowodować że
będziecie mogli coś sobie przypomnieć lub o czymś zapomnieć.
Jednej rzeczy tylko nie możemy zrobić a mianowicie
nie możemy zmotywować was do lepszej pracy. Tutaj
musicie mieć pełna świadomość tego co robicie. Musicie
znać dokładnie cele jakie macie zrealizować. Mamy pewne
pomysły, ale musimy je przedyskutować. Mogę wam
tylko powiedzieć, że według nas, najlepszym sposobem
na zwiększenie waszych wysiłków w zrealizowanie projektu,
będzie sprowadzenie tutaj waszych rodzin. To jednak
będzie wymagało od was starannego przemyślenia
wszystkich za i przeciw tego pomysłu. My jesteśmy przy-24
gotowani na wiele wariantów. Na jakiś czas przywrócimy
wam pamięć. Wrócą do was wasze poglądy na tematy
związane z pracami nad ludzkim mózgiem które wyznawaliście
przed podjęciem prac nad tym projektem.
W tym momencie pani Ann odebrała telefon i powiedziała:
„zaraz będę”.
– Panowie niestety muszę was opuścić na chwilę. Dokończę
później.
Coś jeszcze powiedziała, nie dosłyszałem, Po jej wyj-
ściu wszyscy zachowywali się na pozór normalnie. Wydawało
się, że każdy z uczestników tej narady czy raczej
zebrania zachowywał się normalnie. Część rozmawiała
z sobą, część zajmowała się wykonywaniem prac, które
już wcześniej robili. Wpatrywali się w ekrany przyrzą-
dów, czy dokonywali jakiś pomiarów. Niby wszystko było
w porządku, a jednak wydawało mi się to dziwne. „Coś
jest nie tak”, pomyślałem. Zdumiała mnie ich reakcja a raczej
jej brak na to czego dowiedzieli się od pani profesor
Ann. Nikt nie wyraził zdziwienia, nikt o nic nie zapytał ani
nikt niczemu się nie dziwił. To było zastanawiające. Gdybym
ja dowiedział się tego wszystkiego, moja reakcja by-
łaby zupełnie inna. Minął jakiś czas, gdy nagle otworzyły
się drzwi i weszła pani profesor Ann. Popatrzyła na mnie
i powiedziała.
– Wiem, że jesteś świadomy tego, co się tutaj dzieje.
Nie nadszedł jednak jeszcze czas, abyś mógł dowiedzieć
się czegoś więcej. Nie przyniosło by to zresztą korzyści
nikomu. To, że nie wiesz, może nam tylko pomóc. Na razie
wszystko musi zostać tak jak jest. Możesz obserwować
wszystkich, słuchać, co mówią i próbować wyciągać z tego
wnioski. Mogą one być nam bardzo pomocne. Myślę, że już
niedługo będziesz mógł porozumiewać się ze mną w mia-25
rę normalnie. Na razie myśl, myśl bardzo intensywnie
M-1. Do zobaczenia, powiedziała i wyszła z laboratorium.
Oniemiałem. Nie nazwała mnie po imieniu, nie wymieniła
też mojego nazwiska. Nazwała mnie M-1, jakbym był
jakąś maszyną a nie człowiekiem. Nagle coś jakby prąd
przeszło przez mój mózg. Ogarnęło mnie dziwne uczucie.
Coś na kształt przerażenia, ale odczucie tego było jakieś
inne. Czyżby moje przypuszczenia były trafne? Nie, nie
chcę jeszcze o tym myśleć. Nie wiem jeszcze wszystkiego.
Mogę więc dojść do fałszywych wniosków. Muszę wobec
tego poczekać. Musiałem się nad tym dokładnie zastanowić,
a przede wszystkim uporządkować wszystkie informacje
które do mnie docierały. Na początek zacząłem zastanawiać
się, co tak naprawdę wiem. Pamiętam niezbyt
wiele z mojej przeszłości. To fakt. Jednocześnie w miarę
upływu czasu coraz więcej informacji docierało do mnie.
Mam nadzieję, że za jakiś czas wszystko stanie się jasne.
Wszystko zrozumiem. Ważniejsze, jak mi się zdaje, jest to,
co dzieje się teraz wokół mnie. Znajduję się w jakimś laboratorium
i poddawany jestem jakimś eksperymentom.
Chociaż co do tego ostatniego przypuszczenia, nie mam
całkowitej pewności. Zdolność widzenia i słyszenia mam
ograniczoną. Wygląda to tak, jakby ktoś sterował tymi
zmysłami. Włączał je i wyłączał tylko na określony czas
i w zakresie tylko takim, jaki mu odpowiada. Jeśli chodzi
o możliwość porozumiewania się, to nie ma takiej możliwości.
Nie mogę sobie tego w żaden sposób wytłumaczyć.
Dlaczego, chociaż w ograniczonym zakresie, ale jednak
widzę i słyszę, a mówić nie mogę? Czyżby moje narządy
mowy uległy uszkodzeniu? A może jest inne wytłumaczenie,
którego nie znam. Jestem przekonany, że wszystkie
odpowiedzi zna pani profesor Ann. Tylko jak mam do niej 26
dotrzeć. W jaki sposób mam się z nią porozumieć. Jestem
całkowicie od niej zależny. Denerwowała mnie ta sytuacja.
Byłem przekonany, że bez jej pomocy nie rozwiążę tej zagadki.
Jednocześnie miałem przeczucie, że ona również
potrzebuje jakieś formy pomocy z mojej strony. To dawało
mi pewność, że niedługo nastąpi jakiś przełom i wreszcie
będę mógł dowiedzieć się, o co tu tak naprawdę chodzi.
Dlaczego nie czuję mojego ciała? Dlaczego nie mogę się
ruszać? I najważniejsza sprawa. Dlaczego nie odczuwam
żadnych emocji? Na wszystko co tutaj się dzieje, reaguję
dziwnym spokojem. Wygląda to tak, jakby nie dotyczyło
to mnie, a tak, jakbym oglądał jakiś ilm. Nie rozumiałem
tego i dlatego ciągle te pytania krążyły w mojej głowie.
No właśnie, pomyślałem „w głowie”, ale pomyślałem tak
chyba z przyzwyczajenia. Bo tak naprawdę te wszystkie
odczucia były jakieś inne niż wcześniej i tak naprawdę
nie byłem pewien, czy ja mam jeszcze głowę. Czy mam
jeszcze cokolwiek prócz świadomości, że w ogóle coś się
wokół dzieje. Doszedłem do przekonania, że sam tego
nie rozstrzygnę. Po jakimś czasie zacząłem znowu zastanawiać
się nad tą absurdalną i niewytłumaczalną sytuacją.
Spróbowałem jednak spojrzeć na to inaczej. Po tym
jak pani profesor nazwała mnie M-1, moje myśli powę-
drowały w inną stronę. Usiłowałem przypomnieć sobie
wszystko co wiedziałem o badaniach prowadzonych na
całym świecie dotyczących przedłużania ludzkiego życia
i produkcji narządów, które można by było wykorzystać
automatycznie do wymiany uszkodzonych, bez konieczności
transplantacji. Przypomniałem sobie, że zagadnienia
te bardzo mnie interesowały. Wiem, że siedziałem
godzinami przed komputerem, aby znaleźć jak najwięcej
informacji. Najbardziej interesowałem się badaniami nad 27
ludzkim mózgiem, możliwością kierowania nim na odległość,
a przede wszystkim możliwością jego skopiowania.
Gdyby to się udało, byłby to moim zdaniem wstęp do
nieśmiertelności. Początkowo bardzo dużo na ten temat
mówiono i pisano. Budziło to bardzo dużo kontrowersji
i emocji nie tylko wśród naukowców, ale również wśród
zwykłych ludzi. Po jakimś czasie informacje o tych badaniach
były coraz rzadsze. Zaczęto pisać, że nie przynosi to
spodziewanych efektów. Poza tym badanie tych zagadnień
jest wątpliwe pod względem etycznym. Nie można tego
również umiejscowić w ramach prawnych. To w zasadzie
wszystko, co o tych zagadnieniach wiedziałem. Z innych
spraw dotyczących bezpośrednio mnie zapamiętam tylko,
że miałem poważne problemy ze zdrowiem. Nie mogłem
przypomnieć sobie jednak, co tak naprawdę się wydarzy-
ło. Dlaczego tutaj traiłem, jak długo tu jestem i dlaczego.
Wiedziałem że sam nie znajdę odpowiedzi na te pytania.
Jedyna nadzieja w pani profesor Ann. Tylko ona może mi
pomóc. Tylko jak do niej dotrzeć?28
ROZDZIAŁ III
Przez dłuższy czas nic się nie działo. Po jakiś dwóch
może trzech dniach, przyszła do mnie profesor Ann. Była
jakaś smutna. Chciałem ją pocieszyć, ale nie wiedziałem
jak. Spojrzała na mnie i powiedziała.
– Wiem, że już domyślasz się, co tu się dzieje, ale wiesz
zbyt mało, aby to zrozumieć. Powiem tobie, że mamy poważne
kłopoty z kontynuowaniem naszego programu,
programu o którym już słyszałeś. Chodzi ogólnie o kontrolę
nad ludzkim mózgiem. Cały czas zastanawiam się, co
mam zrobić najpierw. Czy mam powiedzieć tobie wszystko,
czy tylko część. Dotychczas byłam prawie pewna, że
wystarczy uchylić tylko rąbka tajemnicy. Teraz wobec zaistnienia
nowych okoliczności nie jestem tego tak pewna.
Nie wiem jak byś zareagował na pełną wiedzę o wszystkich
już wykonanych, jak również planowanych eksperymentach.
Nie wiem również, czy ta wiedza przekazana
tobie pomogła by nam, czy może zaszkodziła. Postanowi-
łam wprowadzać cię w szczegóły stopniowo. Na początek
powiem, że planowanie przez nas podporządkowanie sobie
wybranych uczonych i za pomocą odpowiednich technik
zmuszenie ich do twórczego myślenia, nie powiodła
się. Wydawało nam się, że dysponujemy już odpowiednią
techniką, która pozwala na całkowitą akceptacją wybranych
osób, że można skłonić te osoby nie tylko do normalnej
pracy, ale przede wszystkim do pracy twórczej. Tylko
taka bowiem praca może być pomocna w realizacji nasze-29
go projektu. W tym miejscu muszę zapoznać cię z wynikami
badań prowadzonych jeszcze w ubiegłym wieku przez
niektórych uczonych. Mam tutaj przede wszystkim na
myśli doktora Rudolfa Heesa i doktora Delgado. Badania
tego ostatniego są szczególnie interesujące. Prowadził on
doświadczenia z wszczepianiem do ludzkiego mózgu implantów,
za pomocą których można by kierować zachowaniami
ludzi. Doświadczenia przeprowadzane na małpach,
dały bardzo ciekawe wyniki. Okazało się, że stymulując
implanty umieszczone w odpowiednich strukturach mó-
zgu, poszczególne części ciała wykonywały określone
czynności. Można było dość precyzyjnie nie tylko przewidzieć
te reakcje, ale również prawie całkowicie nad nimi
panować. Doktor Delgado zastosował tzw. „Chip biologiczny”.
Stymulacja tego chipu następowała drogą radiową.
Nie potrzebne były żadne kable. Z odległości kilku kilometrów
można było sterować tymi implantami. Doktor
Delgado zaczynał swoje badania w Hiszpanii w latach
sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Wywoływały one
ogromne zainteresowanie, ale również wiele kontrowersji.
Kiedy doktor Delgado postanowił zająć się w swoich
badaniach ludźmi a ściślej mówiąc ich mózgami, atmosfera
wytworzona w środowisku naukowców i nie tylko, nie
sprzyjała badaniom. Doktor Delgado wyjechał do USA,
gdzie kontynuował swoje badania. Towarzyszyło temu
ogromne zainteresowanie. Po jakimś czasie informacje
o jego pracach stawały się coraz bardziej lakoniczne, a następnie
przestały w ogóle się ukazywać. Kiedy zaczęły krą-
żyć pogłoski o jego współpracy z rządem Stanów Zjednoczonych
i uczestnictwie w najbardziej tajnych projektach,
Delgado wrócił do Hiszpanii i założył mały prywatny
ośrodek badawczy. Oicjalnie nie zajmował się już bada-30
niami nad ludzkim mózgiem. To nie było prawdą. Z uwagi
na doniosłość tych badań trzeba było stworzyć legendę
o wycofaniu się z tych badań. W rzeczywistości badania
prowadzone były nadal, z tą różnicą, że miały wsparcie
rządu i praktycznie nieokreślone środki inansowe. Oczywiście
otoczone to zostało największą tajemnicą. Badania
trwały a wyniki były bardzo obiecujące. W wielu przypadkach
udało się prawie całkowicie przejąć kontrolę nad
ludzkim mózgiem, a co za tym idzie, możliwość wpływania
na decyzję podejmowaną przez poszczególne osoby.
Początkowo wydawało się, że już nic nie stoi na przeszkodzie
do przejęcia kontroli nad praktycznie wszystkimi
ludźmi na całym świecie. Niestety po śmierci doktora Delgado,
okazało się że nie wszystko jest już takie oczywiste,
jak dotychczas się wydawało. Przez kilka lat w badaniach
tych nie zanotowano właściwie jakiegoś niezwykłego odkrycia.
Po pewnym czasie jeden z asystentów doktora
Delgado, poszukując materiałów do pracy doktorskiej,
natknął się w jego prywatnych zbiorach na ciekawe tezy
w sprawie kopiowania ludzkiego mózgu. Natychmiast powiadomił
o tym odpowiednie władze. Po kilku dniach wyjechał
do USA i rozpoczął pracę nad tezami, które sformu-
łował przed swoją śmiercią doktor Delgado. Po kilku latach
wytężonej pracy w super tajnym ośrodku badawczym,
naukowcy postanowili sprawdzić te teorie w praktyce.
Od tego momentu wszelkie informacje, dotyczące
prac nad tymi zagadnieniami, zostały utajnione. Mogę powiedzieć
ci tylko tyle, że prace te zostały przeniesione do
super tajnych ośrodków w Stanach. Zaczęto zdawać sobie
sprawę z tego, jaką wartość posiadają dotychczasowe do-
świadczenie i jakie są potencjalne możliwości ich zastosowania.
Rządy Stanów Zjednoczonych i nie tylko przezna-31
czyły gigantyczne kwoty na badania, w tym na budowę
specjalistycznych ośrodków badawczych. Nie udało się
niestety zupełnie odwrócić uwagi opinii społecznej od
tych badań. Nie udało się również utajnić wszystkiego. Temat
był tak interesujący, że mimo ogromnego wysiłku odpowiednich
służb, włożonego w ochronę tych prac przed
dostępem osób niepożądanych, część tych informacji
przeniknęła do wiadomości publicznej. Na szczęście
z uwagi na to, że część tych informacji wzajemnie się wykluczała,
ten przeciek nie był zagrożeniem dla naszego
projektu. Niestety i te cząstkowe i wzajemnie czasem wykluczające
się informacje spowodowały niespotykaną
dyskusję w środowiskach naukowych. Wielu naukowców
chciało jak najszybszego kontynuowania badań. Część
specjalistów była jednak przeciwna tym badaniom. Byli
jednak i tacy, którzy nie byli co prawda przeciwni, ale
wskazywali na wiele negatywnych skutków takich badań.
Wskazywali również na niebezpieczeństwo wymknięcia
się tych eksperymentów spod kontroli. Byli gotowi na
współpracę, ale pod pewnymi warunkami. Dostrzegali
wiele pozytywnych stron tych badań, jednak uważali, że
dopiero po ustanowieniu pewnych ram prawnych, w któ-
rych można zawrzeć te doświadczenia i rozwiązania problemów
etycznych, można badania kontynuować. Te dyskusje
w znacznym stopniu utrudniały prace nad badaniami
dotyczącymi głównie ludzkiego mózgu. Badania te
obejmowały tak wiele różnych zagadnień, że wymagały
współpracy większości naukowców z całego świata. Skala
tego przedsięwzięcia była tak ogromna, że w pewnym
momencie kierownictwo projektu uświadomiło sobie, że
jeśli nie namówi się do współpracy odpowiedniej liczby
specjalistów, nie uda się kontynuować badań. Zaczęto go-32
rączkowo poszukiwać rozwiązania. Początkowo zapraszano
tych niezdecydowanych na rozmowy indywidualne
do odpowiednich ośrodków badawczych. Próbowano
przekonać ich do projektu. Pokazywano dotychczasowe
wyniki badań nad zwierzętami. Pokazywano jak za pomocą
implantów wszczepionych w odpowiednie rejony mó-
zgu można wywoływać określone reakcje. Za pomocą fal
radiowych, można pozbawić zwierzęta np. agresji, lub ją
wywołać. Można również bez problemu sterować innymi
uczuciami. Jeśli chodzi o doświadczeniami ze zwierzętami
w zasadzie wśród naukowców panowała zgoda. Uwa-
żano, że badania generalnie trzeba kontynuować. Kiedy
jednak pokazano im część badań nad mózgiem ludzkim,
zgody nie było, mimo że z uwagi na bezpieczeństwo Stanów
Zjednoczonych, innym państwom uczestniczących
w tych badaniach i właściwie całej ludzkości, pokazano
im tylko niewielką część osiągniętych wyników. Temat ten
wywołał niespotykane emocje. Rozmowy z tymi specjalistami
trwały miesiącami a kompromisu nie osiągnięto.
Możliwość, że badania te trzeba będzie przerwać lub co
gorsza zakończyć, stawała się coraz bardziej realna. Trzeba
było znaleźć jakiś inny sposób, aby przekonać tę część
uczonych do zmiany swoich stanowisk i przystąpienia do
badań. Rozmowy zostały przerwane. Kierownictwo postanowiło,
że do czasu znalezienia sposobu na skłonienie
specjalistów do współpracy, cały wysiłek i większość funduszy
zostanie przeznaczona na zbudowanie super tajnych
laboratoriów z odpowiednim zapleczem nie tylko
badawczym, ale również z całą infrastrukturą niezbędną
do życia tysięcy ludzi. Tam zapewnione mają być warunki
nie tylko do pracy, ale również do nauki i wypoczynku.
Pracować tam, uczyć się i wypoczywać będą nie tylko pra-33
cownicy tych ośrodków, ale również ich rodziny. Poza tym
ośrodki te nie mogą być widoczne z zewnątrz. Będą niewykrywalne
nawet z kosmosu. Również nie będą niewykrywalne
przez żadną dostępną współczesnej nauce aparaturę.
Nikt niepowołany nie będzie w stanie niczego się
domyślić. Pozostał teraz do rozwiązania największy problem.
Co zrobić, aby wszyscy dobrowolnie zgodzili się
pracować i zamieszkać w takim ośrodku. Postanowiono
jeszcze raz dokładnie przeanalizować odnalezione przypadkiem
ostatnie zapiski doktora Delgado, czynione przed
jego śmiercią. W tym celu grupa naukowców udała się do
Hiszpanii, by przeszukać wszystkie miejsca, w których
doktor Delgado prowadził swoje badania. Chciano również
przeszukać wszystkie jego prywatne posiadłości.
Było to o tyle trudne, że od jakiegoś czasu temat badań
nad ludzkim mózgiem znów stał się tematem coraz większego
zainteresowania mediów. Mimo tych utrudnień
udało się w całkowitej tajemnicy zrealizować tą misję.
Znaleziono wiele interesujących materiałów, wcześniej
nikomu nieznanych. Po ich przewiezieniu do Stanów, zajęto
się dokładną analizą zawartego tam materiału. Zdobyto
cenne wskazówki, które dawały nadzieję, że nareszcie
prace nad projektem ruszą pełną parą i we właściwym
kierunku. Przez kilka lat zrobiono bardzo dużo na rzecz
naszego projektu. Ponieważ dotychczasowe doświadczenia,
początkowo bardzo obiecujące, w pewnym momencie
zostały zahamowane, nikt nie mógł znaleźć sposobu na
dokonanie znacznego przełomu w prowadzonych badaniach.
Teraz skoncentrowano się na sprawdzeniu pomysłów
doktora Delgado. Po wielu miesiącach intensywnych
prac opracowano sposób, który dawał duże szanse na
sprawdzenie w praktyce teoretycznych rozważań. Cały 34
program podzielono na kilka zagadnień, które były ściśle
powiązane z sobą. Teraz od naukowców będziemy wymagać
dzielenia się z wszystkimi osobami, pracującymi nad
Projektem nie tylko osiągniętymi wynikami, ale również
różnego rodzajami pomysłami które przyjdą im do głowy.
Nawet tymi najbardziej z pozoru absurdalnymi. Zobowią-
zano ich do uczestniczenia w codziennej naradzie, przypominającej
klasyczną „burzę mózgów”. Ten pomysł
wkrótce zaczął przynosić niezwykłe rezultaty. Wydawało
się, że wkrótce całe postawione przed naukowcami cele
zostaną zrealizowane i największe tajemnice z tym zwią-
zane zostaną odkryte.
Profesor Ann przerwała na chwilę. Potem powiedziała,
że postanowiła jeszcze zdradzić mi parę szczegółów. Plan
o którym mówiłam ci wcześniej, zakładał głównie badania
nad skopiowaniem ludzkiego mózgu, ale również prowadzeniem
prac nad odmłodzeniem ludzkiego ciała. Jak
się pewnie domyślasz, docelowo chodziło o znalezienie
sposobu na nieśmiertelność. Nie dziw się. Dotychczasowe
prace teoretyczne uprawdopodobniały taką możliwość.
Dotychczas z powodu różnych ograniczeń dotyczących
zagadnień prawnych i etycznych, prace nasze nie mogły
być prowadzone w taki sposób jakbyśmy sobie życzyli.
Nie przypuszczaliśmy jak ważne są to sprawy dla niektó-
rych grup społecznych. Poświęciliśmy wiele energii na
przekonanie wszystkich pracujących na rzecz projektu
do naszych racji. Niestety, ku naszemu ogromnemu zaskoczeniu,
nie było to takie proste. Powiem więcej. Z tych
właśnie powodów prace praktycznie nie posuwały się naprzód.
Kierownictwo gorączkowo poszukiwało sposobu
na rozwiązanie tego problemu. Kiedy wydawało się, że
porozumienie w takich sprawach jak światopogląd, czy 35
uznanie, że badania nad tymi zagadnieniami są poprawne
pod względem etycznym, czy wreszcie stworzenie całego
systemu prawnego, określającego zasady poruszania się
w tych nowych dla wszystkich obszarach nauki, nie jest
możliwe, odkrycie nieznanych prac naukowych doktora
Delgado, dawało nadzieję na rozwiązanie tego problemu.
Po dokładnej analizie odnalezionych materiałów wydawało
się, że wystarczy zastosować w stosunku do ludzi
sprawdzone sposoby wywoływania kontrolowanych zachowań.
Jeśli chodzi o zwierzęta, to tutaj udało się całkowicie
sterować ich zachowaniem. Podłączone do ich mó-
zgów elektrody doskonale spełniały swe zadania. Wynalezienie
metody pobudzania elektrod, czy implantów, jak
były określane zamiennie, drogą radiową było dziecinnie
proste. Sterowane z odległości kilku kilometrów implanty
powodowały reakcje dokładnie takie, jakie chcieliśmy
wywołać. To było niesamowite doświadczenia, kiedy
zwierzęta, głównie małpy na „rozkaz” śmiały się, płakały,
okazywały zadowolenie lub agresję. To było fascynujące.
Przyznam również, że te doświadczenia budziły też obawy
a czasem przerażenie. Uczeni którzy dotychczas byli
oddani całym sercem prowadzonym badaniom, zaczęli
mieć wątpliwości. Coraz powszechniej zaczęto uświadamiać
sobie skutki, jakie mogą wywołać takie eksperymenty.
Coraz częściej w dyskusjach uczonych pojawiało się
pytanie, co może się wydarzyć, kiedy będzie można dowolnie
kierować ludzkimi zachowaniami, podejmowanymi
decyzjami a nawet wpływać na ich poglądy. To musiało
budzić grozę. Wyobraźmy sobie, że jacyś dewianci, ludzie
chorzy psychicznie czy inni cierpiący na różnego rodzaju
odchylenia od przyjętych norm będą mieli dostęp do tej
wiedzy i zechcą wykorzystać ją tylko w celu zaspokoje-36
nia swoich egoistycznych potrzeb. Co wtedy się wydarzy.
Jak wpłynie to na całą ludzkość? Rozpoczynając badania
nad tym projektem, nikt nie zastanawiał się nad tym, jakie
mogą być negatywne skutki takich badań. Teraz jednak
wszystko się zmieniło. Mieliśmy poważny problem. Prac
nad programem nie mogliśmy przerwać a wobec tylu wątpliwości
natury etycznej, dalsza współpraca wszystkich
uczonych o tak różnych poglądach była praktycznie niemożliwa.
Mieliśmy twardy orzech do zgryzienia. Kierownictwo
zwołało w trybie pilnym naradę poświęconą znalezieniu
sposobu rozwiązania tego problemu. Powołano
specjalne zespoły do pracy nad wybranymi zagadnieniami.
Chodziło tu przede wszystkim o zagadnienia prawne i
etyczne. Nie znaleziono na razie sposobu na to, co zrobić
by przekonać wszystkich do naszego projektu. Chodziło o
to, żeby nikt z badaczy nie miał wątpliwości, że to co robi
jest słuszne. Przekonywanie w dotychczasowej formie nie
było skuteczne. Trzeba było szybko znaleźć inny sposób.
Jak już wspomniałam ratunku szukano we wcześniejszych
badaniach doktora Delgado. Znaleziono tam wiele obiecujących
wskazówek. Doktor Delgado opisał doświadczenia
przeprowadzone na małpach. Okazało się, że stymulując
odpowiednie rejony ich mózgów, osiągnięto niezwykłe rezultaty.
Wybrano kilka małp, które nie bardzo radziły sobie
ze współpracą w grupie. Następnie za pomocą specjalnych
urządzeń przypominających piloty do telewizorów,
zaczęto stymulować implanty umieszczone w mózgach
tych zwierząt. Małpy zaczęły się zachowywać dokładnie
tak, jak chcieli ludzie obsługujący te urządzenia. Po tym
pokazie postanowiono sprawdzić jak będą zachowywać
się ludzie poddani tym eksperymentom. Zdawano sobie
sprawę z tego, że nie znajdzie się wielu uczonych skłon-37
nych zgodzić się na przeprowadzenie takich badań. Postanowiono
więc dla dobra nauki złamać wszelkie zasady
etyczne i prawne. Wymyślono więc, żeby zaprosić kilku
wybitnych naukowców do naszego ośrodka badawczego
i wszczepić im, bez ich wiedzy odpowiednie implanty.
Plan ten wymagał ogromnego wysiłku logistycznego.
Trzeba było wszystko tak zorganizować, aby nie tylko najbliższe
rodziny nie zorientowały się, że dzieje się coś nienaturalnego.
Również naukowcy, przeciwni tego rodzaju
badaniom, nie mogli się niczego domyślać. Doświadczenia
przeprowadzone na zwierzętach pokazały, że za pomocą
stymulacji, można spowodować dowolne ich zachowania.
Kierownictwo doszło do wniosku, że takim samym prawom
muszą podlegać również ludzie. W tym momencie
zadzwoniła komórka profesor Ann. Chwilę rozmawiała
normalnie, później rozmowa przerodziła się w kłótnię.
Niestety nie udało mi się zrozumieć o czym rozmawiano.
Profesor Ann milczała dłuższą chwilę a później powiedziała,
że wszystko zaczyna się komplikować.
Chciałam dzisiaj opowiedzieć ci wszystko ponieważ ty
również jesteś ważnym elementem tego programu. Teraz
jednak muszę sobie jeszcze raz to wszystko przemyśleć.
Wiesz już dostatecznie dużo, więc może domyślisz się co
tutaj się dzieje. Może nie wszystkiego ale na tyle, że to
ułatwi mi moje zadanie. Teraz M-1 wybacz mi, ale będę
musiała zostawić cię samego. Nie martw się na zapas. Bę-
dziesz miał dużo czasu, aby w spokoju rozmyślać. Wrócę
za kilka dni, ale przecież dla ciebie nie ma to specjalnego
znaczenia. Twój czas biegnie trochę inaczej.
Popatrzyła mi w oczy i powiedziała:
– Nie martw się, będzie dobrze. Obiecuję, że dopilnuję
tego.
Uśmiechnęła się i wyszła.38
ROZDZIAŁ IV
Znowu zostałem sam. W dodatku wydawało mi się, że
zamiast być bliżej rozwiązania zagadki, wiedziałem coraz
mniej. Powiedziała, że wiem już dostatecznie dużo, abym
mógł to wszystko jakoś sobie poskładać. Ja tak nie uważa-
łem. Przecież właściwie to niewiele wiem. Mam tyle pytań,
ale jak mam otrzymać na nie odpowiedzi skoro nie
mogę mówić. Nie wiem dlaczego. Czy mam trwale uszkodzony
ośrodek mowy umiejscowiony w mózgu, czy jest to
tylko jakieś chwilowe zakłócenie jego funkcji. Musiałem
wymyśleć sposób, by porozumieć się z profesor Ann. Pomyślałem
sobie, że opierając się na tym czego dowiedzia-
łem się o możliwości wymuszania określonych zachowań
zwierząt głównie poprzez wpływanie na ich mózgi, moż-
na by spróbować to odwrócić. Skoro jak domyślałem się
prowadzone są też doświadczenia na ludziach, możliwe
będzie stymulowanie określonych obszarów ich mózgów
odpowiedzialnych za różne zmysły. Myślę tutaj o ośrodku
mowy. Oczywiście nie było, jak sądzę, takiej możliwości
w przypadku zwierząt, ale z ludźmi? Hm, ciekawe czy to
możliwe. Może już takie doświadczenia były przeprowadzane.
Bez porozumienia się z profesor Ann niczego się
nie dowiem. Pomyślałem sobie że może dobrym sposobem
będzie intensywne myślenie o niej. To nic innego jak
telepatia. Opisywano już od bardzo dawna sytuacje w któ-
rych ludzie potraili porozumieć się w niektórych sprawach
bez słów. Najciekawsze w tym było to, że odległość 39
w jakiej znajdowali się ci ludzie od siebie nie miała znaczenia.
Ponieważ nie miałem innego pomysłu, przestałem
zastanawiać się nad innymi sprawami. Skupiłem się wy-
łącznie na myśleniu o Ann. Właściwie to o możliwości porozumienia
się z nią w sposób normalny, czyli za pomocą
mowy. Minęło kilka dni. Profesor Ann nie było. Nie było
również innych pracowników tego laboratorium. Normalnie
każdego dnia przebywało tutaj wiele osób które coś
robiły przy zgromadzonych tu urządzeniach. To również
było zastanawiające. Nie zdążyłem zastanowić nad tym,
kiedy weszła profesor Ann.
– Nareszcie mam dobre wiadomości. Niedługo, może
nawet od jutra, będziesz mógł mówić. Chyba się cieszysz,
prawda? – Zapytała.
Oczywiście, co to w ogóle za pytanie. Teraz nareszcie
będę mógł normalnie porozumiewać się z otoczeniem.
Z radości chciało mi się krzyczeć, ale z wiadomych przyczyn
nie mogłem tego na razie zrobić. Ann chyba domy-
ślała się stanu, w którym znajdował się mój mózg, bo powiedziała:
– Spokojnie, jeszcze trochę cierpliwości. Teraz nasi
technicy wyłączą ci świadomość. Jest to konieczne aby
przywrócić ci zdolność mówienia. Nie martw się. To bę-
dzie tak jak narkoza. Za chwilę zaśniesz, a jak się obudzisz,
będziesz już mógł mówić.
Nie zdążyłem nawet ucieszyć się z tego co będzie czekać
mnie za chwilę, bo nagle wszystko odpłynęło. Zasnąłem.
Powoli zaczęła wracać mi świadomość. Zdałem
sobie sprawę, że dzieje się coś niezwykłego. Słyszałem
gwar wielu głosów. Wyczuwałem niezwykłe podniecenie
u osób zgromadzonych wokół mnie. Trochę mnie to zaniepokoiło.
Przypomniałem sobie co ostatnio powiedzia-40
ła profesor Ann. Pamiętam jak mnie to poruszyło. Targały
mną różne odczucia. Z jednej strony bardzo się cieszyłem,
że nareszcie zaczyna się coś zmieniać, ale z drugiej strony
byłem pełen obaw czy wszystko będzie przebiegać zgodnie
z założeniami. Nie miałem czasu na zastanawianie
się. Chciałem przekonać się jak najszybciej, czy zgodnie z
obietnicą profesor Ann będę mógł mówić. Znajdowałem
się w dziwnym stanie psychicznym. Powinienem odczuwać
zniecierpliwienie i podniecenie związane z poznaniem
wyników eksperymentu i to byłoby normalne. Ale
ja tego tak nie odczuwałem. Czułem się tak jakbym przyglądał
się wszystkiemu co tutaj się dzieje z boku. Tak jakbym
oglądał ilm. Nie miałem jednak wyboru i po prostu
otworzyłem oczy. Zobaczyłem wiele osób które pochylały
się nade mną. Nagle zaległa cisza. Wszyscy wpatrywali się
we mnie z uwagą i milczeli. Profesor Ann także. Po chwili,
która wydawała mi się wiecznością, ona uśmiechnęła się
i powiedziała:
– Wydaje się, że nasz eksperyment powiódł się, ale
dopiero za chwilę będziemy mieli pewność. Masz teraz
okazję aby sprawdzić to osobiście. Jestem przekonana, że
masz wiele pytań na które dotychczas nie mogłeś znaleźć
odpowiedzi. Teraz jest ten historyczny moment. Więc pytaj.
Tak długo przygotowywałem się na tą chwilę. Teraz
jednak nie mogłem sobie nic przypomnieć. W głowie
miałem zupełną pustkę. Milczałem i tylko patrzyłem na
zdziwione miny wszystkich zgromadzonych wokół mnie.
Nie wiem jak długo to trwało. Zebrałem się wreszcie na
odwagę i zapytałem:
– Co się stało? 41
Mój głos zabrzmiał jakoś tak dziwnie. Zupełnie nie
przypominał tego który znałem. Moje pytanie spowodowało
nagły wybuch radości u wszystkich. Krzyczeli i śmiali
się na przemian. Przytulali się wzajemnie i poklepywali
po plecach. Niektórzy, co było dziwne, całowali się. Pani
profesor Ann nawet się popłakała. Nic z tego nie rozumia-
łem. Było w tym coś tak niezwykłego, że zapytałem, co się
stało. Po dłuższej chwili wszyscy się uspokoili. Profesor
Ann powiedziała:
– Myślę, że mamy okazję do świętowania. Zapraszam
wszystkich do naszej sali obrad. Tam wszystko jeszcze raz
omówimy. Ja przyjdę za chwilę. Jestem coś winna naszemu,
jakby to powiedzieć, pacjentowi? Nie mogę znaleźć
odpowiedniego określenia więc niech tak zostanie. Może
być pacjentem. Przecież w istocie tak jest. Uczestniczy
w eksperymencie, prawda?
– Tak oczywiście – powiedział ktoś.
Po tym stwierdzeniu wszyscy oprócz pani Ann opuścili
to pomieszczenie. Ona popatrzyła na mnie i powiedziała:
– Teraz czeka mnie najtrudniejsza rozmowa, jaką przeprowadziłam
dotychczas. Musisz przygotować się psychicznie
na to, co teraz usłyszysz. Przypuszczam, że chyba
domyślasz się co chcę ci powiedzieć, ale z pewnością bę-
dzie to dla ciebie duże przeżycie. Postaraj się opanować
i spojrzeć na to trochę tak jakby z boku.
Profesor Ann wzięła głęboki oddech i powiedziała:
– Nie jesteś człowiekiem, jesteś tylko kopią.
Zatkało mnie to zupełnie. Ona w tym czasie mówiła dalej.
– Jest to bardzo skomplikowane, ale postaram się to
wszystko w przystępny sposób wyjaśnić. 42
Po chwilowym szoku odzyskałem zdolność myślenia
i krzyknąłem:
– Zamknij się. Co ty bredzisz, jaka kopia?
Chciałem natychmiast dowiedzieć się wszystkiego, ale
teraz zatkało mnie dokładnie.
– Uspokój się – usłyszałem. Jak powiedziałem wcze-
śniej, postaram się wszystko wyjaśnić, ale musisz mi pomóc.
–Jak? – zapytałem po chwili kiedy wróciła mi zdolność
mówienia. To jest nieprawdopodobne. Trudno w to uwierzyć,
mimo że dotyczy to bezpośrednio mnie.
– No właśnie – odpowiedziała. – Dlatego najpierw musisz
się uspokoić. Ja będę mówić a ty możesz zadawać mi
pytania.
– Dobrze – odpowiedziałem – postaram się.
Nie było to do końca prawdą, bo w środku czułem niezwykłe
napięcie. Chcąc jednak dowiedzieć się wszystkiego
musiałem zmusić się, aby zachować spokój.
– Najpierw dowiesz się tego co najważniejsze. Jak już
powiedziałam wcześniej, jesteś kopią a ściślej mówiąc
skopiowaliśmy twój mózg.
– Jak to? – Przerwałem. – Przecież ja myślę.
– To prawda, ty myślisz, ale nic nie czujesz. Nie czujesz
żadnego ruchu ani bólu. Możesz tylko myśleć i to jest jak
na razie największe nasze osiągnięcie. Mamy nadzieję że
to pomoże nam w dalszych badaniach.
– W jakich znowu badaniach? –Zapytałem.
– Nie przerywaj, bo wyjaśnianie wszystkiego zajmie mi
wieczność, a ja nie mam tyle czasu. Spójrz przed siebie.
Jak widzisz w jednym z ustawionych tam urządzeniach
jest coś co przypomina ciało człowieka. Widzisz? 43
– Tak – odpowiedziałem. – Widziałem to już dawno
i prawdę mówiąc zastanawiałem się co to jest. Domyśla-
łem się tylko że przeprowadza się tutaj jakieś doświadczenia.
Czy mam rację?
– Tak – odrzekła. – Rzeczywiście jest to ciało które poddawane
jest pewnym eksperymentom. Teraz najważniejsza
informacja. To jest twoje ciało.
Po raz kolejny doznałem ogromnego szoku.
– Jasny gwint – powiedziałem do siebie. Co tutaj się
wyprawia i co oni chcą ze mną zrobić?
Byłem całkowicie oszołomiony. Pomyślałem że lepiej
będzie nie zadawać zbyt wielu pytań i skupić się na słuchaniu.
– Mów dalej – powiedziałem do Ann.
– Dobrze – odpowiedziała. – Słuchaj więc uważnie.
Dostałeś się tutaj, ponieważ doznałeś kolejnego zawa-
łu serca. Uwierz mi, byłeś naprawdę w kiepskim stanie.
Tylko dzięki temu że ja z moją ekipą byliśmy w szpitalu i
obserwowaliśmy jak cię bezskutecznie reanimują, mogli-
śmy włączyć się do ratowania ciebie. Na szczęście dysponowaliśmy
odpowiednimi metodami i mogliśmy je zastosować.
Prawdę mówiąc było to nam bardzo na rękę. Jak
się pewnie domyślasz nie znaleźliśmy się w tym szpitalu
przypadkowo. Ten szpital jest szpitalem uniwersyteckim
i pracuje w nim wielu naukowców. Chcieliśmy pozyskać
ich do pracy nad naszym projektem. Traf chciał że podczas
oglądania pomieszczeń szpitalnych i laboratorium,
natknęliśmy się na przeprowadzaną akurat na tobie reanimację.
Szybko zorientowaliśmy się, że metodami, któ-
re stosowano w tym szpitalu, nie da się przeprowadzić jej
skutecznie. Postanowiliśmy wykorzystać naszą szansę.
Wcześniej omawialiśmy z kierownictwem szpitala i uni-44
wersytetu niektóre nasze doświadczenia. Jak wspomnia-
łam wcześniej, chcieliśmy pozyskać do pracy w naszym
ośrodku kilku naukowców. Dowiedzieliśmy się czym
dysponuje ten szpital jeśli chodzi o wyposażenie laboratorium.
Mieliśmy nadzieję, że dysponując odpowiednimi
metodami leczenia, sporym doświadczeniem i korzystając
z tutejszego laboratorium, będziemy mogli przywró-
cić cię do życia. Niestety szybko okazało się że nie jest to
takie proste. Po kilku godzinach walki mogliśmy stwierdzić
tylko zgon. Było nam niezmiernie przykro z tego powodu.
Osobiście byłam nieprawdopodobnie wściekła. Ta
porażka mogła zniweczyć nasze plany. Mogliśmy również
stracić niebywałą okazję do sprawdzenia naszych teoretycznych
rozwiązań w praktyce. Ty byłeś doskonałym
kandydatem. Poza tym tutaj nie sięgała jurysdykcja naszego
kraju. Mogliśmy więc przynajmniej przez jakiś czas
przeprowadzać eksperymenty. Nie wiedziałam co robić.
Wiedziałam tylko, że muszę natychmiast znaleźć jakiś
sposób, aby wszystko skończyło się dobrze. Zaprosiłam
naszych pracowników do największego pomieszczenia w
tym szpitalu. Przedstawiłam sytuację i przeprowadziłam
klasyczną burzę mózgów. Wyniki przeszły nasze oczekiwania.
Baliśmy pewni że znaleźliśmy rozwiązanie. Uzyskaliśmy
zgodę kierownictwa do wykorzystania twoich
zwłok do dalszych badań. Okazało się że prawdopodobnie
nie masz żadnych krewnych, więc nie trzeba będzie nikogo
pytać o cokolwiek. Dostaliśmy również całe laboratorium
do naszej wyłącznej dyspozycji. Twoje zwłoki zosta-
ły natychmiast tam przetransportowane. Nasi specjaliści
niezwłocznie się nimi zajęli. Chodziło nam o to, by możliwie
szybko przygotować twoje ciało do przeprowadzenia
eksperymentu. Niestety nie dysponowaliśmy tutaj odpo-45
wiednimi urządzeniami. Znajdowały się one w naszym
ośrodku badawczym w Stanach. Zdecydowaliśmy, by jak
najszybciej sprowadzić je tutaj. Od razu porozumieliśmy
się z naszym szefostwem. Obiecano zająć się tym natychmiast
. Najdalej w ciągu tygodnia, wszystko co było nam
potrzebne miało znaleźć się tutaj w laboratorium tego
szpitala. Teraz zajęliśmy się opracowaniem najlepszej metody
przygotowania twojego ciała do przeprowadzenia
testów potwierdzających nasze teoretyczne rozważania.
Wcześniej jednak musieliśmy upewnić się, czy są jeszcze
jakieś szansę na przywrócenie cię do życia. Zdarzyło się
to już parokrotnie ale niestety tylko na krótko. Dalsze badania
zostały wstrzymane na skutek protestów części naukowców
zatrudnionych przy pracach nad tym projektem
w naszym ośrodku, jak również poza nim. Tutaj nadarzy-
ła się niepowtarzalna okazja kontynuacji naszych badań.
Nie mogliśmy jej zmarnować. Wszystkich nas ogarnęła
niezwykła wręcz euforia, kiedy uświadomiliśmy sobie
przed jaką szansą stoimy. To było niesamowite wyzwanie.
Byliśmy pełni optymizmu i wiary, że to co robimy musi się
udać. Ja w czasie oczekiwania na dostarczenie odpowiedniej
aparatury zajmowałam się sprawdzaniem, czy w tych
teoretycznych rozważaniach nikt nie popełnił błędu. Jak
już wiesz, ja zajmuję się ogólnie mówiąc mózgiem. Moż-
liwością wpływania z zewnątrz na podejmowanie przez
jego struktury decyzji, a przede wszystkim znalezieniem
sposobu na jego skopiowanie. Moi współpracownicy mieli
spróbować jeszcze raz przywrócić cię do życia. Gdyby to
się nie udało, mieli znaleźć sposób na przywrócenie podstawowych
funkcji życiowych i utrzymanie ich tak długo
jak tylko się da. Teraz już wiesz – zwróciła się do mnie
– że tylko częściowo nasze oczekiwania się spełniły. Uda-46
ło się skopiować twój mózg a twoje ciało zachowało podstawowe
funkcje życiowe. Mam nadzieję, że nic złego nie
wydarzy się do czasu, kiedy zaczniemy następny etap naszego
eksperymentu. Teraz muszę cię zostawić i zająć się
rozwiązaniem następnego problemu. Opowiem ci o tym
później. Teraz będziesz miał dużo czasu na myślenie.
Uśmiechnęła się i powiedziała słodkich snów. Niedługo
znów będziemy mogli porozmawiać.
– Cześć M-1 – i odeszła.
Zrobiło się ciemno i cicho. Zostałem znowu sam z moimi
myślami. Strasznie wkurzało mnie, kiedy Ann zwracała
się do mnie M-1. Zakładając nawet, że rzeczywiście
nie byłem człowiekiem, tylko kopią mojego mózgu, nie
uprawniało jej to do takiego postępowania. Przecież, jakby
na to nie patrzeć, potraiłem przecież myśleć logicznie.
Dokładnie tak jak normalny człowiek. Będę musiał porozmawiać
o tym z profesor Ann. Teraz miałem ważniejsze
sprawy do przemyślenia. W głowie miałem taki galimatias
że nie mogłem myśleć logicznie. Mimo że jak mówiła Ann
byłem tylko kopią i nic nie czuję, to targały mną niezwykle
silne emocje. Miałem wątpliwości czy rzeczywiście tak do
końca jestem tylko kopią. Może jednak tak nie jest. Wiedziałem
że sam tego nie rozwiążę. To następny temat do
omówienia z Ann. Próbowałem odgadnąć, co ci naukowcy
chcą osiągnąć. Jakie mają plany wobec mnie. Mówię mnie,
bo ja dalej czułem się człowiekiem. Zacząłem mieć wątpliwości
co do intencji pani profesor. Nie mogłem zrozumieć
do czego ona zmierza. Czy ja jestem jej potrzebny
tylko do udowodnienia jakiś teorii, czy rzeczywiście chce
mi pomóc? Czy trudności o których wspomniała wynikają
z braku wiedzy jak przeprowadzić taki eksperyment, czy
jest coś innego, o czym jeszcze nie wiedziałem? Cały czas 47
biłem się z myślami, ale do niczego mnie to nie doprowadziło.
Musiałem nabrać sił przed czekającą mnie rozmową
z Ann. Zamknąłem oczy i zapadłem w taki swoisty letarg.
Odniosło to pożądany skutek, bo po jakimś czasie poczu-
łem się lepiej. Nie myślałem już o rozwiązaniu tej zagadki.
Przekonałem się, że jestem całkowicie uzależniony od
profesor Ann a dokładniej od tego, co zechce mi powiedzieć.
Do czasu kiedy znowu zjawi się Ann, postanowiłem
skupić się tylko na odpoczynku. Nie wiem ile czasu upłynęło,
ale sądzę że kilka dni. Wreszcie pojawiła się pani
profesor. Włączyła urządzenia i kiedy wszystko działało
już sprawnie odezwała się:
– Witaj M-1.
– Przepraszam – przerwałem jej, czy możesz zwracać
się do mnie normalnie? Nie jestem maszyną, jak usiłujesz
mi wmówić. Czuję się i jestem człowiekiem, skoro myślę
zupełnie jak człowiek. Może jednak jest inaczej? Proszę
wyjaśnij mi to tak, żebym nie miał już żadnych wątpliwo-
ści.
– No dobrze – odparła. Chciałam zachować jakąś chronologię
w przekazywaniu ci kolejnych porcji informacji,
ale skoro jest to dla ciebie takie ważne, niech tak będzie.
Opowiedziałam ci już jak wyglądała walka o twoje życie.
Niestety zakończona niepowodzeniem, chociaż nie do
końca. Wiedziałeś z mediów o prowadzonych badaniach
nad skopiowaniem mózgu. Przeprowadzano je oczywi-
ście na zwierzętach. Te doświadczenia zakończyły się
pełnym sukcesem. Udało się skopiować mózgi małp, czyli
najbliższych nam zwierząt. Mówiąc o najbliższych, mam
na myśli podobieństwa w kodach genetycznych. Jedyną
niewiadomą było to, że nikt nie wiedział co działo się w
tych skopiowanych mózgach. Nie wiedzieliśmy czy two-48
rzyły one oddzielne niezależne byty, czy były w jakiś sposób
powiązane z prawdziwymi mózgami. Nie mogliśmy
dowiedzieć się tego w żaden sposób. Nikt nie wymyślił
jeszcze żadnego urządzenia które mogłyby odpowiedzieć
nam na te pytania. Nie mogliśmy również z oczywistych
względów zapytać wprost o to te zwierzęta które były
poddane doświadczeniom. Konieczne stały się badania na
ludziach. Niestety jak wiesz, było to niemożliwe z powodu
braku uregulowań prawnych dotyczących tego rodzaju
badań. Do tego doszły protesty nie tylko środowisk naukowych
ale również wielu ludzi, których poglądy religijne
czy etyczne nie pozwalały nawet myśleć o tego rodzaju
pomysłach. Mimo, że po drugiej stronie tej barykady było
wielu uczonych, którzy chcieli poświęcić się dla pracy nad
tymi zagadnieniami. Nie można było lekceważyć tych głosów.
Wiele rządów państw z całego świata, w sposób jawny
czy utajniony, również popierały te badania. Niestety
do realizacji tego Projektu niezbędna była zgoda protestujących.
Mimo prowadzenia szerokiej kampanii, uzasadniających
prowadzenie tych badań, porozumienia nie
udało się osiągnąć. Prace nad głównymi założeniami dotyczącymi
kopiowania ludzkiego mózgu zastały wstrzymane.
Nie oznaczało to, że nic w tej sprawie nie robiono.
Wprost przeciwnie. Całą uwagę skupiono na szukaniu
innych możliwości umożliwiających prowadzenie takich
badań. Równocześnie pracowano nad wyposażeniem
głównego laboratorium. Postanowiono też wybudować
sieć zakładów badawczych na całym świecie. Stąd nasza
obecność w szpitalu, gdzie ty traiłeś. Dawałeś nam niepowtarzalną
szansę na kontynuowanie badań. Skopiowanie
twojego mózgu nie stanowiło problemu. Wszystko odby-
ło się tak, jak zakładaliśmy. Zrobiliśmy kopię a zawartość 49
została przeniesiona do pamięci komputera. Odpowiedni
program komputerowy stworzony wcześniej, pozwalał
nam śledzić co działo się w twoim mózgu. Wiedzieliśmy
więc wszystko o twojej przeszłości. Znaliśmy dokładnie
cały twój życiorys w stopniu większym niż ty sam. Wiemy
również o czym myślisz. W każdej chwili. Teraz też.
– No, no – przerwałem. Czy wy zdajecie sobie sprawę
co zrobiliście? Przecież przejęliście całkowitą kontrolę
nad moimi myślami i, jak myślę, nad wszystkimi decyzjami,
które chciałbym podejmować. Myślę też, że będziecie
mogli wpływać na zmianę podjętych już decyzji.
– Posłuchaj Ann. To co zrobiliście nie mieści się w żadnych
ramach prawnych czy etycznych. Według mnie jest
to coś na kształt zbrodni przeciwko ludzkości. Może to
prowadzić do zagłady całego gatunku ludzkiego. Czy wy
zdajecie sobie z tego sprawę? Teraz nie dziwię się że tyle
jest protestów i tyle żądań o zaprzestanie tego rodzaju badań.
– Przestań – powiedziała Ann. – To niezupełnie tak. Po
pierwsze, nie do końca możemy odczytać wszystkie twoje
myśli i w pełni kierować twoimi decyzjami. Po drugie, korzyści
jakie można by osiągnąć w przypadku powodzenia
tych doświadczeń przewyższały by znacznie straty stąd
wynikłe. Mam zresztą zamiar przekonać cię do tych badań.
Taki sam zamiar mam również w stosunku do nieprzekonanych
naukowców pracujących w naszych ośrodkach.
– W takim razie do czego ja jestem tobie potrzebny?
– Zapytałem.
Ann uśmiechnęła się i powiedziała:
– Od ciebie muszę zacząć. Jak cię przekonam, to z twoją
pomocą uda mi się przekonać pozostałych. Prawda? 50
– Nie wiem, to nie jest takie proste, jak ci się wydaje
– odpowiedziałem – ale możesz próbować. Posłuchaj Ann.
Ostatnio zbyt często bombardujesz mnie coraz większymi
dawkami informacji. Wywołują one u mnie takie stany
emocjonalne, że wbrew temu co sugerujesz, obawiam się,
że mogę dostać kolejnego zawału.
– No widzisz – powiedziała. – Potwierdza to tylko to,
o czym mówiłam wcześniej. Nie mamy pełnej kontroli
nad twoim mózgiem. Celem naszych badań nie jest przejęcie
całkowitej kontroli nad ludźmi, lecz takiego wpływania
na ich zachowania, by wyeliminować ich najgorsze
cechy. To na razie tyle w tym temacie. Zbyt dużo masz do
przemyślenia. Później, gdy wypracujesz sobie swój własny
pogląd na te sprawy, porozmawiamy o szczegółach.
Myślę, że jesteś już dzisiaj dość zmęczony, więc proponuję
odpoczynek. Uśmiechnęła się i wyszła z pomieszczenia.
Po chwili jednak wróciła.
– Posłuchaj mnie jeszcze chwilę. Mam dla ciebie propozycję.
Pomyśl jak można by rozwiązać problem z twoim
przemieszczaniem się.
– Co ty mówisz – powiedziałem. – Ja mam wymyślać
jakieś rozwiązania? Przecież nie mam o tym zielonego pojęcia.
– Poczekaj, nie denerwuj się. Nie o to mi chodziło.
Chciałam tylko, abyś pomyślał w jaki sposób mógłbyś poruszać
się po wszystkich pomieszczeniach. Szczegóły jak
to rozwiązać należą oczywiście do naszych specjalistów.
Chodzi tylko o pomysł. Ty jesteś spoza tego środowiska,
więc na wiele spraw patrzysz inaczej. To, jak wiesz, w wielu
przypadkach daje doskonałe rezultaty.
– Oczywiście – powiedziałem. W tej sprawie nie musisz
mnie przekonywać. 51
– Widzisz – powiedziała Ann. – Rozwiązanie tego problemu
bardzo by ułatwiło nam pracę. Teraz praktycznie
jesteś związany z jednym pomieszczeniem. Twoja świadomość
jest zamknięta w urządzeniu wyposażonym w ekran
i kamerę. Twoje możliwości poruszania się ograniczają się
do kilku metrów. Myślmy o skonstruowaniu jakiegoś wózka,
za pomocą którego można by całe to urządzenie wraz
z zawartą tam twoją świadomością w miarę łatwo przemieszczać.
Jest to najbardziej prawdopodobny kierunek
w którym nasi specjaliści spodziewają się znaleźć rozwią-
zanie. Nie do końca mnie to przekonuje, powiedziała Ann.
Nie mam jednak żadnego innego pomysłu. Pomyślałam
więc o tobie. Jeśli wymyślisz coś sensownego, w nagrodę
mogę zgodzić się na nazywanie cię jakimś imieniem. Co ty
na to? Teraz naprawdę muszę już iść. Myśl intensywnie. Ja
muszę wyjechać do naszego głównego ośrodka w Stanach.
Muszę zdać dokładną relację ze wszystkiego, co tutaj się
wydarzyło. Kierownictwo musi podjąć jakieś decyzje. Jak
wiesz, sprawa jest bardzo ważna. Stworzyła się również
możliwość kontynuowania badań na niespotykaną dotąd
skalę. Przypuszczam że zajmie mi to kilka dni lub nawet
tygodni. Uzbrój się w cierpliwość i myśl o szukaniu rozwiązania
problemu. – Uśmiechnęła się tak jakoś ciepło,
powiedziała „jestem dobrej myśli” i wyszła.
Zostałem sam. W mojej głowie coś się kłębiło. Moje
myśli biegały jak szalone. Nawet ucieszyłem się z tego,
że Ann nie będzie przez dłuższy czas. Będę mógł sobie to
wszystko jakoś poukładać. A miałem co. Dowiedziałem
się przecież przed chwilą, że ja to nie ja. Ja w istocie nie
żyję, a to co czuję i co myślę to nie ja tylko jakaś kopia.
Co to ma do diabła znaczyć. Przecież to czysta paranoja.
Ale jak głębiej zastanowić się nad tym, to ma to sens. Nie 52
bardzo traia mi to do przekonania, ale tak rzeczywiście
jest. Dobrze, że nie odczuwam emocji, bo to mogło by się
dla mnie źle skończyć. Mimo wszystko potrzebowałem
czasu, aby wszystko sobie dokładnie poukładać. Wychodząc
z pomieszczenia Ann nie wyłączyła mnie, to znaczy
nie wyłączyła urządzenia, które umożliwiało mi kontakt
z otoczeniem. Pomyślałem, że to dobrze. Będę mógł porozmawiać
z zatrudnionymi tutaj pracownikami i może
dowiem się czegoś więcej niż powiedziała mi Ann. Niestety
myliłem się. Zanim pomyślałem do którego z pracowników
mam się zwrócić i o co zapytać, jeden z nich podszedł
do mnie i wyłączył urządzenie. Znowu nic nie widziałem
i nie słyszałem. Szkoda. Nawiązanie kontaktu z innymi
pracownikami laboratorium, bardzo jak sądzę pomogło
by mi w zrozumieniu przynajmniej części z tego, co tutaj
się dzieje. Profesor Ann nie mówiła mi przecież wszystkiego.
Może po prostu jeszcze nie zdążyła lub, z uwagi na
skomplikowanie tematu, nie zdążyła po prostu wyjaśnić
mi wszystkiego. Muszę jak zwykle poczekać cierpliwie aż
raczy mi cokolwiek powiedzieć. Denerwowało mnie to, że
nie mogę porozmawiać z tymi ludźmi, którzy kręcili się
wokół mnie. Dużo obiecywałem sobie po tych rozmowach.
Trudno. Muszę wykorzystać ten czas, który pozostał mi
do powrotu Ann w inny sposób. Postanowiłem skupić się
na tym, o czym ona mówiła. Chodzi o znalezienie sposobu
na w miarę swobodne przemieszczanie aparatury, w któ-
rej znajdowałem się. Bliższe prawdy będzie określenie
„w której zamknięta jest moja świadomość”. Myślę jednak,
że terminologia nie ma tutaj zbyt wielkiego znaczenia,
więc nie będę zawracać sobie tym głowy. Wydawało
mi się, że rozwiązanie tego problemu nie powinno być
trudne dla takich specjalistów, którzy tu pracowali. Skoro 53
jednak oni nie mogli sobie z tym poradzić, to jakie ja mam
szanse? Następne zagadnienie które mnie zdumiało. Skoro
jednak Ann poprosiła mnie o pomoc, to chyba nie bez
powodu. Może rzeczywiście spojrzenie kogoś spoza kręgu
naukowców mogło by przynieść lepsze rezultaty. W pewnej
chwili pomyślałem sobie że może ona po prostu mnie
wkręca lub chce, żebym miał zajęcie w czasie, kiedy jej nie
będzie. Po zastanowieniu się doszedłem do wniosku, że
jej prośba była zupełnie poważna. Ten problem dotyczył
przede wszystkim mnie, więc musiałem zabrać się do pracy.
Przez kilka następnych dni moje myśli zajęte były wy-
łącznie tylko tym problemem. Starałem się tylko skupić na
znalezieniu rozwiązania. Z początku myślałem o umieszczeniu
nośnika z moją świadomością w telefonie komórkowym
lub innym podobnym urządzeniu. Myślałem
również o jakimś małym pojeździe sterowanym zdalnie,
który mógłby dość swobodnie poruszać się po wszystkich
pomieszczeniach. To mogło być jakieś rozwiązanie, ale
chyba nie tak do końca. Profesor Ann chodziło o coś wię-
cej. Uświadomiłem sobie że skoro tacy wybitni specjaliści
nie mogli poradzić sobie z tym zagadnieniem, to ja mam
to rozwiązać? Nie, to nie mogło się udać. Niestety nic innego
nie mogłem wymyślić. Czułem że zbliża się chwila,
kiedy Ann znowu pojawi się w laboratorium. Cieszyłem
się na ten moment ale z drugiej strony czułem, że Ann bę-
dzie zawiedziona. Wydawało mi się, że bardzo liczyła na
mnie. A ja? Starałem się bardzo, niestety z marnymi rezultatami.
Postanowiłem jeszcze intensywniej poszukiwać
rozwiązania. Ostatecznie chciałem poprosić Ann o moż-
liwość rozmowy z tymi specjalistami, którzy zajmowali
się tym zagadnieniem. Może wymiana naszych pomysłów 54
spowoduje, że ktoś rozwiąże ten problem. Może. Jednak
obawiałem się spotkania z Ann. Przez kolejne dni nic się
nie wydarzyło. Ann nie było, a ja nic nowego nie mogłem
wymyśleć. Z niecierpliwością czekałem, kiedy wreszcie
wróci Ann i będę mógł z nią porozmawiać. Obawiałem się
tego spotkania a zwłaszcza jej reakcji, kiedy dowie się, że
nic sensownego nie wymyśliłem. Cóż, nie miałem wyjścia.
Nie mogłem przecież tak po prostu wyjść sobie z tego pomieszczenia
i nie zawracać sobie głowy czymkolwiek. Co
ja bredzę. Przecież nie mogłem zrobić nic. Dosłownie nic.
Byłem przecież całkowicie zależny od Ann. To ona decydowała
co i kiedy mi powie. W tej sytuacji musiałem się
z tym pogodzić. Kiedy to wreszcie do mnie dotarło, uspokoiłem
się i z niecierpliwością oczekiwałem jej powrotu.
Niestety nie nastąpiło to tak szybko, jakbym sobie tego
życzył. Były momenty kiedy odczuwałem lekki niepokój.
Po głowie chodziły mi myśli, że może Ann nie wróci. Może
jej szefostwo zrezygnowało z prowadzenia dalszych badań.
To nie było przyjemne. Nie pomagało mi również w
myśleniu o problemie który miałem rozwiązać lub, mó-
wiąc precyzyjnie, miałem spróbować znaleźć sposób na
jego rozwiązanie. Po kilku tygodniach takich rozterek,
nadszedł wreszcie dzień, kiedy nagle coś zaczęło dziać się
wokół mnie. Podobnie jak poprzednio najpierw usłysza-
łem jakieś szumy i trzaski, później błyski i nagle odzyska-
łem zdolność widzenia i słyszenia. Pierwszą osobą którą
ujrzałem była oczywiście Ann. Patrzyła na mnie i uśmiechała
się.
– Witaj – powiedziała. – Jak przeżyłeś tak długi czas
w zupełnej ciemności i ciszy?
– Witaj Ann – odpowiedziałem. – Bardzo się cieszę, że
znowu mogę cię widzieć. Czy możesz mi powiedzieć, jak 55
się sprawy mają. Co załatwiłaś? Czy badania będą kontynuowane
i co postanowiono w mojej sprawie?
– Nie denerwuj się – odparła. Wszystko jest w jak najlepszym
porządku. Dopiero teraz badania będą prowadzone
z pełnym rozmachem. Mamy wolną rękę i dużo
pieniędzy na doświadczenia. Ale, ale. Nie masz mi przypadkiem
czegoś do powiedzenia? O ile pamiętam coś mi
obiecałeś. Słucham więc.
Tego najbardziej się obawiałem. Co mam jej odpowiedzieć?
Przecież niczego nie wymyśliłem. Zastanawiałem
się jak mam jej to powiedzieć.
– Posłuchaj Ann. Miałem rzeczywiście dużo czasu na
myślenie. Starałem się wykorzystać go najlepiej jak mogłem.
Niestety wszystkie moje pomysły krążyły wokół
tego, co dotychczas wymyślili twoi specjaliści. Na usprawiedliwienie
mam to, że moje szanse na wymyślenie czegoś
oryginalnego wobec wiedzy i doświadczenia tych specjalistów
były od początku prawie zerowe. Przepraszam,
że zawiodłem, ale naprawdę nie miałem prawie żadnych
szans.
– Szkoda – odpowiedziała Ann. Bardzo liczyłam na ciebie.
Wiesz, że to jest bardzo ważny element tych doświadczeń.
Mówiąc to nachyliła się nade mną. Jej piersi oparły się
o ekran, który umożliwiał mi widzenie. To spowodowało,
że nagle przypomniałem sobie, jak ważną istotą jest kobieta.
Jakie może budzić emocje. Jakie wzbudza pożądanie.
Nagle te odczucia wróciły. Poczułem się tak, jakbym miał
znowu ciało. Fizycznie czułem każdy nerw, każde drżenie
całego ciała. Czułem jak fala ogromnego pożądania ogarniała
mnie całego. To było niesamowite. Przecież ja nie
miałem ciała. Byłem tylko kopią mojego mózgu. Jak więc 56
mogłem doświadczać takich odczuć? Nie, to niemożliwe.
Pewnie mi się to śni. Zamknąłem oczy i byłem przekonany
że jak je otworzę wszystko wróci do normy. Nie będę
mieć żadnych tego typu odczuć. Jednak myliłem się. Kiedy
je otworzyłem, zobaczyłem cudowne piersi Ann rozdzielone
roweczkiem który wyginał się, kiedy przyciskała je
do ekranu. Dodatkowo jej piersi tak cudownie falowały
w takt wypowiadanych słów. Nie rozumiałem nic z tego
co ona mówiła. Odczuwałem tylko ogromną przyjemność.
Wiedziałem że dzieje się coś, czego nikt nie przewidział.
Kopia reagowała na bodźce erotyczne. To była bardzo miła
niespodzianka. Postanowiłem niczym się nie zdradzić. To
odczucie było tak przyjemne że nie chciałbym aby ktokolwiek
mógłby mnie tego pozbawić. Moja wyobraźnia zaczęła
pracować na najwyższych obrotach. Podsuwała mi
różne sytuacje które mogłyby wywołać u mnie jeszcze
przyjemniejsze doznania. Nagle doznałem olśnienia. Wymyśliłem
sposób na swobodne przemieszczanie się mojej
świadomości. Jednocześnie rozwiązanie to mogłoby zapewnić
mi doznawanie ogromnej przyjemności. Mimo, że
nie słyszałem tego co mówiła Ann, przerwałem jej.
– Posłuchaj mnie uważnie – powiedziałem. Obiecałaś,
że będziesz mówić do mnie po imieniu, prawda?
– No tak – odparła lekko zdziwiona. Tak mówiłam, ale
o ile dobrze pamiętam miałeś spełnić pewien warunek.
– Rzeczywiście – powiedziałem. Wydaje się, że znalazłem
rozwiązanie.
– No, no, zaczyna robić się ciekawie. Jeśli to prawda,
będę do ciebie mówić Mark. Podoba ci się?
– Tak – powiedziałem. – Wolałbym co prawda Marek
lub Markus, ale niech będzie. Lepsze to niż M-1. Zanim
wyjawię ci, co wymyśliłem, powiedz mi jak wielka jest ko-57
pia mojego mózgu. Myślę o rozmiarach nośnika na którym
skopiowana wszystkie dane zawarte w moim mózgu. Nie
jest to duża powierzchnia odparła. Karta pamięci twojego
mózgu ma około czterech centymetrów kwadratowych
powierzchni. Powiedz mi jeszcze, czy można to jeszcze
zmniejszyć i do jakich rozmiarów. Interesuje mnie również
jakie wymiary może mieć kamera przez którą mógł-
bym widzieć.
– Wiem na pewno – powiedziała Ann – że kartę pamięci
można zmniejszyć do około jednego centymetra kwadratowego
a kamera może mieć rozmiary główki od szpilki.
Czy to cię zadawala?
– Nie znam jeszcze szczegółów twojego pomysłu ale
czuję że jesteś na dobrej drodze.
W tej chwili zadzwonił telefon. Ann odebrała. Chwilę
rozmawiała, potem serdecznie się do mnie uśmiechnęła
i powiedziała.
– Wybacz, ale muszę pilnie zająć się przygotowaniami
koniecznymi do kontynuowania badań. Postaram się
wrócić jak najszybciej, bo mam ci dużo do wyjaśnienia. Ty
tymczasem myśl o szczegółach twojego pomysłu Mark.
Widząc moje zdziwienie, powiedziała.
– To tak awansem. Czuję, że twój pomysł wypali.
Uśmiechnęła się, okręciła na pięcie ukazując przy tam
swoje fantastyczne nogi i wyszła. Patrzyłem jeszcze długo
na drzwi za którymi zniknęła i zastanawiałem się czy ona
wie o moich doznaniach. Kiedy wyszła, chciałem zająć się
szczegółami mojego pomysłu. Nie było to jednak takie
proste. Doznania jakich doświadczyłem przed chwilą, zupełnie
mnie rozstroiły. Nie mogłem się skupić. Czułem się
jak nastolatek po jego pierwszym razie. Wtedy również
nie można myśleć o niczym innym jak tylko o chęci bycia 58
z kobietą i doświadczania tych cudownych chwil. Ja również
tak się czułem. Miałem co prawda jakieś doświadczenia
w tym względzie, ale dzisiejsza sytuacja była zupełnie
inna. Wszystko odbywało się w mojej głowie a nie w realnych
warunkach. To było zupełnie niewytłumaczalne. Jak
to się działo, że mimo braku ciała, mogłem doświadczać
czegoś tak wspaniałego? Nie rozumiałem dlaczego tak się
dzieje, ale byłem bardzo zadowolony, że tak się właśnie
dzieje. Sprawę komplikował fakt, że nie byłem przecież
moim mózgiem, tylko jego kopią. Dlaczego więc doznaję
takich odczuć? Dlaczego nie czuję niczego innego np.
strachu czy bólu? Dziwne, ale niech tak zostanie. Porozmawiam
o tym z Ann, ale jeszcze nie teraz. Chcę się tym
cieszyć tak długo, jak się tylko da. Po tych rozmyślaniach,
postanowiłem, że teraz zajmę się wyłącznie moim pomysłem
w sprawie rozwiązania problemu przemieszczania
mojej świadomości. Rozmyślałem kilka dni. Po tym czasie
moje postrzeganie rzeczywistości wróciło.59
ROZDZIAŁ V
Kiedy odzyskałem zdolność patrzenia, przed ekranem
ukazała się Ann.
– Witaj – powiedziała. – Mam nadzieję, że dobrze wykorzystałeś
ten czas, który spędzałeś sam ze sobą.
– Myślę że tak, odpowiedziałem.
– No to słucham – powiedziała i jak zwykle obdarzyła
mnie swoim cudownym uśmiechem.
– Wiesz, pomyślałem sobie, że najlepiej byłoby gdybym
mógł przemieszczać się razem z tobą.
Zdziwiła się.
– Czy ty myślisz, że ja będę nosić z sobą jakieś urządzenia
z tobą w środku? Czy to ma być ten cudowny pomysł?
Chyba sobie kpisz. Jeśli tak, to bardzo mnie rozczarowa-
łeś.
– Poczekaj nie gorączkuj się – powiedziałem. – Nie da-
łaś mi czasu żeby wszystko wytłumaczyć. W pewnym sensie
masz rację. Mój pomysł rzeczywiście polega na tym,
abyś mnie nosiła, ale nie całe urządzenie w takiej formie
jak to dzisiaj wygląda.
– Nie rozumiem zupełnie do czego zmierzasz, odparła.
– Mam cię nosić, czy nie?
– Nie przerywaj, zaraz wszystko zrozumiesz.
Pomyślałem, że skoro nośnik, na którym skopiowano
wszystkie dane z mojego mózgu, można zmieścić na jednym
centymetrze kwadratowym, to nic nie stoi na prze-60
szkodzie, żeby umieścić go w jakimś gustownym wisiorku
i zawiesić na twojej szyi.
Ann popatrzyła na mnie uważnie, otworzyła usta, jakby
chciała coś powiedzieć, ale po chwili je zamknęła. Popatrzyła
jeszcze raz na mnie i powiedziała:
– Wiesz, ty masz rację. To może się udać. Co ja mówię,
to na pewno jest najlepsze rozwiązanie. Dlaczego dotąd
nikt na to nie wpadł? Teraz kiedy wiem, jak to ma wyglą-
dać, wydaje się to takie proste. Nie do wiary. Mark jesteś
wielki. Już biegnę z tym do naszych specjalistów. Myślę że
będzie im wstyd że sami na to nie wpadli i bardzo szybko
zrobią taki wisiorek.
– Ann poczekaj chwilę, chcę jeszcze coś powiedzieć.
Wydaje mi się że jestem jedyną kopią którą dysponujesz
Prawda?
– Tak – odpowiedziała. Tutaj dysponuję tylko jedną.
Jeszcze jedna jest w naszym głównym ośrodku badawczym
w Stanach.
– No właśnie – powiedziałem. Do pracy nad wisiorkiem
dobrze by było zrobić jeszcze jedną kopię, tak na wszelki
wypadek. Tym bardziej, że jak się domyślam, na tej kopii
w Stanach nie ma zapisów z bieżących zdarzeń.
– Masz rację – odpowiedziała. Zaraz się tym zajmę.
A tak przy okazji, skoro masz takie doskonałe wyczucie
sytuacji może pomyślisz w jaki sposób rejestrować bieżą-
ce zdarzenia na kilku kopiach jednocześnie.
– Pomyślę – powiedziałem. – Teraz biegnij do swoich
„uczonych”. Sam jestem ciekaw, co z tego wyniknie.
Ann szybko wyszła z laboratorium. Tym razem nikt
mnie nie wyłączył. Mogłem swobodnie obserwować pracujących
tutaj ludzi i podsłuchiwać ich rozmowy. Było to
jakieś urozmaicenie w moim dziwnym życiu. Dowiedzia-61
łem się wielu ciekawych rzeczy. Uzupełniały one rozmowy
z Ann. Ona nie mówiła mi wszystkiego lub jeszcze nie
zdążyła. Z tego co mówili ci pracownicy zatrudnieni w laboratorium
wynikało, że ich praca polega na utrzymywaniu
mojego ciała w stanie wegetatywnym. Oni pilnowali
aby do mojego ciała ciągle dostarczane były odpowiednie
substancje odżywcze. Dowiedziałem się również że niektórzy
naukowcy pracują nad, ogólnie mówiąc, odmłodzeniem
mojego ciała. Następnym etapem ma być ożywienie
mojego mózgu. Ponieważ dotychczas nie udało się
tego zrobić, skupiono się na znalezieniu sposobu odmłodzenia
poszczególnych organów a końcowym efektem ma
być doprowadzenie do odmłodzenia całego ciała. Mówili,
że prace te są bardzo zaawansowane i jest duża szansa
by zakończyły się pełnym sukcesem. Największym problemem
ma być przywrócenie mojego mózgu do pełnej
sprawności. Poprzednie próby niestety nie powiodły się.
Teraz jednak, jak mówiła profesor Ann na ostatniej odprawie
pracowników, jest duża szansa by osiągnąć w tym
względzie pełny sukces. Te podsłuchane wiadomości bardzo
poprawiły mi humor. Teraz wiedziałem więcej i były
to wiadomości optymistyczne. Musiałem porozmawiać
z Ann o szczegółach, ale zacząłem wierzyć że powrót do
pełnej sprawności izycznej i umysłowej będzie wkrótce
możliwy. Nie zdążyłem poważnie pomyśleć o tym, co
usłyszałem, kiedy do laboratorium weszła Ann. Wygląda-
ła ślicznie. Mając w pamięci ostatnie doznania, patrzyłem
teraz na Ann przede wszystkim pod kątem erotycznym.
Przyznam że nie mogłem skupić się na czym innym. Ann
jakby wyczuła mój stan umysłu, bo spojrzała na mnie tak
jakby chciała powiedzieć: „Zachowujesz się jak zakochany
nastolatek, kiedy my mamy dużo ważniejszych spraw 62
do omówienia”. Nie powiedziała tego głośno, ale ja wiedziałem
swoje. Uspokoiłem moje myśli i skupiłem się na
słuchaniu Ann. Ona jak zwykle obdarzyła mnie swoim
cudownym uśmiechem, na widok którego przeszły mnie
ciarki z podniecenia. Nie potraiłem tak naprawdę zapanować
nad tym. Wiedziałem jednak, że muszę się opanować.
Myślenie tylko przez pryzmat erotyki nie może prowadzić
do niczego dobrego. Ann tymczasem powiedziała,
że wisiorek jest już na ukończeniu. Przybiegła tylko na
chwilkę, aby zapytać jakiego koloru ma być oczko. Zatkało
mnie to zupełnie. Co za znaczenie ma kolor. Dla mnie nie
miało to żadnego znaczenia, ale Ann była przecież kobietą,
więc dla niej było to najważniejsze. Powiedziałem, że
najładniej wyglądałby wisiorek na jej szyi w kolorze zielonym,
turkusowym lub w kolorze bursztynu.
– No to jaki ma być? Trójkolorowy? – Spytała.
– Popełniłem błąd. Powinienem być bardziej precyzyjny.
Jesteś bardzo piękną kobietą, więc najładniej wygląda-
łaś by z wisiorkiem w kolorze bursztynu.
– Tak myślisz? Zapytała, a możesz mi powiedzieć dlaczego?
Mogę odpowiedziałem. Masz niezwykłą urodę
a kolor bursztynu też jest wyjątkowy. Myślę, że taki wła-
śnie byłby najodpowiedniejszy.
– Hm, może masz rację – powiedziała. – Muszę to jeszcze
przemyśleć.
Obróciła się na pięcie, prawie wybiegła z laboratorium
i tyle ją widziałem. Niczego się nie dowiedziałem. Zdaje
się, że nie tylko ja myślę nie o tym co trzeba, tylko że każ-
de z nas z innego powodu. Westchnąłem i zająłem się słuchaniem
tego, o czym mówili laboranci.
Wróciła szybciej, niż myślałem. Jej twarz jaśniała takim
blaskiem, że żarówki w laboratorium stały się zbędne. Jej 63
oczy śmiały się a ona mówiła i mówiła tylko o jednym.
Jak piękny będzie ten wisiorek i co ma na siebie założyć.
Bluzkę czy sukienkę i w jakim kolorze. Pomyślałem sobie
że żyję już tyle lat a kobiety ciągle mnie zaskakują. Może
to i dobrze. W innym przypadku życie mogło by być nudne.
Po tych wszystkich achach i ochach wyrażonych przez
Ann, musiałem jej przerwać.
– Czy przypadkiem nie miałaś mi opowiedzieć czegoś o
tym projekcie w którym mam uczestniczyć?
Nie była zachwycona. Powiedziała:
– Tak, oczywiście. Mogę zacząć teraz ale chyba lepiej
będzie kiedy wisiorek będzie gotowy i będę go mogła za-
łożyć. Widząc moje zdziwione spojrzenie dodała. Przecież
to był twój pomysł, prawda? Poza tym będziesz mógł nie
tylko słuchać ale i oglądać to wszystko, o czym będę mó-
wić.
– No tak, masz rację, ale musisz mnie zrozumieć. Zbyt
mało wiem. Obiecałaś wszystko mi wyjaśnić, tymczasem
wszystko tak jakoś się ślimaczy. Chciałbym jak najszybciej
poznać więcej szczegółów. Wtedy mój udział w Projekcie
nie będzie wymagać wyjaśniania mi wszystkiego na poszczególnych
etapach doświadczeń.
– Tak, to rzeczywiście ułatwi nam pracę ale i tak niektóre
rzeczy będziesz mógł poznać dopiero w trakcie realizacji
Projektu. Teraz muszę wyjść w ważnej sprawie.
„No tak kobieta”, pomyślałem. To coś ważnego, to oczywiście
wisiorek. W jej stanie ducha i tak nie mogłem wiele
zrobić. Nic też nie mogło odwieść Ann od osobistego nadzorowania
prac nad wisiorkiem. Zacząłem słuchać tego,
co mówią pracownicy laboratorium. Ich rozmowy dotyczyły
wyłącznie wykonywanych aktualnie czynności. Postanowiłem
więc zdrzemnąć się do powrotu Ann. Tak też 64
zrobiłem. Kiedy obudziłem się, Ann stała przed ekranem
i wymachiwała wisiorkiem. Nie zdążyłem nic powiedzieć
kiedy zaczęła mnie zasypywać potokiem słów. Zrozumia-
łem tylko, że jest on śliczny, bardzo jej się podoba i co teraz
ma na siebie włożyć. Nic z tego nie rozumiałem. Nie
miałem pojęcia, jak taki wisiorek mógł wywołać u niej takie
emocje. Musiałem jakoś to przerwać.
– Ann posłuchaj – powiedziałem tak głośno jak tylko
potraiłem. – Co ty wyprawiasz? Przecież ta błyskotka
miała służyć jako urządzenie z którym miałem się swobodnie
przemieszczać, a nie jak jakiś bibelot. Twarz Ann
znieruchomiała. Zaniemówiła i zatrzepotała swoimi długimi
rzęsami. Nagle w laboratorium zrobiło się bardzo cicho.
Wszyscy obecni tutaj też umilkli i spoglądali w naszą
stronę. Ann odzyskała głos, spojrzała na mnie i powiedziała:
– O cholera, zupełnie o tym zapomniałam, ale mam nadzieję,
że mnie rozumiesz. Prawda? Przecież ten wisiorek
jest taki piękny.
– Nie, nie rozumiem twojego zachowania – powiedzia-
łem. – Skup się raczej na tym co najważniejsze. Masz przecież
niezwykle ważne zadania do wykonania.
– Masz rację – powiedziała. – Nie wiem co mnie opęta-
ło. Biegnę do naszych specjalistów zapytać, kiedy możliwe
będzie przeniesienie twojej świadomości do tego wisiorka.
Jak wrócę, porozmawiamy spokojnie o wszystkim.
– Spokojnie – powiedziałem na głos, kiedy ona wyszła.
Ja jestem spokojny. Jej chyba zaproponuję herbatkę z
melisy. Po tym wszystkim nie byłem w stanie myśleć o
niczym więcej. Zbyt dużo działo się wokół tego wisiorka.
Byłem ciekawy, co z tego wyniknie. Czekałem na Ann. 65
Wróciła zupełnie odmieniona. Uspokoiła się i wyglądało
na to, że wszystko wróciło na swoje normalne tory.
– Mark wybacz, trochę mnie poniosło. Jestem kobietą
i biżuteria jest dla mnie bardzo ważna. Wiem, że nie powinnam
się tak zachowywać, szczególnie w obliczu tak
ważnych zadań które mam do zrealizowania, ale już jest
wszystko w porządku. Teraz zajmę się wyjaśnianiem tobie
szczegółów naszego projektu i roli, jaką w nim masz
odegrać. Wcześniej jednak powiem ci, że najpóźniej za jakieś
trzy, cztery dni przeniesiemy twoją świadomość do
wisiorka. Trochę boję się tego momentu, ponieważ poprzednie
próby nie powiodły się. Teraz jednak sytuacja
jest inna, więc mam nadzieję, że wszystko się uda.
– Czy możesz mi powiedzieć jak to będzie wyglądać od
strony technicznej? – zapytałem.
– Wszystkich szczegółów z przyczyn oczywistych nie
mogę ci zdradzić, ale trochę tak. Mówiąc wprost, twoja
świadomość na jakiś czas zostanie wyłączona. Zgodnie
z twoją sugestią zrobimy kilka kopii wszystkiego, co zostało
zapisane w twoim mózgu. Później specjalnie skonstruowany
nośnik danych zostanie zamontowany w wisiorku.
Tak to będzie wyglądało w skrócie. Jak widzisz
Mark z twojej perspektywy nie będzie to zbyt skomplikowane.
– Niby tak – powiedziałem – a jak coś pójdzie źle?
– No to będziemy mieli problem – powiedziała. Mam
jednak nadzieję, że żadnych niespodzianek nie będzie.
Dziesiątki naszych specjalistów dokonywało różnych symulacji
i wszystko wskazuje na to, że powinno się udać.
– Też mam taką nadzieję – powiedziałem. Mimo, że
funkcjonuję tylko jako świadomość zamknięta w określonej
powierzchni nośnika danych, to i tak jestem zadowo-66
lony z takiego stanu i nie chciałbym, aby coś mogłoby się
w tej mierze zmienić na gorsze.
– Będzie dobrze – powiedziała Ann i dodała – teraz
zdradzę ci więcej szczegółów naszego projektu.
– Jak wiesz, główną przeszkodą w badaniach są trudności
ze znalezieniem sposobu wpływania na zachowania
ludzkiego mózgu. Jeśli chodzi o proste czynności, jeste-
śmy w stanie je kontrolować. Te bardziej skomplikowane
jak na przykład związane z uczuciami miłości, litości czy
nienawiści nie poddają się próbom wpływania na nie. Mo-
żemy co prawda częściowo wymusić podejmowanie decyzji
w tych obszarach, ale tylko w bardzo ograniczonym
zakresie. Poza tym nigdy tak do końca nie jesteśmy pewni,
czy decyzje takie nie będą zmieniane w trakcie ich realizacji.
Tutaj widzę miejsce dla ciebie. Chciałabym sprawdzić
przy twojej pomocy, czy i w jakim stopniu możliwe będzie
wpływanie na decyzje o bardziej złożonej formie. O tym
jednak będziemy rozmawiać w trakcie realizacji poszczególnych
zadań, w zależności od zaistniałych sytuacji. Być
może nie będzie to w ogóle możliwe. Jesteś przecież tylko
kopią.
– Przepraszam powiedziała. Wiem że możesz czuć się
urażonym, ale taka jest prawda i ty o ty wiesz.
– Tak wiem i już zaczynam się do tego przyzwyczajać.
Chciałbym to zmienić ale wiem, że nie będzie to łatwe.
– Tak – powiedziała Ann. Wspominałam ci już wcze-
śniej, że pracujemy nad tym i bez twojej pomocy nie będzie
możliwe sprawdzenie naszych teoretycznych założeń.
– Jeśli nie będę chciał brać w tym udziału, to co? – przerwałem
jej.
Zaśmiała się bardzo głośno. 67
– Tego, że będziesz chciał, akurat jestem pewna. Przecież
tobie najbardziej zależy, by wrócić do swojego ciała.
Nam też, więc cel mamy wspólny. Prawda?
– Masz rację, tak tylko zapytałem. Wiesz przecież, że
nie mam w tej mierze większych marzeń, jak powrót do
swojego ciała.
– Oczywiście, że wiem, dlatego nie martwię się tym.
– Ann powiedz mi jeszcze jak to jest z tą kontrolą decyzji
podejmowanych przez mózgi innych ludzi. O ile wiem
już mnisi buddyjscy wiele wieków temu potraili zmusić
swoje mózgi do określonych zachowań. Panowali nad bó-
lem i swoim układem immunologicznym. Te swoje umiejętności
wykorzystują przecież nadal. Dzisiaj cała armia
naukowców dysponująca najnowocześniejszym sprzętem
i nieograniczonymi praktycznie środkami inansowymi
nie może sobie z tym poradzić? Przyznam że nie bardzo
rozumiem dlaczego.
– Widzisz – powiedziała Ann – to o czym mówisz jest
prawdą, ale tylko w części. Naukowcy osiągnęli znaczny
postęp w tej dziedzinie. Korzystając z doświadczeń tych
mnichów, o których wspomniałeś, czy osiągnięć współ-
czesnej medycyny zrobili w tej dziedzinie znaczne postę-
py. Potraimy już zmusić, czy raczej nakłonić innych ludzi
do określonych zadań. Można na przykład „oszukać”
mózg w taki sposób, aby będąc przekonany, że otrzymuje
on właściwe dane, podejmował decyzje zgodne z oczekiwaniami
tego, kto chciał osiągnąć określone cele.
– Jak to możliwe? – zapytałem.
Ludzie przecież myślą i nie bardzo wierzę, by łatwo
można by ich oszukać.
– Mylisz się bardzo – powiedziała. 68
– Przypomnij sobie, co z widzami w cyrku robią choćby
iluzjoniści.
– No tak, ale to jest tylko zabawa, a ty mówisz mi o takim
opanowaniu mózgów, by ludzie nie mieli wpływu na
swoje decyzje.
– No właśnie. Dochodzimy chyba do sedna problemu
– powiedziała. – Wspominałam, że duża część naukowców,
kiedy zorientowali się do czego to wszystko może
doprowadzić, nie chce dalej uczestniczyć w tych badaniach.
Problem z nimi polega na tym, że zbyt dużo wiedzą
o projekcie. Wiedza o tych badaniach nie może pod żadnym
pozorem wydostać się poza nasz ośrodek badawczy.
Wyobraź sobie, co by się mogło stać, gdyby dostała się ona
w ręce niezrównoważonych osób. Nie możemy do tego
dopuścić. Nie możemy również kontynuować tych badań
w takim stopniu jak było to wcześniej zaplanowane. Jak
widzisz sprawa jest poważna. Znaleźliśmy się w ślepym
zaułku. Nie możemy zrezygnować z pracy tych naukowców
i nie możemy też zrezygnować z tych badań. Wszyscy
którzy mają świadomość doniosłości tych badań, szukają
gorączkowo rozwiązania. Mówię ci to dlatego, ponieważ
jesteś teraz najważniejszym obiektem naszych badań. Być
może wpadniesz na jakiś pomysł, który pomoże nam kontynuować
te badania.
– Dlaczego ja? – zapytałem.
– Jest wiele powodów – odpowiedziała. – Nie mogę ci
mówić o wszystkich szczegółach, ale prócz tych, które
przytaczałam wcześniej, mogę zdradzić ci, że dzięki skopiowaniu
twojego mózgu teraz mam dostęp do twoich poglądów
i myśli.
– Naprawdę wiesz o wszystkich moich myślach – spytałem?
69
– Tak właśnie jest. Możemy kontrolować wszystkie
twoje myśli.
– Nie jestem tego taki pewny – powiedziałem.
Pomyślałem w tym momencie o moich erotycznych
przeżyciach. Pomyślałem, że albo ona wiedziała o wszystkim
i tylko udawała że o niczym nie ma pojęcia, albo nie
wszystkie sfery mojego umysłu podlegały kontroli.
Ann spojrzała na mnie z uwagą i spytała.
– O czym ty mówisz? Czy jest coś o czym nie wiem?
– Nie, nie wierzę. Jestem pewna, że wiem o wszystkim,
o czym ty myślisz. Ale jeśli jest choć ziarenko prawdy
w tym, co powiedziałeś przed chwilą, muszę to dokładnie
sprawdzić. Myślałam, że nasze teoretyczne założenia
sprawdzają się w stu procentach przerwała moje rozmy-
ślania Ann. Jeśli jest inaczej, to czeka nas jeszcze długa
droga do osiągnięcia celu. Dlaczego nic nie mówisz, może
tylko mnie podpuszczasz? Może masz mi coś za złe i chcesz
mnie ukarać dokładając mi dodatkowej pracy przy sprawdzaniu
jeszcze raz wszystkich wyników badań.
Nic jednak nie powiedziałem. Byłem zbyt zszokowany
tym, co usłyszałem. Zaczęło docierać do mnie, dlaczego
było tyle wątpliwości wokół tych badań. Trudno pogodzić
się z tym, że wszystkie myśli będą stale pod kontrolą innych.
To mogłoby zabić w ludziach ich człowieczeństwo
i wszystkie cechy właściwe tylko jednemu gatunkowi
w całym wszechświecie. Musiałem się nad tym zastanowić
i sprawdzić, czy rzeczywiście są jakieś sfery moich
myśli, których nie można kontrolować. Ponieważ nie odzywałem
się, Ann powiedziała:
– Ty nie żartowałeś, coś wiesz. Powiesz mi co wiesz,
czy mam sama to sprawdzić. 70
– Nic nie wiem – powiedziałem. – Możesz sprawdzać
skoro masz takie możliwości.
– Sprawdzę natychmiast. Jest to zbyt poważna sprawa,
aby nie sprawdzać wiele razy każdej wątpliwości.
To mówiąc, wyszła. Po tym, co usłyszałem, czułem się
zupełnie rozbity. Dotychczas byłem całkowicie przekonany,
że prace nad tym Projektem powinny być kontynuowane.
Nie miałem co do tego żadnych wątpliwości. Dziwiłem
się nawet, że tylu ludzi ma takie wątpliwości. Po
tym jednak co teraz powiedziała mi Ann, musiałem sobie
jeszcze raz wszystko przemyśleć. Z jednej strony możliwość
wpływania czy mówiąc precyzyjniej kierowania
ludzkim mózgiem otwierała nieograniczone możliwości
w różnych dziedzinach życia. Jeśli badania potwierdzi-
łyby przypuszczenia niektórych naukowców, że to nasz
mózg, a nie my sami, dokonuje wyborów co do podejmowania
decyzji, to możliwość dowolnego wpływania na te
decyzje mogłaby nie dopuścić do wielu nieszczęść. Wielu
naukowców twierdzi też że to nasz mózg leczy nasze ciało
a nie leki, więc i w medycynie wiele można by zmienić. Ta
rozmowa dała mi dużo do myślenia. Zasiała również wiele
wątpliwości w mojej świadomości których wcześniej nie
miałem. Dotychczas byłem bezgranicznym entuzjastą takich
badań. Być może spowodowane to było moją osobistą
sytuacją, w jakiej się znajdowałem. Przecież bez tych
badań nie mógłbym wrócić do swojego ciała i mówiąc
wprost nie istniał bym. Po prostu bym nie żył. Być może
nie byłem obiektywny. Nawet na pewno. W ocenie moralnej
projektu na pewno kierowałem się własnym interesem
i może dlatego nie zastanawiałem się nad etycznymi
aspektami tych zagadnień. Teraz jednak po rozmowie z
Ann, zacząłem się nad tym wszystkim zastanawiać. Po-71
trzebowałem więcej czasu aby przekonać siebie samego
że uczestniczyć czynnie w tym projekcie postępuję wła-
ściwie. Zastanawiałem się również nad tym co powiedzia-
ła Ann o kontroli moich myśli. Wydawało mi się, że jednak
ja mam rację. Ona nie w pełni mogła kontrolować pracę
mojego mózgu. Nie wiem tylko, czy tak jest w istocie, czy
można inaczej można kontrolować prawdziwy mózg a
inaczej jego kopię. Ja przecież byłem tylko kopią swojego
mózgu. Musiałem wymyślić sposób na sprawdzenie
tego. To na pewno pomogłoby rozstrzygnąć wiele wątpliwości
dotyczących aspektów moralnych tych badań.
Cały czas biłem się z myślami i jak na razie nie przyniosło
to żadnego efektu. Ann nie pokazywała się od dłuższego
czasu. Normalnie byłbym tym zaniepokojony. Teraz jednak
miałem poważniejsze sprawy do przemyślenia. Starałem
się przypomnieć sobie wszystko, co wiem na ten
temat. Uporządkowałem wszystkie wiadomości i punkt
po punkcie poddawałem dokładnej analizie. Zastanawia-
łem się, co jest ważniejsze. Osiągnięcie ogromnych korzy-
ści których spodziewano się w przypadku pozytywnych
efektów przeprowadzonych doświadczeń, czy strat tym
spowodowanych. Co prawda ani konkretnych strat ani
wszystkich korzyści nikt nie był w stanie określić. To dodatkowo
komplikowało możliwość obiektywnej oceny. Po
długich rozważaniach i męczących rozmyślaniach dokonałem
bilansu korzyści i strat. Doszedłem do wniosku, że
w żadnym przypadku nie da się zatrzymać postępu w nauce.
Trzeba więc kontynuować badania. Skupić należy się
jednak na znalezieniu takich sposobów zabezpieczenia
tajemnic związanych z projektem aby nic nie dostało się
w niepowołane ręce. Uspokoiłem się i postanowiłem pomyśleć
w jaki sposób można by przekonać wszystkich za-72
trudnionych w pracach nad projektem do słuszności tych
badań. Miałem nadzieję, że wkrótce wpadnę na pomysł,
jak to zrobić. Miałem już zarysy pomysłu ale wymagało
to jeszcze przemyślenia. Przede wszystkim nie mogłem
zdradzić Ann żadnych szczegółów.73
ROZDZIAŁ VI
Upłynęło dość długo czasu, zanim mogłem porozmawiać
z Ann. Nie zmarnowałem tego czasu. Wiedząc już,
co nieco o Projekcie, byłem pewny, że nic złego mnie
nie spotka. Mówiąc „mnie” ciągle myślałem o sobie jako
o człowieku a nie jego kopii. Byłem bowiem przekonany,
że prędzej czy później powrócę do swojego ciała i uda się
uruchomić mój mózg. Wiedziałem, że jest to tylko kwestią
czasu. Pytanie tylko, jak długo mogło to potrwać? Tego
niestety nie wiedział nikt. Widząc jednak zaangażowanie
Ann i pozostałych specjalistów, wiedziałem, że zrobią oni
wszystko, by nie trwało to długo. Miałem co prawda niewielkie
obawy czy wszystko uda się w pełni i czy będę takim
samym człowiekiem jak przed zawałem. Wierzyłem
jednak w Ann. Bardzo mi się podobała jako kobieta, a ja
pięknym kobietom wierzyłem bez zastrzeżeń. Ktoś może
powiedzieć, że jest to z mojej strony skrajna naiwność, ale
taki byłem i nic nie jest w stanie tego zmienić. Chyba tylko
Ann mogłaby coś pomajstrować w moim mózgu, ale wtedy
musiałbym przed nią przyznać się do mojej naiwności.
Tego jednak nie chciałem. Dotychczas nie spotkało mnie
nic specjalnie złego ze strony kobiet i chciałbym, aby tak
zostało. Majstrowanie w moim mózgu w tym obszarze mogłoby
się skończyć nieciekawie. Tak więc postanowiłem
nie poruszać tego tematu w rozmowach z Ann. Miałem
również pewien pomysł jak skłonić sceptycznych w sprawie
Projektu do pełnego zaangażowania się w badania. 74
Nie chciałem jednak wszystkiego zdradzać od razu. Był to
również pewnego rodzaju test sprawdzający, czy rzeczywiście
Ann jak twierdziła mogła kontrolować moje myśli.
Miałem co do tego duże wątpliwości, dlatego chciałem ją
po prostu sprawdzić. Wiedziałem, jak zależy jej na Projekcie.
Jeśli więc będzie wiedzieć o czym myślę, zacznie natychmiast
realizować mój pomysł. Jeśli jednak w najbliż-
szym czasie nic nie będzie się działo, to będzie znaczyć że
po prostu blefowała. Tak czy inaczej, muszę poczekać aż
moja świadomość zostanie przeniesiona do wisiorka. Ann
mówiła, że będzie to wkrótce, najwyżej za kilka dni. Jednak
w mojej ocenie minął już przynajmniej tydzień a Ann nie
pokazywała się. Trochę mnie to denerwowało, ale tłumaczyłem
sobie zwłokę jakimiś problemami technicznymi
związanymi z umieszczeniem mojej świadomości w tym
wisiorku. Minęło jeszcze kilka dni, kiedy poczułem znane
mi wibracje połączone z błyskami i różnymi szumami. By-
łem pewny że zaraz odzyskam zdolność porozumiewania
się z otoczeniem i miałem rację. Po kilku chwilach zobaczyłem
przed sobą uśmiechniętą twarz Ann. Był to jeden
z najpiękniejszych widoków jakie doświadczyłem w życiu.
A Ann? Była coraz piękniejsza. Swoją drogą, jak ona
to robiła? Może korzystała z prowadzonych tu eksperymentów.
Może tradycyjne gabinety kosmetyczne zamieni-
ła na laboratorium. Może. Ale cóż to ma do rzeczy. Ważny
jest efekt a ten był porażający. Znowu poczułem ogromne
pożądanie. Przez chwilę zapomniałem, że nie mam cia-
ła tylko świadomość i chciałem natychmiast, nie bacząc
na nic, posiąść ją choćby na oczach wszystkich. Tak silne
było to pragnienie. Nigdy dotychczas nie doświadczyłem
czegoś podobnego. Nie widziałem, dlaczego tak się dzieje.
Czy ktoś coś majstrował w moim mózgu, czy podczas 75
kopiowania została nadmiernie pobudzona moja strefa
erogenna. Kwestia ta nie była dla mnie ważna, czułem bowiem,
że zbliża się orgazm. Tak się stało. W jednej chwili
wszystko zawirowało i gdzieś odpłynęło. Ogarnęło mnie
takie błogie uczucie jakiego nigdy jeszcze nie doznałem.
Przez dłuższą chwilę nie byłem zdolny do myślenia i postrzegania
czegokolwiek. Po chwili, kiedy fala niespotykanej
przyjemności zaczęła opadać, dostrzegłem przed sobą
jakiś ruch. Zobaczyłem zaniepokojoną twarz Ann i innych
osób wpatrujących się w ekran za którym się znajdowa-
łem. Ann dopytywała się ciągle co się stało. Nikt nie mógł
odpowiedzieć na to pytanie. Kilka osób stukało w klawiatury
komputerów i w różne przyciski próbując przywrócić
możliwość komunikacji ze mną. Kiedy odzyskałem pełną
świadomość, uśmiałem się serdecznie. Uświadomiłem sobie,
że nikt poza mną nie wiedział co się stało. Otrzyma-
łem dowód, że sfera erogenna nie podlega żadnej kontroli.
Było mi to bardzo na rękę. Ucieszyłem się jak dziecko, że
w pewnym stopniu wprowadziłem w błąd takich specjalistów.
W następnej chwili pomyślałem natychmiast o Ann
i zaczynałem wyobrażać sobie różne sytuacje erotyczne.
Domyślałem się, że ona nie jest świadoma, że uczestniczy
w moich fantazjach seksualnych. Zastanawiałem się, czy
w każdej sytuacji wymyślonej przeze mnie, Ann nie bę-
dzie niczego świadoma. Miałem nadzieję sprawdzić to w
najbliższym czasie. Teraz jednak musiałem wrócić do rzeczywistości.
Zebrałem się w sobie i powiedziałem.
– Witaj Ann, co się dzieje? Dlaczego dzisiaj tak długo
trwa przywracanie mojej świadomości do możliwości
normalnej komunikacji.
– No, nareszcie – powiedziała. – Bałam się, że coś uległo
awarii. Wydaje się jednak, że sytuacja jest opanowana. 76
Bardzo się cieszę Mark. Mam dla ciebie bardzo dobre wie-
ści. Za chwilę co prawda znowu będziemy musieli wyłą-
czyć twoją świadomość, ale mam nadzieję, że będzie to już
ostatni raz. Nasi specjaliści wszystko dokładnie sprawdzili.
Zaraz zaczną przenosić twoją świadomość do tego oto
wisiorka.
To mówiąc pokazała mi go. Spodobał mi się. Uświadomiłem
sobie, że od tego momentu ten wisiorek będzie na
długi czas moim domem. Miałem trochę obaw jak to bę-
dzie funkcjonować w praktyce, ale nie dane mi było zastanowić
się nad tym.
– Posłuchaj Mark – odezwała się Ann. Zmarnowaliśmy
już dzisiaj sporo czasu. Wszystkim nam zależy na jak najszybszym
„uruchomieniu” wisiorka. Tak więc spotykamy
się na moim biuście.
Zaśmiała się głośno. Wydawało mi się, że słyszałem
tam jakby pewną nutkę zalotności. Ale chyba mi się zdawało.
Tym bardziej, że pozostali również wybuchnęli
śmiechem.
– W każdym razie Mark, widzimy się niebawem. Miłych
snów – powiedziała – i znów zapanowała ciemność.
Wbrew moim obawom niezbyt długo przebywałem
w ciemności. Trwało to tylko jakieś dwa dni. Później poczułem
znajome drżenie a po chwili błyski i szumy. Dość
szybko odzyskałem zdolność widzenia i słyszenie. Jedyne
co było inne to perspektywa, z której patrzyłem na otoczenie.
Ucieszyłem się bardzo, bo byłem pewny, że wszystko
poszło tak jak było planowane. Zdziwiłem się tylko, że
nie widziałem Ann. To nie było normalne. Przecież od zawsze,
kiedy odzyskiwałem możliwość nawiązywania kontaktów,
pierwsze co zobaczyłem, to była Ann. Teraz było 77
inaczej. Jej nie było. Poczułem coś na kształt strachu. Nagle
usłyszałem jej głos.
– Mark, wszystko poszło dokładnie tak, jak zaplanowaliśmy.
Myślę, że ty też będziesz zadowolony.
Ponieważ nie odzywałem się, Ann z nieukrywanym
niepokojem zapytała:
– Mark co się dzieje? Przecież wszystko powinno być
dobrze. Powiedz coś.
– Witaj Ann. Nie wiem czy wszystko jest dobrze. Widzę
i słyszę wszystko z wyjątkiem ciebie powiedziałem. Ann
roześmiała się.
– Zapomniałeś, że przenieśliśmy twoją świadomość do
wisiorka. Czy tak?
– Pamiętam, ale to nie zmienia faktu, że cię nie widzę.
Ann znowu roześmiała się. – Chyba straciłeś zdolność logicznego
myślenia. Będę musiała przywrócić ją tobie za
pomocą lustra.
– Przepraszam, czego? – Zapytałem.
Jednocześnie pomyślałem, że to z myśleniem Ann jest
coś nie tak. O czym ona mówi, jakie lustro? Ann odezwała
się.
– Oj Mark, pomyśl. Wcześniej spoglądałeś na świat poprzez
ekran urządzenia, które było umocowane na trwałe
do podłoża. Twoje pole widzenia siłą rzeczy było ograniczone.
Czy to rozumiesz?
– Oczywiście, odpowiedziałem. Czy ty sugerujesz że
jestem jakimś niedouczonym matołem? Chcesz mnie obrazić.
– Nie unoś się – odpowiedziała. Niczego nie sugeruję.
Chciałam tylko powiedzieć, że skoro teraz tkwisz w wisiorku,
który ja noszę na moich piersiach, to chyba oczywistym
jest, że nie możesz mnie widzieć. 78
Zamurowało mnie. Jasny gwint, ale się zbłaźniłem. Nie
wiedziałem, co powiedzieć. Wykrztusiłem tylko:
– Przepraszam cię.
– Nie ma sprawy – odpowiedziała. – Nie miałem zamiaru
poddawać w wątpliwość twojej inteligencji. Ja też
ostatnio popełniłam wiele gaf. Usprawiedliwia nas tylko
jedno. Waga tego, co udało się nam osiągnąć. Mark pomyśl,
jakie to ważne. Nie mogę wyobrazić sobie, co będziemy
mogli jeszcze razem zrobić. Jak wiesz twoja pomoc w tych
eksperymentach będzie nieodzowna. Proponuję dać nam
trochę czasu na przemyślenie planów na przyszłość. Teraz
oddamy się testowaniem możliwości, jakie ukryte są
w tym wisiorku. Mark teraz będziesz towarzyszyć mi prawie
przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Będziesz
widział i wiedział prawie wszystko, co robię. Oczywiście
w niektórych sytuacjach będę cię wyłączać. Osoby, z któ-
rymi będę się spotykać, nie będą mieli świadomości, co
mieści się w tym wisiorku. Tak więc Mark zabiorę cię
w mój świat. Czy masz pytania?
Oczywiście, że miałem i to dużo. W tej chwili jednakże
nic specjalnego nie przychodziło mi do głowy.
– Na razie jestem zbyt oszołomiony tym wszystkim co
tutaj się dzieje, powiedziałem. Myślę, że teraz będę mógł
zadawać ci pytania bezpośrednio w trakcie trwania eksperymentu.
Jak rozumiem teraz będę mógł uczestniczyć
we wszystkich czynnościach, w których również ty bę-
dziesz uczestniczyć. Czy tak? – zapytałem.
– Prawie we wszystkich – odpowiedziała Ann. Rozumiesz,
że są sytuacje, w których będę musiała cię „wyłą-
czyć”.
– W jakich? – zapytałem. 79
– Mark, no co ty? Nie chcesz chyba powiedzieć, że
chciałbyś być obecny we wszystkich sferach mojego życia
intymnego, prawda?
Poczułem się jak małolat przyłapany na podglądaniu.
Przez chwilę nie wiedziałem co powiedzieć. Prawdę mó-
wiąc w pewnych sytuacjach chciałbym być przy niej.
– Nie oczywiście, że nie. Co ja bredzę. Co się ze mną
dzisiaj dzieje? To chyba przez emocje związane z udanym
eksperymentem. Ann oczywiście rozumie, to powiedzia-
łem. Myślę że za dużo zwaliło się na mnie i dlatego sprawiam
wrażenie, jakbym nie wiedział co mówię.
– W porządku – powiedziała Ann. Wszyscy dzisiaj
zachowujemy się trochę dziwnie. Mam nadzieję, że jak
ochłoniemy wszystko wróci do normy. – Teraz ty – zwró-
ciła się do mnie – na razie obserwuj wszystko dokładnie.
Musimy ustalić pewne zasady współpracy. Jak wiesz nikt
nie wie, że twoja świadomość znajduje się w wisiorku,
który noszę na piersiach.
– Oczywiście, że wiem – powiedziałem.
– Więc tak ma zostać – powiedziała Ann. – W związku
z tym, pamiętaj, że pod żadnym pozorem nie będziesz
mógł się odezwać, gdy ktoś będzie znajdować się w pobli-
żu. Poza tym tylko ja będę decydować o tym, kiedy będę
cię „włączać” i „wyłączać”. Czy to jest jasne?
Mimo że nie bardzo odpowiadał mi taki układ, nie mia-
łem wyjścia. Musiałem powiedzieć „tak”.
– No, skoro rozumiemy się, możemy przystąpić do
przeprowadzania testów.
– Dobrze – odpowiedziałem.
– Od czego zaczynamy? 80
– Na razie tylko od obserwacji. Będę zabierać cię wszę-
dzie tam, gdzie będzie to konieczne lub tam, gdzie będę
chciała pokazać ci coś ciekawego.
– Od czego więc zaczniemy?
– Od pójścia na kawę do naszej kawiarenki. Tam poznasz
większość z moich współpracowników.
– Dobrze – powiedziałem. – Idźmy więc.
Byłem bardzo ciekawy tego, co będzie się działo w najbliższym
czasie. Ann powiedziała:
– Pamiętaj o naszych ustaleniach.
Podniosła się z krzesła, na którym siedziała i poszła
w głąb jednego z kilku korytarzy. Poczułem się bardzo
dziwnie. Każdy krok Ann, powodował ruszanie się wisiorka,
a co za tym idzie ja również poruszałem się tak samo.
To było niesamowite. Wydawało mi się, że wszystko w ko-
ło się kiwa. Miałem zawroty głowy i czułem się tak, jakbym
miał za chwilę zwymiotować. Powiedziałem to Ann.
– To minie – odpowiedziała. – Musisz przyzwyczaić
się do nowej sytuacji. Twój mózg reaguje tak, jakbyś miał
ciało. Musisz przekonać go że jest inaczej. Mówiąc wprost
musisz go oszukać. Kiedy to ci się uda, nie będziesz do-
świadczać żadnych przykrych odczuć.
Miała rację. Muszę oszukać moją świadomość. W taki
sposób, żeby do mojej podświadomości traiła informacja,
że nic niezwykłego się nie dzieje. Nie było to niestety takie
proste. Oszukać świadomość nie jest tak łatwo. Wymaga
to systematyczności w przekonywaniu świadomości, że
to co odczuwa nie jest prawdziwe. Poza tym wymagało to
skupienia i koncentracji a przede wszystkim czasu. Tego
ostatniego miałem pod dostatkiem. Byłem więc dobrej
myśli, że wszystko się uda. 81
Przekonywać moją świadomość będę wtedy, kiedy
Ann mnie „wyłączy”. Na razie jednak muszę znosić te niezbyt
przyjemne odczucia. Miałem nadzieję, że myślenie
o poznaniu rzeczy dotychczas dla mnie niedostępnych
zniweluje je. Byłem przekonany, że szybko przekonam
moją świadomość, albo po prostu przyzwyczaję się. Jedna
i druga opcja bardzo mi odpowiadała, więc przestałem
się tym przejmować. Dziwnie się czułem, kiedy wisząc na
szyi Ann, a tak naprawdę leżąc na jej piersiach, przemieszczałem
się z nią po tych korytarzach i pomieszczeniach.
Dawno nie doświadczyłem takiej przyjemności. Nie mia-
łem przecież ciała, a odczuwałem wszystko tak, jakbym
je miał. Wszystko docierało do mnie tak samo jak kiedyś.
Czułem się bardzo dobrze. Byłem prawie w euforii. Razem
z Ann dotarliśmy do dużego pomieszczenia. Wyglądało to
na połączenie sali konferencyjnej z kawiarnią. W istocie,
jak później się przekonałem, pełniło taką funkcję. Był to
bardzo dobry pomysł. W tym pomieszczeniu wszyscy pracujący
przy projekcie naukowcy mogli dyskutować o efektach
ich pracy. Jednocześnie, bez zbytniej straty czasu
mogli napić się czegoś czy zjeść jakiś posiłek. Z początku
z ciekawością przysłuchiwałem się prowadzonym tu dyskusjom.
Nie trwało to jednak długo. Szybko zorientowa-
łem się, że nie rozumiem zbyt dużo z tego, co oni mówili.
Wachlarz tematów był bardzo duży. Poza tym często poruszano
takie szczegóły, że naprawdę nie wiedziałem o co
chodzi. Bardzo szybko znudziłem się tą sytuacją. Chcia-
łem nawet poprosić Ann, aby wyłączała mnie w takich
sytuacjach. Szybko jednak zrezygnowałem z tego pomysłu.
Nie chciałem, aby Ann robiła to automatycznie kiedy
uzna, że to może mnie nie interesować. Chciałem bowiem
wiedzieć jak najwięcej. Przecież część z omawianych tutaj 82
propozycji dotyczyła bezpośrednio mnie. Nie mogłem tego
przeoczyć. Męczyłem się tak przez kilka dni. Ann w tym
czasie uczestniczyła intensywnie we wszystkich pracach
związanych z wdrażaniem Projektu i wieczorem nie mia-
ła siły na rozmowy ze mną. Ja również byłem zmęczony ta
nową dla mnie sytuacją. Zacząłem się już przyzwyczajać
do funkcjonowania poza moim ciałem. Powiem więcej.
Zaczynało mi się to podobać. Po kilku dniach, kiedy nerwowość
związana z testowaniem wisiorka trochę opadła,
Ann powiedziała, że teraz nadszedł czas na dokładnie zaplanowanie
wszystkich czynności, które mamy wykonać.
Wieczorem po zakończeniu pracy Ann zdjęła wisiorek i
położyła go na stoliku. Zapytałem dlaczego to robi. Usiadła
obok stolika i powiedziała:
– Z prostego powodu Mark. Łatwiej będzie się nam rozmawiać,
gdy będziemy mogli wzajemnie się widzieć.
Rzeczywiście miała rację. Po raz kolejny uświadomi-
łem sobie, że z moim logicznym myśleniem jest coś nie
tak. Ann, jakby odgadując to o czym myślę, powiedziała:
– Nie przejmuj się. Dla ciebie jest to przecież zupełnie
nowa sytuacja. Prawdę mówiąc, jestem pełna podziwu dla
ciebie. Nie wiem, czy ktoś inny mógłby sobie tak doskonale
radzić z tym wszystkim tak dobrze jak ty. Powiem więcej.
Ja również nie wiem jak bym zareagowała na to wszystko
z czym ty musisz się zmagać. Nie martw się więc na zapas
tylko zbieraj siły na dalsze prace nad Projektem.
No no, tego się po niej nie spodziewałem. Moje poczucie
własnej wartości znacznie wzrosło. Po tych słowach
nabrałem większej ochoty na uczestniczenie w doświadczeniach.
Byłem nawet gotowy wsłuchiwać się uważniej
w to, co mówią uczestnicy codziennych narad. Okazało
się, że raczej nie będzie takiej potrzeby. Ann powiedziała, 83
że najbliższe dni będziemy spędzać w laboratorium w któ-
rym znajduje się moje ciało. W zależności od tego, co tam
usłyszymy, podejmie decyzję co będzie robić później. Do
Laboratorium udaliśmy się następnego dnia. Dziwnie się
czułem spoglądając na swoje ciało które znajdowało się
w dużym szklanym cylindrze. Było częściowo zanurzone
w jakimś płynie. W różne miejsca przyczepione były do
niego przewody i rurki. Wszystko, co działo się w mym
ciele, rejestrowane było na kilku urządzeniach i pokazywane
na ekranach i wykresach. Ann odszukała kierownika
Laboratorium i poprosiła go o dokładne sprawozdanie
z wyników przeprowadzanych tutaj eksperymentów. Zobaczyłem
coś jakby zaskoczenie na twarzy tego naukowca.
Uniósł brwi w geście zdziwienia i powiedział:
– Jak sobie pani życzy. Co prawda na bieżąco informuję
panią o wszystkich naszych poczynaniach, ale skoro chce
pani usłyszeć o wszystkim bezpośrednio ode mnie, jestem
do dyspozycji.
– Proszę nie traktować tej prośby jako braku zaufania
do pańskich raportów. Ja po prostu chcę usłyszeć to jeszcze
raz, tyle że z pańskich ust.
Mówiąc to Ann uśmiechnęła się tak, że żaden mężczyzna
na świecie nie byłby w stanie odmówić żadnej z jej
próśb.
– Tak oczywiście, ma pani rację. Ja tak nie myślałem,
nie śmiałbym. Przecież pani wie.
Mówiąc to spuszczał oczy, jąkał się i chrząkał. Zauwa-
żyłem że również zarumienił się. Zrozumiałem jaką moc
posiadała Ann. Jak uśmiechając się mogła z mężczyznami
zrobić dosłownie wszystko. Nagle olśniło mnie. Wiedzia-
łem już co trzeba zrobić by przekonać niezdecydowanych
naukowców do większego zaangażowania się w Projekt. 84
Byłem już pewny, że pozbędą się oni swoich wątpliwo-
ści. Ucieszyłem się, że nie będę musiał męczyć się nad
znalezieniem sposobu na pokonanie wątpliwości niektó-
rych naukowców co do celowości prowadzonych badań.
Rozwiązanie nieświadomie podpowiedziała mi Ann. Z
początku chciałem powiedzieć jej o tym natychmiast. Ponieważ
w tej chwili rozmawiała ona o wynikach prowadzonych
badań, postanowiłem trochę poczekać. Zresztą
i tak zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami nie mogłem
się odezwać. Nasza tajemnica dotycząca wisiorka mogłaby
się wydać. Pomyślałem sobie jednak, że Ann mogłaby
zwrócić się do techników, aby zainstalowali taki system,
który pozwoliłby mi skontaktować się z Ann w sytuacjach
awaryjnych. Miało by to działać tak, aby nie zwracać niczyjej
uwagi. Sądziłem, że nie będzie to stanowiło jakiegoś
większego problemu. Teraz mogłem w spokoju przysłuchiwać
się temu, co mówił kierownik Laboratorium. Z
początku nie było to dla mnie zbyt interesujące. Omawiał
szczegóły techniczne tego, co ostatnio tutaj robiono. Po
chwili jednak zaczął omawiać sprawy związane bezpo-
średnio z moim ciałem. Wytężyłem słuch. Dowiedziałem
się, że moje ciało jest w doskonałym stanie. Wszystkie
jego komórki są odżywiane prawidłowo. Każdy narząd
pracuje bez zarzutu. Aktualnie trwają prace nad odmłodzeniem
wszystkich jego komórek. Dowiedziałem się też,
że teoretycznie jest to możliwe. Problem polega na tym,
aby zmusić komórki do ponownego wytwarzania nowych
organów. Kierownik powiedział, że mają już dokładnie
opracowany plan, jak to zrobić. Zauważyłem, że ta informacja
bardzo poruszyła Ann.
– Co więc stoi na przeszkodzie – spytała. 85
– Jeden drobiazg – zaśmiał się kierownik. – Musimy
uruchomić mózg znajdujący się w tym ciele. Co prawda
wykazuje on pewne oznaki życia ale nie do końca.
– Co zamierzacie zrobić? – zapytała.
– Niestety wszystkie próby podjęte dotychczas nie
przyniosły oczekiwanych wyników. Ten problem mogą
rozwiązać tylko naukowcy pracujący pod pani kierownictwem.
Myślę o zespole, który zajmuje się kopiowaniem
ludzkiej świadomości.
– Tak, ma pan rację. Nie jest to jednak takie proste, jak
pan wie – odpowiedziała.
– Niektórzy naukowcy mają zbyt dużo zastrzeżeń
etycznych. Dostrzegają więcej zagrożeń związanych z tymi
badaniami niż korzyści.
– Tak, wiem o tym.
– Przyzna pani jednak, że nasza rola na tym etapie jest
zakończona. My jesteśmy gotowi w każdej chwili rozpocząć
dalsze prace, gdy tylko włączą się do nich uczeni
z pani zespołu.
Ann posmutniała.
– Mam pełną świadomość tego, o czym pan mówi. Obiecuję,
że zrobię wszystko, by współpraca naszych zespo-
łów zaczęła się jak najszybciej i zakończyła się sukcesem.
Będziemy w kontakcie.
Odwróciła się i wyszła z laboratorium. Była bardzo
smutna. Chciałem ją pocieszyć, ale ona bez ostrzeżenie
wyłączyła mnie. Byłem wściekły jak nigdy dotąd. Jak ona
mogła mnie wyłączyć? Miałem dla niej taką wspaniałą
wiadomość. Znalazłem przecież rozwiązanie, a ona nie
chciała ze mną rozmawiać. Dopiero po kilku dniach raczyła
mnie włączyć. Gdy zapytałem, dlaczego nie chciała
ze mną rozmawiać i co robiła w tym czasie, kiedy byłem 86
wyłączony, popatrzyła na mnie tak jakoś dziwnie i odpowiedziała:
– Uwierz mi, nie chciałbyś wiedzieć. Nic więcej nie uda-
ło mi się z niej wyciągnąć. Byłem bardzo zły. Pomyślałem,
że skoro nie chce mi nic powiedzieć, to ja również odpłacę
jej tym samym. Postanowiłem nie mówić jej nic o moim
pomyśle. Niech trochę się pomartwi. Nie tak umawialiśmy
się. Miała przecież zabierać mnie wszędzie z sobą i informować
o wszystkich badaniach, nad którymi tutaj pracowano.
Ona złamała zasady które sama ustaliła. W końcu
i tak będę jej musiał jej o wszystkim opowiedzieć ale dopiero
jak minie mi złość.
Następne dni były jakieś dziwne jeśli chodzi o nasze
wspólne relacje. Ann wyczuwała, że coś jest nie tak. Pytała
nawet kilka razy, co mi jest ale zawsze odpowiada-
łem, że wszystko jest w najlepszym porządku. Oboje wiedzieliśmy,
że tak nie jest. W końcu Ann nie wytrzymała i
opowiedziała mi co robiła w ostatnich dniach. To co usłyszałem
zszokowało mnie. Ann powiedziała, że po tym co
usłyszała od kierownika Laboratorium zupełnie się załamała.
Zdała sobie sprawę z tego, że nie ma pomysłu jak
przekonać niektórych naukowców do Projektu. Bez ich
pełnego zaangażowania i przekonania, że to co robią jest
właściwe, dalsze badana nie będą miały sensu. Powiedzia-
ła, że wbrew swoim zasadom wyszła z laboratorium i poszła
po prostu w miasto. Wstąpiła do jakiejś knajpy. Było
tam wielu ludzi, którzy bawili się doskonale przy głośnej
muzyce i dużej ilości alkoholu. Z początku chciała wyjść,
bo nie lubiła ani takich lokali ani głośnej muzyki, ani zbyt
dużej ilości alkoholu. Gdy odwróciła się, by opuścić ten
lokal, nagle wyrósł przed nią jak spod ziemi bardzo przystojny,
wysoki blondyn. Uśmiechnął się i powiedział: 87
– Skoro w tym lokalu pojawił się tak śliczny anioł, nie
pozwolę mu tak szybko odfrunąć. To mówiąc, wcisnął
do jej ręki szklaneczkę wina. – To jest czarodziejski płyn.
O nic nie pytaj. Wypij do dna, a później porywam cię do
tańca.
Ann dosłownie zamurowało. Jednak nie wiedząc dlaczego,
spełniła jego polecenie. Poczuła jakby ktoś uderzył
ją w głowę. Po chwili jednak odczucie to minęło. Całe napięcie
nagle odpłynęło. Chciała jak najszybciej zapomnieć
o wszystkich problemach związanych z pracą. Nagle poczuła
ogromną ochotę na tańce. Nie protestowała więc
kiedy nieznajomy poprowadził ją na parkiet. Dalej nie było
już tak dobrze. Nie pamiętała nic, co się z nią działo. Obudziła
się w tanim motelu poza miastem. Miała ogromnego
kaca. Wygrzebała się z pościeli i weszła pod prysznic. Usi-
łowała przypomnieć sobie, skąd wzięła się w tym pokoju.
Nie pamiętała również czy była tutaj sama, czy był jeszcze
ktoś. Nie mogła niestety nic sobie przypomnieć. W pewnym
momencie ogarnęła ją panika. Nie wiedziała nawet
jak się nazywa. Tego było już za wiele. Ubrała się szybko.
Zauważyła że jej sukienka nie była pierwszej świeżości. W
dodatku była poplamiona. Chciała jak najszybciej wszystko
wyjaśnić. Musiała dowiedzieć się przede wszystkim
kim jest. Zaczęła przeszukiwać pokój ale nie znalazła nic
co pomogło by jej przypomnieć sobie cokolwiek. Na stoliku
obok łóżka zauważyła złożoną kartkę papieru. Szybko
ją rozwinęła. Przeczytała. „Byłaś cudowna, ale na mnie już
czas. Zapłać w recepcji. Zabrałem ci trochę kasy. Chyba mi
się należało? W końcu napracowałem się przez ostatnie
trzy dni i noce. Pa. Może kiedyś wpadniesz jeszcze na łyk
tego czarodziejskiego napoju?” Cały świat zawirował. Z jej
głowy odpłynęła chyba cała krew. Tysiące myśli przelaty-88
wały przez jej głowę. O co tu chodzi? Jakie trzy dni, co ja
tutaj robiłam i z kim? Pora to natychmiast wyjaśnić. Szybko
udała się w kierunku widocznej w oddali recepcji. Kiedy
tam szła zauważyła, że kilka osób z personelu dziwnie
jakoś na nią spogląda. Usłyszała również, jak ktoś mówił
że od dawna nie wiedzieli takiego cyrku jaki odstawiła ta
spod trójki. Nagle uświadomiła sobie, że to ona była w pokoju
numer trzy. Przestraszyła się nie na żarty. Nie wiedziała
jak dowiedzieć się co się tutaj stało. Na szczęście
zanim cokolwiek powiedziała, jakiś człowiek zagrodził jej
drogę i powiedział:
– Jestem właścicielem tego motelu, proszę do mojego
biura.
Nie wróżyło to niczego dobrego, ale Ann nie miała wyj-
ścia. Posłusznie poszła za właścicielem do jego biura.
– Proszę pani, nie będę oceniać pani zachowania
w ostatnich dniach, bo nie taka jest moja rola. Proszę mi
tylko zapłacić za pobyt i wyrządzone szkody. Prawdę mó-
wiąc, nie chciałbym więcej gościć pani u nas.
Ann zamurowało. Czuła, że wydarzyło się coś, czego
z pewnością musiała by się wstydzić, gdyby wiedziała, co
zrobiła. Nie zapytała więc o wydarzenia minionych dni.
Spojrzała tylko na właściciela.
– Aha – powiedział. Pani rzeczy osobiste są w tym sej-
ie. Zachowała pani na szczęście tyle rozsądku, że posłuchała
pani rad mojego personelu, by tak zrobić. Nie wiem
co by się stało, gdyby ten typek, który ogołocił panią z ca-
łej gotówki, dobrał się do pani torebki. Miał wielką ochotę
na pani biżuterię a szczególnie na ten piękny wisiorek.
Na szczęście posłuchała pani naszej recepcjonistki, która
prawie siłą nie dopuściła do tego, aby ten typ z którym
pani przyszła ograbił panią ze wszystkiego. Strasznie się 89
awanturował. Dopiero groźba wezwania policji trochę go
uspokoiła. To, co usłyszała Ann prawie zwaliło ją z nóg.
Wykrztusiła tylko:
– Ja nic nie pamiętam.
– Nie dziwię się – wtrącił właściciel. – Po takiej ilości
alkoholu i jak przypuszczam również narkotyków nikt
niczego by nie pamiętał. W głowie Ann huczało. To, co
usłyszała było tak niedorzeczne, że nie mogła w to uwierzyć.
Nigdy wcześniej nie uczestniczyła w żadnym zdarzeniu
gdzie mogłaby stracić kontrolę nad tym co robi. Nie
chciała w to uwierzyć. Przecież w jej wypadku coś takiego
było niemożliwe. Po tym jednak, co usłyszała, zaczęła
mieć wątpliwości. Czuła się bardzo źle i zaczęło ogarniać
ją uczucie coraz większego wstydu. Nie wiedziała jeszcze,
co tak naprawdę się wydarzyło. Chciała wszystko wyja-
śnić, ale coś mówiło jej aby z tym jeszcze trochę poczekać.
Zamiast więc wypytać o wszystko właściciela motelu, powiedziała:
– Oczywiście zapłacę panu za wszystko. Proszę tylko
otworzyć ten sejf.
– Jak to? – Zapytał. Przecież to pani użyła własnego
kodu.
– O cholera – powiedziała Ann. – Niczego nie mogę sobie
przypomnieć. Proszę pana. Wracam teraz do pokoju.
Jak tylko przypomnę sobie kombinację szyfru, przyjdę do
pana i ureguluję należność.
Kierownik nie był zadowolony z takiego obrotu sprawy.
– Oby nastąpiło to szybko. W przeciwnym razie zawiadamiam
policję. Ma pani czas do wieczora.
– Dobrze – powiedziała Ann i poszła do swojego pokoju.
Później usiadła na łóżku i usiłowała sobie cokolwiek 90
przypomnieć. Jej próby nie przyniosły rezultatu. Wyczerpana
położyła się na łóżku i usnęła. Obudziło ją głośne
pukanie do drzwi. Zerwała się półprzytomna. Otworzyła
drzwi. W progu stał właściciel.
– No i co? – Zapytał. Przypomniała sobie pani cokolwiek?
Możemy otworzyć ten sejf?
Ann nie wiedziała, czego chce ten człowiek. Była zupeł-
nie oszołomiona. Powoli jednak docierało do niej, co się
dzieje. Zaczęła przypominać sobie jakieś cyfry. Nie wiedziała
co oznaczają ale domyśliła się, że jest to kombinacja
której użyła zamykając sejf.
– Idziemy – powiedziała i wspólnie z kierownikiem
udała się do jego biura. Sejf otworzyła bez trudu. Wyjęła
z niego swoją torebkę. Sprawdziła zawartość. Wśród wielu
rzeczy był tam telefon komórkowy portfel, karta bankomatowa
i jej osobista biżuteria. Nie chciała rozmawiać
z nikim. Zapytała tylko gdzie jest najbliższy bankomat.
– Pójdziemy razem – powiedział kierownik.
– Dobrze chodźmy – powiedziała Ann.
Kiedy kierownik wymienił kwotę, jakiej spodziewa się
od niej otrzymać, po raz drugi dzisiejszego dnia ugięły
się pod nią nogi. W pierwszej chwili chciała zaprotestować
ale zrezygnowała przypominając sobie zapowiedź
kierownika o ewentualnym powiadomieniu policji. Wypłaciła
żądaną kwotę i udała się do pobliskiej restauracji.
Założyła wisiorek. Dzięki temu mogłem znowu widzieć
i słyszeć wszystko. Zamówiła mocną kawę i zatopiła się
w myślach. Była zupełnie skołowana. Nie mogła uwierzyć,
że to co usłyszała mogło być prawdą. To było wbrew jej
zasadom. Nigdy nie zachowałaby się wbrew określonym
przez nią samą przekonaniom. Nigdy nie przekroczyłaby
granicy między dobrem a złem. Co się więc stało. Ogarnę-91
ło ją przerażenie. Umysł podsuwał jej tylko jedno wytłumaczenie.
„Tabletka gwałtu”. Miało to sens . Tylko po co?
Przecież dobrowolnie poszła do tego lokalu. Dość wyraźnie
dawała do zrozumienia, że nie ma nic przeciwko małemu
romansikowi. O co więc tu chodzi? Czyżby jej „adorator”
chciał ją tylko okraść? Czy jego postępowanie miało inne
podłoże? Jeśli chodziło tylko o kradzież, to pal licho. Stać
ją było na stratę takiej kwoty. W końcu zarabiała tak dużo,
że mogła pozwolić sobie na odrobinę szaleństwa, choćby
było by to „trochę” sprzeczne z jej zasadami moralnymi.
Nagle zaniepokoiła się. Jeśli jednak jest inaczej? Jeśli celem
tego typa nie był zwykły podryw i kradzież, to mogą
z tego wyniknąć niezłe kłopoty. „Muszę to sprawdzić zanim
opowiem o tym moim szefom”, powiedziała do siebie.
Takiej rozmowy chciała uniknąć za wszelką cenę. Dopiła
kawę i udała się do Laboratorium. Całe szczęście, że mając
nielimitowany czas pracy nie musiała się praktycznie
nikomu tłumaczyć. Należała do ścisłego kierownictwa.
Była wielokrotnie sprawdzana. Miała status pracownika
z uprawnieniami dostępu do największych tajemnic, więc
korzystała z dużej swobody poruszania się. Praktycznie
po całym świecie. Nikt nie sprawdzał jej kontaktów w życiu
prywatnym. Jeśli jednak to ostatnie wydarzenie było
zaplanowane przez konkurencję, mogła mieć poważne
kłopoty. Nie chciała jednak podnosić jeszcze alarmu. Postanowiła
jak najszybciej skontaktować się z szefem służb
specjalnych i opowiedzieć mu o wszystkim. Była pewna,
że wszystko zostanie w tajemnicy. Ten człowiek nie tylko
był jej przyjacielem, ale miał wobec niej duży dług
wdzięczności. Wyjęła telefon i zadzwoniła do niego. Tim,
bo tak miał na imię, bardzo się ucieszył że zadzwoniła
do niego. Miał nadzieję, że Ann zaprosi go na spotkanie 92
a może nawet na coś więcej. Oczami wyobraźni widział
już romantyczną kolację w dobrym lokalu a później?...
Ann szybko jednak wyprowadziła go z błędu. Kiedy powiedziała
mu tyle ile mogła przez telefon, zaklął brzydko
i powiedział, że wygląda to poważnie i wobec tego muszą
natychmiast się spotkać. Zaproponował małą kawiarenkę
na obrzeżach miasta.
– Będę za pół godziny – powiedział.
– Ja też – odpowiedziała Ann.
Na ustalone spotkanie postanowiła udać się pieszo. Po
około dwudziestu minutach dotarła na miejsce. Tima jeszcze
nie było. Zamówiła kawę i koniak. Była w strasznym
stanie psychicznym. Nie dość, że niczego nie pamiętała,
to jeszcze reakcja Tima na jej wiadomość uświadomiła jej
powagę sytuacji. Normalnie nie nadużywała alkoholu, ale
teraz musiała się napić. Szybko opróżniła zawartość kieliszka.
– No, no nie poznaję cię. Musiało cię coś nieźle wkurzyć
– powiedział Tim, który właśnie przyszedł.
– Witaj – odpowiedziała.
– Wybacz, ale zupełnie straciłam głowę. Nie wiem co
robić. Niewiele pamiętam z ostatnich dni i czuję się podle.
Boję się czy nie zrobiłam czegoś strasznego. Tim musisz
mi pomóc. Inaczej chyba zwariuję.
– Spokojnie Ann. Wiesz jak mi zależy na twojej przyjaź-
ni. Zrobię wszystko, aby wyjaśnić tą niewiarygodną sytuację.
Później wypytał ją dokładnie o wszystko. Opowiedziała
mu dokładnie, co działo się przez kilka poprzednich dni.
Oczywiście tylko to, co zapamiętała. Słuchał jej bardzo
uważnie. Czasami dopytywał o jakieś szczegóły. Chwilę
milczał. Po czym powiedział. 93
– Rzeczywiście nie wygląda to dobrze, ale nie możemy
zakładać najgorszego. Jest w tej historii kilka punktów
które wskazują na to, że to był przypadek. Nikt nie
mógł przecież przewidzieć, że nagle wbrew swoim zasadom
udasz się do nieznanego lokalu, by się upić. To niedorzeczne.
Teraz uspokój się. Postaraj przypomnieć sobie
jeszcze coś a ja uruchomię swoje kontakty, aby dowiedzieć
się prawdy. Prawdę mówiąc oboje wiemy, że jeśli była to
tabletka gwałtu, szanse na to że cokolwiek sobie przypomnisz
są zerowe. Jeśli byłaś obiektem napaści seksualnej
i kradzieży nie będzie tak źle. Wiem, wiem jak to brzmi.
Nie martw się jednak na zapas, powiedział widząc reakcję
Ann. Miałem na myśli że łatwiej będzie ci pogodzić się
z tym, jeśli nie będziesz świadoma tego co się wydarzyło.
– No tak – powiedziała Ann – jest to jakieś pocieszenie.
– Tim, a jeśli to konkurencja? – krzyknęła. Wiesz co
wtedy się stanie? Będę skończona nie tylko zawodowo,
ale będzie mi grozić odpowiedzialność karna.
Puściły jej nerwy. Skryła twarz w dłoniach i rozpłakała
się. Powtarzała:
– Co ja zrobiłam, co ze mną będzie. Co będzie z badaniami.
Ja tego nie przeżyję.
Tim przytulił ją mocno.
– Uspokój się. Wszystko będzie dobrze. Ja wszystko
sprawdzę. Teraz pójdziemy do mnie. Weźmiesz gorący
prysznic. Zadzwonisz do irmy, że nie będzie cię kilka dni.
Później pójdziesz do łóżka. Musisz wypocząć i odespać te
ostatnie dni. Przypuszczam, że dostałaś potężną porcję
jakiegoś narkotyku i przez kilka dni nie zmrużyłaś oka.
Wstań teraz. Zwiozę cię do domu. Nie wiem, kiedy wrócę.
Nie chcę działać oicjalnie, więc to może trochę potrwać. 94
Ty niczym się nie martw. Jeśli dojdziesz do siebie, możesz
do mnie zadzwonić.
W mieszkaniu Tim pokazał Ann, gdzie co jest.
– Teraz wychodzę. Czuj się jak u siebie.
To mówiąc wyszedł zamykając drzwi. Ann usiadła w
fotelu.
– I co ja mam teraz zrobić? – zwróciła się do mnie.
– Przede wszystkim nie martwić się na zapas i jak radził
ci Tim weź prysznic.
– Masz rację – powiedziała.
Po kąpieli wsunęła się pod kołdrę i natychmiast zasnę-
ła.95
ROZDZIAŁ VII
Spała do następnego rana. Kiedy obudziła się, wyglą-
dała na wypoczętą. Zapytałem natychmiast jak się czuje.
Chwilę myślała i powiedziała:
– Wiesz, chyba prawie dobrze. Nie mogę sobie wszystkiego
sobie przypomnieć, ale po rozmowie z Timem jestem
prawie pewna, że nie stało się najgorsze.
– Co masz na myśli?
– To, że nie zdradziłam żadnej tajemnicy związanej
z wykonywaniem mojej pracy.
– A reszta?
– No cóż, za błędy trzeba płacić. Prawda? – spytała.
Nie chciałem jej dobijać, choć moje zdanie w sprawie
ostatnich wydarzeń było inne. Powiedziałem tylko:
– Ann nie przejmuj się. Na pewno Tim wszystkiego się
dowie.
– Z pewnością, mruknęła. A tak swoją drogą to bardzo
przyzwoity człowiek. Poza tym zaczyna mi się podobać.
– Ej, powiedziałem. Nie za szybko? Dopiero co miałaś
niemiłą przygodę, a już myślisz o nowej.
Ann usiadła na łóżku i powiedziała.
– Próbuję poradzić sobie z tą sytuacją jak tylko potra-
ię. Jestem z tym zupełnie sama. Nie mogę nikomu się
zwierzyć. Przecież wiesz. Mam tylko ciebie i Tima. Komuś
muszę zaufać. Wybrałam Tima. Nie miałam wyboru. Jeśli
dodatkowo on mi się podoba, to co w tym złego? Nie oceniaj
mnie tak surowo Mark i nie krytykuj. Wystarczająco 96
zostałam ukarana za mój brak odpowiedzialności. Nie
wiadomo zresztą, jak to się w ogóle skończy więc skończmy
ten temat.
– Masz rację Ann. Przepraszam. Nie chciałem aby to tak
zabrzmiało. Chciałbym ci pomóc, tylko nie wiem jak.
– Wiem, wiem. Ja też nie jestem w pełni sobą. Wybacz
mi i nie mówmy już o tym dobrze?
– Dobrze, ale nie uciekniemy od tego tematu – powiedziałem.
Obiecuję jednak, że nie będę cię krytykować.
Może być?
– Tak oczywiście, może. Co mam teraz zrobić? Jak my-
ślisz?
– Zadzwoń do Tima – odparłem. – Może już dowiedział
się czegoś.
Ann wzięła telefon do ręki i wykręciła jego numer. Długo
nikt nie odbierał. Nie było połączenia. Po chwili otrzymała
wiadomość sms.
„Nie jest tak źle. Nie martw się. On chciał cię tylko wykorzystać
i okraść. Muszę go odnaleźć i zniechęcić do
krzywdzenia kobiet. Jestem na jego tropie. Myślę że odnajdę
go w ciągu dwóch dni. Pozdrawiam, Tim.”
Po przeczytaniu tego tekstu, Ann podskoczyła na łóż-
ku.
– Mark, jak się cieszę. Wiedziałam, że nie zdradziłam
żadnych tajemnic, zresztą jakoś sobie poradzę.
– Gdyby nie moje, delikatnie mówiąc, niestosowne zachowanie,
byłabym szczęśliwa.
– No właśnie – powiedziałem. Chciałem jeszcze coś dodać,
ale usłyszałem jej głos.
– Mark, Mark daruj sobie. Zrobiło mi się głupio. Przecież
przed chwilą obiecałem, że nie będę jej krytykować.97
– Wybacz mi Ann. Ja naprawdę nie chciałem ci dokuczyć.
Tyle ostatnio się wydarzyło. Martwiłem się o ciebie.
Zniknęłaś na kilka dni. Nie dawałaś znaku życia. Kiedy
odnalazłaś się, ucieszyłem się bardzo, ale nie ukrywam,
byłem również trochę zły. Stąd to wszystko. Postaram się
opanować.
– Dobrze już dobrze. Nie gniewam się – odparła. – Rozumiem.
Przecież to ja jestem winna temu całemu zamieszaniu.
Myślę, że jak Tim przyjdzie i wyjaśni nam wszystko,
to inaczej będziemy patrzeć na tę całą sytuację.
– Masz rację. Musimy czekać na Tima. A co z pracą?
Kiedy tam pójdziesz? – spytałem.
– Myślę że zdecyduję dopiero jak Tim wróci. Teraz nie
czuję się na siłach.
– W takim razie wykorzystajmy ten czas na odpoczynek.
Może po prostu wybierzemy się do parku.
– To dobry pomysł – stwierdziła Ann. – Znam tutaj kilka
miejsc w których można doskonale odpocząć. Jutro
tam się wybierzemy.
Jak obiecała, tak zrobiła. Z samego rana oświadczyła,
że na razie nie myśli o przeszłości. Teraz chce się zrelaksować
i wobec tego zabiera mnie do parku. Myślałem, że to
będzie taki zwyczajny park. Tymczasem Ann zaskoczyła
mnie zupełnie. Ten park przypominał raczej jakiś zaczarowany
ogród. Pełno było w nim cudownie kolorowych
kwiatów, jakich nigdy dotąd nie widziałem. Do tego pełno
egzotycznych drzew i krzewów o niespotykanych kształ-
tach. Wokół roznosiła się cudowna woń. Nie widziałem
jeszcze czegoś tak pięknego i nie czułem takich zapachów.
Do tego zewsząd słychać było świergot ptaków i odgłosy
zwierząt.
– Co to jest? – Spytałem. 98
– To jest jedno z moich ulubionych miejsc odpoczynku.
Tutaj rosną kwiaty, drzewa i krzewy z różnych zakątków
świata. Poza tym jest tutaj taki jakby mini ogród zoologiczny.
– Niebywałe. – Odezwałem się. – To wszystko znajduje
się przecież w środku dużego miasta.
– Ano tak.
– Dlaczego wobec tego nic o tym nie wiedziałem?
– Po prostu dlatego Mark, że nie wychodzisz na spacery.
Nie interesujesz się tym, co znajduje się w twoim
najbliższym otoczeniu. Siedzisz zbyt dużo w domu. Stąd
biorą się twoje kłopoty ze zdrowiem.
Dotarło do mnie że Ann ma całkowitą rację. Zrobiło mi
się głupio. Nie chodziło już o moje zdrowie. Każdy przeciętny
człowiek powienien wiedzieć nie tylko, co ciekawego
znajduje się w jego najbliższym otoczeniu, ale również
w miejscowości w której mieszka. Ja praktycznie nie wiedziałem
prawie nic. Postanowiłem to zmienić, jak tylko
odzyskam swoje ciało. Tymczasem chciałem przy pomocy
Ann dowiedzieć się jak najwięcej o moim mieście. Zapyta-
łem ją, czy moglibyśmy częściej wychodzić na takie spacery
i czy pokaże mi inne ciekawe rzeczy. Byłem pewny,
że chętnie się zgodzi. Tymczasem ona powiedziała, że nie
będzie to takie proste.
– Wiesz przecież Mark, że ja pracuję i to ciężko – powiedziała.
– Teraz wytworzyła się taka sytuacja, że musiałam
coś z sobą zrobić. Nie mogę jeszcze wrócić do normalnych
obowiązków, więc wybrałam właśnie taki sposób na przeczekanie.
Korzystaj więc z tego jak najwięcej. Kiedy wrócę
do pracy, takich okazji nie będzie zbyt wiele. Mam jednak
nadzieję, że te nasze wspólne spacery obudzą w tobie 99
ciekawość do poznawania nieznanych ci dotąd tajemnic
związanych z twoim miastem.
Ann miała rację. Muszę zmienić swoje nastawienie do
życia. Tymczasem nie chcę tracić czasu.
– Chodźmy więc.
Muszę przyznać, że były to jedne z najpiękniejszych
momentów mojego życia. Okazało się, że Ann nie tylko
dużo wiedziała, ale również potraiła w ciekawy sposób
podzielić się tą wiedzą. Przez następnych kilka dni chodziliśmy
na kilkugodzinne spacery. Zauważyłem, że dla Ann
były one również bardzo ważne. Wyciszyła się zupełnie.
Wydawało mi się, że zupełnie zapomniała o przykrych
przeżyciach z ostatnich dni. To dobrze. Musiała odciąć się
od nich i nabrać nowych sił do pracy. Czekały ją bowiem
nowe wyzwania.
Po kilku dniach, niespodziewanie zjawił się Tim. Przyniósł
piękny bukiet kwiatów. Wręczając go Ann, powiedział:
– Moja droga, skończyły się twoje kłopoty. Wiem, że
w twojej pamięci przeżycia ostatnich dni zostaną jeszcze
długo. Myślę jednak, że poradzisz sobie z tym. Jeśli pozwolisz,
chętnie ci w tym pomogę.
Twarz Ann rozjaśnił najpiękniejszy uśmiech jaki dotychczas
widziałem. Dotarło do mnie, że nie był to tylko
uśmiech zadowolenia, ale coś więcej. Ten uśmiech przeznaczony
był tylko dla Tima. Poczułem coś jakby ukłucie
w sercu. Nie miałem przecież ciała więc nie mogłem niczego
odczuwać. Jednak czułem. Zdałem sobie sprawę z tego,
że byłem po prostu zazdrosny. A to ukłucie? Sądzę że był
to znany w medycynie ból fantomowy. Zdarza się to dość
często, kiedy po amputacji np. kończyny pacjenci w dalszym
ciągu ją czują. Zastanowiło mnie jednak to, że ja to 100
odczuwam. Przecież ja byłem tylko kopią mojego mózgu.
Czyżby kopia potraiła samodzielnie myśleć? Muszę opowiedzieć
o tym Ann. Teraz jednak nie mogłem tego zrobić.
Po pierwsze byłem ciekawy co ma do powiedzenia Tim
a po drugie Ann była w takim stanie psychicznego podniecenia
że z pewnością nie mogłaby skupić się na tym,
co bym do niej mówił. Postanowiłem odłożyć rozmowę
na później. Ann zaparzyła kawę postawiła na stole ciasto
i butelkę czerwonego wina. Poprosiła Tima by usiadł na
kanapie i opowiedział jej wszystko co udało mu się dowiedzieć.
– Jak wiesz mam swoje metody, by znaleźć każdego
w każdym zakątku świata. Uruchomiłem wszystkie procedury.
Przyznam, że zrobiłem to trochę wbrew zasadom,
ale chodziło przecież o ciebie, Ann.
Zamilkł na chwilę. Wydawało mi się, że jego głos jakby
trochę zadrżał, a twarz jakby pociemniała. Może mi się
tylko tak wydawało. Może. Natomiast jeśli chodzi o Ann
to nie mogłem się mylić. Jej piękna twarz pokryła się rumieńcem,
a głos wyraźnie zadrżał, kiedy powiedziała:
– Wiem Tim, ale teraz proszę zacznij już opowiadać.
– Dobrze – odpowiedział. – Już po dwóch dniach namierzyłem
go w jednej z knajp kilkaset kilometrów od motelu
w którym był z tobą. Zaczęliśmy obserwację i zbieranie
informacji.
– My? – zapytała Ann. – Myślałam, że tylko ty wiesz
o tym, co się stało.
– Bez obaw, Ann. Mam kilku zaufanych ludzi, którzy
winni mi są przysługę. Ich dyskrecji jestem pewny. Zresztą
sam nic bym nie zdziałał.
– Trochę mnie uspokoiłeś – powiedziała Ann. – Opowiadaj,
co wydarzyło się później. 101
– Obserwacja trwała kilka dni. Okazało się, że to zwykły
oszust, wykorzystujący i okradający kobiety. Nie byłaś
niestety jedyną kobietą, która wpadła w jego sidła. Jest
on doskonałym psychologiem i znawcą kobiecej duszy.
Potrai się doskonale wczuć w rolę pocieszyciela. Kobiety
natychmiast czują się przy nim bezpieczne i poddają
się jego woli. To jest bezlitosny drań. Nie waha się przed
użyciem wszystkich środków, aby osiągnąć swój cel. Do
tego jeszcze zawsze wykorzystuje tabletki gwałtu. Chce
jak najszybciej okraść swe oiary. Kiedy dopnie swego, natychmiast
przenosi się w inne miejsce i zaczyna całą grę
od początku. Jest to ohydny typ. Niebezpieczny i bardzo
skuteczny w tym co robi. Ponadto jest bardzo sprytny.
Jego działalność mogła nigdy nie zostać odkryta. Miał jednak
pecha. Skrzywdził ciebie i traił na mnie. Przysięgłem
sobie, że go dorwę i poniesie zasłużoną karę.
– Co ty mówisz, Tim? Nie możesz z tym iść na policję.
Kiedy ta sprawa wyjdzie na jaw, będę skończona.
– Ann to nie tak – powiedział. – To oczywiste, że wszystko
musi pozostać w tajemnicy i pozostanie. Ten typ został
już ukarany.
Widząc przestrach na twarzy Ann, Tim powiedział.
– Nie nie, to nie to o czym myślisz. Uspokój się. On żyje
i mam nadzieję, że jeszcze bardzo długo będzie na tym
świecie. Musi bowiem odpokutować za krzywdy jakie
wyrządził kobietom. Uwierz mi, że on naprawi wszystko.
Przynajmniej jeśli chodzi o pieniądze, które ukradł swoim
oiarom. Sprawdź swoje konto. Masz na nim wszystko, co
ci ukradł plus rekompensatę za doznane krzywdy.
Ann natychmiast to sprawdziła przez internet. Jej twarz
wyrażała zdumienie. 102
– Dziękuję, ale ja nie chcę niczego więcej prócz tego, co
on mi ukradł.
– Ann nie rozumiem cię, ani większości kobiet. Przecież
zostałaś w podstępny sposób wykorzystana. Wybacz,
ale muszę powiedzieć to wprost. Zostałaś zgwałcona.
I co? Dobrze się z tym czujesz? Ten drań nie ma być
ukarany? Normalnie powinien zgnić w więzieniu. Jednak
w tej szczególnej sytuacji nie jest możliwe postawienie go
przed sądem. Musiałem wymyślić inny sposób, żeby go
ukarać. Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że mu wybaczasz
i zgadzasz się na to, aby dalej krzywdził inne kobiety. Ann
nie wierzę, że tak możesz myśleć.
– Nie, nie – powiedziała. – Oczywiście musi on ponieść
karę ale pomyślałam sobie co z pozostałymi oiarami.
Mnie zwrócił pieniądze a innym?
– Nie martw się – powiedział Tim. O wszystkim pomy-
ślałem. Okazało się że ten drań na tej swojej „działalności”
dorobił się sporego majątku. Do tego ma on niezwykły talent
do interesów. Zainwestował w kilka przedsięwzięć
i pomnożył wielokrotnie pieniądze uzyskane z tego ohydnego
procederu. Wyobraź sobie, że mimo posiadania wielomilionowego
majątku nie zrezygnował z wykorzystywania
kobiet. Ten człowiek nie zasługuje na litość. Chyba
zgodzisz się ze mną. Prawda?
– Po tym co usłyszałem, tak. Zasługuje na karę. Tylko
co można mu zrobić, kiedy nie chcemy postawić go przed
sądem.
– No właśnie. Jak myślisz, co było by najgorszą karą dla
tego drania?
– Noo, nie bardzo wiem.
– Ale ja tak. Otóż moja droga Ann. Taką karą jest pozbawienie
go całego majątku. 103
– No tak, ale jak to zrobisz? – spytała. Nie chcesz chyba
zabrać mu go siłą. Było by to przecież przestępstwo.
– Oczywiście, masz rację. Wyobraź sobie jednak, że on
zgodził się dobrowolnie wynagrodzić wyrządzone krzywdy
wszystkim oiarom a to, co pozostanie anonimowo
przekazać na cele charytatywne.
– Niemożliwe – powiedziała Ann. – Jak tego dokonałeś?
Przecież nikt dobrowolnie nie rezygnuje z takiego bogactwa.
– Rzeczywiście, dobrowolnie raczej nie. Trochę pomogliśmy
mu zrozumieć to czego się dopuścił. Nie chcę mówić
o szczegółach, ale po jego pobycie w naszych specjalnych
pomieszczeniach, w których przesłuchujemy różnych
przestępców, ten drań zgodził się na wszystko. Wiedział,
że gdyby nie dotrzymał tego do czego się zobowiązał, jego
życie stałoby się koszmarem. Jestem pewny, że nie będzie
nic kombinować. Jest w głębokiej depresji i niech tak zostanie.
Ważne, że wszystkie jego oiary otrzymają zadość-
uczynienie. Pomoże im to chociaż w części zrekompensować
cierpienia jakich doznały.
– Przekonałeś mnie, Tim. Nie będę więcej poruszać tego
tematu. Wydaje mi się że otrzymał wystarczającą karę.
– Też tak myślę, powiedział Tim. Teraz kiedy wszystko
już wiesz należy nam się trochę relaksu.
– Tak Tim – powiedziała Ann. – Jeśli możesz zrobić
sobie mały urlop, to może wybralibyśmy się do jakiegoś
uroczego zakątka, jak najdalej od tego miejsca, w którym
teraz jesteśmy.
Twarz Tima drgnęła. Widać było, że bardzo się ucieszył.
104
– Dobrze – powiedział. – Wpadnę na chwilę do mojego
biura, załatwię najpilniejsze sprawy, poproszę o kilka dni
urlopu i zaraz wracam. Zawahał się chwilkę i dokończył.
– Do ciebie Ann.
Ona po raz drugi dzisiaj zarumieniła się.
– Załatw wszystko. Ja zastanowię się, gdzie mogliby-
śmy pojechać.
Tim wyszedł, a Ann zajęła się sprawdzaniem, co mają
do zaoferowania biura podróży. Najwyraźniej znalazła
coś odpowiedniego, bo jej twarz zajaśniała uśmiechem.
Spojrzała na mnie i powiedziała:
– Chyba znalazłam to, o czym zawsze marzyłam. Mam
nadzieję że spędzę, najszczęśliwsze dni mojego życia.
– No to ja też się cieszę. Nareszcie będę mógł zobaczyć
coś innego niż ściany Laboratorium.
Ann ponownie spojrzała na mnie.
– Chyba nie myślisz, że zabiorę cię ze mną. Co to to nie.
Nie będziesz miał tej przyjemności aby nas podglądać.
– Szkoda – powiedziałem.
Szczerze mówiąc miałem ogromną ochotę zobaczyć
Ann w łóżku z Timem. Skoro jednak nic z tego nie wyjdzie,
zapytałem Ann, co będzie ze mną.
– Jak tylko wróci Tim zaprowadzę cię do Laboratorium
i zamontuję twoją świadomość w poprzednim urządzeniu.
Będziesz mógł tam przyglądać się pracom nad przywróceniem
twojego ciała do normalności.
Nie bardzo mi to odpowiadało, ale pomyślałem sobie,
że nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Spodziewałem
się usłyszeć wiele ciekawych rzeczy. Po chwili
wrócił Tim. Kiedy Ann powiedziała mu, gdzie chciałaby
pojechać, bez wahania zgodził się. 105
– Wobec tego załatw wszystkie formalności związane
z wyjazdem – powiedziała Ann. – Ja mam jeszcze kilka
spraw do załatwienia.
Po chwili wraz ze mną wyszła z pomieszczenia. Udaliśmy
się do Laboratorium, które tak dobrze znałem
i w którym tak długo zastanawiałem się, co się stało i co
ja tu robię. Ann przekazała wisiorek kierownikowi. Poprosiła
o zamontowanie go w poprzednim urządzeniu.
Poprosiła również, aby niczego przede mną nie ukrywali
i w razie potrzeby odpowiadali na wszystkie zadawane
przeze mnie pytania. Ann pożegnała się ze mną i wyszła.
Powiedziała jeszcze, że zobaczymy się tak szybko jak to
tylko będzie możliwe.
– Mam nadzieję, że nie będziesz się tu nudzić – dodała
i wyszła.
Technicy zajęli się montowaniem wisiorka do urządzenia.
Po chwili straciłem świadomość. Kiedy ją odzyskałem,
zobaczyłem twarz szefa tego Laboratorium. Zapytał, czy
wszystko w porządku i czy mam jakieś pytania. Odpowiedziałem,
że wydaje mi się, że wszystko jest w najlepszym
porządku.
– Jak będę potrzebować jakiś wyjaśnień to zapytam.
Teraz chciałbym po prostu obserwować co tutaj się robi.
– Dobrze – odpowiedział kierownik. – Ja wracam do
moich obowiązków – i zajął się sprawdzaniem jakiś wydruków.
Przez kilka następnych dni słuchałem, o czym mówili
zatrudnieni tutaj naukowcy i technicy. Z uwagą przyglą-
dałem się też wszystkiemu, co tutaj robiono. W zasadzie
nie było to nic ciekawego. Coś tam przeglądano w otrzymywanych
wydrukach, coś robiono przy różnego typu
urządzeniach. Po jakimś czasie stało się to dla mnie tak 106
nudne, że przestałem się tym interesować. Z niecierpliwością
czekałem na powrót Ann. Jednak kiedy szef tego
Laboratorium zapytał mnie czy mam jakieś pytania. Odpowiedziałem,
że tak. Zapytałem, czy może mi powiedzieć,
kiedy podejmą próbę pobudzenia mojego mózgu i
połączenia go z moim ciałem.
– Właściwie wszystko mamy już dokładnie przemyślane
– odpowiedział. – Musimy jeszcze przeprowadzić kilka
specjalistycznych testów. Jeśli zakończą się pozytywnie,
podejmiemy próbę przywrócenia cię do życia. Kiedy to
jednak nastąpi, nie wiem. Czekamy na decyzję centrali.
Kierownik, jak się okazało, nic konkretnego nie wiedział,
więc wypytywanie go nie miało najmniejszego sensu. Pozostało
mi czekanie na powrót Ann. Postanowiłem po-
święcić ten czas na dopracowanie pomysłu jak przekonać
niektórych uczonych do kontynuowania pracy nad Projektem.
Po kilku dniach Ann wróciła.
– Cześć – powiedziała do mnie. – Zaraz wyswobodzą
cię z tego starego sprzętu i wtedy porozmawiamy. Teraz
muszę porozmawiać z szefem tego Laboratorium. Tobą
zajmą się technicy.
Tak jak poprzednio na jakiś czas straciłem świadomość.
Kiedy ją odzyskałem, byłem już na swoim miejscu,
czyli w wisiorku zawieszonym na szyi Ann.
– Wróciłam troszkę później niż planowałam – powiedziała.
– Wcale się nie dziwię. Musiało być wam tam bardzo
dobrze skoro przedłużyłaś urlop.
– No niezupełnie. Na urlopie, cudownym zresztą, by-
łam tylko dwa dni. Wezwano mnie w trybie pilnym do
centrali. Tim też musiał gdzieś wyjechać. Jak więc widzisz 107
Mark, nie było tak dobrze jak ja oczekiwałam i jak ty sobie
wyobrażałeś.
– Fakt – powiedziałem. – Niezbyt dobrze to wyszło. No
dobrze, ale co dalej. Są jakieś nowe ustalenie w sprawie
próby przywrócenia mnie do normalnego życia?
– No właśnie – powiedziała. – W nauce dokonano nowych
odkryć. Powstały nowe teorie. Jak to wpłynie na
Projekt jeszcze nie wiem. Na razie wydałam polecenie
przygotowania wszystkiego do próby połączenie twojego
mózgu z ciałem. Na razie to wszystko. Kazałem być w gotowości
i czekać. My natomiast jutro wylatujemy do Stanów.
Konkretnie do Strefy 51. Więcej sama nie wiem.
– Hm, zapowiada się ciekawie – powiedziałem. Pewne
jest tylko to, że nic nie wiemy na pewno.
– To prawda – odpowiedziała Ann. Mam nadzieję, że
jutro coś się wyjaśni.
Nagle zadzwonił telefon. Ann odebrała i jej twarz poja-
śniała. Pojawił się na niej ten cudowny uśmiech, który już
nie raz widziałem. Idziemy do mojego pokoju. Przyjechał
Tim. Kiedy zamknęły się za nami drzwi jej pokoju ktoś
zapukał. Ann otworzyła. Na progu stał Tim z ogromnym
bukietem czerwonych róż. Zanim Ann cokolwiek zrobiła,
Tim powiedział:
– Kochanie, zabieram cię dzisiaj na romantyczną kolację.
Z twarzy Ann zniknął uśmiech.
– Co się stało? – Spytał Tim.
– Niestety nici z naszej kolacji. Jeszcze dzisiaj wylatuję
do Stanów. – Uprzedzając jego pytanie odpowiedziała.
– Niestety nie wiem na jak długo.
– A to pech. Kiedy spotkałem wreszcie kobietę mojego
życia, ona musi wyjechać.108
– To rzeczywiście niesprawiedliwie – odpowiedziała.
– Niestety nie można nic z tym zrobić.
– Szkoda, ale możemy chociaż wykorzystać te parę godzin
jak najlepiej.
– Obawiam się, że nie mamy czasu – powiedziała Ann.
– Muszę przygotować masę materiałów na spotkanie
z kierownictwem.
– Jak pech to pech – powiedział Tim i dodał – a może?
– Kochanie ani o tym nie myśl – odparła. – Naprawdę
nie mam czasu.
Tim popatrzył na Ann takim wzrokiem i zrobił przy
tym taką minę, że gdybym ja był kobietą, na pewno bym
mu uległ. Ann również nie mogła oprzeć się urokowi
Tima. Wciągnęła go do pokoju i zaczęła namiętnie całować.
Mówiła tylko „kochany kocham cię, kocham”. Tim nie
pozostawał jej dłużny. Zaczęli wzajemnie się rozbierać. Po
chwili stracili kontrolę nad tym, co robią. W końcu pozbyli
się ubrań i wylądowali w łóżku.
Działo się to tak szybko, że Ann zapomniała mnie „wy-
łączyć”. Dzięki temu mogłem wszystko widzieć i słyszeć.
Nie chciałem podglądać, ale mimo woli stałem się uczestnikiem
ich miłosnych poczynań. Po chwili ja również zacząłem
zatracać się w tym wszystkim. W miarę jak oni
się kochali, ja również zacząłem odczuwać podniecenie.
Z upływem czasu moje doznania stawały się coraz silniejsze.
Gdybym miał ciało, nic nie powstrzymało by mnie
przed spełnieniem. Te odczucia były tak realne, że nie mogłem
uwierzyć, że nie mając ciała mogłem doświadczać
czegoś tak pięknego. Po chwili Ann i Tim osiągnęli szczyty
rozkoszy. Ja również. Później odpoczywali jeszcze przez
kilka minut. Ich twarze jaśniały szczęściem. Prawie jednocześnie
powiedzieli: 109
– Szkoda, że to już koniec.
Obydwoje chcieli aby te chwile trwały wiecznie. Niestety
dopadła ich rzeczywistość. Z ogromną niechęcią
podnieśli się z łóżka i zaczęli ubierać. Zapewniali się
o wzajemnej miłości. Niestety musieli zająć się swoimi
zawodowymi obowiązkami. Zdobyli się jeszcze na jeden
namiętny pocałunek i Tim wyszedł. Poprosił tylko, aby
Ann dała mu znać jak długo jej nie będzie.
– Kochanie – odpowiedziała. – Wiem co czujesz, bo ja
czuję to samo. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby sta-
ło się to jak najszybciej.
– Wiem – odparł i wyszedł.
Po jego wyjściu Ann długo jeszcze siedziała na łóżku.
– To niesprawiedliwe – powiedziała.
Po jej policzkach popłynęły łzy. Chciałem ją jakoś pocieszyć
ale nie wiedziałem jak. Powiedziałem tylko:
– Nie martw się. Wszystko jakoś się ułoży.
Ann podskoczyła na łóżku. W jej oczach widziałem
przestrach.
– To ty wszystko widziałeś?
– Tak – powiedziałem. – Zapomniałaś mnie wyłączyć,
ale nie martw się. To było piękne. Dawno nie widziałem
takiej miłości. Tak kochających się ludzi.
Ann spojrzała na mnie smutno. Zorientowałem się, że
głupio to zabrzmiało. Nie wiedziałem jak z tego wybrnąć.
Powiedziałem tylko:
– Ann ja miałem na myśli wyłącznie więź duchową. Je-
śli odebrałaś to inaczej, przepraszam.
– Nie ma o czym mówić. Stało się. Zapomniałam. Ale
właściwie dlaczego mam się wstydzić miłości. Tego że kogoś
tak mocno kocham? Czy to coś złego? 110
– Nie Ann, to nic złego. To jest właśnie piękne i to chcia-
łem tylko powiedzieć. Cieszę się, że tak to odebrałeś. Przez
taki sposób myślenia stałeś się mi bardzo bliskim.
– Dziękuję Ann. Jesteś bardzo mądrą kobietą. Jeśli jednak
mamy wieczorem wylecieć do Stanów, chyba musisz
się pospieszyć.
– Masz rację. Zabieram się do pracy.
W kilka godzin Ann uporała się ze wszystkim i helikopterem
ratunkowym wystartowaliśmy z lądowiska zlokalizowanego
na dachu szpitala. Polecieliśmy do jakieś bazy
wojskowej. Tam czekał już na nas ogromny samolot. Po
wejściu na pokład zobaczyłem, że jest tam jakieś laboratorium,
w którym pracowało kilkanaście osób. W przedniej
części samolotu było kilkanaście foteli, takich jak w normalnym
samolocie. Prawie wszystkie miejsca były zajęte.
Okazało się, że Ann znała wszystkich. Po kilku chwilach
zapuszczono silniki i samolot wystartował do Europy.111
ROZDZIAŁ VIII
Lot przebiegał spokojnie, bez jakichkolwiek zakłóceń.
Ann rozmawiała ze swoimi znajomymi. Byłem bardzo
ciekawy tych rozmów. Szybko jednak znudziłem się. Z początku
wszyscy wszystkich pytali o pracę, o rodzinę i takie
tam. Było również trochę wspomnień. Po naukowcach
spodziewałem się czegoś innego. Okazało się jednak, że
wszyscy ludzie niezależnie od tego czym się zajmują, rozmawiają
zawsze o tym samym. Przynajmniej na początku.
Kiedy wszyscy zaspokoili już swoją ciekawość, zaczęto
rozmawiać o sprawach zawodowych. Ponieważ niewiele
z tego rozumiałem, oddałem się temu, co ostatnio robiłem
najczęściej czyli rozmyślaniu o mojej sytuacji. Po kilku godzinach
wylądowaliśmy w Stanach. Była to jedna z baz sił
powietrznych USA. Wykorzystałem chwilę, kiedy wokół
nas nie było nikogo i zapytałem Ann gdzie jesteśmy i jak
długo tu zostaniemy. Ann odpowiedziała że nie orientuje
się zupełnie. Wie tylko tyle że będzie uczestniczyć w jakiś
tajnych rozmowach. Ucieszyłem się bo miałem nadzieję,
że wreszcie będę miał dostęp do informacji z pierwszej
ręki. Niestety srodze się zawiodłem. Ann, jakby odgadując
moje myśli powiedziała:
– Przykro mi Mark, ale muszę cię wyłączyć i zostawić
w pokoju, w którym będziemy mieszkać. Nikt poza ścisłym
gronem osób zaproszonych, nie może uczestniczyć w tych
rozmowach. Ciebie niestety nie ma na tej liście. Nie martw
się jednak. Tak szybko, jak to będzie możliwe, połączę się 112
z tobą. Nie wiem kiedy to nastąpi. Czy te rozmowy będą
trwać kilka dni, czy tygodni. Nie wiem też, kiedy udamy
się do naszego ośrodka badawczego, który jak wiesz jest
głównym celem naszej podróży.
To mówiąc wyłączyła mnie, nie dając mi żadnej szansy
na zadanie jakiegokolwiek pytania. Trochę mnie to wkurzyło,
ale nie mogłem w żaden sposób zmienić tej sytuacji.
Pozostało mi prawie jak zawsze, tylko czekać. Tak też zrobiłem.
Miałem znowu dużo czasu na rozmyślania. Zastanawiałem
się, jak długo będę musiał czekać na możliwość
rozmowy z Ann. Nie byłem zadowolony z takiego obrotu
sprawy. Przecież wiedziałem już dostatecznie dużo na
temat tego, nad czym tutaj się pracuje. Po co więc te tajemnice.
Chyba, że Ann mówiła mi rzeczy, o których nie
powinna mi mówić. O czymś co stanowiło tajemnicę. Jeśli
tak było, to dlaczego postąpiła wbrew zasadom i wprowadzała
mnie prawie we wszystkie zagadnienia? Oczywiście
tylko na takim poziomie, żebym mógł to zrozumieć. Jak by
nie było, złamała zasady. Gdyby to się wydało, na pewno
poniosłaby surowe konsekwencje. A może miała w tym jakiś
cel? Często bowiem ciekawa była moich opinii w wielu
sprawach o których rozmawialiśmy. Miałem wrażenie, że
czasem podejmowała decyzje pod wpływem moich sugestii.
Może w swojej pracy chciała wykorzystać opinię kogoś
z zewnątrz? Związanego co prawda z badaniami, ale
nie wywodzącego się ze środowiska naukowego. Może.
Ale w końcu jest to sprawa Ann. Ja chętnie jej pomogę, je-
śli moje uwagi na coś się przydadzą. Zastanawiałem się
również nad tym, dlaczego Ann przestała nagle interesować
się tym, jak przekonać niektórych naukowców do
Projektu. Z pewnością ma to jakiś związek z badaniami
o których mi wspominała. Miałem nadzieję, że wszystkie-113
go się dowiem, jak tylko będziemy mogli normalnie rozmawiać.
Po jakimś czasie Ann włączyła mnie. Ale zanim
zdążyłem o cokolwiek zapytać, ona powiedziała:
– Posłuchaj Mark. Teraz idę na rozmowy. Nie wiem kiedy
wrócę. Musisz zostać sam. Nie mogę zabrać cię z sobą.
Nie możesz być również włączony. Nie wiem kiedy wrócę.
Uzbrój się w cierpliwość.
Jak zwykle zostałem sam. Jej nieobecność przedłużała
się. Po jakiś trzech tygodniach wróciła. Włączyła mnie i
powiedziała:
– Zaraz wylatujemy do naszego ośrodka w Streie 51.
Ponieważ lecimy z wieloma naukowcami których nie
znam, znowu muszę cię wyłączyć. W naszym ośrodku kiedy
wszystko się uspokoi, porozmawiamy.
Po dotarciu na miejsce Ann rzeczywiście mnie włączy-
ła i powiedziała:
– Nie powinnam tego robić, ale nie wyłączę cię. Zawieszę
wisiorek tak, abyś mógł obserwować wszystko co
dzieje się za oknami. Uchylę je również abyś mógł też coś
słyszeć. Obserwuj wszystko dokładnie. Mnie nie będzie
przez kilka, a może nawet kilkanaście dni. Jak wrócę, porozmawiamy.
Mam nadzieję, że będzie to ciekawa rozmowa.
Sama też nie wiem co usłyszę na spotkaniu z szefostwem.
Na razie wiem tylko tyle, że mają to być jakieś rewelacyjne
wiadomości. To tyle co chciałem ci powiedzieć.
– Obserwuj wszystko dokładnie – powiedziała jeszcze
raz .
Dodała „do zobaczenia” i wyszła z pokoju. Zastanawiałem
się dlaczego Ann tak bardzo zależało na tym,
abym dokładnie obserwował to, co działo się za oknem.
Ale skoro tak jej na tym zależało, z uwagą zacząłem obserwację.
Nic specjalnego nie zauważyłem. Ludzie poru-114
szali się normalnie. Chodzili pieszo, jeździli na rowerach,
korzystali z komunikacji miejskiej czy taksówek. Ulice i
budynki również niczym nie różniły się od tego co obserwowałem
dotychczas. Nie miałem pojęcia, o co chodziło
Ann. Po kilku godzinach przyglądania się temu, co działo
się za oknem miałem już dość i oddałem się mojemu ulubionemu
zajęciu, czyli rozmyślaniu. Analizowałem po raz
kolejny wszystko, co dotyczyło mojej sytuacji. Mojej roli
jaką miałem, czy już odgrywałem w tym eksperymencie.
Jednak rozmowa z Ann nie dawała mi spokoju. Jeszcze
raz postanowiłem obserwować widok za oknem. Tym razem
jednak postanowiłem przyglądać się wszystkiemu ze
wzmożoną uwagą. W pewnej chwili zaczęło docierać do
mnie że rzeczywiście jest coś dziwnego w tym pozornie
normalnym widoku. Wytężyłem uwagę. Zadawałem sobie
pytanie. Co tutaj jest nie tak? I nagle zobaczyłem: Wszyscy
ludzie nosili okulary. Niektórzy ciemne, niektórzy normalne,
ale wszyscy byli w okularach. To rzeczywiście było
niezwykłe. Po co im te okulary. Nie było specjalnie ostrego
słońca. Nie widziałem również jakiegoś dymu, czy innych
zanieczyszczeń powietrza. Tylko takie zjawiska mogłoby
uzasadniać konieczność noszenia okularów. Tymczasem
tutaj wszystko było w porządku. Przejrzystość powietrza
też była doskonała. Nie potraiłem znaleźć wytłumaczenia,
dlaczego wszyscy nosili okulary. Poza tym zauważy-
łem, że wszystko, cały ruch był bardzo uporządkowany.
Nie widać było żadnego chaosu. Wyglądało to tak jakby
wszystko odbywało się dokładnie według jakiegoś planu.
To rzeczywiście było dziwnie. Nigdzie dotąd nie spotka-
łem się z czym takim. Pomyślałem sobie, że Ann znała
odpowiedź. Chciała tylko sprawdzić, czy ja to zauważę.
Zauważyłem i miałem nadzieję, że kiedy wróci wszyst-115
ko mi wyjaśni. Po jakimś czasie wróciła. Bez specjalnych
wstępów zapytała, co zauważyłem. Opowiedziałem jej
o wszystkim. Ann zapytała czy to wszystko co zauważy-
łem. Odpowiedziałem że tak. Popatrzyła na mnie i powiedziała:
– W takim razie muszę zabrać cię na wycieczkę po tym
mieście. Obiecałaś mi opowiedzieć o wszystkim, czego się
dowiedziałaś – zwróciłem się do niej.
– Tak, oczywiście – odparła. Niczego nie będą przed
tobą ukrywać. Wcześniej jednak muszę cię wprowadzić
w temat. Dlatego będziemy zwiedzać miasto.
– Czy to pomoże mi lepiej zrozumieć to, o czym chcesz
mi opowiedzieć?
– Tak – odpowiedziała. – To, czego ja się dowiedziałam,
jest tak nieprawdopodobne, że nawet ja mimo mojego naukowego
przygotowania miałam trudności ze zrozumieniem
wszystkiego.
„Zapowiada się ciekawie”, pomyślałem.
– Wobec tego chodźmy już. Chciałbym jak najszybciej
poznać te rewelacje o których wspomniałaś.
– Mark to rzeczywiście są rewelacje. Całe dotychczasowe
myślenie o wielu sprawach dotyczących naszego
życia, wywracają do góry nogami. Zaraz zresztą sam się
o tym przekonasz.
– Wobec tego nie przedłużajmy naszej rozmowy
i chodźmy na tą wycieczkę po mieście – powiedziałem.
Ann założyła wisiorek na szyję i wyszliśmy na zewnątrz
budynku. Początkowo chodziliśmy ulicami i obserwowali-
śmy wszystko, co działo się wokół. Ann nie odzywała się.
Spoglądała na mnie i obserwowała jak reaguję na otaczającą
mnie rzeczywistość. Widocznie niczego specjalnego
nie zauważyła, bo zapytała: 116
– Mark naprawdę nic poza tym, co mi powiedziałeś nie
zauważyłeś? Nic co związane jest atmosferą?
– Nic, odpowiedziałem.
– Trochę jestem zaskoczona. Zobacz, tutaj jest bardzo
przyjemnie. Temperatura nie jest ani za wysoka, ani za niska.
Nie ma również wiatru.
Teraz, kiedy mówiła o tym Ann, dotarło to do mnie. Ja
byłem skupiony na szukaniu jakiś anomalii w zachowaniach
ludzi. Nie zwracałem uwagi na stan pogody. Rzeczywiście,
powiedziałem, ale co w tym dziwnego. Jest
przecież wiele miejsc na świecie w których jest podobny
klimat.
– To prawda – odparła. – Ale czy przypominasz sobie,
jak mówiłam ci że nasz ośrodek jest niewidoczny z zewnątrz?
– Oczywiście, pamiętam, ale to miasto na pewno jest
widoczne. Nie widzę tutaj niczego, co mogłoby maskować
budynki, czy inne urządzenia.
– I tu się mylisz. Tego miasta nie widać nawet z kosmosu.
Jest ono przykryte specjalną kopułą. Wykorzystano tutaj
pewne własności pola elektromagnetycznego. Działa
to w taki sposób, że z zewnątrz docierają tutaj odpowiednio
przeiltrowane promienie słoneczne, deszcze i wiatry.
Dodatkowo można tym wszystkim dowolnie sterować.
– Czy chcesz mi powiedzieć, że w każdej chwili moż-
na osiągnąć dowolną temperaturę, wywołać wiatr czy
deszcz? – Spytałem.
– Tak właśnie jest. Ponadto nic, co dzieje się w tym
mieście, nie przenika na zewnątrz. Po prostu niczego nie
widać i na razie nie można tego wykryć żadną dostępną
techniką. 117
– O kurcze, jestem całkowicie zaskoczony – odpowiedziałem.
Ann uśmiechnęła się.
– Zapewniam, że jeszcze nie raz zaskoczę cię i to w jeszcze
większym stopniu niż teraz.
Byłem oszołomiony. Myślałem, że taka technologia jest
dostępna tylko w powieściach fantastyczno-naukowych.
Tymczasem oglądam wytwory tej technologii na żywo.
Coś niebywałego, ale to dzieje się naprawdę. Ciekawe jakie
niespodzianki jeszcze mnie czekają.
– Teraz będziemy korzystać z publicznej komunikacji.
To mówiąc wyciągnęła z torebki okulary i założyła je.
Potem podeszliśmy do czegoś, co przypominało windę.
Wyjechaliśmy na niewielką platformę, przypominającą
peron na dworcu kolejowym. Z tą różnicą, że zamiast szyn
było tu coś co przypominało jedną bardzo szeroką szynę.
– Teraz pojedziemy do muzeum techniki.
Prawie natychmiast zatrzymał się obok nas pojazd wyglądający
jak normalny autobus. Wsiedliśmy. W środku
wszystko wyglądało normalnie. Jedyną różnicą było to że
nie było tutaj kierowcy. Chciałem o to zapytać Ann ale było
tutaj kilka osób więc się wstrzymałem. Po kilku minutach
ten pojazd zatrzymał się. Wysiedliśmy. Ann uprzedzając
moje pytania, powiedziała:
– Chciałam najpierw pokazać ci osiągnięcia, jakie dokonała
ludzkość w różnych dziedzinach życia. Dlatego zaczynamy
od zwiedzania miasta. Tutaj w praktyce testuje
się najnowsze osiągnięcia naukowe. Zwiedzimy również
muzeum techniki. Tam zobaczysz dokonania całej ludzkości
od zarania ich życia. Dopiero później opowiem ci
o wszystkim czego dowiedziałam się w ciągu ostatniego
miesiąca. 118
– Szkoda – odparłem. Myślałem że dowiem się czegoś
ważnego znacznie wcześniej.
– Taki miałam zamiar – powiedziała Ann.
Doszłam jednak do wniosku, że łatwiej będzie mi wyja-
śniać pewne zagadnienia, kiedy najpierw pokażę ci to, co
zrobiono w tym Ośrodku.
– Chyba masz rację, Ann. – Chodźmy zatem do tego muzeum.
Po wyjściu z pojazdu i skorzystaniu z windy stanęliśmy
na chodniku. Przed nami w odległości około stu metrów
zobaczyłem kilkupiętrowy budynek na którym widniał
duży napis „Muzeum Techniki”.
– No to idziemy – powiedziałem.
– Raczej zostaniemy tam, jakby to powiedzieć, dostarczeni
– powiedziała Ann.
W tym momencie chodnik pod nami poruszył się. Bardzo
szybko dostaliśmy się w pobliże wejścia do budynku.
– Jak to się dzieje? – Zapytałem.
Ann wyjaśniła mi, że wszystko jest sterowane myślami.
– Jak to? – Zdziwiłem się.
– Już wyjaśniam. Okulary są wyposażone w ekrany któ-
re pokazują obrazy wygenerowane przez nasze mózgi.
– Zaraz – powiedziałem. Możesz jaśniej?
– Tak, oczywiście. Okulary działają na takiej zasadzie.
Jeśli pomyślisz na przykład, że chcesz pojechać autobusem
do określonego miejsca, na ekranie otrzymujesz pełną informację.
Gdzie jest to miejsce, jak tam dojechać i w jakim
czasie. Następnie podjeżdża autobus i bezpiecznie zawozi
cię tam dokąd chciałeś. Tego zresztą przed chwilą sam do-
świadczyłeś.
– Rzeczywiście, ale nie wiem, jak to dokładnie działa. 119
– Nie będę cię wprowadzać w szczegóły techniczne
– powiedziała Ann.
– Powiem tylko tyle, że działa to na podobnej zasadzie,
jak monitoring miejski. Jest tylko bardziej nowoczesny.
Zrozumiałeś?
– Tak, oczywiście. Na razie tak. Jak będzie później, kiedy
zobaczę inne nowinki techniczne, nie wiem.
– Spokojnie – powiedziała Ann. – Krok po kroku zapoznam
cię ze wszystkim. Jestem pewna, że nie będziesz
miał trudności ze zrozumieniem, jak działają wszystkie
urządzenia. Większość funkcjonuje w świecie który znasz,
tylko w trochę nowszych wersjach.
Weszliśmy do budynku muzeum. Zwiedzanie rozpoczęliśmy
od parteru. Tam znajdowały się eksponaty, obrazujące
życie pierwszych ludzi. W sposób bardzo jasny
i zrozumiały dla wszystkich byliśmy oprowadzani po poszczególnych
salach. Informacje o tym, co aktualnie oglą-
daliśmy były podawane w dwojaki sposób. Można było
usłyszeć wszystko w specjalnych słuchawkach lub obejrzeć
w tych okularach, które nosiła Ann. Ja też mogłem
trochę skorzystać z tej formy przekazu. Ann na chwilę
zdjęła swoje okulary i przybliżyła je do wisiorka. Dzięki
temu mogłem przekonać się co można było zrobić korzystając
z takich okularów. Bardzo mi się to podobało, więc
natychmiast poprosiłem Ann by załatwiła mi u swoich
techników podobne urządzenie. Odparła, że zastanowi
się. Trochę się zdziwiłem, ale zapytałem:
– Dlaczego się wahasz?
– Nie waham się co do pomysłu – odparła.
– Najpierw opowiem ci wszystko. Dopiero potem zdecydujemy
wspólnie jakie urządzenie można będzie zamontować
w wisiorku. Być może nie będzie w ogóle takiej 120
potrzeby. Powiedziałam już, że jak dowiesz się wszystkiego,
to zdecydujemy.
Westchnąłem tylko. Ann miała rację. Za mało jeszcze
wiem. Teraz skupiłem się na oglądaniu eksponatów. W
ciągu kilku godzin poznałem całą historię ludzkości. To
były fascynujące doznania. Duże wrażenie zrobiły na mnie
eksponaty z XIX wieku. Wieku pary i elektryczności. Wtedy
przekonałem się do czego zdolny jest ludzki mózg. Co
człowiek może przy jego pomocy zdziałać. Jeszcze bardziej
byłem zafascynowany osiągnięciami ludzkości z ostatnich
kilkudziesięciu lat. Oglądanie muzeum było dla mnie najlepszą
nauką historii, w jakiej uczestniczyłem. Zwiedzanie
muzeum zakończyliśmy na ostatnim piętrze budynku.
Było tam również wyjście na taras, z którego można było
oglądać panoramę miasta. Muszę przyznać, że widok był
piękny. W pewnej chwili Ann powiedziała:
– Jes tem już bardzo zmęczona. Skończmy zwiedzanie.
Padam z nóg. Ostatnie dni bardzo wyczerpały mnie psychicznie.
Dzisiejsza wycieczka również izycznie.
– Masz rację – powiedziałem. – Ja również mam dosyć
wrażeń. Co prawda nie odczuwam izycznego zmęczenia
z wiadomych powodów, ale psychicznie nie czuję się najlepiej.
Wracajmy więc do naszego pokoju.
Wyszliśmy z muzeum i tak jak poprzednio skorzystali-
śmy z komunikacji miejskiej. Po powrocie chciałem zadać
Ann kilka pytań. Jednak gdy spojrzałem na nią i zobaczy-
łem jak jest zmęczona, zrezygnowałem. Postanowiłem porozmawiać
z nią jutro. Nazajutrz Ann obudziła się bardzo
późno. Widać było jeszcze na jej twarzy ślady zmęczenia.
Nie było ono jednak już tak duże jak wczoraj. Przyszło mi
do głowy, aby przełożyć zwiedzanie miasta o jeden dzień,
ale kiedy powiedziałem o tym Ann, ona zaprotestowała. 121
– Nie, dzisiaj będziemy kontynuować zwiedzanie. Zaraz
napiję się mocnej kawy. Ona postawi mnie na nogi.
– Jak chcesz – odparłem. – Chciałem jeszcze zadać ci
jedno pytanie przed wyjściem.
– Dobrze pytaj.
– Ann, wczoraj powiedziałaś, że nad tym miastem znajduje
się specjalna zasłona w kształcie kopuły, która cał-
kowicie ukrywa przed światem wszystko, co znajduje się
pod nią. Czy mogłabyś powiedzieć mi coś więcej?
– Tak oczywiście – powiedziała Ann. – Powiem ci tyle,
ile sama wiem. Ja też nie wiem wszystkiego.
Widząc moją zdziwioną minę dodała:
– Nie dziw się Mark. Nie znam wszystkich szczegółów.
Nie jestem specjalistką w tej dziedzinie.
– Tak, oczywiście. Nie powinienem być zdziwiony. Ale
po tych informacjach, które mi przekazywałaś dotychczas,
wydawało mi się, że ty wiesz po prostu wszystko. Jest to
oczywiście niedorzeczne. Nikt nie może znać się na wszystkim.
Przebywając jednak tak długo z tobą i rozmawiając
o różnych sprawach, w pewnym momencie uznałem cię
za osobę wszechwiedzącą. Na wszystkie moje pytania potraiłaś
wyczerpująco odpowiedzieć. Wiem oczywiście, że
nie możesz wiedzieć wszystkiego. Niemniej twoja wiedza
jest imponująca. Podziwiam cię za to. Za każdym razem
rozmowa z tobą robi na mnie ogromne wrażenie.
– Dziękuję Mark, że tak mnie cenisz. Ale wracając do
twojego pytania. Rzeczywiście wszystko, co jest pod tą
kopułą jest niewidoczne i nikt na świecie nie domyśla się
niczego.
– W takim razie powiedz mi, jak dowieziono tutaj tyle
sprzętu i materiałów potrzebnych do zbudowania tego
wszystkiego. Przecież od zawsze ta kopuła nie istniała.122
– Dobre pytanie, Mark. Podoba mi się to. Zaczynasz
ponownie myśleć logicznie. Wczoraj, kiedy zwiedzaliśmy
miasto miałam wrażenie jakbym rozmawiała z innym
Markiem. Nie byłeś sobą. Reagowałeś jakoś inaczej. Zaczynałam
się w pewnym momencie bać, że utraciłeś zdolność
logicznego myślenia. Ale dzisiaj widzę że wszystko
wraca do normy.
– Masz rację Ann. Wczoraj spodziewałem się, że dowiem
się od ciebie czegoś zupełnie innego. Mówiłaś o rewolucji
w nauce. Tymczasem zaprowadziłaś mnie do muzeum
techniki. Myślałem ciągle dlaczego zwlekasz z przekazaniem
mi najnowszych informacji. Dlatego może nie
poświęcałem zbyt wiele uwagi temu, co działo się wokół
mnie.
– W porządku Mark, powiedziała. Wracając do tej kopuły.
Jak wiesz w stanie Newada gdzie znajduje się Strefa
51 ciągnie się pasmo dość dużych gór. Po ich zachodniej
stronie usytuowane są normalne miasta. Po wschodniej
natomiast stronie jest rozległa pustynia. Od dziesiątków
lat pod tymi górami drążono niezliczone korytarze i pomieszczenia
w których były usytuowane nie tylko różne
laboratoria ale również całe zakłady przemysłowe. Wej-
ścia do tych tuneli były doskonale zamaskowane. Dopóki
agenci różnych służb pozyskiwali informacje o interesują-
cych ich obiektach tradycyjnymi metodami, tajemnica mogła
być zachowana. Kiedy jednak do szeroko pojmowanego
szpiegostwa zaczęto wprowadzać elektronikę, zachowanie
tajemnicy stawało się coraz trudniejsze. Dlatego
natychmiast podjęto badania nad nowymi technologiami.
Po pewnym czasie udało się znaleźć sposób na ukrywanie
wszystkich obiektów. Był to rodzaj czapki niewidki. To
jest właśnie nasza kopuła. Nie wszystko jednak jest tutaj 123
doskonałe. Gdyby na przykład jakiś samolot lub pojazd
chciał opuścić miasto i znalazł się poza zasięgiem kopuły,
byłby natychmiast zarejestrowany przez satelity. Dla każ-
dego stałoby się jasne, że jeśli nagle jakiś obiekt pojawia
się na ekranach radarów, to nie wziął się znikąd. Musiał
mieć jakieś miejsce gdzie dotychczas przebywał. Jeśli był
to samolot to musiał wystartować z jakiegoś lotniska. Tajemnicy
nie dało by się długo utrzymać. Dlatego z tego
miasta nie można się wydostać inaczej niż pod górami. Z
tego co wiem trwają intensywne prace nad znalezieniem
innego rozwiązania. Małe obiekty wydostawały się już
poza kopułę i żadne urządzenia tego nie zarejestrowały.
Jest więc nadzieja na to, że zostanie niedługo wynaleziona
taka przenośna czapka niewidka. Być może korzystać z
niej będą mogli wszyscy.
– To bardzo interesujące, o czym mówisz. Zastanawiam
się tylko, po co każdemu z nas taka osłona. Czas jednak
pokaże. Jak wiadomo, wiele wynalazków znalazło zastosowanie
w czymś zupełnie innym niż w tym do czego je
wymyślono.
– Masz rację, Mark. Ale teraz chodźmy już. Jest późno
a ja chciałam pokazać tobie jeszcze parę interesujących
rzeczy.
– Masz rację, chodźmy.
Kiedy znaleźliśmy się na zewnątrz budynku, Ann powiedziała.
– Dzisiaj skorzystamy z taksówki.
Włożyła okulary i prawie natychmiast taksówka zatrzymała
się obok nas. Drzwi otworzyły się automatycznie.
Tym razem przyglądałem się wszystkiemu bardzo uważ-
nie. Taksówka wyglądała normalnie. Kierowca uśmiechnął
się do Ann pytając, gdzie chciałaby jechać i czy ma ja-124
kieś specjalne życzenia. Ann odpowiedziała, że jeszcze nie
wie i żeby jechał w kierunku centrum miasta. Wszystko
wyglądało normalnie. Nic nie odbiegało niczym od tego
do czego byłem przyzwyczajony. Ann jakby odczytując
moje myśli powiedziała do kierowcy:
– Dziękuję panu. Może pan zatrzymać się i wysiąść. Dalej
chcę jechać sama.
– Oczywiście proszę pani – odparł. – Jak pani sobie życzy.
Po chwili taksówka zatrzymała się na skraju jezdni
i kierowca wysiadł.
– Co teraz? – zapytałem. – Dalej pójdziemy pieszo, czy
przyjedzie inny kierowca? Czy zrobił on coś, że nie chcia-
łaś z nim jechać?
– Nie, nie o to chodzi. Teraz będziemy podróżować
sami.
– Jak to – zdziwiłem się. – Chcesz sama prowadzić?
– Nie, Mark. Posłużę się okularami. Wydam odpowiednie
polecenia komputerowi, w który wyposażona jest ta
taksówka i ona zawiezie nas tam gdzie chcemy.
– Zaskakujesz mnie coraz bardziej Ann.
Ona uśmiechnęła się i powiedziała.
– Za chwilę zobaczysz coś z pogranicza magii.
– Jestem bardzo ciekawy – odparłem.
– Uważaj więc – powiedziała Ann.
Prawie natychmiast taksówka zaczęła nabierać ogromnej
szybkości. Gdybym miał ciało zacząłbym się naprawdę
bać. Pędziliśmy, jak mi się wydawało, ponad 200 km na
godzinę.
– Czy to nie za szybko? Ann. Nie. Teraz będzie najważ-
niejsze. Nasza taksówka zbliżała się do betonowego muru, 125
który znajdował się na końcu ulicy, po której jechaliśmy.
Krzyknąłem.
– Hamuj, zrób coś. Przecież zaraz się rozbijemy.
Ann wybuchnęła śmiechem. Nie zdążyła nic powiedzieć,
gdy nasza taksówka wjechała na pełnej szybkości
w tą ścianę. Spodziewałem się najgorszego. Tymczasem
nic się nie wydarzyło. Wyglądało to tak, jakbym oglądał
jakiś ilm. W dodatku w zwolnionym tempie.
Nic się nie stało. Taksówka po prostu zatrzymała się.
Byłem w szoku. Jak to się stało? Przecież powinniśmy się
rozbić, a Ann nie miała prawa tego przeżyć. Tymczasem
nie działo się nic. Nie poczułem żadnego uderzenia. Nie
wypadła żadna szyba. Taksówka nie była uszkodzona. Nie
miała najmniejszej rysy. Nie mogłem tego zrozumieć. Ann
po chwili powiedziała:
– Widzisz, to co oglądasz jest jednym z największych
osiągnięć w zakresie bezpieczeństwa w komunikacji. Wykorzystano
tutaj zjawisko jakie występuje podczas zbliżania
do siebie dwóch magnesów o jednakowych biegunach.
Pamiętasz to na pewno ze szkoły. Prawda?
– Oczywiście, że pamiętam. Magnesy w takim przypadku
odpychały się.
– No właśnie. Tutaj jest podobnie. Każdy pojazd ma
zamontowane takie urządzenie, które w sytuacjach zagrożenia
wytwarza specjalne poduszki o właściwościach
magnesów. Wewnątrz pojazdu powstaje pole elekromagnetyczne,
coś w rodzaju poduszki powietrznej której
działanie jest ci doskonale znane. Z tą jednak różnicą, że
ona chroni przed jakimikolwiek urazami ludzi i jakimikolwiek
uszkodzeniami wszystkich obiektów wokół pojazdu,
który ma zamontowane odpowiednie urządzenie. 126
Ann, czy to chroni wszystkich i wszystko? Zawsze i ze
stuporocentową skutecznością?
– Tak – odpowiedziała krótko.
– W takim razie czegoś tu nie rozumiem. Dlaczego nie
wdrożono tego jeszcze do masowej produkcji? Przecież
można by uratować życie milionom ludzi. Można by również
zapobiec miliardowym stratom materialnym powsta-
łym wskutek wypadów komunikacyjnych.
– Mark, masz zupełną rację. Zdajesz sobie jednak sprawę
z tego, że nie wystarczy wymyślić coś genialnego. Dzisiejszym
światem nie rządzą wynalazcy, tylko politycy.
Dopóki nie będzie woli politycznej z ich strony i nie zobaczą
korzyści dla siebie, najlepsze wynalazki wylądują
w koszu na śmieci. Czasem zdarza się, że znajdzie się jakiś
mądrzejszy polityk i pozwoli kontynuować badania.
Tak stało się z wieloma wynalazkami. Ktoś zadecydował
o powstaniu takiego ośrodka, jak nasz. Ktoś dał pieniądze
na badania i dzięki temu można tutaj coś wymyślać lub
udoskonalać. Niestety, ci sami politycy z sobie tylko wiadomych
powodów trzymają wszystko w tajemnicy. Wiele
wynalazków zamiast służyć ludziom, kończy swój żywot
w ośrodkach badawczych. To smutne Mark. Sam wiesz, że
w tej chwili nic na razie nie można z tym zrobić. Jedyna
nadzieja w tym, że ktoś wymyśli jakiś system który wymknie
się spod kontroli polityków. Ale kiedy to nastąpi
i czy w ogóle, tego nie wie nikt. Mam jednak nadzieję, że
znając mentalność naukowców, ich upór i determinację
w dążeniu do wyznaczonych celów niedługo może się to
zmienić.
– To rzeczywiście smutne. Uświadomiłem sobie
wszystkie te absurdy rządzące naszym światem dopiero
teraz, kiedy zaczęłaś o tym mówić. Podziwiam jednak 127
tych naukowców. Oni mają przecież świadomość, że duża
część ich wynalazków nigdy nie będzie mogła być zastosowana
w praktyce. Są na łasce polityków i urzędników.
Mimo wszystkich przeciwności, pracują dalej. Zasługują
na wielki szacunek.
– Wiem o tym Mark i cieszę się, że tak patrzysz na naszą
pracę – powiedziała Ann. – Mark czy masz już dość
wrażeń na dzisiaj, czy chcesz jeszcze coś zobaczyć?
– Wiesz Ann, rzeczywiście mam już dość. Chyba, że
masz mi jeszcze coś niezwykłego do pokazania. Wtedy
jeszcze znajdę w sobie chęć do oglądania.
– Właściwie to, prawdę mówiąc, niewiele mogłabym ci
pokazać. Zastosowanie najnowszych wynalazków w praktyce
już widziałeś. To o czym wiedziałeś oglądałeś też w
muzeum techniki. Jeśli nie masz ochoty na dalsze zwiedzanie,
wracamy do naszego mieszkania.
– Dobrze Ann, wracajmy.
W drogę powrotną wybraliśmy się autobusem. Ani ja,
ani Ann nie mieliśmy ochoty na rozmowę. Byliśmy pogrą-
żeni we własnych myślach. Kiedy przyszliśmy do pokoju,
Ann powiedziała:
– Jesteśmy dzisiaj bardzo podekscytowani naszą rozmową
i tym, czego byliśmy uczestnikami. Myślę że rozmowę
o tym, czego dowiedziałam się na spotkaniu z szefostwem,
przełożymy na jutro. Co o tym myślisz, Mark?
Mimo, że byłem bardzo ciekawy tego, co obiecała powiedzieć
mi Ann, w duchu przyznałem jej rację. Powiedziałem:
– Masz rację. Spokojnie mogę poczekać do jutra. Dzisiaj
doznałem zbyt wielu mocnych wrażeń. Ponieważ spodziewam
się, że czekają mnie podobne lub jeszcze większe, 128
najlepiej będzie, jeśli porozmawiamy jutro. Muszę jakoś
przygotować się do tego.
– Masz rację, Mark. Ja też potrzebuję wyciszenia. Najlepiej
będzie, jak każde z nas znajdzie sobie na to własny
sposób. Ja idę po prostu spać a ciebie, byś się nie rozpraszał,
po prostu wyłączę. Zgadzasz się?
Uznałem, że tak będzie najlepiej i powiedziałem „tak”.
Za chwilę Ann wyłączyła mnie i zostałem sam na sam z
moimi myślami. Następnego dnia, gdy tylko Ann mnie
włączyła, zauważyłem że nie była taka jak zwykle. Wyglą-
dała na przygnębioną.
– Co się dzieje, Ann? – Zapytałem.
– Właściwie to nic, ale jestem jeszcze pod wrażeniem
tego wczorajszego dnia. Naszej przygody z wjechaniem
na pełnej szybkości w betonowy mur i późniejszych naszych
rozmów.
– Wiesz, że ja też nie mogę o tym przestać myśleć – powiedziałem.
Jak sobie pomyślę, że taki wspaniały wynalazek
mogący uratować życie milionom ludzi nie może być
powszechnie zastosowany, to szlag mnie traia. To wprost
jest nie do uwierzenia, że w takim przypadku decyduje
widzimisię jakiegoś polityka.
– Niestety masz rację, Mark. Mam tylko nadzieję, że już
niedługo wszystko może się zmienić – powiedziała Ann.
– O czym ty mówisz ,Ann?
– Wiem co mówię, Mark.
– O tym będziemy niedługo rozmawiać. Tylko muszę
ci się przyznać, że pierwszy raz nie wiem, jak się do tego
zabrać. Jak mam ci o tym opowiedzieć, by nie zamotać
wszystkiego tak, że nie można będzie zrozumieć, o czym
mówię. 129
– Mark ja muszę to wszystko dokładnie sobie przemy-
śleć i poukładać. Daj mi jeszcze dzień lub dwa. Obiecuję,
że to się ci opłaci.
– Dobrze – odparłem. – Ja również jestem pod ogromnym
wrażeniem tego, co tutaj zobaczyłem. Mam tylko do
ciebie jedno pytanie: Dlaczego tak szybko odpuściłaś sobie
sprawę namówienia niektórych naukowców do popierania
Projektu?
– Powiem ci tylko tyle Mark, że w świetle tego, czego
dowiedziałam się na rozmowach z szefostwem, nasz cel
będziemy mogli osiągnąć w zupełnie inny sposób.
– Więc po co tak się wysilałem, żeby znaleźć jakiś sposób,
kiedy teraz mówisz, że istnieje inny?
– Wybacz Mark. Kiedy prosiłam cię o pomoc nie wiedziałam,
że istnieje inna metoda aby kontynuować nasze
badania. I to jest między innymi jeden z problemów, nad
którym muszę się zastanowić, kiedy będę rozmawiać z tobą.
Jak już mówiłam, potrzebuję jeszcze troszkę czasu.
Kolejne dni spędzaliśmy na zwiedzaniu miasta. Nie
poruszaliśmy tematu sprzed dwóch dni, ale byłem pewny,
że oboje o tym myślimy. Ann zabierała mnie w różne
ciekawe miejsca. Miałem okazję zapoznać się z różnymi
ciekawymi rozwiązaniami technicznymi, których nigdzie
indziej nie widziałem. Ann mówiła, że wiele z nich traia
do powszechnego użytku, jak na przykład nawigacja samochodowa.
– Warunkiem, by tak się stało, jest stworzenie czegoś
nowocześniejszego. To miasto jest poligonem, na którym
testuje się różne wynalazki. Szkoda tylko, że najnowszy,
zabezpieczający ludzkie życie podczas katastrof komunikacyjnych,
jakoś nie może wydostać się poza to miasto. 130
– Tak, westchnęła Ann. Mnie to też męczy ale jak już ci
wspomniałam niedługo może się to zmienić. Chociaż niedługo
jest pojęciem względnym i w praktyce może oznaczać
wiele lat. Niestety ani ja, ani moi współpracownicy
naprawdę nic nie możemy na to poradzić – powiedziała
Ann. Potem dodała:
– Skoro na razie wszystko musi zostać tak jak jest, spró-
bujmy o tym zapomnieć. Wykorzystajmy te dwa dni na
podziwianie, jak różne wynalazki sprawdzają się w praktyce.
Tak właśnie zrobiliśmy. Korzystaliśmy z komunikacji
miejskiej, taksówek i rowerów. Spacerowaliśmy i oglą-
daliśmy różne ciekawe miejsca. Mówię ciągle „my”, a tak
naprawdę oznacza to Ann. Ona bowiem uczestniczy-
ła izycznie w tym wszystkim. Ona tylko nosiła mnie na
swoich piersiach. Ja przecież nie miałem ciała. Istniałem
tylko jako moja świadomość zamknięta w wisiorku zawieszonym
na jej szyi. W istocie jednak uczestniczyłem
we wszystkim co robiła Ann. Dlatego często mówię „my”.
Kiedy zwiedzaliśmy jeden z przepięknych ogrodów botanicznych
zauważyłem, że na różne jego części pada deszcz
w różnym czasie. Poprosiłem Ann o wyjaśnienie. Wszystkim
steruje komputer umieszczony w swoistym sztabie
dowodzenia.
– Jeśli interesuje cię to, pójdziemy tam.
– Dobrze – powiedziałem. Chciałbym to zobaczyć.
Po chwili dotarliśmy do budynku, w którym znajdowa-
ło się centrum zarządzania całym miastem. Ann weszła do
środka i poprosiła jednego z pracowników o pokazanie, jak
kieruje się wszystkimi urządzeniami w tym mieście. Pokaz
ten wywarł na mnie duże wrażenie. Byłem świadkiem jak
sprawnie działa cała komunikacja. Wszystkie działania 131
poszczególnych służb były doskonale ze sobą zgrane. Nic
nie działo się bez wiedzy tego centrum. Nad wszystkim
czuwał tylko jeden komputer. Trochę mnie to zdziwiło, ale
usłyszałem wyjaśnienie, że komputer ten dysponuje taką
mocą jak milion komputerów będących w powszechnym
użyciu. To robiło wrażenie. Najbardziej jednak zdumiało
mnie sterowanie pogodą. Okazało się, że można dowolnie
ustalać pożądaną temperaturę. Tworzyć chmury czy wywoływać
deszcz na dowolnych obszarach. Wszystko, co
tutaj widziałem było zupełnie dla mnie nowe. Czułem się
tak, jakbym przeniósł się w przyszłość. Oglądałem urzą-
dzenia jakich nie widzieli jeszcze normalni ludzie. Mam tu
na myśli ludzi żyjących aktualnie w normalnych miastach
i wsiach. Korzystających ze znanych wszystkim urządzeń.
Tutaj wszystko wyprzedzało swój czas. Widocznie tak już
musiało być. Chciałbym tylko, żeby te wszystkie nowinki
techniczne funkcjonujące już w tym mieście wydostały
się poza tą okrywającą wszystko kopułę i jak powiedział
wieszcz, dostały się pod strzechy. Byłem pewny, że to się
kiedyś stanie. Takie jest bowiem prawo postępu. Ja chciał-
bym tylko, aby stało się to jak najszybciej. Pod koniec
drugiego dnia miałem już dość oglądania czegokolwiek.
Byłem przekonany, że Ann też. Kiedy więc zaproponowa-
łem powrót do naszego pokoju ona zgodziła się natychmiast.
Po powrocie, ponieważ było już dość późno uzgodniliśmy,
że Ann zacznie opowiadać mi jutro o wszystkim
czego dowiedziała się na tych wszystkich spotkaniach i
konferencjach. Ann poszła spać. Ja również odpoczywa-
łem, oddając się rozmyślaniom. Nie mogłem doczekać się
następnego dnia. Czułem, że rozmowa z Ann zmieni mój
sposób myślenia na zawsze. Rano kiedy Ann wypiła już 132
swoją poranną kawę i usiadła na swoim ulubionym krzesełku,
zaczęliśmy rozmowę. Dokładniej zaczęła Ann.
– Mark, zastanawiałam się bardzo długo nad tym, od
czego mam zacząć. Niestety muszę przyznać, że w dalszym
ciągu nie wiem tego. Postanowiłam jednak zacząć
od okularów, które noszą wszyscy mieszkańcy w mieście.
Później zobaczymy. Jak sobie przypominasz mówiłam ci,
że przy pomocy tych okularów można uzyskać wiele informacji
dotyczących wszystkiego, co znajduje się w tym
mieście.
– Pamiętam – powiedziałem.
– Pamiętasz również, że działają one podobnie jak
funkcjonuje monitoring. Teraz wyobraź sobie, że posiadasz
takie okulary, które przekazują ci wiadomości z ca-
łego świata.
– Jak to możliwe? – Spytałem. Przecież dostęp do tego
można uzyskać tylko za pomocą internetu.
– No właśnie, Mark. Niektórzy uczeni pracują już nad
tego typu urządzeniami spełniającymi funkcje internetu,
a jednocześnie różniłyby się one znacznie od znanych
wszystkim komputerów. Powiem więcej. Osiągnięto już
znaczące sukcesy. Widziałam nie tylko okulary, ale również
soczewki nakładane bezpośrednio na gałki oczne.
Naukowcy zapewniają, że już w tej chwili mogą one speł-
niać wymagania dotyczące standardowych komputerów.
Oczywiście nie wszystko jest takie proste. Pozostaje jeszcze
do rozwiązania trochę problemów, jak na przykład zasilanie
czy odpowiednia prędkość.
– No to jeszcze będziemy musieli trochę poczekać na
znalezienie rozwiązania – powiedziałem.
– Nie wydaje mi się, Mark. Wiem, że już buduje się super
komputer, który będzie w stanie zapewnić wszystkie 133
techniczne wymogi tych miniaturowych osobistych komputerów.
– Możesz powiedzieć coś więcej? – Spytałem.
– Wrócimy później do tego tematu. Okazało się bowiem,
że prowadzone są pewne prace nad innym wykorzystaniem
superkomputera. Najpierw chcę opowiedzieć
ci o innych odkryciach i przeprowadzanych doświadczeniach.
Jeśli uważasz, że przekazywanie mi informacji
w częściach jest lepsze niż opowiedzenie wszystkiego
o czym wiesz od razu, to mam nadzieję, że przemyślałaś
to dobrze. Słucham więc dalej.
– No więc słuchaj, Mark. Opowiem ci teraz, jak można
wpływać na decyzję poszczególnych osób w taki sposób,
żeby myśleli, że podjęte przez nich działanie było ich suwerenną
decyzją.
– Nie wiem, czy słyszałeś coś nowego na temat badań
nad ludzkim mózgiem.
– Niestety nie. Wiesz przecież, że ostatnio jedynym źró-
dłem informacji o świecie zewnętrznym jesteś ty.
– Oczywiście. Co ja wygaduję.
– Wybacz Mark, to z przepracowania.
– Myślę Ann, że nie tylko. Ostatnio dużo działo się
w twoim życiu. Zarówno w prywatnym jak i zawodowym.
– Ja nie mam do ciebie żadnych pretensji. Czekam tylko
niecierpliwie na dalsze informacje.
– Dobrze, już mówię. Od kilku miesięcy nasz Ośrodek
otrzymuje informacje o tym, że coraz więcej naukowców
na całym świecie pracuje nad próbami sterowania ludzkim
mózgiem. Kilku ma ciekawe osiągnięcia. W badaniach
posłużono się naszymi dwoma zmysłami. Zmysłem powonienia
i słuchu. Przeprowadzono takie doświadczenie. 134
Uczestników poddanych badaniom usypiano. Następnie
dawano im do wąchania przyjemne zapachy na przykład
słodyczy. Następnie z głośników puszczano dźwięki o niskiej
częstotliwości. Po chwili uczestnikom dawano do
wąchania zapachy kojarzące się z niemiłymi przeżyciami
na przykład zapach gnijącego mięsa i puszczano z gło-
śników muzykę o wysokiej częstotliwości. Po wybudzeniu
uczestników, poddano ich kolejnemu doświadczeniu.
Przynoszono im pachnące ciasta, które oni bardzo lubili
i puszczano jednocześnie z głośników dźwięki o wysokiej
częstotliwości. Po ich wybudzeniu doświadczenie kontynuowano,
z tym jednak, że zamieniono częstotliwość
dźwięku. Kiedy uczestnicy doświadczenia widzieli ciasto,
słyszeli dźwięki o wysokiej częstotliwości i odwrotnie.
Wszyscy którzy lubili ciasto natychmiast odwracali głowy
z odrazą, mimo że wcześniej reagowali inaczej. Podobnie
było kiedy podano im gnijące mięso i puszczono z głośników
dźwięki o niskiej częstotliwości. Nikt poddany tym
doświadczeniom nie odwracał się od tego dania. Wszystkim
kojarzyło się to z miłymi odczuciami. To doświadczenie
wykazało, jak w łatwy sposób można zmieniać bodź-
ce docierające do mózgu. Przeprowadzono również inne
doświadczenie. Uczestnikom pokazywano polityka, który
prezentował swój program wyborczy. Jednocześnie z gło-
śników puszczano dźwięki o niskiej częstotliwości. Następnie
pokazano polityka którego program nikomu się
nie podobał. Przy tej prezentacji puszczano z głośników
dźwięki o wysokiej częstotliwości. Tej grupie uczestników
której podobał się pierwszy program i którzy deklarowali
chęć poparcia go zaproponowano, aby jeszcze raz wysłuchali
tego polityka. Tym razem z głośników wydobywa-
ły się dźwięki o wysokiej częstotliwości. Okazało się że 135
tym razem nikomu nie podobał się ten program i nikt nie
udzielił by mu swojego poparcia. Druga grupa zareagowa-
ła podobnie. To doświadczenie jeszcze wyraźniej pokazywały
że stosując odpowiednie metody można wpływać na
podejmowanie decyzji przez innych.
– To niewiarygodne – powiedziałem.
– Tak – potwierdziła Ann. – Teraz rozumiesz, że w świetle
tego co usłyszałeś, mój brak zainteresowania przekonywaniem
niektórych uczonych do naszego Projektu jest
uzasadniony. Otwierają się nowe perspektywy pozwalające
osiągnąć cel. W dodatku metody te są tańsze i prostsze.
– O czym ty mówisz, Ann? Pomyślałaś o konsekwencjach
zastosowania tych metod?
– O co ci chodzi, Mark? Mówiąc szczerze nie zastanawiałam
się zbytnio nad tym. Nie widzę jakichś negatywnych
skutków.
– Chyba żartujesz, Ann. Ja widzę i zaraz powiem ci
o nich. Czy pomyślałaś, co może się wydarzyć, jeśli ktoś
zechce dla swoich celów wykorzystać na przykład spo-
łeczność jakiegoś miasta. Jeśli spowoduje, że ci ludzie
będą głosować za różnymi uchwałami korzystnymi tylko
dla określonej grupy. W dodatku będą przekonani, że
działają w dobrej sprawie. Czy możesz sobie wyobrazić,
że w taki sposób można manipulować wszystkimi ludźmi
w całych państwach? Wyobraź sobie, że te społeczności
głosowałyby w ostateczności nad podporządkowaniem
się określonym grupom biznesowym czy politycznym.
To byłaby nowoczesna forma niewolnictwa. Ci ludzie nie
byliby niczego świadomi. Idąc dalej, wyobraź sobie, że
można by zmusić do określonych działań społeczności 136
wszystkich państw. O innych konsekwencjach nie chcę
nawet myśleć.
Kiedy to mówiłem, widziałem odbicie twarzy Ann w lustrze.
Jej oczy stawały się coraz większe. Jej twarz przybierała
na przemian kolory czerwieni i bieli. Zorientowałem
się, że dotarło do niej jakie niebezpieczeństwa kryją się
za pozornie wspaniałymi odkryciami. Ann siedziała przez
dłuższą chwilę jak sparaliżowana. Wreszcie wyksztusiła.
– Ja chciałam tylko przekonać kilkunastu uczonych do
naszego Projektu. Nie myślałam jakie zagrożenia mogą
nieść z sobą te odkrycia. Mark proszę cię, wymyśl jakiś
sposób, aby temu zapobiec.
– Wymyśl, łatwo powiedzieć. Tylko jak? Przecież mleko
już się rozlało. Sama powiedziałaś, że wasz Ośrodek już
o tych doświadczeniach wie. Skoro tak, to myślę, że wkrótce
przejmie nad nimi kontrolę i jak znam życie będziecie
ze zdwojoną energią prowadzić dalsze badania.
– Masz rację Mark. Tego nie da się odwrócić. Oboje wiemy,
że praw postępu nie da się powstrzymać. Co można
zrobić w takiej sytuacji? Czy wszyscy mamy na własne
życzenie działać wbrew własnym interesom? Stać się dobrowolnie
niewolnikami? Mark, jestem sparaliżowana ze
strachu jak o tym pomyślę. Dlaczego wcześniej nie spojrzałam
na te doświadczenia z innej perspektywy. Może
udało by się je zatrzymać. Nie dać pieniędzy lub chociaż
ograniczyć zakres badań.
– Ann pomyśl. Przed chwilą powiedziałaś, że postępu
nie da się powstrzymać.
– Więc co, Mark? – Czeka nas życie bez przyszłości,
życie podporządkowane jakimś grupom polityków dbających
tylko o zaspokojenie swoich własnych potrzeb?
Zniknie całkowicie wolność w sensie rozwoju intelektu-137
alnego, w dosłownym tego słowa znaczeniu? Mark ty zawsze
patrzyłeś na wiele spraw z boku, stałeś całe życie
obok różnych wydarzeń. Dzięki temu inaczej postrzegałeś
różne wydarzenia.
– To prawda Ann – powiedziałem. – Teraz sprawa jest
znacznie poważniejsza. Wydaje mi się jednak, że jedyną
nadzieją na zmiany będzie rozsądek polityczny. Dopóki
badania te nie zostały jeszcze skończone, trzeba uświadomić
politykom, jakie niebezpieczeństwa niosą te badania.
Trzeba ich namówić do stworzenia takich systemów zabezpieczeń,
aby nikt nieuprawniony nie mógł skorzystać
z tych metod. Muszą być stworzone odpowiednie procedury
podlegające międzynarodowej kontroli. Trzeba
stworzyć instytucję na wzór ONZ ale z zupełnie innymi
uprawnieniami. To jednak mogą zrobić tylko politycy i to
politycy rozsądni i odpowiedzialni.
– Masz rację – powiedziała Ann. – Ja natychmiast umó-
wię się na rozmowę ze ścisłym kierownictwem naszego
ośrodka badawczego. Tylko oni mają odpowiednie kontakty
z politykami na najwyższych szczeblach władzy.
Muszę uświadomić im zagrożenia i przekonać do podjęcia
działań.
To mówiąc zerwała się z krzesła. Trzaskając drzwiami
wybiegła z pokoju.
Nie było jej dwa dni. Ja w czasie jej nieobecności miałem
dużo czasu by jeszcze raz gruntownie przemyśleć to co
usłyszałem od Ann. Obawiałem się, że opowie mi jeszcze
wiele podobnych historii. Mówiąc szczerze, byłem przerażony
tymi informacjami. Kiedy uświadomiłem sobie do
czego mogą być wykorzystane wyniki tych doświadczeń,
dreszcze przechodziły mi po plecach. Nie miałem pojęcia,
że tak szybko naukowcy dokonują nowych odkryć. Myślę, 138
że również wielu ludzi ze szczytów władzy nie miało o tym
pojęcia. Miałem nadzieję, że jeszcze nie jest za późno aby
objąć kontrolą wszystkie badania naukowe. Trzymałem
kciuki za Ann. Ona musiała przekonać kogo trzeba, że to
ostatni dzwonek żeby coś w tym kierunku zrobić. Kiedy
więc Ann wróciła, natychmiast zapytałem ją o wyniki jej
rozmów z kierownictwem.
– Poczekaj Mark, daj mi chwilę abym mogła odpocząć.
Chcę wziąć gorącą kąpiel. Potem wszystko ci opowiem.
Chociaż byłem bardzo ciekawy wszystkiego, rozumia-
łem Ann. Jej też należał się odpoczynek. Czekałem więc
cierpliwie. Po godzinie Ann wyszła z łazieniki i powiedziała:
– Wiesz Mark, jest szansa, że wszystko dobrze się skoń-
czy. Kiedy opowiedziałam szefostwu o zagrożeniach, jakie
mogą przynieść te badania, zawrzało jak w ulu. Kilkana-
ście osób pełniących w naszym Ośrodku najwyższe funkcje,
zaczęło dzwonić do czołowych polityków najważniejszych
państw świata, prosząc ich by zjawili się jak najszybciej
w naszym ośrodku. Kiedy wyjaśniono im w skrócie
o co chodzi, prawie wszyscy zjawili się w ciągu kilkunastu
godzin. Ja nie uczestniczyłam w tych rozmowach. Nadano
im klauzulę najwyższej tajności. Oczywiście na samym
początku byłam tam obecna. Musiałam zapoznać wszystkich
ze sprawą. Później szefostwo uznało, że skoro powiedziałam
wszystko, co wiedziałam, moja obecność nie była
tam konieczna. W razie potrzeby mam być dostępna pod
telefonem. Mogłam zatem wrócić do mojego mieszkania.
Teraz możemy kontynuować naszą rozmowę. Wiedziałam
Mark, że twoja pomoc będzie nieodzowna. Nie pomyliłam
się. Teraz wiem, że w przyszłości muszę częściej rozmawiać
z tobą o mojej pracy. 139
– Cieszę się Ann, że masz takie zaufanie do mnie i że
mogłem się na coś przydać.
– Ale nie mówmy już więcej o tym – przerwała mi Ann.
– Wróćmy do tego, co wiem o różnych badaniach, przeprowadzanych
w różnych ośrodkach na świecie. Przypomniała
mi się jedna rozmowa z uczonymi z Izraela. Oni
pracowali również nad udoskonaloną wersją okularów,
których zastosowanie miałeś okazję poznać. Początkowo
nie bardzo wierzyłam w to, co mi opowiadano. Jeden
uczonych twierdził, że za pomocą tych okularów można
nie tylko korzystać z internetu ale również odczytywać
myśli każdego, z kim się rozmawia. Ponieważ słyszałam
to podczas jakiegoś bankietu, nie bardzo w to wierzyłam.
Myślałam, że mój rozmówca za wiele wypił i ponosi go
fantazja. Teraz jednak zastanawiam się, czy nie mówił on
prawdy. Gdyby to się potwierdziło, to nie jestem w stanie
nawet wyobrazić sobie, jak moglibyśmy funkcjonować
w tym świecie.
– Wiesz Ann, czasami wydaje mi się, że to wszystko
nie dzieje się naprawdę. Jeśli jednak to się potwierdzi, to
albo doprowadzi to świat do katastrofy, albo będzie początkiem
narodzin nowej super inteligencji. Trudno mi
to zrozumieć. Muszę sobie to wszystko jakoś poukładać.
Posłuchaj Ann. Czy ty rozmawiałaś o tym z kimś z kierownictwa
ośrodka?
Ann prawie krzyknęła:
– Cholera nie. Przecież dopiero przed chwilą przypomniałam
sobie tą rozmowę.
– To na co czekasz – powiedziałem. – Biegnij jak najszybciej
do siedziby kierownictwa i zrób wszystko, by
poinformować o tym szefa. Sama wiesz, jakie to ważne. 140
Musisz mu wszystko opowiedzieć, dopóki są u nas jeszcze
tak ważni politycy.
Ann natychmiast wybiegła z pokoju.
– Jasny gwint – powiedziałem do siebie. – Co się tutaj
wyprawia. Każda następna wiadomość od Ann jest waż-
niejsza od poprzedniej i każda może zapowiadać jakąś
katastrofę.
Po kilku godzinach Ann wróciła. Była trochę zmęczona
i jakby odmieniona.
– Udało mi się porozmawiać z szefem – powiedziała.
– Nic nie wiedział o tych badaniach prowadzonych w Izraelu.
Wykonał kilka telefonów. Poprosił abym wyszła i zaczekała
w sekretariacie. Czekałam kilka godzin. Wreszcie
poprosił mnie bym weszła. Chwilę siedział w milczeniu.
Później powiedział: „To, o czym mi powiedziałaś jest niezwykle
ważne. Przeprowadziłem kilka bardzo ważnych
rozmów. Ustaliliśmy, że przejmujemy całkowitą kontrolę
nad tymi badaniami. Wszyscy, którzy pracowali przy tych
badaniach zostali już przewiezieni do naszej najbliższej
bazy w Izraelu. Jak tylko będzie to możliwe zostaną przewiezieni
do naszego Ośrodka tu w Stanach. Cały sprzęt
i dokumenty również. Wszystko zostanie objęte klauzulą
najwyższej tajności. Nikt oprócz mnie i ciebie z naszego
Ośrodka nic nie wie. Ty na razie nie będziesz brała udzia-
łu w tych badaniach. Najpierw musimy dowiedzieć się,
co tak naprawdę wiedzą Izraelczycy. Proponuję, abyś dokończyła
badania które prowadzisz nad podwójną świadomością.
Jak będziesz potrzeba, wezwiemy cię.” Powiedział
jeszcze tylko tyle, że daje mi trzy miesiące na dokoń-
czenie moich badań i mam całkowicie wolną rękę w tym
względzie. Tak więc wygląda na to, że niedługo wrócimy
do szpitala w twoim mieście w Europie. Wykonam jesz-141
cze parę telefonów. Zorientuję się na jakim etapie są prace
w Laboratorium i możemy lecieć.
Zdziwiłem się. Nie spodziewałem się takiego obrotu
sprawy. Zdałem sobie jednak sprawę z tego, jak waż-
ne były te informacje o ostatnich badaniach. Cieszyłem
się również, że potraktowano je serio. Trochę było mi
smutno z tego powodu, że niedługo opuszczę ten Ośrodek.
Przyzwyczaiłem się już do warunków, w których tu
przebywałem. Z początku złościło mnie to, że Ann nie zabierała
mnie wszędzie z sobą. Zapewniła mi jednak dobre
warunki przebywania tutaj. Wychodząc poza nasz pokój
wieszała swój wisiorek w takim miejscu, że zawsze mogłem
obserwować to co dzieje się na zewnątrz. Jednocześnie
mogłem oglądać telewizję. Dzięki temu zawsze
wiedziałem co dzieje się na świecie. Poza tym Ann umoż-
liwiła mi zwiedzanie miasta i zapoznała mnie z różnymi
zastosowaniami najnowszych wynalazków. Całość dopeł-
niały ciekawe rozmowy które prowadziliśmy wieczorami.
Teraz miało się to zmienić. Byłem trochę niespokojny, bo
nie wiedziałem co czeka mnie w szpitalu. Czy zaplanowane
działania przyniosą oczekiwany efekt. Znałem jednak
Ann. Miałem do niej całkowite zaufanie. Postanowiłem że
nie będę się martwić na zapas i przestałem o tym myśleć.
Ann zaczęła załatwiać sprawy związane z naszym wyjazdem.
Ciągle gdzieś dzwoniła lub wychodziła. Dla mnie nie
miała zupełnie czasu. Kiedy wieczorami chciałem z nią
porozmawiać, była tak zmęczona, że nie miałem sumienia
by namawiać ją na długie rozmowy. Kiedyś wróciła bardzo
wcześnie. Powiedziała:
– Załatwiłam wszystko. Teraz mamy czas, aby na spokojnie
porozmawiać o tym, co może wydarzyć się w szpitalu
podczas przywracania cię do życia. Rozmawiałam 142
z kierownikiem zespołu, który będzie zajmować się tym
procesem. Mówiąc szczerze nie wiem nawet jak nazwać
ten proces. Nie jest to typowa operacja a raczej coś co tylko
w części ją przypomina. Główne czynności przygotowujące
twoje ciało do takiego zabiegu zostały już właściwie
zakończone. Pozostało tylko przygotowanie twojego
mózgu do przejęcia świadomości, w której ty żyjesz. To
jest największa niewiadoma. Nikt nie wie, czy to się uda.
Czekam jeszcze na wyniki odpowiednich testów. Jeśli
będą pozytywne, natychmiast wylatujemy.
– A jeśli nie będą takie, jakich się spodziewasz to co?
– Spytałem.
– Mówiąc szczerze to nie wiem, odpowiedziała Ann.
Jeśli mimo wszystko podejmę decyzję o próbie wykonania
zabiegu czy operacji przeniesienia twojej, jak wiesz
sztucznie stworzonej świadomości do twojego prawdziwego
mózgu, nie wiem jakie będą rezultaty. Mogę tylko
spekulować. Dotychczas funkcjonowałeś bardzo dobrze
bez ciała. Wiem, że nawet byłeś z tego zadowolony. Myślę,
że w razie niepowodzenia naszych zamierzeń mógłbyś
dalej tak funkcjonować jak dotychczas, prawda Mark?
– No, nie wiem – odpowiedziałem. – Powiedziałem, co
prawda, że taki stan rzeczy zadawala mnie. Ale mówiłem
tak będąc przekonany że jest to sytuacja przejściowa i niedługo
będę funkcjonować tak jak przed zawałem. Będę,
że tak się wyrażę, kompletny. To znaczy, że będę posiadał
mózg i ciało w jednym kawałku. Nie bardzo mogę wyobrazić
sobie życia na dłuższą metę tak jak jest teraz.
– Mark – powiedziała Ann. – Taki scenariusz przyjmuję
jako ostateczność. Mam nadzieję, że wszystko skończy
się dobrze. Nie martw się więc na zapas. Wiesz Ann, że
mam do ciebie pełne zaufanie, więc postaram się myśleć 143
pozytywnie. I o to mi chodziło Mark. Do czasu wyjazdu
możemy trochę pofantazjować w związku z ostatnimi odkryciami
naukowymi. Muszę ci powiedzieć, że bardzo lubię
rozmawiać z tobą na te tematy. Bardzo często twoje
uwagi powodują u mnie inne spojrzenie na pewne sprawy.
Inspirują mnie do szukania rozwiązań w obszarach
które dotychczas nie brałam pod uwagę. Cieszy mnie, że
mogę ci choć trochę pomóc ci w twoich badaniach. Jeśli
więc masz ochotę na rozmowę, zrób sobie kawę i zaczynajmy.
Na początek powiedz mi, co wiesz o budowie tego
nowego super komputera.
– Dlaczego tak cię to interesuje? – Mark. Tak sobie my-
ślę, że w świetle tego co już wiem będzie on miał kluczowe
znaczenie w dalszych badaniach nad ludzkim mózgiem.
– Czuję Mark, że już zaczynasz tworzyć nowe teorie.
Chętnie je usłyszę. Ale wracając do twojego pytania to
muszę ci powiedzieć, że ten super komputer ma być wykorzystany
do budowy indywidualnej sieci internetowej.
Właśnie poprzez te okulary każdy z nas na całym świecie
będzie mógł korzystać z inernetu za pomocą tych okularów.
W dodatku niepotrzebne będą do tego żadne inne
urządzenia. Korzystać z internetu będzie można tylko
za pomocą naszych myśli. Prawda, że to otwiera całkiem
nowy etap w zdobywaniu informacji? Słyszałam jeszcze
że planowana jest budowa jeszcze lepszego super komputera.
Jego moc ma być miliony razy większa od tego którego
budowa jest już na ukończeniu.
– Ann, a nie wiesz przypadkiem do czego potrzebna
będzie taka moc? Bo, o ile się orientuje, ta którą będzie
dysponować ten super komputer, który zacznie pracować
już niedługo, przekraczać będzie tysiące razy potrzeby
wszystkich komputerów na świecie. 144
– Wiesz Mark, to rzeczywiście jest zastanawiające. Niestety
nic więcej nie wiem. Spróbuję dowiedzieć się czegoś,
ale nie mogę zagwarantować czy uzyskam dostęp do jakiś
nowych informacji.
– Spróbuj, Ann. To pomogło by mi w snuciu, jak to powiedziałaś,
nowych teorii. Teraz też mam pewne przemy-
ślenia. Zastanawia mnie ta duża moc tego ekstra super
komputera. Do korzystania tylko z internetu jest o wiele
za duża. Musi jeszcze czemuś służyć. Tak sobie myślę,
że skoro wszyscy będziemy mieli jednakowy dostęp do
wszystkich informacji o wszystkim co dzieje się na całym
świecie, to tą dodatkową moc można by wykorzystać nie
tylko na badania nad samym mózgiem. Wyobrażam sobie
taką sytuację że każdemu człowiekowi który się rodzi
wszczepianoby chip, który pełnił by podobną funkcję jak
znane nam okulary. Oczywiście byłby znacznie sprawniejszy.
Idąc dalej tym tokiem rozumowania, wyobraź sobie
że w jednej chwili wszyscy ludzie dysponowali by jednakowym
poziomem wiedzy.
– Mark co ty mówisz? Jak to wszyscy? To jest niedorzeczne.
– Wręcz przeciwnie, Ann. Powiem więcej. Wyobraź sobie
że nie byłby potrzebny cały dotychczas znamy nam
system szkolnictwa. Nikt nie musiałby chodzić do jakiejkolwiek
szkoły ani czegokolwiek się uczyć, ponieważ
wszystko już by wiedział.
– Mark, ty zwariowałeś. Przecież to, o czym mówisz
wywróciłoby całe życie wszystkich ludzi na całym świecie.
Jak wyglądały by stosunki międzyludzkie? Jak wyglą-
dała by praca? Cała gospodarka, system walutowy i wiele
innych dziedzin życia. To jest niemożliwe, Mark. Tym razem
za bardzo poniosła cię fantazja. Nie, nie i nie. Nie chcę 145
nawet myśleć jakie to mogłoby przynieś skutki gdyby była
to prawda. Nie potraię nawet wyobrazić sobie tego.
– Ann, ja nie powiedziałem, że tak musi być. Jest to tylko
jedna z możliwości. Sama mówiłaś o prawach ewolucji
i postępu. Tego nie da się zatrzymać.
Ann popatrzyła na mnie. Była bardzo wzburzona. Po
chwili trochę się opanowała.
– Cholera Mark. Ty chyba naprawdę masz rację. Muszę
pomyśleć nad tym. Zostań w pokoju. Ja idę się przejść.
W tej chwili nie jestem w stanie nie tylko rozmawiać z tobą,
ale również słuchać tego co mówisz. Jestem naukowcem.
Mam bujną wyobraźnię ale to co usłyszałam od ciebie,
przerasta mnie.
Tym razem nie wybiegła jak zwykle z pokoju, tylko wyszła
bardzo powoli. To nie było typowa dla niej reakcja.
Musiała rzeczywiście doznać jakiegoś szoku skoro tak się
zachowywała. Po jej wyjściu, ja również zacząłem zastanawiać
się nad tym co powiedziałem. Czyżby za bardzo
poniosła mnie fantazja? Musiałem to przemyśleć jeszcze
raz. Czekałem na Ann. Chciałem jej zadać kilka innych pytań.
Kiedy przyszła zapytałem:
– Powiedz mi Ann, bo jak dotąd nie rozmawialiśmy
o tym. Czy to Laboratorium w którym mam być poddany
swoistej operacji znajduje się w tym szpitalu do którego
dostałem się po zawale?
– Myślałam, że o tym wiesz Mark. To Laboratorium jest
w Niemczech w Mannheim. To twoje miasto. Oczywiście
niewiele osób wie o tym. Mieści się ono na terenie Kliniki
w osobnym budynku i połączone jest podziemnym korytarzem
ze szpitalem w którym wielokrotnie się leczyłeś. 146
– Teraz rozumiem. Nie poznawałem otoczenia w któ-
rym przebywałem, dlatego myślałem że Laboratorium
jest w jakiejś waszej bazie wojskowej.
– Nie, Mark. Jego istnienie jest trzymane w tajemnicy
ale jest tam gdzie mówiłam.
– No to jedną sprawę mamy wyjaśnioną – powiedzia-
łem. – Jeszcze jedna sprawa nie daje mi spokoju. Mówiłaś,
że zrobiłaś kilka kopii mojego mózgu. A ściślej mówiąc
mojej świadomości. Czy w związku z tym możesz jednocześnie
porozumiewać się ze wszystkimi kopiami?
– Nie, Mark. W jednym czasie mogę to robię tylko z jedną
kopią. To działa mniej więcej tak, jakbyś chciał odtwarzać
płytę CD. Nie da się jednocześnie odtwarzać na jednym
urządzeniu kilku płyt, tym bardziej, że one się różnią
między sobą. Rozumiesz?
– Tak oczywiście, teraz jest wszystko jasne.
– Jeśli już wspomniałeś o kopiach Mark, potrzebuję
jeszcze kilku. Zrobię to w nocy przed naszym wylotem do
Europy. Chodzi o to by mieć aktualne dane.
– Wszystko dla mnie jest jasne, Ann. Powiedz jeszcze co
będzie, jak przekazywanie świadomości z mojej kopii do
mojego prawdziwego mózgu nie uda się.
– Nie martw się tym. Musi się udać. Zresztą, o ile mnie
pamięć nie myli obiecałeś że nie będziesz się tym martwić.
– Tak Ann obiecałem, ale wiesz ja tylko chciałem się
upewnić.
– No już dobra – powiedziała. – Mamy jeszcze kilka dni
czasu. Przygotowania do twojej operacji są już na ukoń-
czeniu.
– Ja też tutaj właściwie wszystko co miałam do zrobienia,
zrobiłam. Możemy wobec tego wykorzystać ten czas 147
na kontynuowanie naszej przerwanej rozmowy. Przyznam,
że bardzo mnie ona poruszyła. Musiałam wszystko
sobie przemyśleć. Doszłam do wniosku, że możesz mieć
dużo racji. Jeśli więc nie masz nic przeciwko temu, to mo-
żemy dalej puszczać wodze fantazji.
– Zgoda – odpowiedziałem. – Ja też dużo o tym myśla-
łem. Ale wcześniej powiedz mi, czy dowiedziałaś się czegoś
o planach budowy tego gigantycznego komputera.
– Widzisz Mark. O konkretach nikt oicjalnie nie chciał
nic mówić. Ale jak wiesz, mam swoje sposoby, więc trochę
mi powiedziano. Dowiedziałam się, co mnie trochę zaskoczyło,
że wszyscy naukowcy którzy mieli znaczące wyniki
w pracach nad ludzkim mózgiem, zostali przewiezieni
do naszego Ośrodka i objęci specjalną opieką. To dało mi
dużo do myślenia. Zaczęłam więc drążyć dalej. Dowiedzia-
łam się, że ten nowy, o gigantycznej mocy komputer ma
być pomocny w korzystaniu z myśli wszystkich ludzi na
tej planecie. Więcej nic nie wiem. Nie mogę jednak przestać
o tym myśleć.
– Wiesz Ann, to jest rzeczywiście niezwykłe. Próbuję
wyobrazić sobie o co tu chodzi. Wiem niestety zbyt mało,
by pokusić się o wyciąganie jakiś wniosków. Posłuchaj
Ann, musisz dowiedzieć się czegoś więcej. Z tą wiedzą,
którą posiadamy nic nie zrobimy.
– Masz rację – odpowiedziała.
Wyjęła telefon, wykonała kilka połączeń i umówiła się
na kilka spotkań. Mam nadzieję, że czegoś się dowiem. Teraz
wychodzę. Nie wiem kiedy wrócę, ale zrobię wszystko
co w mojej mocy aby dowiedzieć się czegoś. Uśmiechnęła
się i szybko wyszła z pokoju. 148
„Aha, wróciła dawna Ann”, pomyślałem. Jest więc nadzieja
że czegoś konkretnego się dowie. Przyszła późnym
wieczorem. Właściwie była już noc.
– Teraz jestem tak zmęczona że nie mogę nawet rozmawiać.
Idę spać a rano porozmawiamy. Dowiedziałam
się czegoś interesującego. Myślę więc, że czekanie do rana
opłaci ci się.
Położyła się i po chwili zasnęła. Miałem więc znowu
czas na przemyślenia. Jedna rzecz nie dawała mi spokoju
i postanowiłem, że jak tylko Ann będzie gotowa do rozmowy,
od razu ją o to zapytam. Tak też się stało. Kiedy Ann
zrobiła sobie kawę i wygodnie usadowiła się na krześle
zapytałem:
– Wyjaśnij mi jeszcze jedną rzecz. Powiedziałaś, że mo-
żesz komunikować się jednocześnie tylko z jedną kopią
mojej świadomości.
– Tak powiedziałam. Jest to jednak bardziej skomplikowane.
Wyobraź sobie Mark, że nikt nie może tego zrozumieć.
Ja też cały czas zastanawiam się nad tym. Dlaczego
kiedy porozumiewam się z tobą, jakakolwiek komunikacja
z pozostałymi kopiami nie jest możliwa. Doszłam do
wniosku, że ma to związek z twoim prawdziwym mózgiem
i dlatego nasze działania skierowaliśmy na zbadanie jak
zachowa się twój mózg podczas przekazywania mu tej
części świadomości, w której nie mógł uczestniczyć. Przy
okazji mam nadzieję że uzyskamy odpowiedzi na wiele
nurtujących nas pytań. Jak więc widzisz wszystko lub
większość powinna wyjaśnić się wkrótce.
– Jeszcze jedno Ann. Co będzie jak ten eksperyment się
nie uda. 149
– Niestety Mark, na to pytanie również nie mogę ci odpowiedzieć.
Z jednego powodu. Ani ja, ani nikt inny również
nie zna na to odpowiedzi.
– Ale możesz chyba trochę pofantazjować Ann, prawda?
– Niezupełnie Mark. Jestem naukowcem. Mogę tylko
mówić o sprawach które znalazły potwierdzenie w badaniach,
lub istnieje duże prawdopodobieństwo, że wyniki
będą takie jakich oczekujemy. W twoim przypadku nie
wiemy jak zachowa się twój mózg i jak wpłynie to na twoją
świadomość. Po prostu nie wiemy nic. Przekonamy się
dopiero po ukończeniu eksperymentu.
– Ann, a czy możesz chociaż przewidywać co będzie
z moją świadomością, jeśli coś pójdzie nie tak i mój mózg
umrze?
– Mark zlituj się. Już ci mówiłam. Nic nie wiem i niczego
nie jestem w stanie przewidzieć. Wszyscy jesteśmy ciekawi,
jak to się skończy.
– Tak, masz rację powiedziałem. Porozmawiajmy teraz
o tym, czego dowiedziałaś się o badaniach nad mózgiem
ludzkim.
– Dowiedziałam się czegoś, czego nie rozumiem – powiedziała
Ann. – Nie rozumiem i jednocześnie odczuwam
dziwny niepokój.
– Cóż to takiego? – Zapytałem.
– Chodzi o budowę tego gigantycznego komputera.
Nikt do kogo dotarłam nie mógł lub nie chciał mi powiedzieć,
do czego chcą wykorzystać taką ogromną moc tego
komputera. Ta moc ma być setki milionów razy większa
od wszystkich komputerów na świecie. Zupełnie tego nie
rozumiem. Chociaż ktoś powiedział mi, że można będzie 150
wykorzystać inteligencję wszystkich ludzi na ziemi. Czy ty
Mark rozumiesz coś z tego?
– Pozwól mi się zastanowić Ann. Ja również coś słysza-
łem na ten temat. Jednakże pomysł ten wydawał mi się
tak niedorzeczny, że przestałem o nim myśleć. Ale teraz?
Pomyśl Ann. Ty zajmujesz się kopiowaniem ludzkiego
mózgu, czego ja jestem żywym przykładem. W istocie jest
to jakaś nowa forma świadomości, prawda?
– No nie zupełnie Mark. Twoja świadomość żyje. Nie
jest sztuczna. Została tylko skopiowana w celu wykonania
szeregu eksperymentów.
– To wiem, ale czy sama nie mówiłaś, że można komunikować
się ze wszystkimi kopiami?
– To prawda – przerwała mi Ann. Mówiłam też, że
można komunikować się tylko z jedną kopią. Nie można
komunikować się ze wszystkimi jednocześnie. Nie jest to
według mnie nowa forma jakieś sztucznej inteligencji.
– Ann – powiedziałem. – Sama wiesz najlepiej, jak szybko
wszystko się zmienia. Jak szybko wszystko ewoluuje.
Czy możesz wykluczyć, że za jakiś czas to co dzisiaj uwa-
żasz tylko za kopię żywej świadomości z czasem zacznie
myśleć i żyć własnym życiem?
Ann chciała coś powiedzieć, ale wstrzymała się na
chwilę. Wypiła łyk kawy i powiedziała:
– Mark ty jak nikt inny potrai zamieszać mi w głowie.
Może masz trochę racji. Ja dotychczas nie brałam tego pod
uwagę. Zabiłeś mi niezłego klina mądralo. Może w takim
razie puścisz wodze fantazji i spróbujesz jakoś logicznie
mi to wyjaśnić.
– Dobrze Ann. Mogę spróbować. Ja na to patrzę z boku.
Nie jestem naukowcem, więc nie musisz tych moich roz-151
ważań brać poważnie. Jeśli jednak sprawia ci to przyjemność
mogę pobawić się w swego rodzaju wróżkę.
– Mark wiesz, że z uwagą wysłuchuję twoich teorii. Pozwalają
mi czasem spojrzeć inaczej na jakiś problem. Zdarzyło
mi się, że dostrzegałam wiele rzeczy, o których istnieniu
nie miałam pojęcia. Dlatego Mark, nie mam przed
tobą tajemnic. Wiem, że rozmowy z tobą mogą przynieść
tylko pozytywne skutki moim badaniom. Poza tym bardzo
cię lubię, co też nie jest bez znaczenia. Ja wiem o tobie
prawie wszystko. Ty o mnie też, więc dobrze to wróży naszej
dalszej współpracy.
– Masz rację, Ann. Bardzo cieszę się, że tak o mnie my-
ślisz. Ja mam podobne zdanie. Teraz wracając do naszej
rozmowy. Nurtuje mnie tylko jedno. To pytania, które zadają
sobie od zawsze wszyscy ludzie na ziemi. Chodzi o to,
skąd się wzięliśmy i po co, oraz czy istnieje życie po życiu.
Jak dotąd, nikt nie zna na nie odpowiedzi. Co prawda
wszystkie religie nawiązują do tego tematu ale nie dają
jasnych odpowiedzi. W niektórych przekazach jest mowa
o reinkarnacji, w innych o nieśmiertelnej duszy. Pojawia
się również pojęcie raju. Tak sobie myślę Ann, że w świetle
tego co już wiemy, wiele z tych przekazów można naukowo
wytłumaczyć.
– O czym myślisz, Mark?
– Na przykład jeśli chodzi o raj. Czy nie przypomina on
jakiegoś laboratorium? A powstanie Ewy z żebra Adama?
Czy wytwarzanie w dzisiejszych laboratoriach różnych
organów nie przypomina tych opisów.
– Masz rację Mark. Coś w tym jest, ale ja również nie
znam odpowiedzi.
– Tak sobie myślę Ann, że może powstaliśmy przy pomocy
jakieś obcej cywilizacji. Może wylądowali na naszej 152
planecie. Z jakiś powodów stworzyli nas. Czy przypominasz
sobie publikowane kiedyś rysunki wyryte w jakiś
jaskiniach? Przypominały one naszych kosmonautów.
Rysunki te powstały przed kilkoma tysiącami lat. Ludzie
w tym czasie nie dysponowali taką techniką by stworzyć
coś takiego. Trudno sobie wyobrazić, że ktoś mógł to sobie
po prostu wymyśleć. Z dużym prawdopodobieństwem
można założyć, że ten kto wykonał te rysunki, musiał widzieć
te postacie. Nie byli to ludzie którzy żyli w tym czasie
na Ziemi. Więc kto? Wiele innych poszlak przemawia
za tym, że byli to Obcy. To oni mogli stworzyć inteligentną
rasę. Dokonano tego w laboratorium które opisano póź-
niej w Biblii jako Raj. Równie dobrze mogło być zupełnie
inaczej. Teorii na ten temat istnieje kilka. Póki co nikt nie
potrai przedstawić dowodów na prawdziwość którejś
z nich. Dla mnie ważniejsze jest w tej chwili co innego. Zakładając,
że zostaliśmy stworzeni przez Obcych, dlaczego
jesteśmy tak niedoskonali? Myślę, że prace nad nami nie
zostały dokończone. Coś musiało się wydarzyć. Może ta
obca cywilizacja nagle wyginęła. Może przyczyniło się do
tego jakieś promieniowanie kosmiczne. Może wybuchła
jakaś epidemia. Może w końcu musieli nagle opuścić ziemię
i nie dokończyli dzieła. Może dopiero teraz na drodze
przemian ewolucyjnych, ludzkość będzie zdolna do dokonania
takich odkryć by znaleźć odpowiedzi na te odwieczne
pytania. Może jednak jest inaczej. Budując taki gigantyczny
komputer stworzymy nowe życie. Zupełnie inne od
tego które znamy. Może w tym życiu nie potrzebne będzie
nam ciało? Może będziemy tylko świadomością? Przecież
o tym mówią również przekazy religijne. Pomyśl Ann.
Przecież ty nie rozmawiasz ze mną jak z żywym człowiekiem.
Stworzyłaś kopię mojej świadomości. Twierdzisz że 153
to tylko kopia niezdolna do samodzielnego myślenia bez
udziału żywego mózgu. A jeśli się mylisz? Jeśli jest to zalą-
żek jakieś nowej formy życia. Co o tym myślisz, Ann?
W tym momencie Ann wstała z krzesła. Widziałem ją
w lustrze. Jej twarz była kredowo biała. Chciała coś powiedzieć
ale jej wargi tylko lekko się poruszały. Z gardła
nie wydobył się żaden dźwięk. Trwało to dobrych kilka
minut. Wreszcie przemówiła.
– Mark przestań. Nie zadawaj tylu pytań. Wystarczy, że
ja nie znam odpowiedzi na jedno podstawowe. Tymczasem
ty zadajesz nowe. Zmuszasz mnie do podjęcia takiego
wysiłku intelektualnego któremu nie jestem w stanie podołać.
Strasznie namieszałeś mi w głowie. Przypominam
ci, że jestem naukowcem. Muszę opierać się na dowodach
i badaniach. Tymczasem ty Mark karmisz mnie ciągle jakimiś
teoriami. Nie mogę ich zweryikować. Nie dajesz mi
żadnych dowodów.
– Wiem Ann. Ja w przeciwieństwie do ciebie nie jestem
naukowcem, o czym oboje doskonale wiemy. Ja staram
się tylko zadawać pytania i próbuję jakoś logicznie je wytłumaczyć.
Poza tym to ty Ann masz znaleźć dowody na
prawdziwość lub nie poruszanych tu tematów. Ja chcę cię
tylko zainspirować. Sama zresztą mówiłaś, że lubisz słuchać
mojego fantazjowania. Czasami dostrzegasz rzeczy,
których wcześniej nie zauważałaś. Więc do roboty Ann. Ja
jeszcze trochę pomyślę.
– Dobrze – powiedziała Ann. Muszę sobie to wszystko
poukładać – i wyszła.
Takie rozmowy prowadziliśmy ostatnio bardzo czę-
sto. Czekaliśmy na wiadomości ze szpitala a ściślej z Laboratorium
tam usytuowanego o stanie przygotowań do
eksperymentu. Tutaj Ann pozałatwiała wszystkie swoje 154
zawodowe sprawy, więc mieliśmy dużo czasu na rozmowy.
Ja przebywałem przeważnie w naszym pokoju. Miasto
zwiedziliśmy już wcześniej a tego, co chciałem zobaczyć
Ann nie mogła mi pokazać. Chciałem przyjrzeć się temu
wszystkiemu co robiono w tutejszym Laboratorium. Niestety
było to ściśle tajne. Musiałem zadowolić się tym,
co powiedziała mi Ann. Rozumiałem to i byłem jej za to
wdzięczny. Poza rozmowami z nią nie miałem nic do roboty.
Nudziłem się bardzo i z niecierpliwością czekałem
na decyzję o wylocie do Europy. Chciałem jeszcze dowiedzieć
się czegoś więcej o tym gigantycznym komputerze,
którego budowa miała rozpocząć się wkrótce. Dręczyły
mnie pytania, do czego naukowcy chcą wykorzystać tak
potężną moc tego komputera. Ann musiała dowiedzieć
się czegoś więcej. Kiedy wróciła, natychmiast poprosiłem
ją aby zrobiła wszystko żeby dowiedzieć się jak najwięcej
o tym gigantycznym komputerze. Początkowo nie bardzo
chciała nawet o tym rozmawiać. Powiedziała że o wszystkim
czego się dowiedziała już mi powiedziała. Więcej chyba
nie uda się wyciągnąć od jej znajomych pracujących
przy planach nad stworzeniem tego komputera. Ja jednak
nie odpuszczałem. Widząc moją determinację, Ann dała
się przekonać i powiedziała że spróbuje jeszcze raz.
– Nie wiem czy w ogóle czegoś się dowiem i jak dużo
czasu będę musiała temu poświęcić – powiedziała.
– Wiem Ann, ale musisz spróbować i musisz się pospieszyć.
Użyj wszystkich znanych ci sposobów. Wiesz, że lada
dzień wyjeżdżamy stąd. Pamiętaj, że również tobie zależy
by dowiedzieć się co tutaj się szykuje. Jak wiesz oicjalnie
niczego ci nie powiedziano. Przecież ty też pracujesz na
rzecz Projektu. Lepiej by było wiedzieć coś więcej. Wiedziałaś,
czego możesz się spodziewać. Kiedy pojedziemy 155
do Europy realizować ten nasz eksperyment, możesz zostać
odsunięta od prac nad Projektem.
– Dlaczego? – zapytała Ann.
– Dlatego, odpowiedziałem że jak mi się wydaje, te nowe
odkrycia i plany budowy tego gigantycznego komputera
oraz wielka tajemnica z tym związana mogą ograniczyć
prace nad Projektem. Może powstać zupełnie nowa koncepcja.
Twoja zaś rola w badaniach może zostać zupełnie
zmarginalizowana.
Ann popatrzyła na mnie i powiedziała:
– Wydaje mi się, że jak zwykle masz chyba rację. Zaraz
biorę się do pracy. Mam nadzieję że wreszcie dowiem się
jakiś konkretów. Wrócę najszybciej jak to będzie możliwe.
Wyszła trzaskając drzwiami i tyle ją widziałem. Kiedy
wróciła była jakaś nieswoja. Nie powiedziała nawet cześć.
Podeszła do okna i przez dłuższą chwilą patrzyła, co dzieje
się za oknem. Byłem jednak pewny, że nic nie widzia-
ła. Jej myśli zajęte były czymś innym. Domyślałem się że
dowiedziała się czegoś ważnego. Mimo, że byłem bardzo
ciekawy czego, nie chciałem pytać. Postanowiłem poczekać
aż sama mi powie. Po jakimś czasie Ann odeszła od
okna, zaparzyła sobie kawy i usiadła na krześle. Wzięła
wisiorek do ręki i powiedziała:
– Mark, miałeś rzeczywiście rację twierdząc, że planowana
budowa tego gigantycznego komputera jest najważ-
niejszą sprawą w jaką zaangażowany jest nasz Ośrodek.
To czego dowiedziałam się dosłownie mnie poraziło. Wyobraź
sobie, że ci naukowcy z Izraela którzy są teraz w naszym
ośrodku, opracowali sposób na odczytywanie ludzkich
myśli. Początkowo myślałam że moi koledzy żartują
sobie ze mnie. Po chwili jednak zrozumiałam, że mówią 156
śmiertelnie poważnie. W tym momencie przerwałem jej
i zapytałem:
– Powiedz mi, jak to się stało, że dotychczas nikt nic
nie chciał ci powiedzieć, a teraz nagle dowiadujesz się
wszystkiego co jest okryte tak ścisłą tajemnicą.
– Też mnie to z początku zdziwiło – powiedziała. – Kiedy
jednak dowiedziałam się wszystkiego, zrozumiałam
jakie to ma znaczenie. Moi koledzy też byli przerażeni,
dlatego musieli podzielić się tymi wiadomościami z kimś
do kogo mieli zaufanie. Ponieważ ja również pracuję nad
wieloma zagadnieniami dotyczących mózgu a w dodatku
sama zaczęłam ich wypytywać, doszli do wniosku że mogą
nieformalnie dopuścić mnie do tych tajemnic. Wyobraź
sobie Mark, że powstała koncepcja, aby przy pomocy tego
giganta zbudować coś co wykorzystywało by inteligencję
wszystkich ludzi na ziemi. Dlatego potrzebna jest do tych
badań tak duża moc obliczeniowa.
To bardzo ciekawe, Ann. Powiedz mi jednak, co oni
jeszcze wymyślili.
– Niestety z tego, co wiem jeszcze nic – powiedziała
Ann. Na razie są to wstępne badania. Ale jak sam się domyślasz
będzie to z całą pewnością najdonioślejsze odkrycie
w historii ludzkości.
– Tak masz rację, Ann. Tak sobie myślę że to co mówi-
łem o nowej formie życia może szybko się ziścić. Wydaje
mi się że jedna z teorii o naszym powstaniu niedługo
zostanie potwierdzona. Twoje badania nad kopiowaniem
ludzkich mózgów przyczyniły się na pewno do podjęcia
tych badań przez naukowców z Izraela. Dobrze się stało
że ktoś zdecydował żeby umieścić ich w tym Ośrodku w
Stanach w Streie 51. Boję się nawet pomyśleć co by się
stało, gdyby wyniki ich badań dostały się w niepowołane 157
ręce. Tutaj przynajmniej jest gwarancja że są one objęte
nadzorem najwyższych władz tego kraju.
– Tak Mark – powiedziała Ann. Mieliśmy chyba dużo
szczęścia. Powiedz mi tylko co o tym myślisz? W jakim
kierunku mogą zmierzać te badania?
– Myślę Ann, że jesteśmy jako ludzkość już tylko o krok
od stworzenia nowej formy inteligencji zdolnej nie tylko
decydować o wszystkich problemach całego świata, ale
być może również o całym Wszechświecie.
Ann przerwała mi.
– Nie za bardzo wybiegasz wprzód? Przecież tak naprawdę
niewiele jeszcze wiemy.
– To prawda – powiedziałem. – Wiemy jednak dostatecznie
dużo w oparciu o nasze doświadczenia, by móc
przewidzieć co może się wydarzyć.
– Przyznaję Mark, że ja nie nadążam za twoim rozumowaniem.
Powiedz mi co z ludźmi? Jak będzie wyglądać ich
życie, skoro ktoś będzie znał wszystkie ich myśli? Ktoś bę-
dzie mógł przewidzieć wszystkie ich reakcje. Jak to sobie
wyobrażasz?
– Dziwię ci się trochę Ann, że pytasz mnie o to. Przecież
nie kto inny jak ty stworzyłaś mnie w formie zaprzeczającej
prawom natury. Przecież ja funkcjonuję tylko jako
świadomość. Do życia nie potrzebuję ani ciała ani pożywienia.
Nie wiem, co utrzymuje moją świadomość przy
życiu. Ty chyba też nie, prawda? Twierdzisz że istnieję
dzięki temu że mój mózg żyje. A może jest inaczej? Może
nieświadomie stworzyłaś nową formę życia, której istnienie
zależy teraz od jakiś nieznanej nam energii.
– Jak zwykle Mark, możesz mieć rację. Często sama się
nad tym zastanawiałam. To jest możliwe. Trudno jednak
wyobrazić sobie, abyśmy wszyscy mogli funkcjonować tyl-158
ko jako świadomość. Czym lub kim bylibyśmy. Zlepkiem
poszczególnych świadomości pojedynczych ludzi czy też
jednolitą świadomością. Czy podejmowalibyśmy decyzje
wspólnie, czy ta jedna wielka świadomość podejmowała
by decyzje sama bez uwzględniania myśli pozostałych.
Potraisz mi na odpowiedzieć Mark?
– Mam jeszcze jedno pytanie, po co to wszystko? Przecież
ten świat istnieje. Może trzeba go tylko trochę poprawić.
Masz trochę racji Ann, ale może moje rozumowanie
też nie jest pozbawione sensu. Oboje wiemy, że nasza
planeta kiedyś przestanie istnieć i co wtedy? Nie muszę
nikogo przekonywać, że wszyscy wtedy zginiemy. Nie wydaje
ci się logiczne, że może Obcy, chcąc uratować nasz
gatunek, wyposażyli nas w inteligencję. Właśnie taką,
która mogłaby stworzyć warunki do przetrwania naszego
gatunku niezależnie od tego, czy będzie istnieć nasza
planeta, czy też nie. Może chodzi tutaj o naszą nieśmiertelność.
Byłoby to możliwe tylko wtedy, kiedy funkcjonowalibyśmy
jako świadomość. Mam nadzieję Ann, że bę-
dziesz w przyszłości pracować nad tymi zagadnieniami
i znajdziesz odpowiedzi na wszystkie pytania. Teraz tego
nie rozstrzygniemy. Pofantazjowaliśmy trochę i wystarczy.
Naszym najbliższym zadaniem jest przeprowadzenie
eksperymentu z moim udziałem.
– Tak masz rację Mark. Z tego wszystkiego zapomnia-
łam ci powiedzieć, że jutro wylatujemy do Europy. Następnego
dnia wsiedliśmy do niewielkiego wojskowego
odrzutowca i przed wieczorem wystartowaliśmy.159
ROZDZIAŁ IX
Niestety zaraz po wejściu na pokład samolotu, Ann
wyłączyła mnie. Szkoda, bo byłem ciekawy o czym będą
rozmawiać pasażerowie. Domyślałem się że wiedzą
o ostatnich odkryciach i rozmowa będzie toczyć się wokół
tych zagadnień. Niestety nie mogłem tego sprawdzić.
Widocznie Ann miała ważny powód by mnie wyłączyć.
Mogłem tylko cierpliwie czekać. Miałem nadzieję, że niedługo.
Próbowałem myśleć o tym, co ostatnio poruszali-
śmy w naszych rozmowach z Ann. Nie mogłem jednak się
skupić. Moje myśli krążyły wokół eksperymentu, którego
uczestnikiem miałem stać się niebawem. Jak przewidywałem
po kilku godzinach Ann włączyła mnie i mogliśmy
znowu rozmawiać. Zapytałem dlaczego to zrobiła, skoro
wiedziała jak bardzo interesowałem się ostatnimi odkryciami
naukowymi. Chciałem wysłuchać opinii innych naukowców
na ten temat.
– Wiem Mark. Przepraszam, ale otrzymaliśmy wszyscy
bezwzględne polecenie wyłączenia wszystkich urządzeń
elektronicznych.
– Nie gniewam się – powiedziałem. – Miałem tylko nadzieję
na poznanie zdania fachowców na temat ostatnich
odkryć. Wiesz przecież Mark, że ja wszystko ci przekazuję,
więc na pewno niczego nowego nie usłyszałbyś.
– Masz rację Ann, ale byłem po prostu ciekawy. Teraz
natomiast ciekawi mnie, gdzie jesteśmy. 160
– Wylądowaliśmy w bazie wojskowej koło Frankfurtu
w Niemczech, powiedziała Ann. Z tego co wiem jutro oko-
ło południa polecimy do naszego laboratorium w Mannheim.
Nazajutrz, tak jak przewidziała Ann, weszliśmy na pokład
helikoptera i polecieliśmy do naszego Laboratorium.
Towarzyszyło nam kilku naukowców. Podróż trwała kilkanaście
minut więc nie rozmawiano o konkretnych sprawach.
Właściwie nie były to nawet rozmowy, tylko wymiana
zdań na temat tego, co widać z okien helikoptera.
Wkrótce wylądowaliśmy na dachu szpitala w Mannheim.
Windą zjechaliśmy na najniższe piętro. Następnie pieszo
udaliśmy się do Laboratorium. Droga do niego prowadzi-
ła długim korytarzem usytuowanym pod rzeką rozdzielającą
dwa kompleksy szpitali. Teraz zrozumiałem, dlaczego
nie wiedziałem o istnieniu Laboratorium. Wejście do
niego było doskonale ukryte. Nikt z osób niewtajemniczonych
nie domyślał się nawet jego istnienia. Naukowcy zatrudnieni
w nim mogli spokojnie wykonywać swoją pracę.
Prawdopodobieństwo, że ktoś zacznie się czegoś domy-
ślać było znikome. Większość z zatrudnionych w szpitalu
osób nie miała o niczym pojęcia. W tych warunkach moż-
na było przeprowadzać różne eksperymenty bez obawy,
że zostaną one odkryte. Kiedy znalazłem się w tym
korytarzu poczułem się bardzo dziwnie. Uświadomiłem
sobie, jakie znaczenie będzie miał wynik tego eksperymentu,
w którym będę uczestniczył. Świadomość tego,
że coś pójdzie nie tak, wywoływała u mnie stan podobny
do strachu. Wcześniej mówiłem, że nie doświadczam tego
rodzaju doznań. Teraz jednak odczuwałem coś na kształt
obawy czy może nawet strachu. Nie mogłem dokładnie
tego sprecyzować. W każdym razie nie było to miłe odczu-161
cie. Nie miałem jednak żadnego wyboru. Trzeba było zaryzykować.
Nikt nie był pewny wyniku. Nikt też nie miał
pojęcia co stanie się z moją świadomością, kiedy próby jej
połączenia z moim prawdziwym mózgiem nie powiodą
się. Po wejściu do Laboratorium, do Ann podszedł jego
kierownik i poprosił ją do przejścia do niewielkiej salki
obok. W środku znajdował się dość duży stół za którym
siedziało kilka osób. Pod ścianami umieszczone były duże
monitory. Kierownik powiedział:
– Witam wszystkich. Nie muszę nikogo przedstawiać.
Znacie się państwo od dawna. Tylko niektórzy z was nie
widzieli w jaki sposób rozwiązana została sprawa poruszania
się i komunikacji świadomości pana Marka. Wła-
ściwie mam ogromny problem z tym, jak mam o tym mó-
wić. Z jednej strony jest to świadomość żywego człowieka
a z drugiej jest to kopia mózgu osoby która znajduje się
w śpiączce farmakologicznej. Przyznam również, że dokonania
obecnej tutaj profesor Ann są zdumiewające. Z tego
co wiem, stworzyła ona takie warunki w których ta kopia
zachowywała się jak żywy człowiek. Jako naukowiec nie
do końca rozumiem jak to się dzieje, ale muszę przyjąć, że
tak jest. Może pani profesor wie coś więcej. Będę wdzięczny
jeśli podzieli się pani z nami swoją wiedzą.
– Niestety panowie – powiedziała Ann. Sama tego do
końca nie rozumiem. Spędziłam z Markiem, bo tak nazwałam
świadomość, którą udało mi się skopiować, bardzo
dużo czasu. Prowadziliśmy rozmowy na różne tematy
i nie zauważyłam, abym rozmawiała z czymś sztucznie
wytworzonym. Jestem przekonana, że rozmawiałam ze
świadomością żywego człowieka. Przyznam, że nie wiem
dlaczego tak się działo. Mam nadzieję, że podobnie jak panowie,
dowiem się czegoś więcej kiedy uda nam się po-162
łączyć tę świadomość, zapisaną na specjalnym nośniku
z mózgiem tego człowieka w śpiączce.
– Tak więc niczego ponad to, co już wiemy nie dowiedzieliśmy
się – powiedział kierownik Laboratorium. W takim
razie – kontynuował – musimy omówić szczegóły planowanego
eksperymentu.
Teraz każdy z zgromadzonych tutaj specjalistów przedstawiał
proponowane działania ze swojej dziedziny. Wypowiadali
się elektronicy, specjaliści od przeszczepów
mózgu, anestezjolodzy i wielu innych zajmujących się róż-
nymi dziedzinami nauki. Przyznam się że o wielu specjalizacjach
nigdy nie słyszałem. Trudno się dziwić, przecież
nie byłem naukowcem. Dyskusja nad poszczególnymi propozycjami
była bardzo gorąca. Spierano się o każdy szczegół.
O wielu z poruszanych tu zagadnień naukowych nie
miałem zielonego pojęcia. Miałem nadzieję, że Ann wytłumaczy
mi to później. Ona sama z początku tylko z uwagą
słuchała tego, co mieli do powiedzenia zgromadzeni tu
specjaliści. Później sama aktywnie włączyła się do dyskusji.
Jako naukowiec miała tutaj dużo do powiedzenia.
Dyskusja zakończyła się po kilku godzinach właściwie
niczym. Okazało się, że było tyle problemów do rozwią-
zania, że wypracowanie jednego stanowiska nie było takie
proste. Poza tym każdy z biorących udział w tym eksperymencie
odczuwał ogromną presję. Wszyscy zdawali
sobie sprawę jak ważny mają problem do rozwiązania.
Tutaj nie można było pozwolić sobie na skróty. Powodzenie
tego eksperymentu miało ogromny wpływ na rozwój
intelektualny całej ludzkości. Otwierały się nowe możliwości
technologiczne w różnych dziedzinach nauki. Rysowały
się nowe możliwości zastosowania nowoczesnych
technologii, na przykład w medycynie, transporcie czy ko-163
smologii. To pozwoliłoby dokonać w ciągu kilku lat takiego
skoku technologicznego w rozwoju gatunku ludzkiego,
czego nie udało się przeprowadzić przez setki tysięcy lat.
Tego nie można było z niczym porównać. Gdyby jednak
ten eksperyment nie powiódł się, ludzkość pogrążyła by
się w intelektualnym i technologicznym marazmie. Nawet
mnie trudno było wyobrazić sobie ten ponury scenariusz.
Na szczęście w zespole pracującym nad przygotowaniem
eksperymentu nie było żadnego pesymisty.
xxxxx
xxx
x
Sprawa jest zbyt poważna by włączać do niej emocje. Po
powrocie do naszego pokoju Ann powiedziała mi, że jest
dobrej myśli jeśli chodzi o połączenie czy raczej przeniesienie
mojej świadomości zamkniętej w wisiorku, do mo-164
jego prawdziwego mózgu. Ja miałem jeszcze wątpliwości
dotyczące funkcjonowania mojego ciała. Zapytałem więc
Ann, czy może coś więcej powiedzieć mi na ten temat.
– Tak, zaraz postaram się opowiedzieć ci o wszystkim
czego się dowiedziałam. Przygotowania do przeniesienia
twojej świadomości zaczęły się już kilka miesięcy wcze-
śniej. Długo zastanawiano się co zrobić, by po udanym
połączeniu twoje ciało mogłoby od razu normalnie funkcjonować.
To był rzeczywiście duży problem. Jak wiesz
twoje ciało było co prawda zaopatrywane we wszystkie
niezbędne do jego funkcjonowania składniki odżywcze,
ale nie bardzo wiedziano co zrobić, by twoje mięśnie pracowały
normalnie. Po okresie dłuższego unieruchomienia
powrót do pełnej sprawności wymaga odpowiednio
długiego czasu. Opracowano więc metodę, która pozwalała
prowadzić rehabilitację jeszcze wtedy kiedy ciało jest
w stanie śpiączki. Twoje ciało było cały czas poddawane
takiej rehabilitacji. Przeprowadzone ostatnio testy wykazały,
że wszystkie mięśnie w twoim ciele pracują normalnie.
Z punktu widzenia izycznego nic nie stało na przeszkodzie,
by zacząć eksperyment.
– Czyli jak dobrze zrozumiałem, chcesz mi powiedzieć
Ann, że po pomyślnym zakończeniu eksperymentu, po
prostu wstanę i będę mógł normalnie funkcjonować.
– Tak, Mark. Właśnie tak to w skrócie będzie wyglądać.
Oczywiście jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli. Nie
martw się jednak na zapas. Wykonano wiele testów i żaden
nie wskazywał na jakieś nieprawidłowości. Jak więc
widzisz zrobiono wszystko, aby ten eksperyment się powiódł.
– Wiesz dobrze Ann, że ja zawsze byłem przekonany
o jego pomyślności. Jednak jak każdemu, gdzieś tam z tyłu 165
głowy czają się pytania w rodzaju, a jak coś pójdzie nie
tak?
– No wiesz Mark – powiedziała Ann. – Nie dawaj mi
powodów bym zmieniła zdanie na twój temat. O tym już
wielokrotnie rozmawialiśmy i wydawało mi się, że nie
miałeś żadnych wątpliwości, prawda?
– Tak masz rację – powiedziałem. Ja tylko tak...
– Dobrze już, dobrze – przerwała mi Ann. Nie wracajmy
do tego. Teraz skup się na pozytywnym myśleniu nad
tym co cię czeka. Chciałam jeszcze opowiedzieć ci trochę
o tym na czym będzie polegać ten eksperyment. W najbliższym
czasie wisiorek z twoją świadomością trai do
Laboratorium. Tam twoja świadomość poddana zostanie
testom. Później karta pamięci z twoją świadomością
trai do odpowiedniego urządzenia. Tam zostanie odpowiednio
sformatowana na potrzeby eksperymentu. Nie
chcę mówić tu o szczegółach bo sama prawdę mówiąc
też wszystkiego nie wiem. To należy do ekipy z tutejszego
Laboratorium. Wiem tylko tyle, że odpowiednio sformatowana
karta zostanie czasowo wszczepiona do twojego
mózgu. Następnie za pomocą odpowiednio przygotowanych
programów komputerowych nastąpi proces przekazywania
twojej świadomości z karty pamięci do twojego
mózgu. Następnie zostaniesz wybudzony i rozpoczniesz,
mam nadzieję, normalne życie.
– Ann, kiedy o tym opowiadasz wszystko wydaje się takie
łatwe i proste. Aż trudno uwierzyć, że w te przygotowania
zaangażowanych było dziesiątki naukowców z ca-
łego świata.
– Tak masz rację Mark. To tylko pozornie tak wygląda.
W rzeczywistości pracowano nad skopiowaniem ludzkiego
mózgu bardzo dużo specjalistów z różnych dziedzin. 166
Rezultaty ich prac delikatnie mówiąc nie były rewelacyjne.
Dopiero dzięki tobie nastąpił przełom w tych badanych
i wszystko ruszyło szybko naprzód.
– Jak to dzięki mnie – powiedziałem.
– Tak Mark. Dzięki tobie i szczęśliwemu zbiegowi okoliczności.
Gdybyś w odpowiednim czasie nie dostał zawa-
łu serca i gdyby mnie i mojego zespołu nie było w tym
właśnie szpitalu, pewnie badania trwały by jeszcze bardzo
długo.
– Nie bardzo rozumiem. Dlaczego mój zawał był taki
ważny? Przecież codziennie tysiące ludzi doznaje zawału
serca.
– To prawda, Mark. Jednak wtedy sytuacja była inna.
Mówiłam ci, że twoja reanimacja nie powiodła się i ja ze
swoim zespołem próbowałam przywrócić cię do życia. Nie
zupełnie się to udało. Jednak w tracie prób przywrócenia
cię do życia wykonywaliśmy szereg badań których nie
mogliśmy wykonać w naszym Laboratorium w Stanach.
Okazało się, że twój organizm reaguje inaczej niż inne,
które badaliśmy. Nieskrępowani ograniczeniami prawnymi
obowiązującymi nas w Stanach, postanowiliśmy
sprawdzić wszystkie teoretyczne rozwiązania w praktyce.
Wykorzystaliśmy do tego ciebie a dokładnie mówiąc
twoje ciało. Jak sam wiesz udało nam się skopiować twoją
świadomość. Nie tylko skopiować ale przede wszystkim
nawiązać z nią kontakt. Ku naszemu zdumieniu, mogli-
śmy rozmawiać z nią jak z żywym człowiekiem. To było
coś niesamowitego. Dotychczas nigdy nie udało nam się
coś takiego. To dosłownie nas uskrzydliło. Wszyscy pracowali
na najwyższych obrotach. Dokonano w tej dziedzinie
wielu odkryć. Pojawiły się nowe teorie i sprawdzano ich
zastosowania w praktyce. Ja natomiast miałam za zadanie 167
prowadzenie rozmów z tobą. Szybko zorientowałam się,
że posiadasz dość dużą wiedzę i możesz być bardzo przydatny
w naszych badaniach. Twoje spostrzeżenia bardzo
nam pomogły. Moi przełożeni zdecydowali abym wtajemniczyła
cię we wszystkie zagadnienia nad którymi pracujemy.
Oczywiście musiałam tobie to przedstawić w sposób
zrozumiały dla osoby nie mającej dogłębnej wiedzy
z matematyki, izyki czy innych nauk ścisłych. Okazało się,
że ty wszystko w lot pojmowałeś. Byłeś dla nas tak bardzo
przydatnym jako doradca, patrzący z boku na różne
zagadnienie, że szefostwo mojego Ośrodka badawczego
postanowiło na stałe nawiązać współpracę z tobą.
– Bardzo się z tego cieszę – przerwałem. – Wiesz przecież
jak bardzo interesuję się tymi zagadnieniami.
– Tak wiem Mark, ja też się cieszę. Jest tylko jeszcze jeden
problem, który wymaga wyjaśnienia. Okazało się że
tylko jedna z kopii twojej świadomości posiada zdolność
do samodzielnego myślenia. Pozostałe zachowują się tak,
jak płyty CD. Można wszystko odtwarzać, natomiast komunikacja
z nimi nie jest możliwa. Tego niestety nikt nie
potraił zrozumieć ani tym bardziej wyjaśnić. Początkowo
miałeś być naszym współpracownikiem i jednocześnie
przedmiotem badań jako kopia twojej świadomości. Teraz
jednak podjęto decyzję, aby przekazać twoją świadomość
z karty pamięci zamontowanej w wisiorku do twojego
prawdziwego mózgu. Dopiero od wyników tego eksperymentu
zależeć będzie decyzja o twoim dalszym losie, jeśli
chodzi o współpracę z naszym Ośrodkiem.
– Nie można w takim razie odłożyć tej próby? – zapytałem.
– Może należałoby się skupić nad rozwiązaniem
problemu z pozostałymi kopiami. Mówiąc szczerze tak
bardzo nie spieszy mi się powrót do mojego starego ciała 168
z jego wszystkimi wadami, bólami lękami i innymi dolegliwościami.
Przyzwyczaiłem się już do życia poza ciałem.
Istnienie tylko w formie świadomości bardzo mi się podoba.
Przypuszczam, że w tym stanie istnienia jest jeszcze
wiele do odkrycia. Na pewno znajdzie się wiele form
uprzyjemniania sobie takiego życia.
– Z pewnością masz rację Mark – powiedziała Ann. – Ja
też miałam taką nadzieję. Niestety na ostatniej naradzie
w naszym ośrodku szefowie podjęli inną decyzję. W świetle
tych ostatnich odkryć w świecie nauki zdecydowali, że
priorytet mają badania dotyczące najnowszych odkryć.
Dobrze, że zgodzili się na eksperyment z przekazaniem
twojej świadomości do twojego prawdziwego mózgu. Był
taki moment, że obawiałam się o losy eksperymentu. Jestem
z tobą Mark bardzo związana emocjonalnie i nie wyobrażałam
sobie, by schowali kartę pamięci z twoją świadomością
do jakiegoś schowka z napisem „badania zakończone”.
Zaprzepaszczono by efekt ciężkiej pracy wielu
ludzi. Na szczęście przeważył rozsądek i eksperyment
niedługo się zacznie. Jeszcze jedno Mark. Po zapoznaniu
się jeszcze raz bardzo dokładnie ze wszystkimi planami
dotyczących eksperymentu, mogę przedstawić tobie najbardziej
prawdopodobny jego przebieg. Jestem pewna, że
wszystko odbędzie się dokładnie z planem.
– Czy możesz przybliżyć mi szczegóły? – Przerwałem.
– Oczywiście, powiedziała Ann. Technicznie będzie wyglądało
to najkrócej mówiąc tak.
Karta pamięci z twoją świadomością po odpowiedniej
przeróbce zostanie wszczepiona do twojego prawdziwego
mózgu. Później za pomocą odpowiedniego programu
komputerowego wszystkie dane z karty będą przekazywane
do twojego mózgu. Po zakończeniu tego zabiegu 169
poddany zostaniesz odpowiednim testom. Jeśli wypadną
pozytywnie, zostaniesz wybudzony. Tak to w skrócie bę-
dzie wyglądać.
– Chyba żartujesz sobie ze mnie – powiedziałem. – Tyle
mi mówiłaś o ogromie pracy włożonej w ten eksperyment
a teraz, pstryk i wszystko działa?
– Mark, czemu się dziwisz. Przecież jest to końcowy
etap wielomiesięcznych przygotowań. Wygląda pozornie
na prostą operację ale, uwierz mi, jest to efekt pracy największych
umysłów w tej dziedzinie na świecie. Zresztą
nie będę tłumaczyć tobie wszystkich szczegółów technicznych.
Przypuszczam zresztą, że trochę się ze mną droczysz.
Przecież nie możesz tego nie rozumieć.
– Przepraszam Ann. Oczywiście masz rację. Potraię to
zrozumieć. To wynik mojego zniecierpliwienia. Chciałbym
jak najszybciej mieć to wszystko już za sobą. Jeszcze tylko
dwa pytania, Ann. Czy będę świadomy tego, co dzieje się
ze mną podczas eksperymentu?
– Niestety Mark, tego też nie wiemy. Mam nadzieję, że
nie będziesz nic odczuwał. Prawdopodobnie świadomość
odzyskasz dopiero po wybudzeniu cię ze śpiączki.
– No to niewiele mi twoje wyjaśnienia pomogły. Wiem
na pewno, że nic nie wiem na pewno. Muszę się z tym pogodzić,
prawda?
– Tak, tak to wygląda Mark. Mogę ci jedynie obiecać,
że będę trzymać kciuki za ciebie. Liczę bardzo na naszą
dalszą współpracę. Teraz musisz poczeka,ć aż wszystko
będzie gotowe do przeprowadzenia eksperymentu. Zastawiam
cię w rękach najlepszych specjalistów.
– Ann, jeszcze moje drugie pytanie. Wspominałaś mi
kiedyś, że naukowcy pracują nad odmłodzeniem mojego
ciała. Czy udało im się tego dokonać? 170
– Rzeczywiście Mark, zapomniałam opowiedzieć ci
o tym. Ja skupiam się głównie na badaniach z mojej dziedziny,
dlatego czasem coś mi umyka. Sprawy wyglądają
tak: Początkowo pracowano nad odmłodzeniem całego
twojego ciała. Niestety później kierownictwo doszło do
wniosku, że do przeprowadzenia eksperymentu wystarczy
tylko sprawne serce. Inne narządy miałeś w porządku.
Oczywiście próbowałam namawiać ich do zmiany decyzji
ale nie udało mi się. Powiedziano mi że należy głównie
skupić się na zagadnieniach związanych z funkcjonowaniem
świadomości ludzkiej. Początkowo nawet powstał
pomysł żeby wstrzymać się na jakiś czas z przeprowadzeniem
eksperymentu z twoim udziałem. Na szczęście udało
mi się ich odwieść od tego planu. Nie udało mi się jednak
przekonać ich, żeby dokończyć prace związane z odmładzaniem
całego ciała. W sumie możesz być zadowolony.
Masz nowe serce, które zostało wyhodowane z twoich komórek
macierzystych. To poprzednie schorowane zostało
w naturalny sposób wchłonięte przez twój organizm. Znając
realia, w jakich prowadzi się badania naukowe wiem,
że prędzej czy później wraca się do wstrzymanych badań.
Mam więc nadzieję, że w twoim przypadku też tak będzie.
Kiedyś otrzymasz nowe ciało. Jestem ciekawa jak ty bę-
dziesz to oceniać. Która forma życia będzie według ciebie
lepsza. Tradycyjna w normalnym młodym ciele, czy istnienie
bez ciała, tylko jako świadomość. Jestem przekonana,
że twoje uwagi będą bardzo pomocne w badaniach nad
którymi w najbliższym czasie będą pracować naukowcy.
Chyba już powiedziałam ci wszystko, co miałam do powiedzenia
. Do zobaczenia zatem wkrótce – powiedziała
i wyszła z Laboratorium. 171
Nie minęło nawet pół godziny, kiedy Ann wróciła. Zdziwiłem
się bardzo i natychmiast zapytałem co się stało. Popatrzyła
na mnie tak jakoś smutno i powiedziała:
– Dowiedziałam się przed chwilą, że niezależnie od wyników
eksperymentu, ja wracam do Stanów. Będę zajmować
się badaniami nad sztuczną świadomością. Nie wiem
kiedy wrócę do moich badań nad kopiowaniem prawdziwej
świadomości. Mam tylko nadzieję, że moi szefowie
nie zrezygnują z tych badań. Było by mi naprawdę przykro
gdybym musiała zrezygnować z kontaktów z tobą.
Zatkało mnie zupełnie. Nie mogłem wykrztusić żadnego
słowa. Po chwili jednak zapytałem:
– Co w takim razie ze mną? Nie będzie eksperymentu?
– Nie, nie Mark. Eksperyment będzie przeprowadzony.
Być może tylko nasz kontakt zostanie na jakiś czas zawieszony.
Uwierz mi, że gdyby tak się stało, zrobię wszystko
abym mogła w dalszym ciągu współpracować z tobą. Na
razie nie wszystko jest jeszcze przesądzone. Musimy być
dobrej myśli. Obiecuję, że znajdę sposób, aby skontaktować
się z tobą. Niestety musimy się teraz pożegnać. Zosta-
łam w trybie pilnym wezwana do naszego Ośrodka. Mam
jednak nadzieję, że zdążę na zakończenie tego eksperymentu
i zobaczę cię w komplecie z twoim ciałem. Gdyby
jednak zatrzymano mnie dłużej, zrobię jak już mówiłam
wszystko co w mojej mocy, aby spotkać się z tobą. Teraz
jednak muszę już iść. Trzymaj się i do zobaczenia Mark.
Wyszła z Laboratorium trzymając kciuk prawej dłoni
uniesiony do góry. Uśmiechała się tym swoim magicznym
uśmiechem. Był to jednak trochę inny uśmiech. Trochę
smutny a po policzkach Ann spływały powoli łzy. Kiedy
zamknęły się za nią drzwi mnie również zrobiło się bardzo
smutno. Pomyślałem sobie nawet przez chwilę, że 172
chętnie zrezygnował bym z tego eksperymentu. Chciałem
być z Ann. Ciało nie było mi do niczego potrzebne. Istnienie
w takiej formie jak ostatnio coraz bardziej mi odpowiadało.
Brakowało mi tylko rozmów z Ann. Chciałem porozmawiać
o tym z kierownikiem Laboratorium. Nie zdą-
żyłem niestety. Jeden z naukowców wziął wisiorek z moją
świadomością do ręki. Skierował się do pomieszczenia w
którym leżało moje ciało. Było przygotowane do zabiegu.
Leżało na stole operacyjnym podłączone do wielu rurek i
przewodów. Ten naukowiec powiedział:
– Teraz zajmiemy się twoją świadomością. Podłączymy
ją do odpowiedniego programu komputerowego. Później
twoja karta pamięci zostanie wszczepiona w odpowiednie
miejsce w twoim mózgu i przystąpimy do przekazywania
jej zawartości do twojego mózgu. To potrwa kilka dni, ale
ty nie będziesz tego świadomy. Wiem że Ann powiedziała
ci jak to się będzie odbywać, prawda?
Chciałem, żeby zawołał kierownika, ale kiedy tylko powiedziałem
tak, ten naukowiec powiedział.
– No to zaczynamy.
W tym samym momencie wszystko odpłynęło. Zapadłem
w nicość.173
EPILOG
Powoli coś zaczęło do mnie docierać. Początkowo jakieś
szmery i niewyraźne głosy. Ucieszyłem się, że eksperyment
się udał. Byłem jednak jeszcze tak bardzo słaby, że
nie mogłem nawet otworzyć oczu. Chciało mi się spać. Nie
miałem siły by walczyć z tym. Poddałem się i zasnąłem.
Po jakimś czasie zacząłem się budzić. Słyszałem wyraźnie
kilka głosów.
Próbowałem otworzyć oczy i ku mojej ogromnej rado-
ści,udało się. Zobaczyłem kilka twarzy pochylających się
nad moją głową. Jedna z nich uśmiechnęła się do mnie
i zapytała:
– Jak się pan czuje?
Chciałem odpowiedzieć, że dobrze, ale mi nie wyszło.
Z mojego gardła wydobywały się tylko jakieś niezrozumiałe
dźwięki. Kiwnąłem tylko głową. Twarz przede mną
chyba zrozumiała. Odsunęła się trochę. Zobaczyłem postać
mężczyzny w lekarskim kitlu.
– No chyba nam się udało. Mam wrażenie, że udało nam
się go całkowicie wybudzić ze śpiączki.
Następnie zwrócił się do mnie:
– Nazywam się Kraft. Jestem tutaj ordynatorem. Będzie
mnie pan oglądał przez kilka dni, jak zresztą i pozostałe
osoby z mojego zespołu. Wiem, że jest pan bardzo osłabiony.
Powrót do pełni zdrowia zajmie trochę czasu. Mam
jednak nadzieję, że wszystko jest w najlepszym porządku. 174
Będzie pan poddawany różnym testom i rehabilitacji. My-
ślę, że za kilka tygodni wróci pan w pełni sił do domu.
Chciałem o coś zapytać ale nie mogłem wyartykułować
żadnego słowa. Ordynator powiedział:
– Wiem, że ma pan wiele pytań. To normalne, ale musimy
jeszcze trochę poczekać. Na początek proszę dwa razy
skinąć głową na znak, że wszystko o czym mówiłem było
dla pana zrozumiałe i że wie pan gdzie się znajduje.
Skinąłem dwa razy głową. Ordynator był bardzo zadowolony.
Byłem pewny, że wszystko się uda. Do mnie powiedział:
– Teraz dostanie pan kilka leków w kroplówce. Głównie
są to leki wzmacniające. Powinien pan teraz odpocząć.
Jutro rano spotkamy się. W międzyczasie ustalę sposób
postępowania z panem. Sposób najbardziej korzystny dla
pana zdrowia. Teraz proponuję żeby pan po prostu pró-
bował zasnąć. Zdaję sobie sprawę z tego że po tak długo
trwającej śpiączce farmakologicznej, proponowanie panu
snu brzmi niedorzecznie. Jest jednak różnica między tą
śpiączka w której znajdował się pan dotychczas a snem
który panu proponuję. Proszę więc skorzystać z mojej
propozycji i dużo spać. Z każdą minutą nabierać będzie
pan coraz więcej sił.
– Do zobaczenia jutro – powiedział i wyszedł.
W sali zostały tylko pielęgniarki. Uśmiechały się do
mnie i przystąpiły do swoich obowiązków. Podłączały
kroplówki, zmieniły pościel i ciągle mówiły, że już wszystko
będzie dobrze i mam się niczym nie przejmować. To
było bardzo miłe uczucie. Dawno niczego podobnego nie
doświadczyłem. Byłem przekonany, że operacja przekazywania
danych z karty pamięci do mojego mózgu powiodła
się. Zastanawiałam się tylko dlaczego nie widzę Ann 175
i innych znanych mi już naukowców z Laboratorium. Zorientowałem
się też, że jestem również w innym pomieszczeniu.
Nie zaniepokoiło mnie to zbytnio. Pomyślałem że
może Ann nie przyleciała jeszcze ze Stanów a przeniesiono
mnie do innej sali dlatego, że były tu lepsze warunki
do tego, abym szybciej odzyskał pełnię sił. Zresztą jutro
będzie czas na zadawanie pytań. Po chwili pełen radości
że operacja powiodła się i nadziei na normalne życie zasnąłem.
Nazajutrz obudziłem się wypoczęty i w świetnym nastroju.
Chciałem jak najszybciej dowiedzieć się czy eksperyment
powiódł się. Czy nie było jakieś komplikacji i kiedy
zobaczę Ann. W sali w której leżałem były tylko dwie
pielęgniarki zajęte swoimi obowiązkami. Obserwowałem
je przez chwilę. Wszystko co robiły wykonywały bardzo
sprawnie. Postanowiłem trochę z nimi porozmawiać.
Miałem nadzieję, że powiedzą mi nieco więcej niż lekarze.
Nie wiedziałem od czego zacząć. Na początek poprosiłem
o coś do picia. Obydwie były bardzo zaskoczone. Jedna
z nich powiedziała:
– Bardzo cieszy nas, że zaczął pan mówić. Zwykle po
wybudzeniu ze śpiączki pacjenci pierwsze słowa wypowiadają
dopiero po kilku dniach. Panu udało się to po
kilku godzinach. Co do picia o które pan prosił, muszę
zapytać lekarza. Płyny dostaje pan w kroplówce więc nie
wiem, czy może pan normalnie pić.
– Już idę po lekarza – powiedziała i wyszła.
Druga pielęgniarka uśmiechnęła się i stwierdziła:
– Zrobił pan wszystkim dużą niespodziankę. Myślę, że
oni się ucieszą.
Postanowiłem jeszcze zapytać ją, czy wie dlaczego
znajduję się na tej sali a nie w Laboratorium i czy widziała 176
panią profesor Ann. Popatrzyła na mnie z lekkim zdziwieniem.
– Nic mi nie wiadomo o jakimś Laboratorium. To jest
oddział intensywnej terapii. O żadnej profesor Ann też
nic nie słyszałam. Zresztą zaraz będzie obchód lekarski to
będzie mógł pan zapytać o wszystko naszego ordynatora,
profesora Krafta.
Zdziwiła mnie jej odpowiedź ale pomyślałem, że może
musiała tak mi odpowiedzieć. Lekarze z reguły nie lubią
kiedy się ich wyręcza. Na wszystkie pytania dotyczące leczenia
zawsze chcą odpowiadać sami. Czekałem więc na
lekarski obchód. Po kilku chwilach do sali weszło kilkana-
ście osób z ordynatorem na czele.
– Widzę, że jest pan w doskonałej formie – powiedział.
– Cieszę się bardzo, ponieważ z tego co mam napisane
w pana karcie choroby stan pana zdrowia nie był najlepszy.
Powiem więcej. Szanse na przeżycie po tak rozległym
zawale miał pan praktycznie zerowe. Dobrze się stało że
lekarze zdecydowali się spróbować zupełnie nowej metody
leczenia. Jak widać udało się. Całą noc, kiedy pan spał
poddawano pana różnym testom. Wypadły zaskakująco
dobrze. Jeśli rehabilitacja przebiegnie równie sprawnie,
za kilka dni wypiszemy pana do domu. Bardzo się cieszę,
że tak szybko wraca pan do zdrowia. Będzie pan sławny.
– Dlaczego spytałem?
– Dlatego, że jest pan pierwszym pacjentem, który
praktycznie bez szans na przeżycie, nagle dochodzi do
zdrowia i to w jakim tempie.
– Myślę, że jest to zasługa zespołu pani profesor Ann
– powiedziałem. – Jeśli już o tym mówimy, czy wie pan
kiedy będę mógł się z nią zobaczyć? Czy wróciła już ze 177
Stanów i czy operacja przekazywania mojej świadomości
przebiegła bez zakłóceń?
Nagle zrobiło się zupełnie cicho. Wszyscy obecni w sali
patrzyli na mnie jakoś tak dziwnie. Ordynator zapytał
mnie, o czym mówię. Powtórzyłem wszystko jeszcze raz.
Tym razem jego twarz przybrała surowy wygląd. Zwrócił
się do swoich asystentów. Musimy przeprowadzić dodatkowe
testy. Proszę włączyć do nich neurologa i psychiatrę.
– Jakiego psychiatrę, przecież nie zwariowałem. Wiem
co mówię. Proszę skontaktować się z profesor Ann a jeśli
nie wróciła jeszcze ze Stanów to z kierownikiem Laboratorium
zajmującym się między innymi zagadnieniami kopiowaniem
ludzkiej świadomości. On wszystko wyjaśni.
O ile wiem, Laboratorium to mieści się w jednym z budynków
usytuowanych na terenie Kliniki Uniwersyteckiej naprzeciw
tego szpitala. Można się tam dostać korytarzem
z najniższego poziomu tego budynku. Potrzebna jest tylko
specjalna karta otwierająca drzwi do tego korytarza.
Ordynator coś powiedział do pielęgniarki, a ona
wstrzyknęła do mojej kroplówki jakiś płyn. Do mnie zaś
powiedział:
– Musimy jeszcze raz wszystko sprawdzić. Możliwe, że
doszło u pana do niewielkich zaburzeń spowodowanych
chwilowym niedotlenieniem mózgu. Proszę się jednak
nie martwić się na zapas. Mam nadzieję, że szybko sobie
z tym poradzimy. Wrócimy do tego tematu jak będziemy
wiedzieć coś więcej. Na razie będzie pan poddawany rehabilitacji.
Pana mięśnie zbyt długo nie były używane.
Niech pan przykłada się do ćwiczeń.
Usłyszałem jeszcze jak mówił do swoich asystentów, że
to bardzo dziwny przypadek. Nie przejąłem się tym. Dziw-178
ny czy nie, ja wiedziałem swoje. Czekałem na Ann. Kiedy
ona zjawi się, wszystko wyjaśni i jeśli jest tak jak mówił
ordynator, wkrótce wrócę do domu. Miałem również nadzieję
na współpracę z Ann. Ciekawy byłem jej reakcji na
mój widok. Przecież ona mnie jeszcze nie widziała.
Na drugi dzień miałem wizytę neurologa. Poprosił mnie
abym opowiedział mu wszystko to, co mówiłem ordynatorowi.
Opowiedziałem oczywiście wszystko. Poprosiłem
jeszcze, aby pomógł mi skontaktować się z Ann. Neurolog
powiedział, że pracuje tutaj od niedawna i obawia się, że
nie będzie mi mógł pomóc, ale spróbuje. Dodał jeszcze, że
teraz przejdę szereg testów i badań. Na początek opukał
małym młoteczkiem różne części mojego ciała. Następnie
powiedział jednej z pielęgniarek żeby zawiozła mnie na
badania do pracowni tomograicznej. Tam poddawano
mnie różnego rodzaju badaniom. Przeszedłem nie tylko
badanie tomograiczne całego ciała ale również wykonano
mi rezonans magnetyczny. Później neurolog podłączał
mnie do wielu innych urządzeń i wykonywał jakieś badania.
Po zakończeniu wszystkich powiedział że na razie
nie widzi niczego niepokojącego. Podda jeszcze dokładnej
analizie wszystkie wyniki i jutro przyjdzie do mnie.
Następnego dnia po południu przyszedł do sali w której
leżałem. Ja przed chwilą skończyłem kolejną serię ćwiczeń
rehabilitacyjnych i byłem bardzo zmęczony. Neurolog
powiedział, że moja kondycja wyraźnie poprawia się i
że to bardzo dobrze wróży. Mam szansę na szybki powrót
do zdrowia tym bardziej, że wszystkie wykonane wczoraj
badania i testy wypadły bardzo dobrze. Ze strony neurologicznej
nie wykazały żadnych odchyleń od normy i jego
rola na tym się kończy. Pożegnał się ze mnę, życzył szybkiego
powrotu do zdrowia i wyszedł. 179
Nic z tego nie rozumiałem. Dlaczego nikt nie chce mnie
słuchać ,kiedy opowiadam o Laboratorium, badaniach
nad świadomością i o profesor Ann. Postanowiłem jeszcze
raz porozmawiać z ordynatorem. Kiedy powiadomi-
łem lekarza dyżurnego, że chcę rozmawiać z ordynatorem,
powiedział, że nie będzie go przez kilka dni. Jest na
jakimś sympozjum, ale jeśli mam jakąś prośbę postara się
ją spełnić. Wahałem się chwilę, ale postanowiłem również
temu lekarzowi opowiedzieć o tym, o czym mówiłem ordynatorowi
i neurologowi. Poprosiłem również, żeby dowiedział
się co dzieje się z Ann. Lekarz obiecał zająć się
tym. Jeszcze tego samego wieczora przyszedł do mnie.
Powiedział, że naprawdę chciał mi pomóc, ale nikt nie
słyszał o Laboratorium, badaniach, czy o profesor Ann.
Powiedział, że jest mu bardzo przykro, że nie mógł mi pomóc
ale dodał, że rozmawiał jeszcze z neurologiem. Oboje
doszli do wniosku, że cierpię na jakieś zaburzenia spowodowane
prawdopodobnie niedotlenieniem mózgu, które
wystąpiło podczas ratowania mojego życia po przebytym
zawale serca. Ponieważ dotychczasowe badania niczego
niepokojącego nie wykazały, postanowili poprosić o konsultacje
psychiatrę. Zapytał mnie, czy wyrażam zgodę na
badania psychiatryczne. Natychmiast chciałem zaprzeczyć.
Nie byłem wariatem. Wiem, co ostatnio przeżywa-
łem. Po chwili jednak doszedłem do wniosku, że właściwie
czemu nie. Psychiatra jest jedyną osobą, która potrai
słuchać. Może więc pomoże mi odszukać Ann i nareszcie
cała ta historia wyjaśni się. Tym bardziej, że cały personel
zajmujący się mną jakoś dziwnie zaczął na mnie patrzeć.
Powiedziałem więc, że zgadzam się. Lekarz stwierdził, że
spodziewał się takiej decyzji. Uzgodnił, że psychiatra spotka
się ze ma w przyszłym tygodniu. Podziękowałem mu, 180
wyrażając nadzieję, że może do tego czasu odnajdzie się
Ann i cała rozmowa z psychiatrą stanie się niepotrzebna.
– Może i tak – odpowiedział. Na razie jednak proszę się
skupić na ćwiczeniach.
Obiecałem, że tak będzie. Przez następne kilka dni
ćwiczyłem jak oszalały. Rehabilitanci wręcz siłą usiłowali
mnie powstrzymać od wykonywania ćwiczeń z taką intensywnością.
Nie bardzo chciałem ich słuchać, bo czu-
łem że z każdą godziną przybywa mi sił. Praktycznie nie
musiałem korzystać już z wózka. Potraiłem samodzielnie
chodzić korytarzem przez kilkanaście minut.
Po tygodniu zjawił się ordynator. Był zdumiony tym jakie
poczyniłem postępy. Obejrzał moją historię choroby,
wypytał o kilka rzeczy i stwierdził, że być może za kilka
dni wypisze mnie do domu. Ucieszyłem się bardzo, ale
tym bardziej chciałem dowiedzieć się, co stało się z Ann.
Zapytałem więc ponownie o to ordynatora.
– Niestety, ja wszystko co wiedziałem na ten temat już
panu przekazałem. Mogę tylko opowiedzieć jeszcze panu,
jaki przebieg miała historia pana choroby w naszym szpitalu.
Z karty informacyjnej wynika że doznał pan rozległego
zawału serca. Próba pana reanimacji nie przynosiła
spodziewanych rezultatów. Kiedy tutejsi lekarze chcieli
już zrezygnować, wtedy zupełnie przypadkowo zjawiło się
na sali kilku profesorów wraz ze studentami Kliniki Uniwersyteckiej
usytuowanej obok naszego szpitala. Chcieli
oni pokazać studentom jak w praktyce wygląda ratowanie
pacjenta po zawale serca. Kiedy zorientowali się jak poważna
jest sytuacja i że zastosowane dotychczas metody
leczenia raczej nie pomogą, zdecydowali o przewiezieniu
pana do Kliniki. Zrobiono to w ostatniej chwili. Tam po
zastosowaniu zupełnie nowatorskiej metody, naprawio-181
no panu serce i wszystko wydawało się być w porządku.
Niestety z niewiadomych powodów nie można było pana
wybudzić ze śpiączki farmakologicznej. Wie pan o tym że
w poważniejszych zabiegach stosuje się taki sposób postępowania,
żeby jak najmniej obciążać organizm.
– Tak wiem – odpowiedziałem, jest to powszechnie
znana metoda.
– No właśnie – powiedział ordynator. – Jednak coś poszło
nie tak, bo przez kilka tygodni nie można było pana
wybudzić. Zdecydowano więc że wróci pan znowu do
naszego szpitala. Oddział którym kieruję specjalizuje się
w wybudzaniu pacjentów ze śpiączki i późniejszej ich
rehabilitacji. Jak pan widzi udało się pana wybudzić. To
wszystko co wiem w pana sprawie.
Ja nie dawałem jednak za wygraną i dalej domagałem
się odszukania Ann. Zapytałem jeszcze, jak wobec tego
wytłumaczy mi dlaczego przeprowadzono operację na
moim mózgu. Ordynator spojrzał na mnie i powiedział.
– Spodziewałem się takiego pytania dlatego przyniosłem
pana zdjęcia z tomograii i rezonansu magnetycznego
pana mózgu. Nigdzie nie ma śladu po przeprowadzeniu
operacji na mózgu. Nie muszę chyba panu tłumaczyć,
że otwarcie czaszki zostawiłoby ślady.
– Tak ma pan rację, ale mam dalej wątpliwości. Powiedział
pan, że przybywałem w Klinice kilka tygodni. To
prawda, ale nie rozumiem jaki to ma związek?
– Już mówię.
– Proszę mi tylko powiedzieć jak długo przebywam na
pana oddziale?
–Zaraz spojrzę tylko do karty. Dokładnie szesnaście tygodni.
182
– No właśnie. Kilka tygodni w klinice i kilkanaście tutaj.
Razem kilka miesięcy, prawda?
– No tak, ale dalej nie rozumiem – powiedział ordynator.
– W takim razie proszę mi powiedzieć po jak długim
czasie od otwarcia czaszki mogły zniknąć ślady po jej
otwieraniu?
Ordynator spojrzał na mnie i powiedział:
– Teoretycznie po kilku, może kilkunastu tygodniach.
Ale to niedorzeczne, po pierwsze nie ma tutaj jakiegoś tajnego
Laboratorium, a po drugie nikt nie słyszał o tajemniczej
profesor Ann.
– Ja jednak panie ordynatorze będę upierał się przy
swoim. Mam nadzieję, że wkrótce będę mógł tego dowieść.
– Niech pan próbuje. Ja jednak obstawiam że są to jakieś
zaburzenia, których przyczyną było krótkotrwałe
niedotlenienie mózgu.
– No dobrze panie ordynatorze. Widzę że nie przekonam
pana. Wie pan zapewnem, że zgodziłem się na badania
psychiatryczne. Jestem przekonany, że one pomogą
wszystko wyjaśnić.
– Wiem o tych badaniach, powiedział ordynator. Nie
mam nic przeciwko nim. Myślę jednak że nie potwierdzą
one pana wersji, ale życzę powodzenia. Spotkamy się po
badaniach. Chciałbym zapoznać się z ich wynikami. Ostatnie
dni były dla pana bardzo wyczerpujące, więc niech pan
zwolni trochę tempo. Proszę pamiętać, że nie jest pan już
pierwszej młodości i należałoby się oszczędzać. Choć prywatnie
muszę przyznać, że bardzo mi pan zaimponował.
Rzadko zdarza się, nawet wśród młodych ludzi by z taką
zaciętością i zapałem podchodzili do ćwiczeń. Jednak jako 183
lekarz, zalecam umiar. Widzimy się za parę dni. Powodzenia
– powiedział i wyszedł.
Psychiatra przyszedł następnego dnia przed południem.
Byłem już po ćwiczeniach. Leżałem na łóżku i odpoczywałem.
Psychiatra podszedł do mnie przedstawił
się i zapytał czy możemy porozmawiać. Powiedziałem że
tak i że jestem zadowolony z tego, że chce poświęcić mi
trochę czasu. Spodziewałem się, że nasza rozmowa bę-
dzie dotyczyć mojego wypytywania o Ann. Myliłem się.
Rozmawialiśmy właściwie o wszystkim tylko nie o Ann.
Ten psychiatra wydawał mi się bardzo sympatyczny. Chyba
nawet go polubiłem. Rozmowa z nim sprawiała mi
ogromną przyjemność. Poczułem że po raz pierwszy ktoś
traktował mnie poważnie. Kiedy już chciałem zadać mu
pytania dotyczące Laboratorium, Ann i całej tej niezrozumiałej
dla mnie sytuacji, lekarz powiedział:
– Myślę, że na dzisiaj powinniśmy zakończyć. Przyjdę
do pana pojutrze. – Pożegnał się i poszedł.
Ta rozmowa utwierdziła mnie w przekonaniu, że nie
wymyśliłem sobie tego wszystkiego. Tutaj musiało być
Laboratorium. Ann też istniała. Następnego dnia miałem
przerwę w rehabilitacji, więc chodziłem sobie po szpitalnych
korytarzach. Czasami wyglądałem przez okno. Na
zewnątrz przyroda budziła się do życia. Kwitły wszystkie
drzewa, a ptaki jak zwykle na wiosnę zachowywały się
bardzo głośno. Pomyślałem, że czas najwyższy poprosić
ordynatora o zgodę na spacery po przyległym do szpitala
parku. W pewnym momencie zobaczyłem przez okno
znajomą postać. Serce zaczęło mi walić jak oszalałe. Nie
mogłem się mylić. To była Ann. Naprawdę to była ona. Zauważyła
mnie i uśmiechnęła się tylko tak, jak ona to potraiła.
Byłem bardzo szczęśliwy. Byłem przekonany, że 184
ona przyjechała do mnie a może nawet po mnie. Oczyma
wyobraźni widziałem się znowu w ośrodku badawczym
w Stanach. Tym razem już w innej roli. W komplecie z moim
ciałem i jako współpracownik Ann. Nie mogłem się doczekać
kiedy Ann wejdzie do budynku szpitala i będziemy
mogli się poznać. Mam na myśli, że to Ann będzie mogła
poznać mnie w całej okazałości. Ja przecież wiedziałem
jak ona wygląda. Ann znała tylko moją świadomość. Ale
skoro uśmiechała się do mnie to znaczy, że mnie rozpoznała.
Nie mogłem na razie bez zgody ordynatora opuszczać
oddziału szpitalnego, więc z nieukrywaną niecierpliwością
czekałem na Ann. Tymczasem ku mojemu ogromnemu
zaskoczeniu, Ann pomachała mi ręką, wsiadła do
samochodu i odjechała. Nie mogłem tego zrozumieć. Poczułem
ogromne rozczarowanie i żal. Po głowie chodziła
mi tylko jedna myśl. Co się stało, dlaczego ona odjechała.
Wróciłem do sali. Musiałem źle wyglądać, bo pielęgniarka
natychmiast zadzwoniła po lekarza a mnie kazała po-
łożyć się do łóżka. Lekarz zbadał mnie i powiedział, że
przestrzegał mnie przed niekorzystnymi skutkami zbyt
forsownych ćwiczeń.
– Panie doktorze – powiedziałem – to nie z powodu
ćwiczeń. Ja przed chwilą przez okno zobaczyłem profesor
Ann. Proszę mi uwierzyć, ona naprawdę istnieje. Lekarz
spojrzał na mnie i zapytał.
– W takim razie gdzie jest teraz ta pani profesor?
– No właśnie, ona wsiadła do samochodu i odjechała.
Przyznam, że tego zupełnie nie rozumiem.
– Panie Marku – powiedział lekarz. – Proszę mi wybaczyć
ale sądzę, że to się panu tylko tak wydawało. Myślę,
że to jednak z przemęczenia.
Zwracając się do pielęgniarki powiedział: 185
– Proszę zwiększyć panu dawkę leku uspokajającego.
Proszę teraz wypoczywać. Ja muszę porozmawiać o tym
z ordynatorem.
Wiedziałem, że go nie przekonam. Ja wiem co widzia-
łem. Dziwiłem się tylko dlaczego ona odjechała. Gdy tak
rozmyślałem do sali weszła jedna z pielęgniarek i wrę-
czyła mi list. Ten list ktoś zostawił dla pana na portierni
powiedziała. List? Zdziwiłem się. Od kogo? Przecież ja nie
mam tutaj żadnych znajomych. Nie chciało mi się czytać
tego co tam było. Byłem bardzo wyczerpany ostatnimi
wydarzeniami. Po chwili jednak otworzyłem go. Już po
pierwsze przeczytane słowa poderwały mnie na równe
nogi. Krzyknąłem. Dostałem wiadomość od Ann. Na kartce
papieru było tylko kilka słów. „Przepraszam Mark. Jeszcze
nie teraz. Uzbrój się w cierpliwość. Ann”. Niżej widniał
dopisek. „Te zdania zaraz znikną. Odezwę się. Pa”. Na mój
krzyk do sali wbiegły pielęgniarki.
– Co się stało? Dlaczego pan krzyczy? Dostałem list od
Ann. Proszę, same zobaczcie – i podałem im ten list.
Pielęgniarki patrzyła to na podany im list, to na mnie.
Przecież tutaj nic nie ma.
– Jak to nie ma? – Zdziwiłem się. – Przecież czytałem.
Proszę mi to oddać.
List był pusty. Nie było na nim nic napisane. Wtedy
przypomniałem sobie ten dopisek. Zrozumiałem że Ann
napisała to atramentem sympatycznym, który po kilkunastu
sekundach spowodował, że wszystko co tam było,
zniknęło.
– Rzeczywiście nic tam nie ma. Przepraszam, chyba coś
mi się przewidziało wykrztusiłem. Położę się.
– Tak będzie najlepiej – powiedziała pielęgniarka. 186
Dalszy ciąg opowiadania znajdziecie Państwo w książce "Podwójna świadomość".
Zachęcam do przeczytania tej książki. Kontakt mailowy. skulskijm@op.pl